Fuzje klubów, ich połączenia czy odkupowanie licencji jednych drużyn przez inne są w Polsce bardzo popularne. Ktoś ma na pewno w tym swój biznes, jednak trend ten jest ogólnie publicznie krytykowany. Myślę, że PZPN powinien coś z tym fantem zrobić i nie powinno przenosić się drużyny ze Świnoujścia do Rzeszowa... albo jeszcze gdzieś indziej.
Jak zwał, tak zwał „przekręty”, jakie robią kluby ze swoimi licencjami na grę w danej lidze. Dochodzi do nich zazwyczaj dlatego, że obecnemu właścicielowi jednego klubu znudziło się już inwestować w swój zespół, a w tym samym momencie jakiś inny biznesmen zapragnął pobawić się w futbol w innym miejscu lub jeden klub stoi na granicy bankructwa, a drugi ma za dużo kasy i ambitne plany. Te dwa proste argumenty łączenia się drużyn lub odkupowania licencji budzą, w światku nie tylko kibicowskim, wielkie kontrowersje, a PZPN zbiera krytykę. Trzeba dodać, że jest ona zasłużona.
Zrozumieć jeszcze można fuzje czy połączenia (jak kto woli) klubów z jednego miasta. Miejscy urzędnicy czy lokalni sponsorzy nie są na tyle hojni, aby utrzymywać dwie organizacje na przyzwoitym poziomie, dlatego często dochodzi do ich scalenia. Zdarza się to zazwyczaj w mniejszych miejscowościach, a przykładem z ostatnich latach może być Zielona Góra. Uczniowski Klub Piłkarski (UKP) Zielona Góra, który słynie w Polsce ze szkolenia młodzieży na dobrym poziomie, połączył się z tamtejszą Lechią, której atutem był zespół seniorów na wyższym poziomie. Dla zielonogórskich władz fuzja była warunkiem koniecznym, aby w większym stopniu dbać o piłką nożną w Grodzie Bachusa.
Z kolei mało wytłumaczalne i chwalone są połączenia klubów z różnych miast. Najlepiej w tym przypadku oprzeć się na Amice Wronki i Lechu Poznań. W sezonie 2005/2006 oba kluby z powodzeniem rywalizowały w ekstraklasie (4. i 6. miejsce). Jednak we Wronkach nie było zbytniego potencjału kibicowskiego i stadion był malutki, a WKP Lech ledwo wiązał koniec z końcem. Z tego powodu Jacek Rutkowski, prezes ówczesnej Amiki, i Radosław Majchrzak, prezes klubu z Poznania, utworzyli obecny KKS Lech Poznań. Nowy twór przystąpił do rozgrywek pod właśnie taką nazwą, ale na licencji drużyny z Wronek.
Ogólnie rzecz biorąc, WKP Lech Poznań przestał istnieć, a Amica Wronki wystawiła początkowo zespół w III lidze, aby ostatecznie po kilku latach zniknąć z piłkarskiej mapy Polski. To wejście Amiki w starego Lecha wzbudziło zażenowanie wśród kibiców z całego kraju. Do tej pory często słychać szydzenie z „Kolejorza”, który nazywany jest kuchenkami…
Jednak jeszcze głośniejsza sprawa miała miejsce w 2008 roku. Wtedy to Zbigniew Drzymała, właściciel Groclinu Grodzisk Wielkopolski, zdecydował o zaprzestaniu inwestowania w klub. Po nieudanych próbach przeniesienia drużyny do Szczecina i Wrocławia, gdzie środowisko kibicowskie było zdecydowanie przeciwko takiemu przekrętowi, na horyzoncie pojawił się Józef Wojciechowski. Dobrze znany w Polsce deweloper, który rządził w II-ligowej (obecnej w I lidze) wówczas Polonii Warszawa, zdecydował przejąć interes od Drzymały na zasadzie wykupienia licencji na ekstraklasę klubu z Wielkopolski. W ten sposób „Czarne Koszule”powróciły w niechlubny sposób do elity polskiej piłki, a kosztowało je to jedynie 20 milionów złotych, które Wojciechowski przelał na konto bossa z 18-tysięcznego Grodziska. PZPN oczywiście uznał to za prawidłową transakcję, mimo sprzeciwu kibiców jednego i drugiego klubu. Dziennikarze nie pozostawili suchej nitki na Wojciechowskim, Drzymale oraz władzach polskiej piłki. Jednak ci nie przejęli się zbytnio tym faktem, bo w końcu każdy z nich ugrał na tym manewrze swój interes. W końcu biznes rządzi światem.
Od tamtego czasu upłynęło już sporo lat, ale, jak widać, mało kto wyciągnął wnioski. Najmniej z pewnością władze PZPN, które niby straszą, że wymogi licencyjne się zdecydowanie zaostrzyły i będą restrykcyjnie przestrzegane, a w rzeczywistości wychodzi to zupełnie inaczej. Nie mówiąc już o tym, że kluby nadal robią „przekręty” na oczach wszystkich, a PZPN nie reaguje. Mowa tutaj o sprawie związanej z I-ligową Flotą Świnoujście i III-ligową Stalą Rzeszów. Nadmorski klub po wycofaniu się z finansowania władz miasta stoi nad przepaścią bankructwa i nie wystartuje na zapleczu ekstraklasy. Licencję na udział w tych rozgrywkach odsprzedał za (nieoficjalnie) 700 tys. złotych spadkowiczowi II ligi wschodniej, Stali Rzeszów. Ku takiemu obrotowi sprawy protestowali kibice „Wyspiarzy”, którzy na forach internetowych dostawali wyrazy wsparcia z całej Polski. Wszystko to jednak na nic, bo jak w poniedziałek PZPN podpisze się ( a z pewnością tak się stanie) pod wykupieniem prawa do gry w I lidze przez rzeszowski klub, to Flota zagra w lidze okręgowej. Kolejny raz władze związku zaakceptują rzecz, która nie powinna mieć miejsca.
Tak narzekam na to kupowanie licencji czy fuzje klubów, a jak moim zdaniem powinno to wyglądać? W przypadku Floty i Stali klub ze Świnoujścia powinien przystąpić do rozgrywek III ligi, bo chyba już na to pieniądze by znaleźli, podobnie jak piłkarze z Rzeszowa, którzy piłkarsko zasługują właśnie na ten poziom rozgrywkowy. W miejsce „Wyspiarzy” w I-lidze powinna zagrać Puszcza Niepołomice, która uplasowała się na najwyższym miejscu wśród spadkowiczów. Rozwiązanie proste, niekrzywdzące nikogo. Prawdziwi kibice Floty i Stali również powinni być zadowoleni i wspierać swoje kluby nawet w niższej lidze, a nie wystawiać się na pośmiewisko całej Polski. Jednak w chwili obecnej na takie pośmiewisko wystawiają się władze PZPN, które zgadzają się na fuzje, przejęcia czy odkupowanie licencji. Światem rządzą interesy. Niestety, piłką nożną również.