Kiedy upadnie mit?


Ostatnie miesiące pozwalają człowiekowi wierzyć, że w piłce europejskiej idzie ku lepszemu. Kompletnie nierealistyczne sumy transferowe piłkarzy do najzamożniejszych klubów w Premiership, ekstremalnie wysokie gaże dla zawodników, dramatycznie ujemne zestawienia przychodów na rzecz kosztów, to tylko wierzchołek góry lodowej, która może się roztopić lada chwila.


Udostępnij na Udostępnij na

A dlaczego piszę, że jest to pozytywny przejaw? Ponieważ tylko w ten sposób zostaną docenieni prezesi, kluby, menedżerowie, którzy dbając o przyszłość i dobro klubu nie szastali pieniędzmi, nie kupowali po zawyżonych cenach gwiazd, stawiali na piłkarzy mało znanych, albo kompletnie anonimowych. W Anglii za kilka lat będzie to widać w niezwykłym kontraście obrazu.

Spektakularne pieniądze, spektakularne sukcesy, czy równie spektakularne upadki?

Pierwszym człowiekiem z „naprawdę wielką kasą” był w Anglii rosyjski magnat naftowy Roman Abramowicz (w 2008 roku Forbes ocenił jego majątek na 22.5 mld $). Kiedy przejmował Chelsea świat piłkarski podzielił się na zwolenników i przeciwników „The Blues”. Mało kto jednak zastanawiał się, jak to jest możliwe, że klub, który co prawda biedą nie raził, ale krezusem też nie był, zaczął wydawać miliony funtów nie mając kompletnie dochodów, lub mając je bardzo niezadowalające. Przecież każdy rozsądny administrator czy szef firmy nigdy by sobie na taką sytuację nie pozwolił.

Kibic Chelsea może zapewne wytoczyć częsty kontrargument, tzn. „piszesz Pan tak, bo kibicujesz pewnie któremuś z klubów zza miedzy” (Arsenal, West Ham, Tottenham itd.). Ale niech ten kibic się zastanowi. Abramowicz wtłoczył w klub ze Stumford Bridge setki milionów, jeśli nie miliardy funtów, a w zamian zyskał raptem kilkanaście, kilkadziesiąt mln. Bilans bezapelacyjnie jest ujemny. Przyjmując że rosyjski miliarder naiwniakiem nie jest (a skoro jest właścicielem tak ogromnej fortuny to można do takiego założenia dopuścić), kiedyś powie „dosyć”. Co zresztą już ma miejsce. A kto przejmie firmę-bankruta, z gigantycznymi zaległościami finansowymi? Albo klub zostanie wykupiony przez jakiegoś bogatego fanatyka Chelsea i skończy z jeszcze większymi długami, albo zostanie zdegradowany z powodów finansowych. Teraz zapytam fana Chelsea: czy więc warto?

Podobna sytuacja do tej w Chelsea ma miejsce w FC Liverpoolu (amerykańscy właściciele Tom Hicks i George Gillet Jr.), Tottenhamie Hotspur (Daniel Levy), Manchesterze City (arabski potentat naftowy Mansour bin Zayed Al Nahyan). We wszystkich wymienionych klubach wydaje się dużo więcej niż zarabia. I rzadko ktoś widzi w tych działaniach niekonsekwencję i nieodpowiedzialność władz klubu.

Najpierw sukces, potem komornik

W tym momencie warto kibicom angielskich potentatów przypomnieć historię klubu, który jeszcze kilka lat temu zadziwiał cała piłkarską Europę, a dziś tuła się po niższych ligach. Mowa o zespole Leeds United. Popularne „Pawie” na przełomie wieków były prawdziwym objawieniem europejskich boisk. Grająca ofensywną, piękną dla oka piłkę drużyna Davida O’Leary’ego, naszpikowana młodymi, zdolnymi futbolistami (m. in. Rio Ferdinand, Alan Smith, Harry Kewell, Mark Viduka, Jonathan Woodgate) miała przed sobą świetlaną przyszłość. Jednak fatalne posunięcia zarządu spowodowały, iż klub znikł praktycznie z piłkarskiej mapy Europy.

Klub z Leeds zaciągnął 30. milionową pożyczkę, która okazała się zabójcza dla jego budżetu. Mania wielkości, złe oszacowanie sytuacji finansowej, czy po prostu naiwność? Odpowiedź i tak jest bez znaczenia. Konsekwencje były opłakane w skutkach. Nie pomogły wielomilionowe transfery gwiazd Leeds do innych klubów (np. Ferdinand trafił do Manchesteru United za 30 mln. funtów). Następowała powolna agonia klubu z Elland Road. Najpierw spadek z Premiership, dwa lata gry na zapleczu ekstraklasy, na skutek pogłębiających się problemów finansowych kolejny spadek o szczebel rozgrywkowy niżej. Obecnie zespół z hrabstwa West Yorkshire gra w Division 1, czyli odpowiedniku polskiej II ligi.

Ta smutna epopeja drużyny z długimi tradycjami, rzeszą kibiców pokazuje jak ważna w futbolu jest konsekwencja i ostrożność w działaniu działaczy. 

Mądra droga do sukcesu

Jest w tym całym angielskim rozgardiaszu futbolowym na szczęście grupa ludzi, klubów, właścicieli, która dbając o finanse i budżety, ciężko harując, inwestując w skauting albo już zyskała w swoich klubach miano wielce zasłużonych dla zespołu, albo w niedługim czasie takiego zaszczytu zapewne dostąpi. Warte opisu są dwa przykłady.

Pierwszym klubem, w którym od kilku lat prowadzi się rozsądną politykę finansową, która owocuje coraz lepszymi rezultatami sportowymi jest Aston Villa FC. Klub z Birmingham od 2006 roku notuje oszałamiające postępy, pomimo iż nie dokonano jakichś spektakularnych transferów. Doskonały menedżer, Martin O’Neill, umiejętna polityka kadrowa i transferowa spowodowały, iż drużyna irlandzkiego szkoleniowca w tym sezonie wdarła się do czołówki Premiership i być może uda się jej zająć miejsce gwarantujące grę w III rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów.

Drugim zespołem, który już od kilku lat może stanowić przykład doskonałej organizacji, współpracy z kibicami i ciągłego rozwoju piłkarskiego jest Everton FC. Trenerem drużyny jest obecnie David Moyes. Od czasu kiedy Szkot trafił do klubu z Liverpoolu (2002 r.), na Goodison Park zaczęła się nowa era w historii Evertonu. Klub zaczął się rozwijać, niemałe sukcesy w rozgrywkach piłkarskich, transfery zdolnych piłkarzy za niewielkie pieniądze. Co prawda wygląda to bardzo blado, gdyby te osiągnięcia porównać z sukcesami odwiecznego rywala FC Liverpoolu (który przed przyjściem amerykańskich sponsorów również prowadził podobną do Evertonu politykę budżetową).

Porównując jednak modele prowadzenia obydwu klubów, warto się zastanowić, w którym z nich szanuje się bardziej kibiców i fanów drużyn. Czy w tym, w którym pompuje się ogromne pieniądze, nie licząc się z konsekwencjami, czy w tym w którym stawiając na rozwój własnej szkółki młodzieżowej, skauting, czyli jednym słowem ustawiczny rozwój, tworzy się świetnie funkcjonującą firmę, która przynosi korzyści sponsorom i zadowolenie kibicom i działaczom.

Ciekaw jestem jak będzie wyglądać tabela Premiership za kilka lat, kiedy zabraknie chętnych na finansowanie potężnych molochów? Czy takie kluby jak Aston Villa czy Everton będą w czubie tabeli? Osobiście mam taką nadzieje. Powód? Moim zdaniem lepiej przez lata, sezon po sezonie spokojnie siać trawę, niż co jakiś czas przywozić sztuczny trawnik, który może i piękniejszy, ale co parę lat trzeba robić jego niezwykle kosztowną renowację. A stworzony przez nas samych trawnik i bardziej przez nas będzie szanowany i przez lata będzie wydawał efektywne plony.

Komentarze
~t_78 (gość) - 15 lat temu

też mam nadzieje że Everton zacznie osiągać
sukcesy... w latach 80-tych tylko oni potrafili
powalczyć z Liverpoolem...

Odpowiedz
~Scyzor10 (gość) - 15 lat temu

A ja mam nadzieje ze Liverpool bedzie górą bo oni sa
wielcy. (You never walk alone)

Odpowiedz
~Skkiba (gość) - 15 lat temu

A czemu nie przytoczyliście Arsenalu? Mimo, że im nie
kibicuje prowadzą obecnie najlepszą polityke
transferową i nie tylko. ; )

Pozdrawiam.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze