KdB: Wielcy trenerzy małych klubów


Powszechnie wiadomo, że miarą umiejętności trenera nie zawsze jest liczba zdobytych trofeów. Część z nich docenia się za inne dokonania.


Udostępnij na Udostępnij na

Istnieją trenerzy, którzy regularnie zatrudniani są w drużynach rozpaczliwie walczących o utrzymanie i zadanie im powierzone realizują z zaskakującą skutecznością. Inni wyspecjalizowali się we wprowadzaniu do zespołu młodzieży. Największe uznanie budzą jednak ci, którzy z zespołem o mizernym potencjale walczą o całkiem poważne cele. W zeszłym sezonie zachwycaliśmy się pracą Armina Veh i Christiana Streicha. Ten sezon to jednak popis innych trenerów.

Zacznijmy od klubu najmniejszego, który jednak budzi chyba największy zachwyt wśród obserwatorów Bundesligi. Augsburg, nie tak dawno jeszcze walczący o utrzymanie, dziś ma realne szanse na awans do europejskich pucharów. Duża w tym zasługa Markusa Weinzierla, który przede wszystkim dobrze ustawia zespół taktycznie. Zawodnicy świetnie wpisują się w jego pomysł na grę, którą napędzają skrzydłowi: Tobias Werner i Andre Hahn. Ten drugi to szczególnie ciekawy przypadek, bo jeszcze nieco ponad rok temu kopał piłkę w trzeciej lidze i myślał o skończeniu przygody z piłką, a dziś zabiegają o niego Dortmund, Schalke i M’Gladbach. Do tego dochodzi Daniel Baier, rozbijający ataki rywali w środku pola, a także solidna obrona, z wyróżniającym się w ofensywie Matthiasem Ostrzolkiem. Do pełni szczęścia Augsburgowi brakuje tylko skutecznego napastnika. W poprzednim sezonie nieźle spisywał się Sascha Moelders, ale w bieżących rozgrywkach on, Bobadilla Ji i Milik mają na swoim koncie zaledwie sześć bramek.

Nie wydaje się, żeby Weinzierlowi udało się uzupełnić te braki, bo prawdopodobnie latem kilku piłkarzy, jak chociażby wspomniany Hahn, odejdzie do lepszych zespołów. Oby tylko Augsburga nie spotkał casus Freiburga, który po awansie do Ligi Europy teraz drży o utrzymanie.

Jeszcze więcej niż Weinzierl ze swoich piłkarzy udaje się Thomasowi Tuchelowi. Od czasu gdy objął posadę pierwszego trenera Mainz, lepiej punktują tylko Bayern, BVB, Bayer i Schalke. Muszę przyznać, że po ostatnim meczu z „Bawarczykami” zakochałem się w tym zespole. Ich ambicja, odwaga i zadziorność zaskarbiły moją sympatię. Dodatkowo nie bali się grać piłką i w miarę swoich możliwości starali się to robić. Choć przegrali, nie mają czego się wstydzić, bo w przeciągu ostatnich miesięcy byli chyba najbliżej pokonania Bayernu w Bundeslidze. Zabrakło tylko nieco skuteczności i zimnej krwi, szczególnie w przypadku Maxima Choupo-Motinga.

Ile w tym zasługi Tuchela, świadczy chociażby przykład Adama Szalaia. Węgier był kluczowym elementem zespołu z Moguncji, ale latem odszedł za osiem milionów euro do Schalke. W Gelsenkirchen nie potrafi jednak potwierdzić żadnego z atutów, które prezentował pod nadzorem Tuchela. W jego miejsce ściągnięto rozczarowującego w Stuttgarcie Shinjiego Okazakiego (10 bramek w 63 meczach), który w stolicy Nadrenii-Palatynatu wyraźnie odżył i w tym sezonie ma na swoim koncie 11 goli i jest ucieleśnieniem cech wolicjonalnych „zeropiątek”. O świetnej pracy Tuchela świadczy chociażby życiowa forma, do jakiej po trzydziestce doszli Nikolce Noveski i Zdenek Pospech. 34-letni Macedończyk i 35-letni Czech są ostojami defensywy Mainz. Pierwszy imponuje świetną antycypacją, ustawianiem się i odbiorem, a drugi, pomimo swoich lat, nadal niejednego młodzieniaszka zawstydziłby swoją wydolnością, bo Czech hasa od jednego do drugiego pola karnego niczym kobieta na wyprzedaży pomiędzy sklepami.

W osobie Tuchela nie bez przypadku upatruje się następcy Juergena Kloppa w Borussii Dortmund. 39-latek tak samo jak trener BVB preferuje grę wysokim pressingiem, szybkie ataki i nie boi się budować młodych piłkarzy. Gra jego zespołu to solidność, solidność i jeszcze raz solidność. Aż do bólu. Każdy zna swoje miejsce na boisku i bezwzględnie podporządkowuje się drużynie. Nie ma gwiazd, są tylko wyrobnicy. Wielu ciekawi, jak poradziłby sobie, mając do użycia lepsze „zabawki”. Kto wie, być może okazje do wykazania się będzie miał już niedługo.

***

W końcu wróciła jesienna Borussia M’Gladbach. „Źrebaki” po pokonaniu tydzień temu BVB w minioną sobotę w 12 minut przejechały się po Hercie z wyjątkową brutalnością. Do wysokiej formy powrócił ofensywny kwartet Arango-Raffael-Herrman-Kruse, który bezpośrednio uczestniczył we wszystkich akcjach bramkowych, gromadząc na swoim koncie trzy gole i trzy asysty. Każdy z tych czterech piłkarzy dopisał do klasyfikacji kanadyjskiej przynajmniej punkt przy swoim nazwisku. Podopieczni Luciena Favre’a obudzili się w ostatnim momencie, bo gdyby zgubili kilka kolejnych punktów, walka o europejskie puchary stałąby się niemożliwa. Teraz pokonali jednego z bezpośrednich rywali, wkroczyli z powrotem na zwycięską ścieżkę i jeśli tylko ominą ich kontuzje, mogą dać wszystkim wiele radości.

***

Cieszy mnie przełamanie Eintrachtu Frankfurt, który zdecydowanie nie zasługuje na spadek. Mają kilku zawodników, którzy posiadają zbyt duże umiejętności na grę w 2. Bundeslidze. Jak chociażby Joselu, który błysnął w niedzielę. Był w wyraźnym gazie, dużo mu wychodziło i nie bał się odważnych zagrań. Szkoda, że zarówno on, Michal Kadlec (śliczny gol, ogólnie w mojej opinii bardzo dobry napastnik) czy inni piłkarze Eintrachtu są tak chimeryczni.

Z drugiej strony, również Norymberga ma kilku niezłych piłkarzy, ale na pewno jednego, niezależnie od utrzymania, nie uda im się zatrzymać w zespole. Josip Drmić wyraźnie przewyższa swoich partnerów umiejętnościami, strzela dużo goli i może grać zarówno na szpicy jak i na skrzydle. Już teraz mówi się o zainteresowaniu jego osobą mocniejszych klubów i jest mało prawdopodobne, aby został w Norymberdze na kolejny sezon.

Komentarze
~Kanonier (gość) - 11 lat temu

Nieźle panie Arturze. Odpaliłem kilka tekstów i to
jest chyba jedyny, który przeczytałem od początku
do końca. Miła lektura :)

Najnowsze