Karol Mackiewicz – wielki talent popada w przeciętność
28 grudnia 2015
Jeszcze pół roku temu – jeden z najbardziej obiecujących polskich skrzydłowych. Wielu wróżyło mu karierę reprezentacyjną, nic dziwnego, bo może i nie grał jak z nut, ale widać było, że jako jeden z niewielu w Polsce nie ogranicza się do szybkiego biegania, ale może się pochwalić również niezłymi liczbami. Dzisiaj Karol Mackiewicz, bo o nim mowa, popadł w przeciętność.
Jest wychowankiem białostockiego klubu, ale tak na dobre przebił się do Jagiellonii dopiero w ubiegłym sezonie, mając 22 lata. Wcześniej notował występy, ale tylko sporadyczne. Raczej nie potrafił przekonać do swojej osoby, jak sam mówił – był zupełnie nieopierzony. Piłkarsko oraz, co może i najważniejsze, życiowo ukształtował się, będąc na rocznym wypożyczeniu do Wigier Suwałki.
Wyjeżdżając zimą do zespołu z II ligi, nie traktował tego jak spełnienie marzeń, ale jak szansę, którą z perspektywy czasu trzeba powiedzieć, że wykorzystał. Pomógł awansować Wigrom na zaplecze ekstraklasy, zdecydowanie przewyższał umiejętnościami swoich kolegów i wreszcie regularnie grał. Trener stawiał na niego, a każdy zawodnik lubi wiedzieć, na czym stoi. Nabrał pewności siebie, widać to było między innymi w meczu ze Stomilem, gdy podszedł do jedenastki. Spudłował ją, ale zaraz po tym wydarzeniu nie zadręczał się, tylko zaczął jeszcze intensywniej je trenować. Dzięki całej rundzie spędzonej w I lidze musiał zmierzyć się z może nawet silniejszą i bardziej fizyczną grą niż w ekstraklasie, do której wracał, mając za sobą 35 spotkań rozegranych dla zespołu z Suwałk, w których strzelił siedem goli i zanotował dwie asysty.
Po powrocie z wypożyczenia z marszu stał się ważną postacią w zespole Michała Probierza. Rozpoczął od świetnego meczu z Legią, a już w drugim spotkaniu, ze Śląskiem, trafił do siatki. Spadała na niego masa ciepłych słów, a Kamil Kosowski nadał mu miano polskiego Garetha Bale’a. Oczywiście słowa zdecydowanie na wyrost, ale tak to już jest, że w ekstraklasie niemal każdemu młodemu zawodnikowi, który potrafi prosto kopnąć piłkę, wróżymy wielką karierę.
Jednak prawda jest taka, że w pierwszej połowie 2015 roku Mackiewicz podbił serca wielu kibiców „Jagi” i to nie tylko dlatego, że był stąd. Imponował na boisku. Pomimo dość wątłej postury potrafił porządnie zakręcić w głowach większości obrońców w naszej lidze. Taka postawa przerodziła się w zainteresowanie innych klubów. Swego czasu Bogusław Leśnodorski w jednym z wywiadów wróżył mu karierę. Co najśmieszniejsze, wymienił go w jednej linii z… Michałem Helikiem i Tomaszek Kędziorą. Po tych słowach zawodnik Ruchu Chorzów doznał poważnej kontuzji, a boczny obrońca „Kolejorza” ma ostatnio formę zjazdową.
Co jest powodem tego, że Karol nie jest kluczową postacią klubu z Białegostoku w tym sezonie? Na pewno wpływ na to miała kontuzja odniesiona w rywalizacji z litewską Kruoją. Doznał nietypowego urazu – do jego stawów dostała się bakteria, która wzięła się najprawdopodobniej z zatrucia pokarmowego. Przez ponad miesiąc musiał brać antybiotyki, bo ból w kostce dawał się we znaki. Wrócił do treningów pod koniec sierpnia, ale przez resztę rundy był cieniem samego siebie.
Jego rajdy były pozbawione werwy, większość wrzutek miał nieudanych i częściej irytował niż rzeczywiście robił coś pożytecznego. Pytanie tylko, czy spowodowane to było problem z ponownym powrotem do grania, czy może po prostu Karol Mackiewicz, jak jeden z wielu innych, został najzwyczajniej w świecie przeceniony. Przed skrzydłowym Jagiellonii cały okres przygotowawczy i jeśli ominą go wszelkie złośliwości losu, to jest szansa, że szybko znajdziemy na to pytanie odpowiedź.