Paweł Kapsa nie będzie dobrze wspominał meczu 23. kolejki ekstraklasy z GKS-em Bełchatów. Podopieczni Rafała Ulatowskiego oddali bowiem na jego bramkę dwa strzały i oba wpadły do bramki, ale...
– Zacznijmy od tego, że piłkarze z Bełchatowa tuż przed zdobyciem drugiej bramki mieli wykonać rzut wolny ze swojej połowy, tymczasem wykonali go z naszej. Rozumiem, że można sobie przesunąć piłkę 5 czy 7 metrów, ale nie 30! – mówi w rozmowie z iGolem wyraźnie zbulwersowany Paweł Kapsa. – Pierwszy gol dla gości też padł w dość kontrowersyjnych okolicznościach, bowiem przy wrzutce w pole karne Mariusz Ujek najpierw był na wyraźnym spalonym, a potem przyblokował Marko Bajicia, który miał kryć strzelca pierwszej bramki, Jacka Popka. Niby więc Ujek nie brał udziału w tej akcji, ale z drugiej strony GKS z jego zagrania odniósł ewidentną korzyść.
A za co dostał Pan żółtą kartkę, zaraz po zdobyciu drugiego gola przez GKS?

Chciałem uzmysłowić arbitrowi, że rywale wykonywali rzut wolny na naszej połowie, zamiast właśnie na swojej. Nie obraziłem sędziego, nie powiedziałem nic złego w jego kierunku, chciałem tylko powiadomić o tej sytuacji. Dostałem jednak żółtą kartę z uzasadnieniem, że będąc bramkarzem i jednocześnie nie będąc kapitanem, nie mogę dyskutować i opuszczać pola karnego.
Nim padła druga bramka dla rywali, kibice byli świadkami sytuacji w której wydawało się, że pewnie złapie Pan piłkę, a ta tymczasem niespodziewanie wypadła z Pańskich rąk…
Chciałem spokojnie sparować futbolówkę, tak by ta odbiła się o ziemię i wróciła do moich rąk, ale nie udało mi się to wystarczająco dobrze i zrobiło się bardzo gorąco. Na szczęście mój błąd nie spowodował żadnych konsekwencji.
To był najlepszy mecz Lechii Gdańsk w rundzie wiosennej?
Tak uważam. Rywale nie oddali więcej niż dwóch strzałów, to my kontrolowaliśmy przebieg gry przez cały mecz. Co z tego jednak, skoro znów nie zdobyliśmy punktów? Uważam, że gdybyśmy grali tak jak w sobotę od początku rundy wiosennej, z pewnością na swoim koncie mielibyśmy znacznie więcej punktów, niż mamy obecnie.