Kamil Wojtkowski, czyli przykład, kiedy głowa nie dojeżdża


Niepoddanie się kontroli drogowej, ucieczka przed policją i późniejsze dobrowolne stawienie się na komisariat. Nie, to nie ostatni wyczyn Nicki Bille Nielsena, a już byłego piłkarza Jagielloni Białystok – Kamila Wojtkowskiego

23 marca 2021 Kamil Wojtkowski, czyli przykład, kiedy głowa nie dojeżdża
Michał Kość / PressFocus

Polskie media obiegła szokująca informacja o tym, że Kamil Wojtkowski został zatrzymany przez policję. Jak się okazało, zawodnik Jagiellonii nie zatrzymał się do kontroli drogowej, rozbił i porzucił auto, a następnie uciekł z miejsca zdarzenia. Konsekwencje? Zarzut, za który grozi do pięciu lat pozbawienia wolności, ale być może dojdą kolejne po wynikach badań toksykologicznych. Sam klub również wyciągnął surowe konsekwencje i rozwiązał z nim kontrakt.


Udostępnij na Udostępnij na

Kariera 23-latka zapowiadała się naprawdę obiecująco. Debiut w ekstraklasie już w wieku 16 lat w sezonie 2014/2015. Wojtkowski zaczął przyciągać coraz większą uwagę i jego występy zauważono w Niemczech. Przeszedł do RB Lipsk, w którym występował regularnie w drużynie młodzieżowej. Nawet dwa razy udało mu się znaleźć na ławce w seniorskiej drużynie. Niestety od tamtego czasu wiele się zmieniło i Kamil Wojtkowski stał się niezbyt wyróżniającym się ligowcem. I już lada moment może być na marginesie polskiej piłki. Czy to wina umiejętności czy może mentalności? W końcu jak to powiedział Zbigniew Boniek: „Talent piłkarza zaczyna się od szyi w górę”.

Dobry czas w Niemczech

Kamil Wojtkowski przeszedł do niemieckiego RB Lipsk przed sezonem 2015/2016. Co ciekawe, był również na testach w angielskim Fulham, jednak było to przed ukończeniem 16. roku życia, przez co transfer nie doszedł do skutku. W Niemczech występował w młodzieżowej drużynie i radził sobie całkiem przyzwoicie. Grał regularnie i był zauważalny jego rozwój. Niestety w wyniku kilku niezależnych od piłkarza splotu zdarzeń jego kariera wyhamowała. Przyczyniły się do tego kontuzja, która wykluczyła go z piłki na kilka miesięcy, oraz potrzeba zmienienia klubu, ponieważ RB Lipsk nie chciał dłużej prowadzić drugiej drużyny.

W aspekcie nowego klubu mówiono nie tylko o polskim podwórku, ale również niemieckim czy holenderskim. Ostatecznie trafił on do Wisły Kraków. Tutaj warto również dodać, że w tym samym czasie w RB Lipsk był również Przemysław Płacheta, który znalazł się w podobnej sytuacji. Zawodnik Norwich City jest tutaj dobrym odniesieniem w kontekście poprowadzenia kariery.

Trzy lata w Wiśle Kraków

Gdy Kamil Wojtkowski wracał do Polski, pokładano w nim duże nadzieje. Szansę na grę w Krakowie dostał momentalnie, co prawda wchodził głównie z ławki, ale miał okazję powalczyć o wyjściowy skład. Nie poradził sobie do końca z nałożoną na niego presją i dopiero w swoim trzecim sezonie w Wiśle zaczęto na niego stawiać, przyczynił się do tego również status młodzieżowca. Z piłkarskimi umiejętnościami nie współgrała jednak głowa. Zawodnik notorycznie spóźniał się na treningi, a zdarzyło się nawet, że nie pojawił się na jednym, bo jak mówił, miał, o ironio – stłuczkę. Jak się później okazało, całą historię wymyślił. Ze względu na jego postawę postanowiono mu więc podziękować wraz z końcem kontraktu. Wojtkowski był bez klubu z kartą na ręku przez klika miesięcy, co o czymś jednak świadczy.

Jagiellonia Białystok i co dalej?

Kamil Wojtkowski w końcu znalazł klub i na zasadzie wolnego transferu przeszedł do „Dumy Podlasia”. Radził sobie raczej średnio, dostawał mało czasu i swoją grą również nie pokazywał, aby miał zasługiwać na więcej. W podstawowym składzie wyszedł raz w wygranym meczu z Wartą Poznań, jednak był jednym z najgorszych zawodników na boisku. Nie był to najlepszy okres piłkarza, do tego teraz dochodzą problemy z prawem i wylot z Jagiellonii. Nowy klub będzie mu znaleźć bardzo trudno i raczej zbyt szybko nie zobaczymy go w ekstraklasie.

Śmiało można stwierdzić, że papiery na grę miał, jednak intelektualnie bliżej mu do przedszkolaka niż dorosłego faceta. Wszyscy doskonale wiemy, że piłkarze żyją w pewnego rodzaju „bańce”, pozwala im się na więcej i więcej się im wybacza, ale takie zachowanie zasługuje na potępienie. Nie wiemy, co miał w głowie, gdy zaczął uciekać przed policją, a potem z miejsca wypadku, ale prawdopodobnie niewiele. Jedynym pozytywem w tej sytuacji jest to, że nie zrobił nikomu krzywdy.

Ciężka praca popłaca

Banalne, nie zawsze jest to prawda, ale w tym przypadku sprawdza się idealnie. Gdy kilka lat temu mielibyśmy stawiać, kto zrobi większą karierę z dwójki Wojtkowski, Płacheta, wybralibyśmy raczej w większości tego pierwszego. Radził sobie lepiej w Niemczech, po odejściu z RB Lipsk przyszedł do Wisły Kraków. Grał więc w ekstraklasie, która jest pewnego rodzaju oknem wystawowym na Europę. Płacheta natomiast wybrał klub z 3. ligi niemieckiej, później musiał przebijać się przez niższe szczeble rozgrywkowe w Polsce. Jednak to on jest dziś w Championship i regularnie jest powoływany do kadry reprezentacji Polski. Wojtkowski natomiast znalazł  się na dużym zakręcie i to z własnej winy.

Gdy jeden ciężko pracował, drugi olewał treningi lub w ogóle na nie nie przychodził. Szkoda, bo materiał na piłkarza był. Oby to zdarzenie i cała historia nauczyła czegoś samego zawodnika, ale również młodszych kolegów. Oby wyciągnęli z tego odpowiednie wnioski i zobaczyli, że od pajacowania lepsza jest ciężka praca i trening. W przyszłości to wszystko na pewno zaprocentuje.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze