Kamil Dąbrowski: „Po prostu wziąłem Facebooka i zacząłem pytać o pomoc”


Stażysta Michała Probierza, wychowanek Pogoni Miechów, trener młodzików. Po godzinach – działacz charytatywny

4 sierpnia 2019 Kamil Dąbrowski: „Po prostu wziąłem Facebooka i zacząłem pytać o pomoc”
Akademia Champions

24 i 25 sierpnia w podkrakowskim Miechowie odbędzie się charytatywny turniej piłki nożnej, którego celem będzie uzbieranie odpowiednich środków na leczenie chorej dziewczynki – Kasi Doniec. Całe wydarzenie figuruje w internecie pod nazwą "Real-Construct Cup", a jego głównym organizatorem jest nasz rozmówca, czyli Kamil Dąbrowski. To jeden z trenerów Akademii Champions, który pewnego dnia pomyślał, że warto komuś pomóc. Zaczęło się niewinnie, bo od koszulki z autografem.


Udostępnij na Udostępnij na

LINK DO WYDARZENIA NA FACEBOOKU

Na początek warto by było, gdyby opowiedział Pan coś o sobie. Myślę, że w tej chwili Pana nazwisko może wydawać się obce, ale po całym wydarzeniu już niekoniecznie.

Jestem rodowitym miechowianinem (śmiech). Studiowałem na AWF-ie w Krakowie i po zakończeniu studiów chciałem pracować jako trener piłki nożnej. Trener dzieci na początku. Wtedy spotkałem się z ofertą Akademii Piłkarskiej Champions i właściwie od razu zostałem wrzucony na głęboką wodę. Otworzyłem swój oddział w Miechowie i działam tam już od pięciu lat. Z roku na rok coraz mocniej działamy i jest to moje główne zajęcie. Na dzień dzisiejszy jest naprawdę dobrze, a takie turnieje organizujemy co roku i to był mój pomysł. Jednak coś o tak dużej skali robimy dopiero pierwszy raz.

Czyli rozumiem, że Pańskie życie kręci się tylko wokół pracy z dziećmi.

Tak, zgadza się. Jestem też nauczycielem wychowania fizycznego, ale w tej chwili nie pracuję w zawodzie, bo zajmuję się akademią. Jestem też wychowankiem Pogoni Miechów, więc z piłką nożną i Miechowem byłem związany zawsze. Gram, kibicuję, trenuję, choć słowo „gram” to może za dużo powiedziane. Bardziej kopię (śmiech). Tak że… Piłka nożna i Miechów.

Mogę powiedzieć, że Pan się spełnia?

Tak, oczywiście. Ktoś kiedyś mądrze powiedział: „rób to, co lubisz, a nigdy nie będziesz pracował”. Wiadomo, że są lepsze i gorsze dni, ale jest naprawdę dobrze. Oprócz tych pięciu lat w akademii miałem również okazję pracować przez rok w Cracovii jako asystent trenera ówczesnej drużyny młodzików (rocznik 2002). Do tego staż w akademii Red Bull Salzburg, staż u trenera Michała Probierza, więc dzięki temu kilka fajnych rzeczy zobaczyłem. Dlatego oprócz tego, że robię to, co lubię, mam też możliwości, żeby doglądać piłki na najwyższym poziomie.

Świetnie. W takim razie przejdźmy do tematu Pańskiego wydarzenia. Na początek: dlaczego akurat osoba Kasi Doniec? Bo jak wiemy, potrzeba na organizowanie takich akcji charytatywnych jest dosyć duża. Stąd moje pytanie.

Dwa lata temu robiliśmy turniej i w związku z nim zapraszałem trenerów, znajomych i rodziców dzieci, żeby przywozili jakieś zabawki, sprzęt edukacyjny, przybory szkolne. Mówiłem, że to byłaby superinicjatywa. Przez dwa dni zebraliśmy ponad 900 sztuk takich rzeczy, które miały pójść do domu dziecka w Miechowie. Okazało się, że to o wiele za dużo, więc zacząłem działać z kolejną akcją charytatywną. Od początku obecnego roku zacząłem organizować (nadchodzący) turniej, ale potrzebowałem pomocy. Zacząłem więc pytać znajomych, czy mogą pomóc w załatwieniu jakichś gadżetów.

Już rok temu miałem w głowie ten turniej, ponieważ dostałem od znajomego meczową koszulkę Kamila Glika z autografem. Stwierdziłem, że fajnie jest mieć taką koszulkę, ale u mnie ona leży w szafie, a można zrobić z nią coś więcej. W związku z tą myślą napisałem do Kamila Tybora [z redakcji iGol.pl], który powiedział mi, że w swojej rodzinie ma właśnie Kasię Doniec. Powiedział, że nam pomoże, i zapytał, czy jakiś procent pieniędzy może być przekazany na nią. Ja wtedy nie miałem jeszcze wybranej tej jednej osoby, której chciałbym pomóc, a okazało się, że Kasia jest z Miechowa.

Powiedziałem Kamilowi, że skoro wyszedł z taką inicjatywą, to nie ma problemu – zrobię turniej dla Kasi. Dlatego też Kasia jest „twarzą” naszej charytatywnej akcji.

Rozumiem. W takim razie wszelkie gadżety na czele z koszulką Kamila Glika czy Bartosza Kurka są rzeczami, które trudno było zorganizować? Czy to było bardziej na zasadzie „marnuje się w szafie, a nie musi”?

Tak, miałem m.in. koszulkę i biografię podpisane prze Kamila Glika. Pewnego dnia spojrzałem na te rzeczy i zacząłem o tym myśleć. Na studiach w Krakowie poznałem mnóstwo osób, stąd wziąłem po prostu Facebooka i wiadomo – z niektórymi osobami się wciąż rozmawia, z niektórymi nie, ale wziąłem pod uwagę wszystkich. I po prostu od góry do dołu wybierałem z listy tych, do których mogę zwrócić się o pomoc. Okazało się, że wiele osób zadeklarowało pomoc, a mi w międzyczasie przypominały się kolejne osoby, z którymi mógłbym się skontaktować. Tak to właśnie działało.

Ode mnie są tak naprawdę tylko dwie rzeczy, bo reszta pochodzi z zewnątrz. Jeden z moich znajomych zna na przykład bardzo dobrze Piotra Łukasika [siatkarz Onico Warszawa – przyp. red.] i mamy również kilka koszulek z autografami siatkarzy. Inny znajomy, taki jak Kamil Tybor, ma z kolei wiele kontaktów w świecie piłki nożnej. Kontakt za kontaktem i nasza kolekcja zaczęła się powiększać. W tej chwili mamy już dużo rzeczy, ale kilka kolejnych „tematów” jest w procesie realizacji i czekamy.

Czyli zadziałała tutaj wielka pajęcza sieć kontaktów. Zgadza się?

Tak, dokładnie. Chodziło o poruszenie wszystkich kontaktów, nawet tych dawnych, o których na początku bym w ogóle nie pomyślał. I tak od osoby do osoby, od rozmowy do rozmowy. Zacząłem opowiadać o turnieju na przykład na jakiejś imprezie i osoba, która tego słuchała, sama z siebie wyszła z inicjatywą, żeby pomóc. Ludzie w takich sytuacjach pokazują, że są niesamowici.

Więc nie było większego problemu ze znajdowaniem sponsorów, patronów i ludzi wspierających wydarzenie? Bo z tego, o czym Pan mówi, wydaje mi się, że chęć pomocy była odczuwalna.

Ogółem powiem tak: moje nazwisko w świecie piłki nożnej nie jest rozpoznawalne, więc ja sam bazowałem głównie na pomocy innych. Tak też mój znajomy skontaktował mnie z firmą Real-Construct, która została sponsorem tytularnym. Dostaliśmy od niej jakąś sumę pieniędzy na organizację tego turnieju. Wiadomo, że działamy charytatywnie, ale przyjadą do nas drużyny i trzeba zadbać choćby o to, żeby były do wygrania fajne medale czy puchary. Jeśli chodzi o patronat wojewody, brat znajomego był na stażu w urzędzie marszałkowskim i powiedział, że może spróbować pomóc. I pomógł.

I tak właściwie wyglądał cały system. iGol.pl to Kamil Tybor, TVP to kolega ze studiów, PZPN to mój główny prezes Akademii Piłkarskiej Champions. Często było tak, że ja poprosiłem o gadżet, a ktoś zaoferował coś innego. Ludzie chcieli nam pomóc i ludzie nam pomogli.

Kiedy tak Pana słucham, wydaje mi się, że to wcale nie jest takie trudne. Wystarczy otworzyć listę znajomych na Facebooku, napisać do wszystkich i sukces prawie gwarantowany. Jednak zdaję sobie sprawę, że to raczej tak nie działa i jakieś trudności musiały się pojawić.

Powiem tak: ze względu na to, że po raz piąty organizuję tutaj turniej, żadne techniczne kwestie nie powinny mnie zaskoczyć. Sędzia, opieka medyczna, sprzęt piłkarski i inne tego typu rzeczy mam poukładane. Jakimś małym problemem na początku było to, że nie mamy obiektu sportowego. Napisałem jednak pismo do burmistrza miasta i to podziałało, bo dostaliśmy dostęp do boiska na dwa dni turnieju. Tak więc problem niemal od razu w wyniku przychylności kogoś z góry został rozwiązany. I tak naprawdę trudno mi znaleźć jakieś problemy w związku z organizacją.

Natomiast nową dla mnie rzeczą jest to (a nie ma o tym jeszcze informacji w internecie), że rozmawiałem z taką jedną osobą, która podsunęła pewną propozycję. Powiedziała, że może warto byłoby zorganizować coś większego niż tylko zwykły turniej piłkarski. Ja celowałem tak, żeby na wydarzenie przyjechali tylko rodzice z dzieciakami. Rodzice, którzy mogliby brać udział w licytacji gadżetów. Ale pomyślałem sobie, że przecież nie każdy musi się piłką interesować, stąd powstał pomysł połączenia turnieju z Pierwszym Miechowskim Piknikiem Militarnym.

Osoba, z którą o tym rozmawiałem, ma kontakty w różnych jednostkach wojskowych. Dzięki temu na dzień dzisiejszy turniej będzie odbywał się 25 sierpnia w niedzielę równorzędnie z przybyciem 6. Brygady Powietrznodesantowej z Krakowa. Żandarmeria, specjalny sprzęt wojskowy… I tutaj był problem, bo za późno o tym pomyśleliśmy, ale stwierdziłem, że jak nie spróbuję, to się nie dowiem, czy się uda. Teraz czekamy na odpowiedź z Ministerstwa Obrony Narodowej, czy będzie ono w stanie objąć patronatem nasze wydarzenie. Prawdopodobnie wojewoda rozszerzy patronat także na piknik.

Jedyną zagwozdką mogą być logistyczne sprawy, bo wchodzi w grę wojsko, więc będziemy musieli spełnić pewne wytyczne. Natomiast mamy fajny obiekt i jestem pewien, że będzie dobrze.

Czyli będzie to duże masowe wydarzenie nie tylko dla fanów piłki nożnej. To fajne, bo dzięki temu Pańskie wydarzenie złapie większe zasięgi, niż mogłoby bez „ingerencji” wojska.

Tak, mamy taką nadzieję, że przyciągniemy nawet takie osoby, które w ogóle nie interesują się piłką nożną. Sport i wojsko – jakieś powiązania można znaleźć i jest to też fajna promocja wojska polskiego wśród dzieci i rodzin. Ten aspekt powinien ściągnąć na charytatywną akcję jeszcze większą grupę ludzi, co wiąże się oczywiście z większą ilością pieniędzy dla Kasi.

Brzmi to naprawdę obiecująco. Wracając jeszcze do akademii, przeczytałem, że odział w Miechowie obchodzi pięciolecie. I tak sobie myślę, że pierwszy tak duży turniej śmiało można by przypiąć do jubileuszu, a potem… zrobić krok naprzód? I coś takiego organizować co roku? Bo tego typu akcje, o czym Pan na pewno wie, pokazują, że futbol jest idealnym narzędziem do promowania akcji charytatywnych.

Do tej pory robiliśmy mniejsze turnieje, bo też łatwiej o halę sportową. Warunki pogodowe nie wchodzą wtedy w grę, ustalam sobie terminarz i tyle. Jest fajnie. Natomiast w tym roku zdecydowałem się na coś takiego i chciałem też, żeby on nadal nazywał się Champions Cup, jednak tym razem mam sponsora tytularnego i musiałem zmienić tytuł wydarzenia. Ogółem moim zamiarem było zorganizowanie turnieju na zewnątrz, na boisku trawiastym, bo to daje większe możliwości. I w takiej właśnie formie chciałbym organizować ten turniej co roku.

Nadchodzące wydarzenie będzie pierwszym takim w powiecie. Nigdy w Miechowie czegoś takiego nie było, że przyjeżdża wojsko, jest jednocześnie taka akcja charytatywna, że oba wydarzenia się ze sobą łączą i są wpisane w kalendarz ziemi miechowskiej.

Więc będzie to coś fajnego dla dzieci i Miechowa, a w dalszej perspektywie pozwoli to miastu pokazać się na piłkarskiej mapie Polski.

Na pewno. Na razie jesteśmy na mapie piłkarskiej tylko w lidze okręgowej, natomiast chcemy, żeby miasto pod tym względem szło do przodu i żeby sportowo było tutaj coraz lepiej. Zarówno w rozgrywkach młodzieżowych, jak i seniorskich. Jestem lokalnym patriotą i mam nadzieję, że to wszystko idzie w dobrym kierunku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze