Kadrowicze z ekstraklasy nie występują? Selekcjoner się myli!


Poza Kacprem Kozłowskim nikt z polskiej ligi nie może liczyć na powołanie do reprezentacji Polski

5 października 2021 Kadrowicze z ekstraklasy nie występują? Selekcjoner się myli!
Rafał Oleksiewicz / PressFocus

Kadrowicze z ekstraklasy w ostatnich dziesięciu latach byli najczęściej dodatkami do składu reprezentacji Polski. Kadra od lat oparta jest na umiejętnościach polskich piłkarzy grający poza granicami naszego kraju. Czy to oznacza, że w polskiej lidze jest mało zawodników na odpowiednim poziomie? Według Paulo Sousy – tak, ale jesteśmy przekonani, że selekcjoner jest w błędzie.


Udostępnij na Udostępnij na

Od kiedy reprezentacja Polski pod dowództwem Paulo Sousy wypadła słabo na Euro, to zmniejszyło się zaufanie do selekcjonera. W przeszłości kibice i eksperci lubili dyskutować na tematy powołań do kadry, tak i teraz dzieje się to przy sterach Portugalczyka. Ostatnio głównym tematem są kadrowicze z ekstraklasy. A w zasadzie ich brak, bo poza Kacprem Kozłowskim próżno ich szukać na październikowym zgrupowaniu.

PKO Ekstraklasa nie jest mocną ligą, ale nie oznacza całkowitego braku polskich zawodników na poziomie reprezentacyjnym. Dawniej selekcjonerzy też opierali swoje wybory głównie na piłkarzach grających za granicą, ale zawsze było parę miejsc dla tych z rodzimego podwórka. Obecnie są tacy, którzy mogliby zostać sprawdzeni, ale selekcjoner ich nie widzi. My nie możemy się zgodzić z pominięciem przynajmniej dwóch wyróżniających się zawodników.

Kadrowicze z ekstraklasy nie są gatunkiem zagrożonym

Na mecze w Polsce przyjeżdżają moi asystenci, jesteśmy zorientowani, w kręgu naszych zainteresowań jest około 60 piłkarzy i ich monitorujemy na różne sposoby. Nie mogę być wszędzie, priorytetem są kluby zagraniczne, bo tam są najlepsi piłkarze. To kwestia wyborów i podejmowania wyborów, czyli część naszej pracy. […] Platformą wartości zawodników jest reprezentacja – nie bałem się powoływać graczy z ekstraklasy, którzy po kilku tygodniach wyjechali. Najlepsi ligowcy dostają angaż w lepszych ligach i klubach – tak Paulo Sousa wypowiadał się na pierwszej październikowej konferencji prasowej na temat braku osobistego śledzenia polskich piłkarzy w polskiej lidze.

Na obronę Portugalczyka musimy dodać, że on od początku swojej pracy nie jest przeciwnikiem polskiej ligi. Już na pierwszym zgrupowaniu było kilka zaskoczeń, jak choćby powołanie dla Kacpra Kozłowskiego czy Sebastiana Kowalczyka. Znalazło się też miejsce dla Bartosza Slisza, a przecież przed przerwą między sezonową Kamil Piątkowski i Tymoteusz Puchacz byli przedstawicielami rodzimej ligi. PKO Ekstraklasa nie jest wielką i mocną ligą, więc wyróżniające się jednostki będą z niej odchodzić. Stąd też coraz więcej reprezentantów Polski, którzy na co dzień grają w zagranicznych klubach.

Reprezentacja Polski to jednak nie jest zbiór piłkarzy grających wyłącznie za granicą, którzy zajmują każdą pozycję i opcje rezerwowe. Mamy kilka newralgicznych punktów, które mogłyby być wypełnione przez piłkarzy z naszej ligi. Kadrowicze z ekstraklasy to nie gatunek zagrożony, bo nasza liga nie jest aż tak słaba, żeby pomijać kilku ciekawych zawodników w niej grających. A mamy graczy wartych uwagi selekcjonera, którzy już teraz mogliby być sprawdzeni przy okazji meczu z San Marino. Dla tych młodych i dopiero ścierających się z reprezentacją to mógłby być duży impuls do dalszego rozwoju.

Bolączka na bokach

Obecnie selekcjoner ma największy problem z obsadzą bocznych sektorów boiska. Przez kontuzje wypadają mu Arkadiusz Reca i Maciej Rybus, a w klubie mało gra Tymoteusz Puchacz. Swoje problemy mają także Kamil Jóźwiak i Przemysław Płacheta, którzy w tym sezonie nie mieli okazji pokazania się z dobrej strony. Mecz z San Marino mógłby posłużyć za test dla paru zawodników dotąd niesprawdzanych przez Paulo Sousę.

Liczyliśmy na jakieś nowe powołania, bo już w przeszłości selekcjoner pokazał, że jego lista obserwacji jest faktycznie rozbudowana. Przypominamy tylko o awaryjnym powołaniu Karola Niemczyckiego, gdy wiosną pojawił się problem z bramkarzami, lub Damiana Szymańskiego na ostatnie zgrupowanie, w którym pomocnik AEK Ateny został bohaterem w meczu z Anglią.

We wrześniu swoją szansę otrzymał Jakub Kamiński. Pomocnik Lecha Poznań ma bardzo dobry sezon w PKO Ekstraklasie, w której w dziesięciu meczach zdobył cztery gole i zanotował cztery asysty. 19-latek jest jednym z głównych motorów napędowych „Kolejorza” i przyczynia się mocno do posadowienia klubu na miejscu ligowego lidera.

W pierwszym meczu z San Marino Kamiński wyglądał przeciętnie, a więcej uwagi – i słusznie – przyciągnął Nicola Zalewski. Ale ten jeden mecz nie powinien skreślać poznańskiego skrzydłowego, który przy obecnych problemach kadry mógłby być dalszą alternatywą. A przynajmniej mógłby być jeszcze pod bliską obserwacją selekcjonera.

Pozostałe nasze podpowiedzi są raczej melodią przyszłości, a też sami piłkarze muszą jeszcze zrobić krok naprzód w swojej karierze. Skoro Paulo Sousa potrafił znaleźć miejsce na liście powołanych dla Sebastiana Kowalczyka, który wyróżniał się w Pogoni Szczecin, to czemu nie mógłby nas zaskoczyć jeszcze kilkoma innymi nowymi nazwiskami?

W europejskich pucharach i w naszej ligowej rzeczywistości w Rakowie Częstochowa dobrze prezentuje się Marcin Cebula. Pod ręką Marka Papszuna 25-latek poczynił postępy i już wielu kibiców czy ekspertów starało się podpowiedzieć tę nominację selekcjonerowi.

W Zagłębiu Lubin coraz ciekawiej wygląda Patryk Szysz i być może on też mógłby być kandydatem do przeglądu Portugalczyka. W jego przypadku przydałoby się ustabilizowanie formy i utrzymanie jej na dobrym poziomie na dłuższą metę. Samymi przebłyskami nie da się wywalczyć powołania do reprezentacji Polski. „Chętnych” do przyjazdu na zgrupowanie jest dość dużo i być może 23-latek jest na liście Sousy, ale na dalszym miejscu.

Selekcjoner zapomniał o Legii

W tym roku cieszymy się, że polski klub gra w fazie grupowej europejskich pucharów. Ogólnie eliminacje możemy zaliczyć do udanych, bo Raków, Pogoń czy Śląsk wstydu nam nie przyniosły. Legia za to awansowała do Ligi Europy, a już w niej rozprawiła się ze Spartakiem i z Leicester.

To nie zrobiło wrażenia na selekcjonerze reprezentacji Polski. Wiemy, że te najjaśniejsze ogniwa mistrza Polski to obcokrajowcy, ale Polacy nie są tylko statystami. Najlepiej udowadnia to Maik Nawrocki, który dwukrotnie trafił do jedenastki kolejki Ligi Europy.

Trudno byłoby przebić się do wyjściowego składu reprezentacji Polski na środku obrony. Są Kamil Glik, Jan Bednarek, a Paulo Sousa obok nich widzi jeszcze Bartosza Bereszyńskiego. W ostatnich meczach kadry świetnie spisywał się Paweł Dawidowicz, a regularne powołania dostaje Michał Helik i jeszcze w obwodzie pozostaje Kamil Piątkowski. Ale selekcjoner mógłby znaleźć miejsce dla Nawrockiego, który jest w tym sezonie rewelacyjny. Świetnie gra w obronie, a do tego jeszcze potrafi dobrze wyprowadzać piłkę. Zawodnik w takiej formie zasłużył na to, aby sprawdzić się w kadrze A.

Od początku sezonu na dobrym poziomie gra Mateusz Wieteska. Solidny jest Artur Jędrzejczyk. Obaj są ważnymi punktami Legii Warszawa w defensywie, ale trudno byłoby znaleźć dla nich miejsce w reprezentacji Polski. Szczególnie dla tego drugiego, który jest już weteranem i grę z orzełkiem na piersi ma za sobą. Wieteska mógłby znaleźć się na szerszej liście selekcjonera, ale na powołanie na razie liczyć nie może. Choć trzeba go także chwalić za dobrą formę.

Za grę w europejskich pucharach należy chwalić także Bartosz Slisza. Wstępnie miał on miejsce w kadrze Paulo Sousy, ale teraz legionisty nie widzimy na liście selekcjonera. Na jego nieszczęście to wina konkurencji. Środek pola mamy obsadzony najmocniej i trener ma spore pole manewru. A oprócz tych, co grali u niego, czekają jeszcze Jacek Góralski i Krystian Bielik, którzy wracają powoli do zdrowia. Być może gdyby nie kontuzja, to powołanie otrzymałby Bartosz Kapustka. Ofensywny pomocnik mistrza Polski zaczął bardzo dobrze eliminacje do Ligi Mistrzów, ale doznał urazu wyłączającego go z gry do marca.

Kadrowicze z ekstraklasy po konsultacjach?

My widzimy miejsce dla jeszcze kilku przedstawicieli ekstraklasy w kadrze Polski. Selekcjoner na ten moment jest przekonany, że powołał już do niej najlepszych naszych ligowców (licząc w tym świeżo wytransferowanych za granicę latem). Słusznie portugalski trener podkreśla, że najważniejsze elementy „Biało-czerwonych” grają poza Polską. Piłkarze z PKO Ekstraklasy to co najwyżej uzupełnienie składu. Jest szansa na zmienienie tego stanu, ale pod wyjątkiem zrealizowania pomysłu Paulo Sousy.

Chcemy myśleć o futbolu w najlepszy sposób i we właściwym momencie zgromadzić zawodników, którzy mieliby w przyszłości szansę zagrać w reprezentacji Polski. Musimy dawać nowe pomysły, podnosić poziom. Wszystko po to, żeby byli do gry, kiedy dostaną powołanie. Uważam, że to byłoby pozytywne dla nich, ale również dla klubów. Paulo Sousa podczas pierwszej październikowej konferencji prasowej reprezentacji Polski

Portugalczyk chciałby, aby organizowano krótkie dwudniowe zgrupowania (konsultacje) dla wybranej grupy piłkarzy. Zawodnicy z PKO Ekstraklasy mieliby spotkać się z trenerem w wybranych terminach, co miałoby wpłynąć na ich rozwój. W ten sposób Sousa mógłby też lepiej poznać kandydatów na przyszłych kadrowiczów. Już tego rodzaju spotkanie raz zrobił selekcjoner, ale wtedy rozmawiał z dwoma zawodnikami: Puchaczem i Kapustką. Szkoleniowiec przekazał im swoje wskazówki, zwracając uwagę na to, co muszą poprawić w swojej grze. Efektem było późniejsze powołanie byłego piłkarza Lecha i jego zadomowienie się w kadrze.

Kalendarz piłkarski jest niezwykle ciasny i trudno nam sobie wyobrazić zgodę klubów na takie konsultacje. Paulo Sousa musi widzieć jakiś potencjał u kilku piłkarzy z naszej ligi, skoro zaproponował takie rozwiązanie. To też jednocześnie pokazuje słabość ekstraklasy. Jeżeli selekcjoner przez te mini zgrupowania miałby wpłynąć na rozwój wybranych graczy, to musi być coś nie tak z ich postępowaniem lub treningami w polskich klubach. Tak to mogą odebrać ekipy z naszej ligi, które tym bardziej niechętnie przystąpiłyby do tego „programu”.

A może selekcjoner widzi jakąś większą grupkę zawodników z naszej ligi, którą można byłoby sprawdzić w kadrze? Ale jest coś, co Portugalczykowi nie pozwala jeszcze na wysłanie wiadomości z powołaniem do reprezentacji dla nich. Czy takie konsultacje coś by zmieniły w tej kwestii? A nie lepiej byłoby samemu się pofatygować do danego potencjalnego kadrowicza i z nim zamienić parę zdań? Tylko do tego jest konieczna obecność w Polsce.

***

Paulo Sousa wraz ze swoim sztabem szkoleniowym monitoruje ok. 60 piłkarzy. Lista ta zahacza o zawodników z polskiej ligi, ale aktualnie jest dla nich tylko jedno miejsce w kadrze. Od wielu lat siła reprezentacji Polski opiera się na zawodnikach grających poza naszym krajem. Tego nie negujemy. Za poprzednich trenerów listy z powołaniami nie obfitowały w graczy z rodzimych rozgrywek, ale zawsze było na niej miejsce dla kilku. To też pozwalało im na ogrywanie się z piłką na wyższym poziomie.

Kadrowicze z ekstraklasy nie powinni być gatunkiem na wymarciu. W naszej lidze mamy już kilku zawodników na poziomie wystarczającym do tego, aby znaleźć się na zgrupowaniu. Maik Nawrocki czy Jakub Kamiński to piłkarze, którzy już teraz powinni być sprawdzeni przez selekcjonera. Treningi z najlepszymi rodakami mogą pozwolić im na rozwój. Obaj są młodymi graczami, którzy już teraz mocno wyróżniają się w swoich klubach. A mowa tu o czołowych ekipach w Polsce.

Trudno nam jest powiedzieć, co stoi na przeszkodzie, aby chociaż jeszcze tych dwóch dodać do kadry. Nie ma limitu na powołania w trakcie eliminacji, a potem selekcjoner może narzekać na brak czasu i mało meczów oraz treningów do ogrania nowych. Październikowe okienko reprezentacyjne mogłoby posłużyć na małe eksperymenty, bo mamy przed sobą starcie z San Marino i Albanią. Mamy się bać tych przeciwników? Jak nie teraz nowe powołania, to kiedy?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze