Po 1996 roku, gdy "Stara Dama" wygrywała z Ajaksem na Stadionie Olimpijskim w Rzymie i zapewniała sobie tym samym ostatni triumf w Lidze Mistrzów, po najcenniejszy klubowy puchar sięgali jej najwięksi krajowi przeciwnicy – Milan (2003, 2007) oraz Inter (2010). Kibice "Juve" doświadczali przez ten czas najróżniejszych emocji, zarówno w Serie A, jak i europejskich rozgrywkach. Warto jednak przypomnieć, że "Bianconeri" dostąpili zaszczytu gry w aż dziewięciu decydujących spotkaniach Ligi Mistrzów / Pucharu Europy. Czy w czerwcu przyszłego roku, dwa lata po porażce z Realem w Cardiff, "Juve" wystąpi w swoim jubileuszowym finale? Jak bardzo może w tym pomóc Cristiano Ronaldo?
Dotychczas tylko dwóch kapitanów miało szczęście odebrać puchar z rąk prezydenta UEFA – Gaetano Scirea w 1985 roku i Gianluca Vialli w 1996. Ostatnie zwycięstwo nie okazało się początkiem wspaniałej passy, chociaż Włosi wystąpili także w dwóch kolejnych finałach. Czasem brakowało zwyczajnego szczęścia, jak w 2003 roku na Old Trafford, gdy po karnych triumfował Milan. W 2015 roku wydawało się, że nie ma bardziej godnego przeciwnika dla wielkiej Barcelony niż Juventus, w którego szeregach znajdowali się wówczas m.in. Andrea Pirlo, Paul Pogba, Carlos Tevez, Arturo Vidal czy Alvaro Morata. Kataloński gwiazdozbiór zaprezentował się jednak efektywniej od tego z Turynu. Podobna historia wydarzyła się dwa lata później, gdy drużyna Allegriego mierzyła się w Cardiff z broniącym tytułu Realem Madryt. Nie pomogła niestety ani fantastyczna przewrotka Mandżukicia, ani ambicje jego partnerów w osobach Higuaina, Dybali, Daniego Alvesa czy Aleksa Sandro. Efekt jest taki, że kibice z Allianz Stadium nadal żyją marzeniem i czekają na przełom…
Pechowa wizyta Manchesteru bez wpływu na awans
Gdyby nie mecz z 7 listopada, drogę Juventusu przez fazę grupową można by określić jako marsz po triumf w czterozespołowym zestawie. Włosi wygrywali kolejno z Valencią (2:0), Young Boys (3:0) i Manchesterem United (1:0). Rewanże zaczęły dla „Bianconerich” podjęciem gości z Wysp i przez sporą część spotkania wydawało się, że zainkasowanie kolejnego kompletu punktów jest kwestią czasu. Ostatnie kilka minut okazało się dla „Juve” prawdziwym trzęsieniem ziemi. Najpierw trafił Juan Mata, a kilka minut później fatalnie interweniujący Szczęsny przyczynił się do samobójczej bramki Bonucciego. Na całe szczęście dla Włochów, porażka ta nie wpłynęła znacząco na układ sił w grupie H, zwłaszcza że w kolejnej serii gier pokonali oni 1:0 Valencię. Obecnie trwa ostatnia kolejka fazy grupowej, ale jak wiemy, Juventus ma zapewniony awans do 1/8 finału. „Stara Dama” w ostatnim spotkaniu będzie walczyć o 1. miejsce w grupie dające rozstawienie w losowaniu, które odbędzie się 17 grudnia.
Choć postawy mistrzów Włoch w Lidze Mistrzów nie da się podpiąć pod taką dominację jak na krajowym podwórku, to jednak możliwości każdej z formacji są w stanie napsuć krwi każdemu rywalowi. Przede wszystkim jednak widać progres w porównaniu z występami w fazie grupowej ubiegłego sezonu. „Juve” dwukrotnie nie zdołało pokonać Barcelony (0:3 i 0:0), męczyło się w wyjazdowej potyczce ze Sportingiem (1:1), a w sześciu spotkaniach straciło pięć bramek. Obecnie, w dotychczasowych pięciu meczach, Szczęsny zaledwie dwukrotnie był zmuszony wyjmować piłkę z siatki. Statystyki wynikające z aktywności pod bramką przeciwnika, choć nieznacznie, także wyglądają lepiej niż 12 miesięcy temu. Wówczas przez całą fazę grupową „Juve” strzeliło siedem goli, a teraz, przed ostatnim spotkaniem, ma ich już na koncie osiem. Trudno uwierzyć, aby po wizycie w Bernie liczby te nie uległy zmianie, oczywiście na korzyść Juventusu.
W to, że krajową hegemonię uda się przełożyć na kontynentalne rozgrywki, wierzy bośniacki pomocnik „Juve” Miralem Pjanić. W niedawnym wywiadzie dla Rai Sport wyznał, że jego i jego kolegów marzeniem jest zdobycie trzeciego Pucharu Mistrzów w historii klubu: – Mamy już siedem scudetto z rzędu. Teraz musimy jednak zdobyć nowe trofea. Mamy bardzo wielki skład. Klub pracuje każdego roku, aby być jeszcze lepszym. Potrójna korona jest nie tylko naszym marzeniem, lecz także celem.
O postawę bohaterów tekstu, a także prognozy na ich dalszą przygodę z LM zapytaliśmy Michała Borkowskiego, pasjonata calcio i gospodarza audycji Curva Nord w Weszło FM. Na pytanie o to, co jest największą siłą „Juve” w obecnej edycji Champions League, nasz rozmówca odpowiada zdecydowanie: – Niesamowicie mocna ławka. „Juve” może wystawić dwie mocne jedenastki – dość powiedzieć, że zza linii bocznej regularnie mecze oglądają piłkarze pokroju Perina, Benatii, Bernardeschiego czy Cuadrado. I nawet jeśli „Bianconerim” wypadnie dwóch, trzech piłkarzy, to i tak zdołają sobie z taką wyrwą poradzić. Od razu pojawia się więc pytanie, czy Allegri ma jakiś plan B na wypadek absencji najważniejszych zawodników: – Allegri to moim zdaniem jeden z najlepszych trenerów, a jego przygoda z Juventusem pokazała, że jest też niesamowicie elastyczny – wielokrotnie zmieniał ustawienie, często kilka razy w trakcie sezonu, potrafi dopasować się do rywala i dostępnych zawodników.
Umówmy się jednak, że nawet najwięksi dominatorzy mają słabe punkty. Jakie ma „Juve”? Borkowski tłumaczy: – Najmniej imponująco wygląda środek pomocy. Oczywiście Pjanić to kapitalny piłkarz, Bentancur zaliczył ogromny postęp w porównaniu z poprzednim sezonem, Emre Can znalazłby miejsce w większości klubów, a Khedira i Matuidi to bardzo utytułowani zawodnicy, ale jednak w porównaniu z obroną i atakiem ta formacja wygląda najsłabiej. Najbardziej brakuje Juventusowi piłkarza w stylu Pogby, ofensywnego, nieszablonowego środkowego pomocnika, który regularnie napędzałby akcje ze środka boiska.
Dla wielu „Bianconeri” to jeden z kandytów do triumfu w tej edycji Champions League. Nie inaczej twierdzi nasz ekspert: – Według mnie są faworytem, na równi z Barceloną, tuż przed Manchesterem City. Juventus ma jedną z najbardziej kompletnych kadr w Europie, a przyjście Ronaldo automatycznie sprawiło, że „Bianconeri” stali się jednym z dwóch, trzech największych kandytów do wygrania Ligi Mistrzów. W Serie A nie mają godnego rywala, a w spotkaniach z Valencią i Manchesterem United udowodnili, że drzemie w nich ogromny potencjał.
UEFA „Cristiano” League
Portugalczyk, który latem po dziewięciu latach gry dla Realu Madryt zamienił Santiago Bernabeu na Allianz Stadium, wierzy w to, że w Turynie dalej będzie śrubował kosmiczne statystyki i kolekcjonował trofea. CR7 to piłkarz stworzony do tak prestiżowych rozgrywek. Wygrywał je zarówno z Manchesterem United (2008), jak i Realem (2014, 2016, 2017, 2018), sześciokrotnie zostawał królem strzelców, a ze swoimi 121 golami (stan na 12.12.) przewodzi w rankingu najskuteczniejszych zawodników w historii LM.
Kilka dni temu na łamach „La Gazzetta dello Sport” wyznał, że czuje się w Turynie bardzo szczęśliwy: – Juventus to najlepsza drużyna, w jakiej dotychczas grałem. Jesteśmy prawdziwym zespołem. Niektórzy piłkarze mają poczucie większych od tych w innych klubach, ale tutaj wszyscy wiosłują na tej samej łodzi. Jesteśmy pokorni i chcemy wygrywać. CR7 dodał także, że gdyby nadal był w Madrycie, to jego postawa nie uległaby zmianie. Doskonale pamiętamy jednak, że w ostatnich miesiącach hiszpańskiego etapu jego kariery nad wyraz często przebąkiwał on o fatalnym samopoczuciu. Transfer do „Juve” to dla Portugalczyka nowy impuls i nowe doświadczenie, którego bez wątpienia potrzebował.
Zapytaliśmy Michała Borkowskiego o to, czy Cristiano w wiosennych spotkaniach będzie w stanie udźwignąć presję wielkich spotkań, tak jak miało to niejednokrotnie miejsce w Madrycie: – Na pewno przede wszystkim na to liczyli w Turynie, kiedy finalizowali jego transfer. Portugalczyka ściągnięto po to, by dał Juventusowi to coś ekstra, czego Włochom brakowało do wygrania Ligi Mistrzów w poprzednich sezonach. Zresztą już sama obecność Ronaldo sprawia, że łatwiej mają pozostali piłkarze ofensywni, ponieważ rywale przede wszystkim muszą koncentrować się na tym, żeby powstrzymać Cristiano.
Pozostaje pytanie, czy obecność CR7 przełoży się na sukces w Lidze Mistrzów już w trwającym sezonie. O tym przekonamy się wiosną.
Juwentus to jeden z kilku powaznych faworytow do gry w finale LM i zobaczymy kogo wylosuja.Juwentus tuz przed przyjsciem CR juz byl silny,a przyjscie CR spowodowalo wieksza sile ognia.