1 lipiec 2021 – tego dnia Josue oficjalnie został piłkarzem Legii Warszawa. Nikt się nie spodziewał, że będzie aż tak dobrze. Tak to znaczy jak? Josue stał się wielką gwiazdą nie tylko „Wojskowych”, również całej naszej ligi. Dziś wymieniając najlepszych z najlepszych z polskiego podwórka, nie sposób zapomnieć o Portugalczyku. Gwiazda przez duże „G”...
Gdyby ktoś chciał przedstawić ekstraklasę w jak najbardziej pozytywnym świetle, z pewnością musiałby pokazać popisy Josue. To, co wyprawia ten gość, często przechodzi ludzkie pojęcie. Pokaz zjawiskowości i efektywności jednocześnie połączonych ze skutecznością. Przed państwem… w tej chwili flagowy zawodnik ekstraklasy bez podziału na pozycje.
Ale jak gra i jak to się w ogóle stało, że 32-letni piłkarz z nadwagą jest nagle najlepszym zawodnikiem naszej ligi? Zapraszam do artykułu na jego temat…
Josue to magik
Na początku ostrzegam, że będzie to artykuł o charakterze chwalebnym. Bo jaki niby inny mógłby być, jeżeli skupiamy się na Josue. Czasem może bywać irytujący dla przeciwników. Z drugiej strony ta zadziorność może być jednak pewnego rodzaju atutem. Nie przez przypadek niemal od początku pracy Kosty Runjaica w Warszawie jest kapitanem wiceliderów ekstraklasy. Zasłużył na to. Charakterem, byciem duszą towarzystwa, charyzmą, ale również umiejętnościami. Jak na polskie i w sumie nie tylko polskie realia topowymi. Fakty są takie, że Portugalczyk swoją grą w tej chwili przewyższa niemal całą naszą ligę. Świadczy o tym choćby fakt, że grając w poprzednim sezonie w fatalnej Legii, mimo zajęcia dziesiątego miejsca w lidze znalazł się wśród trzech najlepszych piłkarzy sezonu – obok Iviego Lopeza i Mikaela Ishaka.
Maestro Josue! Dla takich piłkarzy warto przychodzić na stadion! pic.twitter.com/zQ6pVK1yc8
— Marcin Szymczyk (@MarcinSzymczyk1) April 3, 2023
Josue jest więc magikiem, a piękne i niekonwencjonalne podania to jego znak rozpoznawczy. Czego mu brakuje? Właściwie tylko dynamiki. Formę ustabilizował, ma wrodzoną inteligencję boiskową, a technika też stoi na dobrym poziomie… Gdyby tylko szybciej biegał, pewnie nigdy nie trafiłby do Polski i dziś oglądalibyśmy go w jakimś portugalskim zespole, może nawet w klubie z TOP 5 lig. Tego nie wiemy, ale nie boję się tego typu tez. Gdyby był młodszy, Legia pewnie sprzedałaby go za fortunę.
Tymczasem ma 32 lata i nie należy do demonów prędkości. To nie przeszkadza mu jednak w biciu kolejnych rekordów i nabijaniu Legii kolejnych punktów. Trzeba sobie chociażby spojrzeć na liczbę jego asyst. Więcej mają tylko weterani pokroju Miroslava Radovicia, Michała Kucharczyka, Tomasza Brzyskiego czy Marka Saganowskiego. W klasyfikacji historycznej zjawiskowy Portugalczyk jest w sumie siódmy. Niewykluczone, że po tym sezonie skoczy o trzy lokaty w górę. Jeżeli zostałby na dłużej, mógłby zbliżyć się i kto wie, przy dobrych wiatrach może nawet pobić lidera, Miroslava Radovicia. Patrząc na obecną passę Josue, wcale nie byłoby to niemożliwe.
Choć wejście miał trudne
Nie każdy pamięta, że przecież to Portugalczyk sprokurował aż dwa rzuty karne w jednym meczu z SSC Napoli w fazie grupowej Ligi Europy sezon temu. Albo to, że jakiekolwiek liczby zaczął zbierać dopiero ponad dwa miesiące po przybyciu do Warszawy. Dlaczego? W tym momencie Josue gra tak dobrze, że właściwie nie ma się do czego przyczepić.
Fakty są jednak takie, że wejście do drużyny nie było zbyt dobre w jego wykonaniu. Choć od początku oczekiwania wobec jego osoby były duże, on na starcie ich nie spełniał. Mimo że był uroczyście zapowiadany, przychodził do Warszawy z łatką zawodnika impulsywnego, co faktycznie się potwierdziło. Do tego jednak także konfliktowego, ponieważ w swoich poprzednich klubach miał pojedyncze zatargi z kolegami z drużyny. Potwierdza to też fakt, że w swojej karierze często zmieniał klub. Przed Legią było ich łącznie aż 11 – grał w swojej ojczyźnie, w Turcji, Holandii oraz w izraelskim Hapoelu Beer Sheva. Ale właściwie większość z tych zespołów piłkarz mógłby wykreślić ze swojego CV i niewiele by się w nim zmieniło.
Wróćmy jednak do początków w samej Legii. Wtedy częściej zarzucano mu wcześniej wspomnianą nadwagę, niż dostrzegano dobre występy. Przede wszystkim Portugalczyk nie był zbyt dobrze przygotowany motorycznie, co było też widać podczas meczów. Raczej człapał, niż zdawał się walczyć o piłkę. Zawsze musiał mieć obok siebie tego bardziej aktywnego partnera. Dodatkowo raczej stronił od gry w defensywie i nieczęsto pokazywał się w rozegraniu. Wtedy nikt nie zdawał sobie sprawy, że przejdzie on na tyle potężną przemianę, aby umiejętnościami porównywać go do Vadisa Odjidji-Ofoe. A to już nie są przelewki – mimo zaledwie roku spędzonego w Warszawie Belg jest uznawany za jednego z najlepszych zawodników polskiej ekstraklasy w XXI wieku.
Stary, ale jary
Kilkukrotnie już nawiązywałem do wieku Josue. Nie ma co ukrywać, że metryka mu nie pomaga. Jednak posiada on za to niebywałe umiejętności, jest liderem, ma potężne poważanie w szatni, kochają go kibice… Czego tu chcieć więcej? To wszystko sprawia, że w tej chwili właściwie trudno wyobrazić sobie Legię bez niego. Wydaje się, że nikt na dzisiaj w naszej lidze nie ma aż tak mocnego wpływu na swoją drużynę jak Portugalczyk na „Wojskowych”. To jest aż niebywałe, że jeden zawodnik jest w stanie robić takie rzeczy. Legia strzeliła w tym sezonie w lidze 44 gole, co jest na tę chwilę drugim najlepszym wynikiem w ekstraklasie. Przy ilu golach miał swój bezpośredni udział Josue? Przy aż 15, co stanowi trochę ponad 34% całej zdobyczy bramkowej i plasuje go na pierwszym miejscu w klasyfikacji kanadyjskiej (razem z Mikaelem Ishakiem).
Przy okazji trzeba także dodać, że gdyby nie Josue, Legia prawdopodobnie nie grałaby w maju w finale Pucharu Polski. W końcu tam, poza meczem z KKS-em Kalisz i wcześniejszym etapem z Lechią Zielona Góra, kiedy w ogóle nie pojechał na mecz, strzelał bramkę i asystował w każdym kolejnym spotkaniu. Ma również najwięcej kluczowych podań w całej ekstraklasie (70) i może pochwalić się największą liczbą minut spośród wszystkich graczy Legii (2206). I to też dużo mówi – Legia bywa, a właściwie często jest od niego uzależniona.
Jeszcze słowo o Josue… Jak tu przychodził półtora roku temu dało się słyszeć, że to dobry piłkarz, ale konfliktowy. Wyobrażałem go sobie jako typka, który jak nie będzie szło to winy będzie szukał u wszystkich tylko nie u siebie. Będzie machanie łapami zamiast walki, fochy… 1/2
— Felek Ⓛ (@F_Zdankiewicz) April 11, 2023
Ale Josue to nie tylko statystyki. To w wielu starciach wyróżniająca się postać, która nawet gdy drużyna sprawuje się danego dnia gorzej, bierze sprawy w swoje ręce i zawsze spisuje się dobrze (przykładem ostatni pojedynek z Miedzią Legnica). Kogoś wywierającego na zespół aż taki wpływ nie ma chyba żadna inna drużyna w naszej lidze. W większości przypadków możemy znaleźć jakiegoś lidera. Żaden z nich nie jest jednak tak wyrazisty jak 32-latek.
Przedłużyć kontrakt z Josue?
Legia MUSI, ale to po prostu MUSI zatrzymać Josue! Nieważne jak. Tym bardziej że w następnym sezonie warszawiacy będą walczyli o europejskie puchary po roku przerwy. I mimo że Portugalczyk nie ma potencjału sprzedażowego, kilkukrotne podniesienie jego tygodniówki i tak się zwróci. To dla niego kibice chętnie przychodzą na stadiony i przede wszystkim dzięki niemu sen o grze w Europie może się spełnić.
W perspektywie wszystkich nadchodzących zmian w najbliższych miesiącach nie wyobrażam sobie wejścia w kolejny sezon bez Josue. To podstawa do robienia jakichkolwiek innych ruchów. Jeśli nie uda się go przedłużyć, to można od razu pożegnać się z EP
Fot. Michał Terlecki/Legia.net https://t.co/WkXmbJfB8q pic.twitter.com/lHXvaLRjmv
— Oskar Mochnik (@Oskar_M04) April 11, 2023
A czy rzeczywiście Josue zostanie w Legii na dłużej? Sytuacja ta stoi od początku sezonu w miejscu… Na starcie 2023 roku kontrakt z klubem przedłużyli Bartosz Kapustka, Artur Jędrzejczyk i Igor Strzałek. Jest jednak trójka graczy, z którymi jeszcze nie przedłużono umów. Mattias Johansson, z którym pożegnanie się nie będzie wielką żałobą, kluczowy Filip Mladenović i jeszcze ważniejszy Josue. Nic nie ziściło się przez panujące problemy finansowe. W tej chwili najlepiej zarabiającym zawodnikiem w ekstraklasie jest Mikael Ishak (około miliona euro). Josue oczywiście zasługuje na bajoński kontrakt. Pozostaje tylko kwestia, czy rzeczywiście uda się to spłacić.
Dlaczego polskie kluby jeszcze niedawno nie osiągały niczego na arenie międzynarodowej? Po dobrym sezonie zespoły wyprzedawały swoje największe gwiazdy. Nie popełnijmy znowu tego błędu. Najlepiej by było, gdyby akurat w tej kwestii Legia wzięła przykład z Rakowa czy Lecha. Ivi Lopez? Po fenomenalnym poprzednim sezonie dalej jest w klubie. Mikael Ishak? Również nigdzie nie poszedł i dziś osiąga znakomite wyniki w Lidze Konferencji Europy. Legia stoi nie najlepiej w kwestii finansowej, ale aby to naprawić, nie powinno się oddawać największych gwiazd i zastępować kimś, kto „może odpalić”. Może się okazać, że nie przedłużając kontraktu z Josue, Legia będzie miała kolejny rok w plecy i jeszcze większe problemy natury finansowej.