23. kolejka Primera Division obfitowała w bramki. Trzy z nich padły na La Romareda w spotkaniu dwóch Realów – Saragossy i Sociedad San Sebastian. Goście wygrali 2:1. Podczas pomeczowej konferencji prasowej trener Manolo Jimenez starał się usprawiedliwić już siódmą w tym sezonie przegraną swych podopiecznych w domu.
Dlaczego Saragossa w niczym nie przypominała zespołu, który przed tygodniem niemal pokonał rewelacyjną w tym sezonie Malagę?
Mecz zaczął się dobrze. Prowadziliśmy grę, zawodnicy szukali strzałów na bramkę Bravo. Gol dla Basków w 11. minucie z mojej perspektywy był co najmniej wątpliwy. Wydaje mi się, że Griezmann był na pozycji spalonej. Dziesięć minut później druga żółta kartka dla Hectora i cóż – realizację planu taktycznego diabli wzięli. W drugiej połowie nasi rywale ze spokojem pilnowali korzystnego wyniku i na osłodę pozostaje gol honorowy Apono.
Mecze na La Romareda to jakieś przekleństwo dla Saragossy. To już siódma porażka.
Niestety, liczyć potrafię. Mogę zapewnić, że na każdym treningu zawodnicy dają z siebie wszystko. Remedium, które pomoże zapomnieć o tej wpadce, jest skupienie się na kolejnym meczu. Rozegramy go za tydzień z rywalem, którego w domu pokonaliśmy – Osasuną. Pampeluna to miasto położone najbliżej Saragossy ze wszystkich, które mają ekipę w La Liga, dlatego mobilizacja przed tymi potyczkami jest zwielokrotniona.
Można powiedzieć, że Saragossa stacza się po równi pochyłej. Od strefy spadkowej dzielą ją tylko cztery oczka.
Niedawno mówiłem, że dla drużyny celem maksimum jest miejsce w pierwszej dziesiątce. Teraz bez wątpienia celem jest utrzymanie bezpiecznej odległości od strefy spadkowej. Jestem zaniepokojony i obiecuję, że w Pampelunie zagramy o trzy punkty. Nie wyobrażam sobie innego scenariusza niż wygrana.