Jeszcze nie czas, by odchodzić


5 marca 2015 Jeszcze nie czas, by odchodzić

Kilka dni po tym, jak Legia Warszawa pożegnała się z rozgrywkami Ligi Europy, do polskich mediów wyciekła informacja o możliwym odejściu trenera "Wojskowych" Henninga Berga, który miałby rzekomo poprowadzić Feyenoord Rotterdam. Sam zainteresowany zaprzecza tym sensacjom, ale ostatnimi czasy widać gołym okiem, że Norwegowi nie jest po drodze z właścicielami stołecznej ekipy. 


Udostępnij na Udostępnij na

Znany ze swej niechęci do uśmiechania się, były zawodnik Manchesteru United, a obecnie opiekun mistrzów Polski, nie ukrywał żalu wobec swoich przełożonych – Bogusława Leśnodorskiego, Macieja Wandzela oraz Dariusza Mioduskiego, którzy dosłownie chwilę przed pierwszym starciem Legii z Ajaksem Amsterdam w ramach 1/16 finału Ligi Europy, pozwolili odjechać do zespołu drugiej ligi chińskiej Hebei China Fortune Miroslavovi Radovicowi. Norweski szkoleniowiec nie potrafił (pewnie nadal próbuje rozwikłać tę zagadkę), dlaczego trzy najbardziej wpływowe postaci warszawskiego teamu tak łatwo postanowiły pozbyć się najlepszego gracza T-Mobile Ekstraklasy.

https://www.youtube.com/watch?v=BL-JLlRBSLo

Przecież Serb przez przez prawie dekadę stanowił o sile Legii, prowadził ją do kolejnych sukcesów i był ikoną zespołu z Łazienkowskiej. Sprowadzony w 2006 r. do stolicy „Miro” zaskarbił sobie sympatię chyba wszystkich fanatyków „Elki”, a przede wszystkim zżył się z naszym krajem, który mógł nawet reprezentować po tym, jak w 2013 r. prezydent Bronisław Komorowski przyznał mu polski paszport. Ostatecznie Radović nigdy dla naszej kadry narodowej nie zagrał, czemu sprzeciwiał się m.in. prezes PZPN Zbigniew Boniek, tłumacząc, iż należy skończyć z usilnym szukaniem wzmocnień wśród zawodników urodzonych poza granicami naszego kraju. Ale trzeba obiektywnie przyznać, że były już zawodnik Legii pozostanie na długie lata zapamiętany jako najlepszy obcokrajowiec występujący kiedykolwiek w polskiej lidze.

Po przyjściu Henninga Berga do warszawskiego klubu Miroslav wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności – to właśnie on stworzył świetny serbsko-słowacki duet z Ondrejem Dudą, który doprowadził Legię do pięciu grupowych zwycięstw w tegorocznej edycji ubogiej krewnej Ligi Mistrzów, jak niektórzy nazywają mniej prestiżowe europejskie rozgrywki. Dzięki wyczuciu i zaufaniu trenera mistrzów Polski, Radović zrozumiał, że z powodzeniem może występować jako środkowy napastnik, choć wcześniej znany był przede wszystkim z występów na boku pomocy.

Serb był niekwestionowaną gwiazdą „Wojskowych”, którą jeszcze nie tak dawno bardzo chcieli sprowadzić do siebie działacze drugoligowego wówczas AS Monaco. Miro odrzucił jednak propozycję grania w Ligue 2, czego później bardzo żałował (nazwał siebie debilem, gdy „Książętom” udało się awansować do francuskiej ekstraklasy, a ich szeregi zasilili tacy gracze jak: Radamel Falcao, James Rodriguez czy Eric Abidal) i teraz także wszyscy kibice najbardziej medialnego w Polsce klubu liczyli, iż ich ulubieniec zechce pozostać z nimi. Sam zawodnik nie ukrywał, że z takiej oferty – 1,5 mln euro netto za jeden sezon gry dla chińskiego drugoligowca – grzechem byłoby nie skorzystać, ale w całej tej sytuacji dziwi przede wszystkim postawa działaczy Legii, którzy za 2 mln euro oddali swój największy skarb. Niedawno podpisany, jak niektórzy mówili, dożywotni kontrakt z „Miro” nie miał zapisanej żadnej klauzuli odejścia, więc warszawianie mogli utargować dużo więcej. A tak, to nie dość, że nie zarobili kokosów, to na dodatek ich klub odpadł po fatalnym dwumeczu z Ajaksem w 1/16 finału LE. Katem „Wojskowych” okazał się Arkadiusz Milik, strzelec 3 bramek.

Całe to zamieszanie powstałe wokół Radovica nie tyle zirytowało, co rozwścieczyło Henninga Berga. Powściągliwy w okazywaniu emocji były podopieczny sir Aleksa Fergusona przyznał, ze transfer „Miro” okazał się gwoździem do trumny prowadzonego przez niego zespołu. Opracowywana w trakcie przerwy zimowej taktyka, w której kluczową rolę miał odgrywać właśnie Serb, legła w gruzach wtedy, gdy nikt się tego nie spodziewał, czyli tuż przed rozpoczęciem wyjazdowego meczu przeciwko Ajaksowi. Co prawda gwiazdor Legii zgłaszał gotowość wystąpienia w tamtym meczu, ale Berg postanowił odesłać go na trybuny, wiedząc, iż myślami jego podopieczny był już chyba za Wielkim Murem. Bez swego lidera Legia prezentowała się chwilami kompromitująco, a doskonałe okazje strzeleckie zmarnowali Michałowie: Żyro oraz Kucharczyk. I kiedy wydawało się, że wszystko zaczyna powoli wracać do normy, a stołeczna drużyna stopniowo odzyskuje dobrą formę, media obiegła wieść, ze Warszawę opuścić może sam trener Berg.

https://www.youtube.com/watch?v=8E6nguNL-ec

Ile w tym prawdy, a ile wyssanych z palca plotek – nie wiadomo.  Jasne jest jednak, że jeżeli Norwegowi zależy na utrzymaniu swojej obecnej posady, musi on obronić mistrzostwo Polski w przekonującym stylu. Wszyscy doskonale wiemy, jak kompromitująco zakończyli swoją przygodę z edycją 2014/2015 Champions League „Wojskowi”. Co z tego, ze byli oni lepsi w dwumeczu od utytułowanego Celticu Glasgow, skoro występ nieuprawnionego gracza podczas spotkania rewanżowego spowodował dyskwalifikację mistrza Polski? To drużyna „The Boys” ostatecznie wystąpiła w decydującej o awansie do fazy grupowej LM rundzie, gdzie jednak poległa.

Tamto pamiętne spotkanie było pierwszym strzałem we własne kolano „Legionistów”, drugim okazał się transfer last minute Radovica, a teraz być może panowie Leśnodorski, Mioduski i Wandzel skompletują hat-tricka i pozwolą odejść Bergowi do Feyenoordu, jeśli rzeczywiście jest taka możliwość. W końcu, jak to mówią, nie ma ludzi niezastąpionych, a do wzięcia jest znowu trener Jan Urban, który już dwukrotnie prowadził warszawian, a aktualnie pozostaje bezrobotny po zdymisjonowaniu go przez Osasunę Pampeluna. Czy Norweg i Polak różnią się od siebie tak bardzo? Chyba nie, przecież obaj przesadzili z rotacją w szeregach zawodników Legii, co odbiło się na szybkim pożegnaniu z Ligą Europy. Poza tym Urban jest o wiele bardziej doświadczony, podobnie jak Berg grał niegdyś w silnej lidze zagranicznej (Primiera Division), więc czemu nie zatrudnić polskiego szkoleniowca po raz kolejny?

Mówiąc już jednak całkowicie poważnie, szkoda by było pozbywać się takiego trenera, jakim jest Berg. Dlaczego? Choćby dlatego, że ktoś o tak znanym nazwisku rzadko decyduje się prowadzić polski klub. Może rzeczywiście Norweg też niepotrzebnie, jak Urban rok temu, dał się wplątać w nadmierne rotowanie składem, co odbiło się nie tylko na wynikach w Europie, ale i na ligowym podwórku. Ale były zawodnik Manchesteru United potrafił bardzo szybko pozbierać rozbity po kontrowersyjnej dyskwalifikacji z LM zespół Legii i wygrać bez problemu grupę Ligi Europy, z czym kilkanaście miesięcy temu olbrzymie problemy miał jego poprzednik, czyli właśnie Urban. Przypomnijmy też, że Polak, dowodząc Legią, miał do swojej dyspozycji Radovica, a Skandynawowi w najważniejszej chwili zabrano jego asa. Legia bez „Miro”, to tak, jak reprezentacja Polski bez Roberta Lewandowskiego. Może porównanie to brzmi nieco komicznie, ale nie trzeba chyba nikogo specjalnie przekonywać o zasługach Serba dla Legii i jego olbrzymim wpływie na grę „Wojskowych”. Wytransferowanie wychowanka Partizana Belgrad do Chin przysporzyło Bergowi spory problem, bo bez niego trudno będzie obronić mistrzostwo kraju, nie mówiąc już o ewentualnym awansie do kolejnej edycji Ligi Mistrzów.

Obecny kontrakt Berga ze stołecznym zespołem obowiązuje do 30 czerwca 2018 r., a to przecież szmat czasu. Urodzony w Eidsvoll 100-krotny reprezentant Norwegii wcześniej pracował m.in. jako opiekun angielskiego Blackburn Rovers, ale bez większych sukcesów. Wciąż pozostaje trenerem na dorobku i na pewno marzy mu się praca w wielkim klubie. Takim zespołem bez wątpienia jest jego obecny pracodawca, ale jeśli weźmiemy pod uwagę jedynie polskie realia. W Europie „Wojskowi” nie znaczą zbyt wiele, co doskonale zobrazował ich przegrany dwumecz z  mocno odmłodzonym Ajaksem. Z kolei Feyenoord to aktualnie czwarta drużyna Eredivisie, która przez wiele lat uznawana była za jedną z trzech najsilniejszych w Kraju Tulipanów obok Ajaksu oraz PSV Eindhoven. Zespół, z którym związany dawniej był m.in. Euzebiusz Smolarek, po raz ostatni mistrzostwo kraju zdobył w 1999 r. Od tamtego momentu nie potrafi on nawiązać do dawnych lat świetności, a na domiar złego jego obecny trener Fred Rutten poinformował, że po zakończeniu sezonu odejdzie ze stanowiska. Jak poinformowały władze Feyenoordu, przyczyną rozstania z Holendrem są „odmienne koncepcje dalszego prowadzenia drużyny”.

Ta zaskakująca dla kibiców czerwono-biało-czarnych informacja wywołała lawinę plotek o tym, że jednym z głównych kandydatów do zastąpienia Ruttena jest ponoć Henning Berg. Podobno Holendrom nie przeszkadza nieduże doświadczenie trenerskie Norwega, który miał wpaść w im w oko podczas konfrontacji Legii z Ajaksem. Widać zatem, że kilkadziesiąt występów dla Manchesteru United oraz znajomość z legendarnym sir Aleksem Fergusonem robią swoje i opiekun Legii na brak zainteresowania ze strony silnych europejskich klubów narzekać raczej nie może. Ale czy on sam chce z Łazienkowskiej odchodzić?

 

Chyba już zdążył przekonać się, na czym polega polski futbol, w którym nawet największą gwiazdę zespołu można odsprzedać za niewielką sumę w najmniej oczekiwanym momencie. Z czasem zapomni też o tym, jak wyrolowali go właściciele Legii i na nowo poskłada swój zespół. Bo Henning Berg to trener wciąż młody i ambitny. Raczej nie wyjedzie z Polski, póki nie zdoła osiągnąć z „Elką” dużego sukcesu. Również nastawieni na sprzedawanie swoich najlepszych graczy prezesi Legii zdają sobie sprawę, że zatrzymanie Norwega w naszym kraju przyniesie im wiele korzyści, gdyż ten potrafi pracować z młodzieżą, którą później można wytransferować za granicę, otrzymując sporą gotówkę. Najlepszym przykładem owocnej pracy Berga z młodymi gwiazdkami 10-krotnego mistrza Polski to zainteresowanie mocnych, zachodnich zespołów takimi zawodnikami, jak Michał Żyro czy Ondrej Duda.

Odejście Henninga z Legii można chyba, przynajmniej na razie, włożyć między bajki, ale żadnych wariantów rozwoju zaistniałej sytuacji nie należy wykluczać. Po zakończeniu bieżącego sezonu T-ME kilku podstawowych graczy zechce zapewne opuścić szeregi warszawskiego teamu, poszukując szczęścia za granicą. Gdyby dodatkowo odszedł trener Berg, sytuacja stołecznego zespołu poważnie by się skomplikowała. Nie ma już Radovica, zabraknie pewnie Dudy, Astiza, Żyry i może jeszcze kogoś, dlatego Leśnodorski i spółka powinni starać się z całych sił zatrzymać obecnego trenera Legii. Bo chyba tylko zagraniczny trener będzie w stanie wprowadzić ją do elitarnej Champions League, co udało się już prawie kilka miesięcy temu. Żeby jednak marzenia stolicy uległy spełnieniu, władze „Elki” nie mogą rzucać kolejnych kłód pod nogi norweskiemu coachowi, bo ten może w końcu poważnie się zdenerwować i podziękować za współpracę. A tego przecież nikt chyba nie chce…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze