W ostatnich dniach odszedł od nas Jerzy Wyrobek. Wielu kibiców kojarzy go jako człowieka związanego z Ruchem Chorzów, jednak mało kto zdaje sobie sprawę, że Wyrobek zapracował sobie na miano legendy Chorzowa, a być może też polskiego futbolu. Można przytoczyć w tym miejscu jego zasługi, ale nie na tym polegała jego wielkość. Żeby się przekonać, dlaczego był wybitną postacią, trzeba dokładnie poznać jego historię i posłuchać, co mówią o nim ludzie, z którymi współpracował.
Jerzy Wyrobek już jako dziecko wychowywał się w sportowej atmosferze. Jego ojciec, Ryszard, był cenionym piłkarzem Ruchu. Jego bracia, Czesław i Eugeniusz, również pałali miłością do futbol, a siostra Halina grała w piłkę ręczną. Dodatkowo siostra żony Ryszarda Wyrobka to żona Gerarda Cieślika. Przy takich powiązaniach rodzinnych droga do kariery piłkarskiej stała więc otworem.

W tym miejscu należy poświęcić kilka słów Ryszardowi Wyrobkowi. Ojciec Jerzego, znany jako „Pingol”, występował w chorzowskim Ruchu przez 17 lat. Początkowo grywał w ataku, lecz w I lidze zasłynął jako znakomity bramkarz. Łącznie dla Ruchu rozegrał 259 spotkań, zdobywając w tym czasie cztery tytuły mistrzowskie. „Pingol” grał też w reprezentacji Polski, jego licznik zatrzymał się na dwóch starciach. Jerzy miał więc wysoko zawieszoną poprzeczkę. Przeskoczenie jej dodatkowo utrudniało to, że od początku ustawiano go w obronie, mimo że mierzył ledwie 171 centymetrów wzrostu. Wyobrażacie to sobie? Ustawienie środkowego obrońcy o takich warunkach fizycznych w dzisiejszych czasach oznaczałoby strzał w kolano. Jerzy się jednak nie zniechęcał i wywiązywał się z roli defensora najlepiej, jak potrafił.
Swoją przygodę z futbolem Jerzy Wyrobek zaczynał w rodzinnym Chorzowie, jednak pierwsze kroki stawiał nie w Ruchu, ale w klubie Stadion Śląski. W latach 1967-1969 występował w Zagłębiu Wałbrzych. Tam debiutował w polskiej ekstraklasie (rozegrał 25 spotkań) i spisywał się na tyle dobrze, że po dwóch latach otrzymał ofertę powrotu do Chorzowa, ale już nie chodziło o Stadion Śląski, tylko o wielki Ruch. Nie mógł odmówić, w końcu było to kontynuowanie rodzinnych tradycji.
W sierpniu 1969 roku Jerzy rozegrał swoje pierwsze spotkanie w drużynie „Niebieskich”. Naprzeciwko stanął wówczas wielki Górnik Zabrze, który seryjnie zdobywał tytuły mistrza Polski. Wyrobek został więc rzucony na głęboką wodę, 19-latek o mizernych warunkach fizycznych miał zatrzymać Lubańskiego, Szołtysika czy Wilczka. Żaden z tych zawodników gola nie strzelił, ale wyręczył ich… sam Wyrobek, który w 59. minucie zdobył bramkę samobójczą. Na szczęście dla niego, pięć minut przed końcem spotkania Bronisław Bula skutecznie egzekwował rzut karny i mecz zakończył się wynikiem 1:1. Gdyby nie Bula, Wielkie Derby Śląskie byłyby równie wielką tragedią młodego obrońcy.
Mimo nie do końca udanego debiutu trener Jerzy Nikiel, a później Tadeusz Foryś konsekwentnie stawiali na utalentowanego młodziana. On odwdzięczył się dobrą grą i przez cały sezon (z wyjątkiem meczu rewanżowego z Górnikiem) miał pewne miejsce w pierwszym składzie. Ruch został wtedy wicemistrzem Polski, wyprzedzając na mecie Górnika Zabrze, a sam Wyrobek w drugiej połowie 1970 roku nie tylko dostał szansę debiutu w reprezentacji Polski, ale zagrał w jej pięciu kolejnych spotkaniach. Uwierzył w niego Ryszard Koncewicz, który wystawił go na pozycji środkowego obrońcy w starciach z Danią (5:0), NRD (0:5), Irlandią (2:0), Albanią (2:0 – eliminacje ME) oraz z Czechosłowacją (2:2). Warto zwrócić uwagę na to, że w ostatnich trzech potyczkach jego partnerem w obronie był zmarły niedawno Władysław Stachurski.
Kazimierz Górski również początkowo stawiał na Wyrobka, dając mu szansę gry w meczach kwalifikacyjnych do igrzysk olimpijskich. Po starciu z RFN w ramach eliminacji do mistrzostw Europy kariera reprezentacyjna piłkarza zatrzymała się jednak na trzy lata. Kariera ligowa za to rozkwitała. Młody obrońca nie oddawał miejsca w składzie, a Ruch regularnie meldował się w pierwszej piątce polskiej ekstraklasy. W tym czasie czegoś jednak brakowało, może trochę szczęścia, a może większego cwaniactwa i doświadczenia. W 1974 roku los się szeroko uśmiechnął do „Niebieskich”, śląc jednocześnie nieśmiałe, lecz radosne spojrzenie do Wyrobka.
W sezonie 1973/1974 Ruch Chorzów został mistrzem Polski, zostawiając w pokonanym polu odwiecznego rywala – Górnika Zabrze. Chorzowianie doskonale radzili sobie też w europejskich pucharach, wyrzucając za burtę WSV Wuppertal, Carl Zeiss Jena i Honved Budapeszt i przegrywając po zaciętym boju z Feyenoordem Rotterdam. Tytuł mistrzowski pozostał w Chorzowie również na kolejny rok, a Górski ponownie docenił Wyrobka, który wrócił do reprezentacji na mecze z Haiti, ale nie zdołał sobie wywalczyć miejsca w kadrze na mistrzostwa świata. Po ich zakończeniu grał jednak częściej w drużynie narodowej. W pojedynku z USA wpisał się na listę strzelców, ale nawet to nie pomogło mu wywalczyć miejsca w składzie. W kadrze grali wówczas tacy piłkarze, jak: Gorgoń, Żmuda, Szymanowski, Ostafiński czy Bulzacki, więc walka o koszulkę z orłem na piersi nie była łatwa. Ostatecznie Wyrobek zamknął swój reprezentacyjny rozdział w wieku 26 lat, jego bilans to 15 spotkań (plus dwa nieoficjalne) i jeden gol.
Wyrobek jako piłkarz raz jeszcze sięgnął po mistrzostwo Polski. Stało się to w 1979 roku, lecz jego udział był jedynie symboliczny. 29-letni wówczas defensor zagrał tylko w pierwszym spotkaniu z Wisłą Kraków (warto wspomnieć, że był to 1000. mecz Wisły w ekstraklasie), w którym doznał kontuzji. Nie grał w piłkę przez półtora roku, ale potem powrócił i znów decydował o obliczu chorzowskiej defensywy. Ostatni pojedynek w barwach Ruchu rozegrał 26 września 1982 roku z Szombierkami Bytom (0:2), po czym wyjechał do Niemiec, by doczekać piłkarskiej emerytury w TuS Neuhaus.
Po powrocie do kraju Wyrobek niemal z miejsca przejął Ruch Chorzów, jednak wtedy zespół musiał się pogodzić z tym, że będzie grał w drugiej lidze. O spadku zadecydował przegrany baraż z Lechią Gdańsk i po raz pierwszy w historii „Niebiescy” zostali skazani na grę na zapleczu ekstraklasy. Kibice żądali natychmiastowego powrotu, który miał zagwarantować nowicjusz w trenerskim fachu – Jerzy Wyrobek. Zadanie okazało się dość łatwe, bo Ruch w sezonie 1987/1988 przegrał zaledwie dwa spotkania, i to w momencie, kiedy sprawa awansu była już rozstrzygnięta. Pierwsze skrzypce grali wówczas tacy piłkarze, jak: Krzysztof Warzycha, Mirosław Bąk, Mieczysław Szewczyk czy Krystian Szuster, a występowali też m.in. Waldemar Fornalik czy Dariusz Gęsior. Rok później stało się coś niewytłumaczalnego. Ten sam Ruch z tymi samymi piłkarzami został mistrzem Polski! W ostatniej kolejce, kiedy już nic nie mogło chorzowianom wyrwać z rąk tytułu mistrzowskiego, szkoleniowiec Ruchu pozwolił sobie nawet na małą zagrywkę hazardową. Otóż Wyrobek założył się kolorowy o telewizor, twierdząc, że jego podopieczni wygrają w ostatniej kolejce z Górnikiem Wałbrzych czterema bramkami. Zakład ostatecznie przegrał, choć na 27 minut przed końcem po trzech golach Warzychy i jednym trafieniu Bąka wynik brzmiał 4:0, jednak wałbrzyszanie zdołali zdobyć honorowego gola i trener nie dostał wymarzonego telewizora.
Ruch nie zdołał się utrzymać na szczycie polskiej ekstraklasy. Kolejne półrocze było jeszcze w miarę udane, ale po odejściu „Gucia” Warzychy drużyna straciła niemal wszystkie argumenty w ofensywie. Pół roku później misja Wyrobka w roli szkoleniowca dobiegła końca i w kolejnych latach starał się on pomagać „Niebieskim”, pełniąc funkcję menedżera. Po pięciu latach wrócił na ławkę trenerską. Wrócił do Chorzowa i znów dokonał niebywałej rzeczy, sięgając po Puchar Polski. Potem pracował w Odrze Wodzisław i Pogoni Szczecin, by znów wrócić na stadion przy ulicy Cichej. Następnie objął funkcję szkoleniowca KSZO Ostrowiec. W ostatnich latach prowadził też Tura Turek czy GKS Jastrzębie, a jego ostatnim przystankiem w karierze szkoleniowej było Zagłębie Sosnowiec.
Dokonania boiskowe to jedno, a to, jakim był człowiekiem, to zupełnie co innego. Trochę dziwne, że po zdobyciu mistrzostwa Polski Wyrobek trener nie poszedł za ciosem i nie starał się za wszelką cenę dojść na szczyt w profesji szkoleniowej. Ci, którzy go znali, twierdzą, że Jerzy Wyrobek stał ponad futbolową otoczką i był przede wszystkim dobrym człowiekiem.
– Miałem okazję współpracować z nim na wielu płaszczyznach i na pewno dużo mu zawdzięczam. Był to człowiek, który pomógł ogromnej liczbie ludzi zarówno jako trener, jak i człowiek. Zawsze potrafił podpowiedzieć, pomóc, pokierować i pokazać, dzięki czemu człowiek zupełnie inaczej spoglądał na to, co się działo wokół niego. Na pewno był to trener, który nie bał się wyzwań. Ja z nim spadałem z ligi, by rok później zdobyć Puchar Polski i awansować do ekstraklasy. A przecież, kiedy przejmował drużynę, sytuacja była fatalna. On się tego podjął i w ciągu roku triumfował. To był człowiek, który odnosił ogromne sukcesy jako trener, ale był trochę niedoceniany. Może było tak dlatego, że nie rozpychał się nigdy łokciami na firmamencie sportowym. Gdyby był inny, to pewnie osiągnąłby znacznie więcej, ale wtedy by się nie nazywał Jurek Wyrobek, a myślę, że dlatego wszyscy go cenią i szanują, że był sobą – mówi były piłkarz Ruchu, Mariusz Śrutwa. – Bardzo często spotykaliśmy się z rodzinami poza klubem i bardzo miło to wspominam, bo to budowało atmosferę. Jerzy Wyrobek potrafił to przekazać swoim następcom i przez wiele lat było to kultywowane w Chorzowie. Czasem wydawało się, że był to człowiek za dobry. Nie potrafił nikogo skrzywdzić, a zawodnicy niekiedy to wykorzystywali, jednak moim zdaniem ta dobroć była jego zaletą.
O tym, czym była dla niego piłka, świadczy pewna anegdota, którą opowiedział nam Mariusz Śrutwa: – Po zdobyciu Pucharu Polski wszyscy wracaliśmy do Warszawy w wielkiej euforii. Jak wiadomo, w takich warunkach było bardzo wesoło, a trener w tym czasie siedział na pierwszym siedzeniu i spokojnie rozwiązywał sobie krzyżówkę. Taki właśnie był Wyrobek, wolał rozwiązywać krzyżówki, niż pchać się na pierwsze strony gazet czy hucznie świętować zdobycie Pucharu Polski. Przedkładał spokój nad nerwowe posunięcia i zanim kogoś ukarał, wolał się dwa razy zastanowić, po czym znajdował inne wyjście z sytuacji. Miał ogromną mądrość życiową, z której garściami czerpali inni. Wystarczy spojrzeć na to, co robią obecnie jego dawni podopieczni, jak: Warzycha, Śrutwa, Gęsior czy Fornalik. Oni na pewno zadbają o to, żeby wartości, które kultywował Wyrobek, wciąż odgrywały ważną rolę nie tylko w futbolu, ale też w innych dziedzinach życia.
Właśnie taki był JUREK! KOCHAM GO ZA TO! PRZEZ
NEGO JESTEM KIBICEM RUCHU NA ZAWSZE!