Jakub Podgórski: „Jestem przekonany, że jeśli udałoby się wprowadzić futsal na igrzyska olimpijskie, to automatycznie nastąpiłby gigantyczny wzrost jego popularności” (WYWIAD)


Jakub Podgórski w przeszłości odpowiadał za przygotowanie fizyczne Cracovii Kraków

24 października 2019 Jakub Podgórski: „Jestem przekonany, że jeśli udałoby się wprowadzić futsal na igrzyska olimpijskie, to automatycznie nastąpiłby gigantyczny wzrost jego popularności” (WYWIAD)
Paula Duda

Czym się różni przygotowanie fizyczne zawodników w futsalu od piłkarzy, którzy na co dzień uprawiają futbol na trawie? Czy gwiazdy futbolu ograłyby drużynę futsalową? Czy prawdą jest, że polska ekstraklasa jest ligą „fizyczną”? O tym w wywiadzie z Jakubem Podgórskim – trenerem przygotowania motorycznego reprezentacji Polski w futsalu.


Udostępnij na Udostępnij na

Zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że futsal jest w Polsce dyscypliną niedocenioną?

Zdecydowanie tak, ponieważ… taka ciekawostka – futsal uprawia w Polsce nawet około pięciu milionów osób, które nie zdają sobie z tego sprawy.

To znaczy?

W dzisiejszych czasach większość osób, które chciałyby pograć w piłkę, tak naprawdę umawia się albo na orlika, albo na halach bądź grają na skróconych polach tak jak ja, kiedy byłem w młodym wieku, na tak zwanym betonie, na którym właśnie znajdowało się boisko z bramkami do futsalu. Zmierzam do tego, że ogrom ludzi uprawia futsal, ale o tym nie wie i tak naprawdę cały czas brakuje jakiegoś takiego kopa promocyjnego czy akcji marketingowych, które potwierdziłyby specyfikę tej dyscypliny i jej widowiskowość, a co za tym idzie – więcej osób zaczęłoby się z tą dyscypliną po prostu identyfikować. Może się powtórzę, ale nie mam wątpliwości, że ludzi uprawiających futsal jest ogrom, tylko oni tego nie wiedzą i nie utożsamiają z futsalem.

Jeśli dobrze zrozumiałem, to dzieci również w szkole uprawiają futsal?

Dokładnie tak. Brakuje identyfikowania się z tym sportem. Brakuje jakiejś takiej, jak już wspomniałem, szeroko zakrojonej akcji marketingowej, która doskonale ukazałaby widowiskowość futsalu, a co za tym idzie – pozwoliłoby to utożsamić się z tym, co ludzie na co dzień robią. Przecież na tym wygrała piłka nożna.

Co ma Pan na myśli?

Prostota tej dyscypliny, jej dostępność, była tak banalna, że rozlała się po całym świecie. Nie ma nic trudnego w postawieniu dwóch plecaków, wystarczy wyznaczyć jakieś proste pole do gry i można kopać piłkę. A, jakby nie patrzeć, dokładnie taki jest futsal. Dzisiaj wszyscy utożsamiają się z piłką nożną, bo nie dość, że jest łatwo dostępna, to do tego jest o niej głośno. Natomiast o futsalu nie do końca, a szkoda…

Czyli można powiedzieć, że największą przeszkodą w rozwoju polskiego futsalu jest przede wszystkim brak tożsamości z tym sportem oraz fakt, że nie mówi się o nim tak głośno jak o futbolu?

Na pewno nie jest to jedna kwestia. Ja osobiście, jak tak sobie głośno myślę i zastanawiam się nad tym, gdyby ktoś mnie zapytał, co w największym stopniu chciałbym, żeby się odmieniło w futsalu i miałoby wpływ na popularność tej dyscypliny, to w pierwszej kolejności postawiłbym na futsal jako dyscyplinę olimpijską. Gdyby futsal wszedł na olimpiadę, to myślę, że byłoby to gigantyczne koło zamachowe i rozwojowe dla całej dyscypliny. Nie rozumiem czemu jest z tym jakiś wielki problem. Raz – futsal jest widowiskowy. Dwa – spokojnie zapełniałby hale olimpijskie. A trzy – byłby dobrą alternatywą dla piłki, która, nie oszukujmy się, na igrzyskach kompletnie się nie sprawdza. To jest dla mnie zastanawiające.

Czyli igrzyska niezaprzeczalnie pomogłyby w rozwoju futsalu?

Jestem przekonany, że jeśli udałoby się wprowadzić futsal na igrzyska olimpijskie, to automatycznie nastąpiłby gigantyczny wzrost jego popularności. Za tym doszłyby dodatkowe inwestycje, wsparcie związków, jak również z Polskiego Komitetu Olimpijskiego…

A jak to jest z futsalem na trybunach? Udaje się zapełniać hale podczas meczów? Jako mieszkańcowi małej miejscowości przyznam szczerze, że trudno mi powiedzieć cokolwiek o jakiejś drużynie futsalowej w okolicach. Obawiam się, że nie przyciąga on wielu kibiców…

Akurat tutaj z tymi małymi miejscowościami, które mają swoją drużynę futsalową, jest taka pewna prawidłowość, że tam zazwyczaj ludzie licznie udają się na mecze futsalowe. Dlaczego? Ja mam na to też swoją teorię. W dużych miastach formy rozrywki są ogólnodostępne i jest ich mnóstwo, prawda? Możemy pójść do kina, na basen popływać, do teatru… Jest tego naprawdę bardzo dużo. I ludzie mają alternatywy. Poza tym w dużych miastach występują przede wszystkim drużyny piłkarskie. Dlatego też w małych miejscowościach nieco łatwiej jest zapełnić hale.

A jak ogólnie prezentuje się frekwencja?

Przykładowo w Jelczu Jaskowicach marketing futsalowy jest na wysokim poziomie. Tam regularnie na trybunach odbywa się prawdziwe święto futsalu. I na jego przykładzie widać, że taka solidna praca i duże zaangażowanie marketingowe mogą w poszczególnych ośrodkach spowodować, że mecz futsalu to wielkie święto i może przyciągnąć rzeszę kibiców na trybuny. A ludzie się poniekąd też utożsamiają z zespołem grającym na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. W dużych miastach jest, że tak powiem, bardzo średnio, tak samo jak ogólnie w lidze. Natomiast na reprezentacje zawsze hala jest wypełniona po brzegi! I nie da się ukryć, że ma na to wpływ fakt, że o futsalu powoli robi się coraz głośniej. Zresztą jest to tylko potwierdzenie, że ta dyscyplina, dobrze opakowana, potrafi przyciągnąć ludzi na trybuny. 

Przejdźmy do bardziej sportowych kwestii. W reprezentacji Polski w futsalu odpowiada Pan za przygotowanie fizyczne. Czym więc różni się przygotowanie fizyczne w futsalu od tego „na trawie”?

W największym stopniu? Przede wszystkim mamy oczywiście różnice odległości, na których musimy się przemieszczać. I z jednej strony jest to potężna rozbieżność, a z drugiej nie.

A nie jest?

Nie, ponieważ tak naprawdę w piłce nożnej pomimo tego, że te największe boiska mają długość 120 metrów, to nikt tej odległości nie pokonuje. Pokonuje za to określone odcinki i te odcinki są nieco skrócone do trzech, pięciu czy dziesięciu, rzadziej dwudziestu metrów. W futsalu ta powierzchnia jest skrócona, aczkolwiek przemieszczanie się zawodników po niej jest podobne. Więc tu bym nie dostrzegał jakichś większych różnic. I tam i tu jak gdyby kluczowe są te pierwsze kroki, które decydują o tym, czy my będziemy szybsi od przeciwnika, czy nie.

Co więc się różni?

Systemy energetyczne, czyli, mówiąc kolokwialnie, wytrzymałość – tutaj bym się dopatrywał dużych różnić. Z tego względu, że mamy w futsalu konkretną pracę np. w ekstraklasie, od trzech do pięciu minut na boisku i zejście, odpoczynek. Na poziomie reprezentacyjnym to tempo jest tak wysokie, że mało kto może wytrzymać dłużej jak jedną, dwie minuty bez odpoczynku. Tutaj jest duża przewaga systemu glikolitycznego nad systemem tlenowym, który przeważa z kolei na dużym boisku, gdzie też mamy ogrom takiej ciężkiej pracy. Musimy pokonać dany odcinek, wrócić, znowu zaatakować, znowu wrócić. To jest pierwsza rzecz.

A druga?

Sposób poruszania. W futsalu bardzo dużo pracujemy w niskich pozycjach, znacznie więcej niż na dużym boisku, na którym w większym stopniu dominuje specyfika określonej pozycji. Do tego zmiany kierunku są znacznie częstsze w futsalu z racji wspomnianych wcześniej rozmiarów pola gry. Inaczej poruszamy się też za piłką, to też ma swoje odwzorowanie przy treningu stricte motorycznym. W futsalu biegniemy za przeciwnikiem, w piłce nożnej za piłką. W innej formie wprowadzamy rotacje. Tak podsumowując, praca, motoryka i koncentracja nad konkretnymi aspektami w obrębie siły, mocy, szybkości, wytrzymałości, mobilności, stabilności i wielu tych kluczowych aspektów jest bardzo podobna. Wydawałoby się, że tych różnic teoretycznie powinno być sporo, praca i motoryka w futsalu wcale nie różni się znacząco od tej w piłce nożnej. Musimy tylko zwracać uwagę na aspekty, które wymieniłem wcześniej.

Jak w takim razie np. gwiazdy futbolu trawiastego poradziłyby sobie w futsalu? I na odwrót?

Wydawałoby się, że poradziliby sobie całkiem nieźle. Jednak historia i doświadczenie wskazują, że nie. Były rozgrywane u nas w środowisku futsalowym dosyć głośne mecze, w których najlepsze drużyny futsalowe mierzyły się z czołowymi zespołami „trawiastymi”. Pamiętam nawet takie spotkanie słynnej już Wisły Kraków Henryka Kasperczaka z zespołem Wisły Krakbet Kraków, czyli czołową wówczas drużyną futsalową. Mecz się skończył bardzo, bardzo wysokim wynikiem na korzyść drużyny futsalowej. Pamiętam też głośne starcie zawodników Clearexu Chorzów, już nie pamiętam z kim dokładnie, ale też ograli wówczas drużynę trawiastą. To, co się rzuca w oczy, to zdecydowana przewaga futsalistów na hali, ale tak samo nie widzę z kolei żadnych szans dla nich w meczu na pełnowymiarowym boisku trawiastym… 

Dwa lata temu odpowiadał Pan za przygotowanie fizyczne Cracovii Kraków. Zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że ekstraklasa jest ligą, w której drużyny bazują głównie na fizyczności?

Jak najbardziej. Jest duży odpływ utalentowanych zawodników z polskiej ekstraklasy, którzy regularnie wyjeżdżają za granicę. I o ile kiedyś zawodnicy musieli być raczej doświadczeni, jak na przykład Maciej Żurawski, który wyjechał z Polski w wieku 29 lat pomimo tego, że wcześniej nastrzelał sporo bramek i zdobywał tytuły króla strzelców. Dzisiaj takie coś jest mało realne. Jeśli zawodnik się wyróżnia w naszej lidze, to bardzo szybko opuszcza nasz kraj na rzecz lepszej ligi, przez co polska ekstraklasa traci na jakości stricte piłkarskiej. Pozostają w niej zawodnicy solidni, którzy często wyróżniają się przygotowaniem fizycznym. Ci najlepsi piłkarsko, jak niedawno Sebastian Szymański, wyjeżdżają za granicę. To też pokazuje, że młodzi gracze, ale nie tylko młodzi, są dzisiaj bardzo dobrze przygotowani od strony fizycznej. Nie sposób też zauważyć, że te aspekty fizyczne zaczynają przeważać nad techniką czy taktyką.

Rzuca się Panu w oczy jakaś drużyna z polskiej ekstraklasy, która jest najlepiej przygotowana fizycznie?

Ja tu jestem bardzo ostrożny w tego typu deklaracjach, ponieważ najnormalniej w świecie dopóki nie widzę konkretów, czyli wyników badań czy danych, to bardzo trudno jest, a nawet powiedziałbym, że jest to niemożliwe, by określić, która drużyna obecnie przoduje w przygotowaniu fizycznym. Tutaj chciałbym się odnieść do częstych w kraju opinii ekspertów piłkarskich, którzy zazwyczaj swoje opinie opierają na wyniku danego meczu, oceniając przez jego pryzmat przygotowanie fizyczne danego zespołu – nie zgadzam się z tym. Na wynik ma wpływ bardzo dużo innych czynników. Oglądam regularnie również inne ligi, szczególnie angielską, i tam nie spotykam się nigdy z oceną przygotowania fizycznego zespołu.

Tam też bazują na świetnym przygotowaniu fizycznym.

Zgadzam się, ale tam nikt o tym nie mówi. Tam dojrzeli do tego, że piłkarz po prostu musi być dobrze przygotowany fizycznie do gry, jeśli chce grać na najwyższym poziomie.

Na Wyspach panuje inna mentalność?

Zdecydowanie. Nikt po przegranym meczu nie zapyta trenera, czy jego drużyna jest dobrze przygotowana fizycznie. To jest tam standardem. To obowiązek piłkarza i całego sztabu. Po prostu. W końcu przecież piłkarze to nie są ludzie brani z łapanki. To są osoby przygotowywane i kształcone od lat. My, trenerzy, mamy poprawiać ich wydajność i skupiać się na prewencji urazów w zespole. U nas może być tak, że taki trener popracuje jakiś czas w danym klubie i od niego oczekuje się, że w tym czasie zmieni cały profil motoryczny zawodnika bądź całego zespołu. A to tak nie działa. To było kształtowane od najmłodszych lat. Teraz musimy to poprawiać i dbać o to. A to z kolei wymaga czasu… Wracając jeszcze do wcześniejszego pytania. Muszę przyznać, że Piast Gliwice, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, zrobił na mnie w zeszłym sezonie ogromne wrażenie.

Można powiedzieć, że wybiegali mistrzostwo?

Dokładnie. Porównując jakość piłkarską mistrza Polski do czołowych ekip, właśnie taktyką i przygotowaniem fizycznym nadrobili w największym stopniu te braki, co zaowocowało historycznym tytułem mistrzowskim. Widać było, że naprawdę ciągną grę. Pomimo tego, że nie posiadam żadnych badań czy danych, to wyróżniłbym właśnie ten zespół.

Na koniec dość ważne pytanie. Otóż futsal jest kojarzony jako sport stricte techniczny. Czy braki w wyszkoleniu technicznym u młodzieży można by nadrobić, włączając elementy futsalu do regularnego treningu?

Zdecydowanie tak. Ja, szczerze mówiąc, namawiałbym wszystkich trenerów grup młodzieżowych, ale i nie tylko, aby jak najwięcej korzystali z rad szkoleniowców na co dzień zajmujących się futsalem, a także aby korzystali zwłaszcza zimą z hali i namawiali do tego, by pograć więcej na parkiecie, co przyjęło się, że jest nieco bardziej kontuzjogenne, a to nieprawda. Nie ma lepszego miejsca do tego, by szkolić umiejętności techniczne, umiejętności gry w tłoku, z pierwszej piłki, gry kombinacyjnej, gry w trójkątach od hali…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze