Nasza rodzima ekstraklasa ma w swoich kręgach wielu ciekawych trenerów. Wszyscy doskonale znają charyzmatycznego oraz porywczego szkoleniowca "Pasów", pedantycznego do granic możliwości byłego selekcjonera reprezentacji Polski, który niedawno został nowym trenerem Lecha Poznań, ale mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jaki naprawdę jest Piotr Stokowiec. Czy można powiedzieć o nim coś więcej, zamiast tylko stosować wyliczenia jego byłych klubów?
Piotr Stokowiec, jak większość polskich trenerów, w przeszłości miał epizod w roli piłkarza. Jego pierwszym klubem był Atest Kielce, którego jest dumnym wychowankiem. W swojej karierze objeździł niemalże całą Polskę. Miał możliwość gry w Orlętach Kielce, Koronie Kielce, AZS AWF Warszawa, FC Piaseczno, Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, w którym zaliczył najwięcej występów, Śląsku Wrocław, Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, Polonii Warszawa, a także w Wigrach Suwałki, gdzie był grającym trenerem. Miał też epizod zagraniczny, wystąpił jedenaście razy w barwach duńskiego Akademisk BK oraz Notodden FK.
Jednakże bogate w pracodawców CV nie sprawiło, że można dziś mówić o Stokowcu jako o świetnym piłkarzu. W lipcu 2016 roku Michał Guz na łamach „Przeglądu Sportowego” napisał, iż Stokowiec, choć wirtuozem piłkarskim nigdy nie był, to nadrabiał to walecznością na boisku. Znany był z tego, że był „boiskowym twardzielem”.
W roli trenera jego pierwszym prawdziwym wyzwaniem była Polonia Warszawa, w której wcześniej był asystentem takich osobowości jak Paweł Janas czy Jose Maria Bakero. Oficjalnie pierwszym trenerem Polonii Warszawa Stokowiec został w lipcu 2012 r., po tym jak „Czarne Koszule” zostały kupione przez Ireneusza Króla.
Odwaga pełną parą!
Jednym z epitetów, którymi śmiało można opisać obecnego szkoleniowca Lechii Gdańsk, jest odwaga. To, że nie bał się dostawić nogi, będąc piłkarzem, to jedno. Jednak odwagę stara się umiejętnie stosować w pracy trenerskiej. Już w swoim debiucie w Polonii Warszawa nie bał się postawić na swoim, mimo że decyzja wiązała się z dezaprobatą reszty środowiska.
Potrafił zabrać opaskę kapitana ówczesnej gwieździe warszawskiego klubu – Adrianowi Mierzejewskiemu, a także odsunąć od pierwszej drużyny ulubieńca publiczności – Ebiego Smolarka. Sądzono wówczas, iż owe decyzje należały do prezesa, a Stokowiec miał być tylko ich wykonawcą. Chociaż sam zainteresowany do dziś utrzymuje, że to były jego decyzje.
Stokowiec nigdy nie bał się stawiać na młodych. Dziś niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że to on wprowadził do gry takich piłkarzy jak Paweł Wszołek czy Łukasz Teodorczyk. Ci dwaj byli podopieczni Stokowca dziś są znani nawet z dobrych występów w kadrze. Ten drugi został powołany na tegoroczny mundial do Rosji i dziś testuje włoskie boiska w barwach Udinese, a ten pierwszy znalazł się w szerokiej kadrze na Euro 2016, jednakże z podróży na wielki turniej wyeliminowała go kontuzja. Dziś Wszołek bryluje na boiskach Championship w QPR.
Trzeba też oddać Stokowcowi, że nie miał łatwo w roli trenera Polonii Warszawa. Choć mówiło się o tym, że odmienił grę stołecznego klubu, to nad drużyną wisiało widmo bankructwa. Mimo to trener wymagał od swoich podopiecznych zaangażowania na całego, nawet jeśli ci nie dostawali od dłuższego czasu wynagrodzenia.
– Dla mnie dzieją się tu niewiarygodne rzeczy i dalej nie mogę uwierzyć w to, co się tutaj dzieje. Jest mi zwyczajnie smutno. Te dwa mecze, które jeszcze zostały do rozegrania, będą dla nas najważniejsze. Spróbujemy to jeszcze wszystko poskładać i godnie pożegnać się, ale nie ukrywam, że jest to arcytrudne zadanie – powiedział niedługo przed końcem sezonu na łamach „Faktu” Piotr Stokowiec.
Szczęście? A na co to komu?
Kolejnym wyróżnikiem trenera Stokowca jest cecha łącząca go z Adamem Nawałką. Co prawda nie jest to trener, który nie pozwala na przykład na cofanie autokarem, a kiedy trzeba już to zrobić, każe wyjść całej drużynie z pojazdu, ale z pewnością Piotr Stokowiec ma w sobie coś z Nawałki. Chodzi rzecz jasna o detale.
– Nie dziwię się, że w Górniku Zabrze trener Adam Nawałka wymagał, by piłkarze zbiegli do szatni w 30 sekund, bo w przerwie liczy się każda chwila – mówił Stokowiec dla „PS”. Czy to świadczy o tym, że były selekcjoner jest dla niego wzorem do naśladowania? Metody pracy obu mogą być podobne.
Stokowiec doskonale zdaje sobie sprawę z różnego typu analiz oraz obserwacji. – Chciałbym być trenerem, który w prowadzeniu swojego zespołu jak najmniej elementów pozostawia ślepemu losowi – mówił na łamach „Przeglądu Sportowego”, kiedy był szkoleniowcem Zagłębia Lubin. Wszyscy doskonale pamiętają, jak bardzo pedantyczny był i zresztą nadal jest Adam Nawałka. Nic w tym dziwnego, że Stokowiec może brać z niego przykład.
Lubią go piłkarze
Prawdziwym testem pracy Stokowca w roli trenera były występy w kwalifikacjach do Ligi Europy, w których Zagłębie biło się do końca, bardzo dzielnie. W filmie dokumentalnym z serii Sport Bez Fikcji autorstwa Canal Plus, o wdzięcznym tytule „Pocałunek śmierci”, przedstawiono kulisy walki o europejskie puchary. Do wszystkich meczów Stokowiec wraz ze swoim sztabem przygotowywał się bardzo emocjonalnie.
Na każdej odprawie przedmeczowej przedstawiał bardzo dokładne założenia oraz obserwacje. Nie brakowało również słów nacechowanych emocjonalnie, w postaci wulgaryzmów, a także jakichś luźnych przekazów. To pokazuje, że piłkarze bardzo lubią Piotra Stokowca. A w pracy trenera bardzo ważne jest, by jego podopieczni szli za nim w ogień.
Z pewnością Stokowiec wśród swoich byłych podopiecznych ma też wrogów. Wspomnieni już wcześniej Ebi Smolarek czy Adrian Mierzejewski z czasów Polonii Warszawa to nie wszyscy. Niedługo po przybyciu do nowej pracy w Gdańsku, gdzie objął miejscową Lechię, doszło do sporu pomiędzy nim a Marco Paixao, który został potem oddelegowany do drugiej drużyny. O tym konflikcie wspomnieliśmy w niedawnym tekście a propos brata Marco Paixao, Flavio.
Lechia na mistrza?
Lechia Gdańsk pod wodzą Piotra Stokowca w obecnym sezonie prezentuje się nad wyraz dobrze. Zaczęła od zwycięstwa nad Jagiellonią Białystok, co mogło zwiastować udaną jesień. Okazało się, że nie było w tym ani grama przypadku. W tej chwili Lechia Gdańsk prowadzi w tabeli Lotto Ekstraklasy.
Przed hitem kolejki z Legią Warszawa prowadzenie klubu z Trójmiasta wynosi pięć oczek, co oznacza, że nawet w przypadku porażki z mistrzami Polski Lechia utrzyma prowadzenie w tabeli. – Cieszę się, że ten mecz jest na ustach całej piłkarskiej Polski. Fajnie, że przyjeżdża dobry zespół i to będzie gratka dla kibiców – mówił przed hitem kolejki Lotto Ekstraklasy Piotr Stokowiec.
– Chcemy zagrać solidnie i zasłużyć na dobry wynik, a nie, żeby coś nam się udawało. Strategia gry jest adekwatna do potencjału. Chcemy zagrać tak, jak gra Lechia. Wszyscy wiedzą, jak gra Lechia, choć nie wszystkim to się podoba. Pracujemy nad tym, żeby grać pięknie, ale priorytetem jest agresywność, dyscyplina, dobra organizacja — uzupełnił.
Z pewnością zwycięstwo nad obecnym mistrzem Polski doda wiatru w żagle. Na ten czas Lechię Gdańsk wymienia się w gronie potencjalnych faworytów do mistrzostwa Polski. – W tej chwili to Lechia jest najlepszą drużyną w ekstraklasie, ale spokojnie, bo to dopiero i aż 18. kolejka – studzi optymizm szkoleniowiec.
Stokowiec wykonuje duza robote w Lechii i dzieki niemu Gdanszczaki sa liderem Polskiej ligi.Wczorajszy mecz z Legia jednak nie przekonal ludzi,duzo zachowaczej gry z obu stron,obawa zeby nie stracic gola przewazala nad mysleniem o grze ofensywnej.Mecz w Gdansku byl antyreklama ekstraklasy i zapowiada sie jak co roku kolejny wyscig slimakow w drodze po mistrz kraju i to przeraza,bo przyjda europuchary i zas bedzie dramat.Coz Stokowiec jak na ekstraklase porzadny fachowiec,ale to za malo zeby mogl myslec o zostaniu trenerem repr Polski,bo jeszcze nic nie osiagnal jako trener ligowy,chociaz z drugiej strony Brzeczek tez jako ligowy trener nic nie osiagnal.