Bośniacki futbol od kilkunastu lat próbuje odbudować się ze zgliszczy powstałych w wyniku wojny na Bałkanach. Rodzima liga i kadra muszą mierzyć się z problemami, które dla samych Bośniaków wydają się być nie do rozwiązania. Jak odradzał się futbol w tym kraju?
Trzy ligi w jednym kraju
W 1995 roku doszło do porozumienia w Dayton, gdzie podpisami kilku ważnych osobistości zakończono trwającą kilka lat bratobójczą wojnę. Była i się skończyła, takie to proste. Na mocy porozumienia powstało nowe państwo, niejednolite etnicznie, podzielone na wszelkie możliwe sposoby i zniszczone wojną. Powitaliśmy na mapie Europy Bośnię i Hercegowinę, najdziwniejszy twór geopolityczny ostatnich kilkudziesięciu lat. Ale skoro takie były decyzje „góry”, to „dół” zaczął budować życie. Ligę bośniacką utworzono już w 1994 roku w trakcie działań wojennych. W tym czasie Sarajewo było w najlepsze okupowane przez wojska Slobodana Miloszevicia, ale FK oraz Żeljeznicar i tak grały w nowo utworzonych rozgrywkach. Po co tak szybko stworzono ligę? Przecież większość piłkarzy uciekło za granicę, zginęło w walkach albo wciąż służyło w wojsku.
W następnych latach w kraju funkcjonowały trzy oddzielne ligi: bośnacka, chorwacka i serbska. Istniały też trzy oddzielne związki piłki nożnej. Szaleństwo zrozumiałe jedynie dla ludzi stamtąd. Na stadionach, z murów których można było wyciągać ołowiane naboje, rozgrywano średnio poważne spotkania bez jakiejkolwiek stawki. Najszybciej, bo już w 1998 roku, dogadali się Bośniacy z Chorwatami. Prezesi tamtejszych związków podali sobie nieufnie ręce, trzymając zapewne za plecami broń. Od tamtego momentu czołowe drużyny z obu lig rozgrywały między sobą play-offy o mistrzostwo kraju. Po czterech latach dołączyły również serbskie zespoły. Dopiero wtedy zaczęła się względna normalność i jakiekolwiek próby budowania prestiżu rozgrywek. Od 2002 roku działa również wspólny związek piłki nożnej, gdzie prezesi zmieniają się rotacyjnie. Wyjątkowo korupcjogenny sposób prowadzenia władzy, ale wiadomo – „Łączy nas piłka”. O jakichkolwiek pieniądzach w bośniackiej piłce można mówić dopiero teraz.
Mostar stał się niewolnikiem polityków, którzy zdominowali wszystko w mieście. Od żłobków przez pogotowia ratunkowe aż po kluby piłkarskie. Partie polityczne mają wpływ na codzienne istnienie Velezu i Zrinjskiego. Potrafią wpływać na kibiców, byle tylko zdobyć ich głosy. Tak się dzieje w całej Bośni. Sasa Ibrulj, kibic Velezu, źr. FourFourTwo
W 2012 roku Zrinjski mógł się pochwalić budżetem w wysokości 0,5-0,6 mln euro. Poziom polskiej pierwszej ligi. Zaniedbane stadiony, problemy finansowe (skoro mistrz kraju nigdy nie kupił piłkarza za jakiekolwiek pieniądze, to wyobraźcie sobie, jakimi budżetami mogą się poszczycić kluby z dołu tabeli). Do tego dochodzą dużo poważniejsze problemy uświadamiające specyfikę tego kraju. Tam nie da się zbudować normalnej piłki.
Mostar – miasto podziałów
Mostar jawi się obecnie jako symbol niepowtarzalnego uroku, jaki posiadają Bałkany. Malowniczy rynek, słynny na całą Europę Stary Most, idealne położenie. Wszystko to sprawia, że do miasta zjeżdżają turyści ze wszystkich stron świata, by poczuć słynną magię tego regionu. Tyle tylko, że jeszcze 20 lat temu po ulicach Mostaru jeździły czołgi, mieszkańcom miasta przez całą dobę towarzyszyły huki spadających bomb, a odbudowany po wojnie Stary Most, choć piękny, podzielił jedną społeczność na dwa wrogie sobie obozy Bośniaków i Chorwatów.
Podobnie jest z futbolem. Kluby z Mostaru i ich zawiła przeszłość jest odzwierciedleniem wszystkich problemów, z którymi musi zmagać się bośniacka piłka nożna. Zacznijmy od kwestii najważniejszej, czyli tożsamości narodowej. W mieście są dwa liczące się zespoły: Zrinjski i Velez. Ci pierwsi zostali założeni przez chorwackich nacjonalistów. Drużyna do dziś prezentuje wartości głoszone przez jej twórców. Widać to zresztą po herbie Zrinjskiego. Bijąca po oczach czerwono-biała szachownica widnieje tam nie bez powodu. Jest to symbol Chorwacji, czego zresztą można się domyśleć, przyglądając się strojom reprezentacji tego kraju. Co ciekawe, z powodu widniejącego na herbie nacjonalistycznego symbolu klub przestał istnieć na 45 lat! Cóż, powojennej władzy komunistycznej, której do twarzy było w czerwonej gwieździe, najwidoczniej nie spodobała się szachownica…
Na herbie Velezu widnieje za to komunistyczna gwiazda. Wszystko dlatego, że klub wywodzi się z kręgów robotniczych. Swego czasu zawodnicy Zrinjskiego nie chcieli rozegrać meczu z rywalami. Dla chorwackich nacjonalistów gra z komunistami była niczym splunięcie w twarz. W sytuacji, gdzie kibice obu drużyn są swoimi przeciwieństwami, a na dodatek 20 lat temu walczyli przeciw sobie w wojnie, można sobie jedynie wyobrazić, jak wyglądają derby Mostaru.
Coś, co zawsze podaję jako przykład podziału miasta, to drużyny młodzieżowe. W juniorach zespoły są wyłącznie jednonarodowościowe. W Zrinjskim grają sami Chorwaci, a w Velezie Bośniacy, bez jakichkolwiek wyjątkowów. Sasa Ibrulj
Podobnie wygląda to w całym kraju. Obecnie za główny cel kibiców, a także klubów piłkarskich, uznaje się podkreślenie swojego nacjonalistycznego charakteru. Dlatego też „chorwackie” zespoły mają w herbach charakterystyczną szachownicę, „bośniackie” czerwoną gwiazdę lub lilijkę (naród ten powstał tak niedawno, że nie wykreowały się jeszcze symbole narodowościowe), natomiast „serbskie” mają napisane swoje nazwy cyrylicą np. herb Boracu Banja Luki (tam karierę zaczynał Aleksandar Vuković). Nie ma więc w kraju miejsca dla klubów totalnie apolitycznych. Ludzie mieliby przychodzić na stadion oglądać futbol na najwyższym poziomie? Pff, to miejsce, gdzie można podkreślić swoją odrębność. Kibice. Kolejna choroba trawiąca piłkę nożną w tym kraju.
W czasie spotkań derbowych regularnie dochodzi do walk pomiędzy chuliganami poszczególnych drużyn. W 2013 roku 35 kibiców i 7 policjantów zostało rannych w starciach pomiędzy fanami Żeljeznicara (Bośniacy) a Boraca Banja Luka (Serbowie). Na stadionie nie uświadczysz jednak znanych z polskich muraw ataków personalnych, dajmy na to „jeb**, jeb** Zrinjski”. Na Serbów mówi się „Czetnicy”, Chorwatów „Ustasze”, natomiast na Bośniaków „Balija”. I cała ta gromada opluwa się tak nawzajem przez ostatnie 20 lat. I będzie to robić przez kolejnych 20. Bo nienawiść do narodów jest silniejsza od ich moralności.
***
Odbudowa futbolu na Bośni trwa i trwać będzie przez kolejnych kilka lat. Czy zakończy się sukcesem? Trundo stwierdzić. Nie wiadomo w końcu, czy sztuczny twór, jakim jest samo państwo, przetrwa kolejną dekadę…