Izraelska piłka reprezentacyjna znajduje się w wyraźnym kryzysie. Inaczej jest w przypadku zespołów klubowych. Po raz trzeci w ciągu pięciu sezonów Izrael jest reprezentowany w fazie grupowej Ligi Europy przez dwa zespoły. Dodatkowo Maccabi Tel Awiw i Hapoel Beer Szewa radzą sobie nadspodziewanie dobrze.
Po dwóch rozegranych dotychczas kolejkach Maccabi ma na koncie komplet zwycięstw. Mistrz Izraela pokonał 1:0 azerski Qarabag Agdam oraz 2:1 turecki Sivasspor. Przeciwnicy byli więc wymagający, ale dzisiaj Maccabi stanie przed najtrudniejszym zadaniem w tej fazie rozgrywek. Jego rywalem będzie bowiem Villarreal, który zgodnie z oczekiwaniami jest bezapelacyjnym liderem grupy I. Hiszpanie pokonali dotychczas Turków 5:3 u siebie oraz Azerów 3:1 w meczu rozgrywanym na wyjeździe.
https://youtu.be/uTv66avni4Y
Nieco gorzej radzi sobie Hapoel. Czwarta drużyna ubiegłego sezonu Ligat Ha`Al w grupie C mierzy się jednak z dużo trudniejszymi rywalami. Na razie Hapoelowi udało się pokonać 3:1 Slavię Praga, lecz uległ on w spotkaniu z OSG Nice 0:1. Dzisiaj zespół prowadzony przez Josiego Abukasisa zmierzy się z Bayerem Leverkusen. Niemcy mogą być zresztą mocno podrażnieni, bo przed tygodniem ulegli w wyjazdowym spotkaniu Czechom.
Większe ambicje
Z pewnością kibice w naszym kraju nie wzgardziliby dwiema drużynami w fazie grupowej LE. Tymczasem oczekiwania fanów Maccabi były dużo większe. Mistrz Izraela od dwóch sezonów całkowicie dominuje w izraelskiej ekstraklasie. Wygrał ubiegłe rozgrywki z 14. punktami przewagi nad drugim Maccabi Hajfa, a rok wcześniej miał aż 31. punktów więcej od swojego najgroźniejszego rywala. Dodatkowo żółto-niebiescy w sezonie 2019/2020 byli najlepszą defensywą wśród najwyższych klas rozgrywkowych lig należących do UEFA.
Nic więc dziwnego, że Maccabi aspiruje do gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Na razie zespołowi nie udało się jednak awansować do tych rozgrywek od pięciu lat. Tym razem co prawda Izraelczycy zaszli aż do fazy play-off kwalifikacji do LM, ale musieli uznać w niej wyższość Red Bulla Salzburg. W ostatnim dziesięcioleciu drużyna z Tel Awiwu zagrała w sumie pięć razy w fazie grupowej LE.
W tym roku będzie zapewne trudno pobić jej kolejne rekordy w krajowej lidze. Po czterech kolejkach Maccabi zajmuje dopiero 10. Miejsce w izraelskiej ekstraklasie, mając na swoim koncie trzy remisy i jedną porażkę. Na dodatek w poniedziałek zespół z Tel Awiwu przegrał ze wspomnianym Maccabi Hajfa, czyli swoim głównym rywalem w walce o tytuł mistrzowski. Kibice doceniają oczywiście dwie wygrane w fazie grupowej LE, lecz jednocześnie zaczynają obawiać się o ligową formę swoich ulubieńców.
Bywało lepiej
Hapoel Beer Szewa jest natomiast zespołem, który dominował w Ligat Ha`Al jeszcze przed nastaniem obecnej ery Maccabi Tel Awiw. Tym samym w latach 2016–2018 wygrał trzy mistrzostwa z rzędu, lecz był zbyt słaby na awans do fazy grupowej LM. Najbliżej historycznego sukcesu Hapoel był przed trzema laty. Niespodziewanie jednak musiał uznać wyższość słoweńskiego NK Maribor.
Na otarcie łez pięciokrotnemu mistrzowi Izraela pozostały wówczas dwa występy w fazie grupowej LE. W sezonie 2016/2017 udało mu się nawet awansować do 1/16 finału. To spore osiągnięcie zważywszy na fakt, że Hapoel rywalizował w jednej grupie z Interem Mediolan, Southampton i Spartą Praga. W fazie pucharowej dużo lepszy okazał się jednak Besiktas Stambuł.
W chwili obecnej zespół z Beer Szewy sąsiaduje w ligowej tabeli ze swoim rywalem z Tel Awiwu. Podopieczni Josiego Abukasisa mają na koncie jedno zwycięstwo, jedną porażkę i dwa remisy. Z pewnością priorytetem dla Hapoelu są europejskie rozgrywki, bo faworytami są wspomniane Maccabi z Tel Awiwu i Hajfy, tym niemniej kibice oczekują nieco lepszych wyników. Tymczasem w ostatniej kolejce Hapoel tylko zremisował z pozostającym dotąd bez punktu Bene Sachnin.
Izraelczycy kontra cudzoziemcy
Obie izraelskiej drużyny występujące w LE różnią się radykalnie pod jednym względem. Mianowicie podejściem do zatrudniania zagranicznych piłkarzy. Pierwsze skrzypce w zespole Maccabi odgrywają izraelscy zawodnicy, chociaż trzeba zaznaczyć, że w poprzednim sezonie było nieco inaczej. W Hapoelu więcej do powiedzenia mają już natomiast piłkarze z obcym paszportem.
W zespole z Beer Szewy kluczową rolę odgrywają dwaj Portugalczycy. Obrońca Miguel Vitor jest nie tylko liderem całej defensywy, lecz dodatkowo po czterech latach gry w Izraelu otrzymał opaskę kapitańską. W eliminacjach najlepszym strzelcem zespołu z czterema bramkami był jego rodak Josue, ale w fazie grupowej LE już tak dobrze sobie nie radzi. Dwa gole po dwóch meczach ma natomiast holenderski napastnik Elton Acolaste, wykupiony za pół miliona euro z belgijskiego VV St. Truiden. Warto też zwrócić uwagę na dwóch Argentyńczyków ze środka pola. Wypożyczeni z Racing Club Buenos Aires Mariano Bareiro i Marcelo Meli są wysoko oceniani przez izraelskie media.
https://youtu.be/Tq_w1KBhmBY
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w Tel Awiwie. Kluczową rolę w Maccabi odgrywają krajowi zawodnicy. W pierwszym składzie pojawia się więc zazwyczaj dwóch obcokrajowców, a więc hiszpańscy obrońcy Enric Saborit i Luis Hernandez. Poważnym problemem dla Hapoelu był w ostatnim czasie brak barbadoskiego napastnika Nicka Blackmana. Najlepszy strzelec zespołu dopiero dochodzi do siebie po koronawirusie, dlatego w napadzie występuje mało skuteczny Itaj Szechter.
Na razie jest dobrze
Izraelskie media śledzą nie tylko występy Maccabi i Hapoelu w europejskich pucharach. W LM i LE występują także izraelscy piłkarze reprezentujący zagraniczne kluby. Szczególnie dobrze radzą sobie Manor Solomon z Szachtara Donieck, Munis Dabbur z Hoffenheim oraz Lior Rafaelow z Royal Antwerp. Solomon w ubiegłym tygodniu zdobył bramkę przeciwko Realowi Madryt w LM, natomiast Rafaelow strzelił zwycięskiego gola w pojedynku z Tottenhamem w LE.
Dobra postawa izraelskich zawodników i tamtejszych klubów spowodowała więc, że dziennikarze uznali ostatni miesiąc za jeden z najlepszych w ostatnich latach dla izraelskiego futbolu. Choć sama liga często jest krytykowana to ma w chwili obecnej swoje pięć minut. Z tego powodu media nawołują, aby zostały one wykorzystane zarówno w aspekcie finansowym, jak i sportowym.
Otwarte pozostaje pytanie na ile obu zespołom starczy sił przy obecnym natężeniu spotkań. Batalie toczone w europejskich pucharach na ogól odbijają się na ligowej postawie tamtejszych klubów. W tej chwili jest jeszcze za wcześnie na uruchamianie dzwonka alarmowego, lecz w kolejnych tygodniach problemy mogą narastać. Na razie izraelskie kluby mają jednak szansę pokazać się w Europie, a to powinno być najważniejsze.