Sezon 2010/2011 we włoskiej ekstraklasie piłkarskiej będzie wyjątkowy. A to dlatego, iż wracają do niego kluby, które mogą nieźle namieszać w środku tabeli. Trzej beniaminkowie, odpowiednio Brescia, Cesena oraz Lecce, wzbogaciły grono klubów występujących na najwyższym szczeblu rozgrywek piłkarskich w Italii. Warto co nieco dowiedzieć się o tych klubach, zapraszam w takim razie do lektury.
Największą niespodzianką z pewnością jest fakt, iż w gronie beniaminków ligi znajduje się drużyna AC Cesena. Klub pochodzący z regionu Emilia-Romania wrócił w szeregi Serie A po 19-letniej banicji w niższych klasach rozgrywkowych. Zespół z malowniczego położonego obszaru ma dość nietypowy przydomek. Na pierwszy rzut oka wydaje się nawet zabawny.
„Koniki morskie”, bo tak brzmi pseudonim klubu, awansowały z Serie B bezpośrednio z drugiej pozycji. Do sukcesu, jakim niewątpliwie był awans, przyczynił się szkoleniowiec. To właśnie Pierpaolo Bisoli jest tym, który rozsławia miasto w całych Włoszech. To właśnie ten szanowny pan z ławki trenerskiej dyrygował zespołem, który zdobył zaledwie 55 bramek na zapleczu ekstraklasy włoskiej, ale grał bardzo konsekwentnie w destrukcji. W drugiej lidze drużyna straciła zaledwie 27 bramek w całym sezonie.
Zadając sobie pytanie, co taki klub robi w Serie A i czy ma jakiekolwiek szanse na utrzymanie, można analitycznie podejść do tematu. Warto spojrzeć na osoby, które znajdują się w kadrze zespołu. Z pewnością rzuca się w oczy nazwisko bramkarza. Francesco Antonioli to zawodnik ratujący niejednokrotnie drużynę przed stratą bramek. Poza tym są jeszcze Erjon Bogdani, Stephen Appiah. Spoglądając na metryczki zespołu, widać przeważająca grupę zawodników urodzonych po 1980 roku, co świadczy o tym, że zespół jest oparty na młodych zawodnikach. To jest jakiś pomysł na budowę drużyny. Co prawda zespół jest już kierowany przez innego szkoleniowca, Massimo Ficcadentiego, ale nie można tej drużyny przekreślać.
Paolo Terziotti, włoski trener od przygotowania fizycznego w zespole Legii Warszawa, wypowiedział się na łamach prasy o beniaminku. – Stracili Pierpaolo Bisoliego, trenera, który przeprowadził ich z Serie C do Serie A. Słynący z twardej ręki Massimo Ficcadenti może poukładać Cesenę, jak kiedyś Chievo, a może rozłożyć jak Regginę. Awans to sensacja, ale wygląda, że tylko przez rok będą grac w elicie. Warto zwrócić uwagę na Ezequiela Schelotto, argentyńskiego zawodnika z włoskim paszportem. To może być objawienie drużyny – sądzi trener. Czas pokaże, czy ma rację, czy też nie. W każdym razie po pierwszej kolejce drużyna pokazała charakter i chęć walki o każdy kawałek boiska. A stan rzeczy z pewnością podoba się miejscowym tifosi Ceseny.
Drugi beniaminek Serie A to z kolei US Lecce. Drużyna powstała w 1908 roku. Zespół pochodzi z miasta położonego na Półwyspie Salentyńskim. Praktycznie na obcasie włoskiego buta. W tym niespełna 85-tysięcznym mieście swoje mecze rozgrywa drużyna dowodzona przez trenera Luigi Di Canio. Co prawda w zespole nie ma gwiazd, ale szacunek musi budzić fakt, iż awansował z pierwszego miejsca w Serie B. Największą gwiazdą drużyny jest Javier Chevanton, zawodnik powracający do klubu po sześciu latach gry w Europie. Nie podbił innych lig, aczkolwiek należy pamiętać dobre chwile piłkarza w barwach ekipy z Monaco. To właśnie tam grał w miarę regularnie, zdobywając po dwadzieścia bramek na sezon. Ale nie zawsze było tak barwnie w karierze Urugwajczyka. Gra w Primera Division to praktycznie rzecz biorąc pasmo nieszczęść, zakończone klapą. W La Liga był strzelcem zaledwie ośmiu goli. Zawodnik ma cel na ten sezon, by zdobyć co najmniej sześć bramek, jeśli tak się stanie, to będzie zapisany w historii klubu jako najlepszy strzelec drużyny. Czy słusznie jest traktowany jako zbawiciel beniaminka? To się okaże. Jedno jest jednak pewne, znikome zmiany w składzie podczas mercato mogą być niuansem odbijającym piętno na poczynaniach zespołu.
Trzeci zespół, który zawitał do Serie A, to Brescia Calcio. Na pewno dwunastym zawodnikiem tej ekipy są kibice. Co prawda przypisano im łatkę chuliganów, ale trzeba mieć na względzie, iż potrafią dopingować swoją drużynę wiernie i fanatycznie. Udowodnili to podczas spotkań barażowych o awans.
Drużyna ta musi być bliska każdemu fanatykowi Calcio. Właśnie w tej ekipie kończył swoją przepiękną karierę Roberto Baggio. A jeszcze w poprzednim sezonie barwy tego klubu reprezentował Polak – Bartosz Salomon. Ostatecznie ten utalentowany defensywny pomocnik został wypożyczony do Foggi, ale kto wie, może okazać się to rozsądnym ruchem ze strony działaczy. Zawodnik będzie miał szansę oszlifować swój talent, jak to zwykle bywa podczas wypożyczeń, a w przypadku dobrej formy może być w potrzebie natychmiast ściągnięty do swojego pierwotnego klubu. Oby tak się stało. Warto trzymać kciuki za tego młodziaka.
Zdecydowanie drużyna z północnej części Włoch miała najtrudniejszą przeprawę do awansu. Musiała przejść dość specyficzną fazę turniejową, aby zagrać w Serie A. Kiedy większość kibiców swoje zainteresowanie kierowała na mundial, to miejscowi fani emocjonowali się finiszem baraży. Ostatecznie się udało. Drużyna wyróżniła się największą liczbą wygranych meczów na zapleczu ekstraklasy. Do tej pory odniosła 181 zwycięstw w Serie A ,mając stosunek bramkowy 721-992. Teraz będzie szansa, aby te statystyki poprawić. Nie ma co oceniać szans podopiecznych Giuseppe Iachiniego. Zespół już udowodnił, że jest nieobliczalny. Będąc faworytem Serie B, musiał rozgrywać baraże, w latach 2000/2001 zaś, kiedy to był kandydatem do spadku, zajął z kolei najwyższe w historii klubu, 7. miejsce Serie A.
Jak widać, każda drużyna zadziwia swoją specyfiką, jedni sprawiają niespodzianki, inni sensacje. A jeszcze inni liczą na szczęście. To ostatnie pewnie każdemu zespołowi się przyda, ale tym lepiej. Czym by była piłka bez nutki szczęścia? Włosi wiedzą o tym doskonale. Na pewno beniaminkowie nie będą konkurencją dla mocarzy Serie A, tego możemy być pewni. Z pewnością jednak będą urywać punkty silnym. I to jest kwintesencją piękna futbolu. Nieoczekiwane wyniki. Czy nie o to każdemu tifosi chodzi? Pewnie tak, a jak potoczą się losy klubów, zobaczymy. Życie lubi płatać różne figle…