Pokonanie Holandii na wyjeździe w eliminacjach mistrzostw Europy tylko potwierdziło to, o czym wiadomo było od kilku lat. Islandia to już nie outsider, którego wylosowanie wiązało się z daleką podróżą w zimne rejony świata. Teraz to silna reprezentacja z aspiracjami – mówimy o kraju mającym mniej mieszkańców niż Lublin.
Początek drogi
Jak sprawić, by kraj mający w przybliżeniu 325 000 mieszkańców stworzył silną reprezentację, liczącą się w pojedynkach z populacjami nawet kilkaset razy większymi? Do tego oczywiście potrzebny był konkretny plan działania – nie ma co wierzyć w natrafienie na złotą generację ot tak – takie rzeczy mogą mieć miejsce tylko w wielomilionowych populacjach. Islandczycy to zapaleni piłkarze, mimo że poważną konkurencję stanowi piłka ręczna, w której są potęgą.
Futbol na Islandii istnieje od bardzo dawna. Najstarszy klub, KR Reykjavik, założony został jeszcze w XIX wieku (1899 rok), a więc znacznie wcześniej niż jakakolwiek polska drużyna piłkarska. Piłka klubowa nigdy nie osiągnęła oszałamiającego sukcesu, do niedawna podobnie było z reprezentacją. O ile jednak liga islandzka zwyczajnie nie może stać na wysokim poziomie (największe talenty wyjeżdżają z kraju jeszcze jako nastolatkowie), o tyle na podwyższenie poziomu gry kadry znaleziono sposób. A wszystko zaczęło się w 2000 roku.
Właśnie wtedy zaklepano ustawę, w której treści postanowiono wybudować w każdej większej miejscowości nowoczesne centra szkoleniowe. Miały być one czynne przez okrągły rok, niezależnie od pogody – coś w stylu zadaszonych orlików. A że mieszkańcy tej nordyckiej wyspy perfekcjonizm mają we krwi, do dziś postawili piętnaście pełnowymiarowych, krytych boisk z naturalną murawą, cztery mniejsze oraz 22 kryte, pełnowymiarowe ze sztuczną murawą. Jakby tego było mało, 111 szkół wybudowało boiska ze sztuczną nawierzchnią, wyłącznie pod grę w piłkę nożną. W ten sposób zminimalizowano problemy dużych odległości do centrów treningowych, pożegnano się z kłopotami pogodowymi, rozpoczęto też szkolenie przyszłych trenerów. Dziś co trzeci islandzki szkoleniowiec dysponuje licencją UEFA A, pozostali obowiązkowo muszą mieć UEFA B, żeby w ogóle móc trenować młodzież – Islandia nie przyznaje licencji krajowych.
Następnym krokiem było wykorzystanie potencjału młodzieży trenującej w klubach piłkarskich. Obecnie nawet mistrz wystawia w składzie trzech, czterech nastolatków, również w meczach decydujących o mistrzostwie. To dlatego osiemnastoletni Islandczyk może wyjechać z ligi do mocniejszego klubu, mając rozegrane dwa pełne sezony w dorosłej piłce – niezależnie od poziomu jest to niebywale cenne doświadczenie.
Pierwsze owoce
Piętnaście lat po początkach widzimy realne odzwierciedlenie islandzkiego planu działania. Obecnie prawie osiemdziesięciu piłkarzy z Islandii gra poza granicami swojego kraju, w różnych europejskich klubach. Reprezentacje młodzieżowe bez większych problemów kwalifikują się na duże turnieje europejskie, gdzie absolutnie nie przynoszą wstydu. Dorośli gracze w 2013 roku osiągnęli historyczny sukces – zakwalifikowali się do barażów o udział w mistrzostwach świata. Wtedy jeszcze silniejsza okazała się Chorwacja, jak się jednak okazało, to był tylko początek.
Dziś Islandczycy są o krok do awansu na mistrzostwa Europy. Wystarczy pokonać u siebie Kazachstan, co przy wyjazdowym zwycięstwie nad Holandią wydaje się rzeczą prostą. Przy tak wyrachowanej grze, zaawansowaniu taktycznym i znakomitym trenerze – nie wykluczajmy większego sukcesu na samym turnieju.
Paradoksalnie mała liczba mieszkańców może być dla kadry pomocna. Gdy utworzona zostaje reprezentacja piętnastolatków, trener musi wybierać z grona około tysiąca zawodników. Decyduje się na 25 najlepszych, którzy zaczynają ze sobą grać. Oczywiście część z nich odpadnie i zostanie zastąpiona przez tych, którzy lepiej się rozwijają, jeśli jednak spojrzymy na obecną kadrę U-21, dwie trzecie graczy zna się z najmłodszej reprezentacji juniorskiej! Trenerowi o wiele łatwiej wymienić jeden element niż siedem.
Kolejnym człowiekiem zasługującym na własny akapit jest Lars Lagerbäck. Duński szkoleniowiec, były selekcjoner reprezentacji Danii, od czterech lat prowadzący Islandię. 67-letni trener to fenomenalny strateg, potrafiący idealnie dopasować styl gry do możliwości piłkarzy. Pod jego wodzą kadra wulkanicznej wyspy stała się niebywale trudną do ogrania, a sam Lagerbäck zapracował na należny mu szacunek. Pod względem szkoleniowym Islandczycy postawili na model niemiecki – wiadomo już, że po Euro Duńczyk uda się na zasłużoną emeryturę, znamy dziś jednak jego następcę – będzie nim jego asystent, Heimir Hallgrimsson, który od dwóch lat uczy się roli selekcjonera. Poprzeczkę będzie miał zawieszoną wysoko – obejmie drużynę, która, niezależnie od osiągniętego rezultatu na mistrzostwach, będzie miała za sobą historyczny sukces, w dodatku zajmie miejsce w czołowej dwudziestce rankingu FIFA – z tak wysokiego konia lepiej nie spadać.
Szczęśliwe zakończenie
Na koniec kwestia bardzo symboliczna. Mistrzostwa Europy będą pożegnaniem symbolu poprzedniej epoki islandzkiego futbolu. Eidur Gudjohnsen. Jemu w CV brakowało tylko wielkiej imprezy z kadrą. Prawie 37-letnia ikona, człowiek, który w debiucie w PSV Eindhoven zmienił swojego ojca, także bardzo dobrego piłkarza. Najlepszy strzelec reprezentacji, wieloletni gracz Chelsea i Barcelony. Dla niego Euro to spełnienie ostatniego piłkarskiego marzenia, przez lata wydawało się, że taki piłkarz może się trafić Islandczykom jeden jedyny raz w historii. Teraz, dzięki mądrej polityce związku, będzie mógł patrzeć, jak rosną nowe gwiazdy, może i przyszli zdobywcy Ligi Mistrzów – tacy jak Eidur.
Ta historia musi zakończyć się happy endem. Dowód na to, że taktyka na chaos nie zawsze jest rozwiązaniem. Mały kraj pokazuje, że możliwości drzemią wszędzie. Jeśli wypracujesz model, za którym wszyscy będą podążać, nikt nie będzie go kwestionować, dopóki nie przekona się o efektach – możesz osiągać rzeczy wielkie. Tak się to robi na Islandii!
[interaction id=”55ec1b187ae1c06005275b37″]