Przez gejzery do ćwierćfinału Euro – 15 lat drogi Islandii na szczyt


Ile lat trwała droga Islandczyków do europejskiego topu?

4 lipca 2016 Przez gejzery do ćwierćfinału Euro – 15 lat drogi Islandii na szczyt

Wczorajszy ćwierćfinał pomiędzy Francją a Islandią był niczym zatoczenie koła. 17 lat temu na tym samym stadionie te same ekipy również się spotkały i też nieznacznie wygrali gospodarze. Jednak okoliczności tego spotkania były zupełnie inne. Prześledźmy, co wydarzyło się na przestrzeni tych lat w obu reprezentacjach. Pozwoli nam to zrozumieć skalę sukcesu Skandynawów.


Udostępnij na Udostępnij na

9 października 1999 roku, eliminacje do mistrzostw Europy. Na Stade de France spotyka się ówcześnie najlepsza reprezentacja świata – Francja – i Islandia, średniak w skali europejskiej. Ta pierwsza dopiero powoli ochłonęła po wygraniu mundialu, ma w swoim składzie: Zidane’a, Blanca, Deschampsa, Desailly’ego i kilku innych wybitnych zawodników. Natomiast dla Islandczyków wyjazd na mecz do Saint-Denis to coś w rodzaju wyroku. Nie wiedzą, czy skończą pod gilotyną, czy może na elektrycznym krześle. Pewna jest natomiast ich piłkarska śmierć – porażka. Ich sytuacji nie poprawia nawet fakt, że Skandynawowie posiadają najlepszą pakę od lat, a na czele reprezentacji stoi Hermann Hreidarson, obrońca angielskiego Wimbledonu, a wraz z nim kilku graczy z przeszłością w Premier League.

Na boisku nie było jednak widać różnicy. Francuzi wygrali 3:2 po zwycięskim golu Trezegueta w 71. minucie. Wtedy też na długie lata rozeszły się drogi obu reprezentacji. Jedni skupili się na zdobywaniu trofeów, drudzy na pracy u podstaw i budowaniu podwalin pod późniejsze sukcesy. Koniec końców „Les Bleus” awansowali na Euro 2000 z 1. miejsca w grupie eliminacyjnej. Islandia skończyła na 4. miejscu z 15 punktami, notując najlepszy wynik od lat.

2000

Skoro to kalendarium, to lećmy dalej. Francuzi zdobywają mistrzostwo Europy, dominując futbol na przełomie wieku. Zidane i spółka to nie tylko wielkie nazwiska, ale realna siła, która jest w stanie dać sukcesy swojej reprezentacji. Większość dziennikarzy pisze peany nt. „złotego pokolenia” Francuzów, które przy dobrych wiatrach będzie w stanie wygrywać kolejne wielkie imprezy do 2006 roku włącznie. O jak naiwnie to brzmiało, ale wtedy wszyscy w to wierzyli.

Islandczycy kończą 2000 rok na 50. miejscu w Rankingu FIFA. Nie jest źle, ale oczekiwania wobec reprezentacji były dużo większe. Politycy i działacze piłkarscy tego niewielkiego kraju powoli rozumieją, że futbol może stać się ważną częścią życia dla rodaków. Zastanawiają się nad planem rozwoju piłki w Islandii. W tamtym roku na całej wyspie istniało jedynie pięć pełnowymiarowych boisk ze sztuczną murawą i sześć mniejszych dla juniorów. W piłkę można było grać przez trzy miesiące w roku, a profesjonalnych piłkarzy grających zagranicą dało się policzyć na palcach jednej ręki.

W tamtym roku na całej wyspie istniało jedynie pięć pełnowymiarowych boisk ze sztuczną murawą i sześć mniejszych dla juniorów. W piłkę można było grać przez trzy miesiące w roku, a profesjonalnych piłkarzy grających zagranicą dało się policzyć na palcach jednej ręki.

2004

Francja notuje dwa bardzo słabe wielkie turnieje. Na mistrzostwach świata w 2002 roku odpada po fazie grupowej, kompromitując się w meczu z Senegalem. Zdumiony naród zastanawia się, co się stało ze wspaniałą ekipą. W 2004 roku nieudanie kończy się romans doświadczonych zawodników z młodą odsieczą prosto z Ligue 1. Chodzi między innymi o: Sidneya Govou, Benoita Pedrettiego, Jeana-Alain Boumsonga. Widać, że „Les Bleus” brakuje jakości, jaką dawali Blanc, Deschamps itd., a Jaques Santnini nie okazuje się Aime Jaquetem. Francuzi i tak kończą na 2. miejscu w Rankingu FIFA i ze spokojem opowiadają, że za dwa lata sukces zapewni im pokolenie ’87 wychowane w kuźni talentów w Clairfontainne.

Kolejne eliminacje Islandczyków kończą się porażkami. Niby dwukrotnie 3. miejsce (drugie dawało baraż), niby o włos od sukcesu, ale jednak wciąż czegoś im brakuje. Przede wszystkim jakości. Eksperci wieścili, że wraz z pojawieniem się Eidura Gudjonhsena jego koledzy będą grali lepiej. Zamiast tego mogliśmy oglądać „one man team”, w którym zawodnik Chelsea zaczynał każdą akcję ofensywną, by sam ją sobie rozegrać i wykończyć. W eliminacjach Euro 2004 skończył z dorobkiem pięciu goli, ale sam niewiele mógł. Tamten rok Islandczycy kończyli na 93. miejscu! Niżej nigdy przedtem nie byli. W kraju gejzerów wszyscy zastanawiali się, czy to koniec futbolu na profesjonalnym poziomie i klęska planu federacji. Nowe pokolenie pojawiało się jednak bardzo daleko na horyzoncie.

2006

Kres pokolenia „Zizou” kończy się wicemistrzostwem świata. Na mundialu w Niemczech Francuzi grają wybitnie i wbrew logice przegrywają po karnych z Włochami. Domenech pokazuje jednak, że stać jego zawodników na wielkie rzeczy. W kraju natomiast poważnie zastawiają się, jaka przyszłość czeka ich reprezentację. Starzy odchodzą, a wychowankowie szkółki w Clairfontainne mają poważną wadę. Charakterologicznie są niezdolni do bycia zawodowcami. W mediach mówi się o ich hulaszczym trybie życia i podziałach między czarnoskórymi a białoskórymi, islamistami a wyznawcami innych religii.

Jest źle… Eliminacje mistrzostw świata Islandczycy kończą na przedostatnim miejscu z czterema oczkami na koncie na możliwych 30. Punkty zdobyli jedynie w meczach z amatorami z Malty. Baty dostali za to nie tylko od drużyn pokroju Chorwacji, ale i: Węgier, Szwecji czy Bułgarii. Niby jest Eidur Gudjonhsen. Niby są też zawodnicy z niższych lig angielskich, ale to jednak za mało, by cokolwiek znaczyć w europejskim futbolu. Kończą rok na 93. pozycji w Rankingu FIFA, ale był moment, że znaleźli się na 107. miejscu…

2010

Kończy się era rządów Raymonda Domenecha. Po dobrym mundialu, na Euro 2008 i mistrzostwach świata w RPA, Francuzów trawił rak megalomanii poszczególnych zawodników, którzy skonfliktowali się z selekcjonerem. Prawdziwą twarz pokazali Patrice Evra i Nicolas Anelka, którzy mącili w zespole i podsycali do buntu. Cały naród zwymyślał reprezentację od wrogów Francji, interweniował sam prezydent Nicolas Sarkozy, a eksperci głośno ogłosili, że nowego pokolenia piłkarzy nie stać na osiągnięcie sukcesu. W kadrze zespołu znalazł się zaledwie jeden zawodnik wychowany w szkółce w Clairfonntaine – Abou Diaby. Francuzi pod koniec 2010 roku znaleźli się na 18. miejscu.

W Islandii właśnie kończyła się dekada od wdrożenia planów profesjonalizacji pełnej futbolu. Efekty były widoczne gołym okiem. Obiekty rosły jak grzyby po deszczu, boiska i hale przestały być czymś ekskluzywnym, a naturalnym elementem wyspiarskich miasteczek. W 2010 roku na wyspie gejzerów było 17 boisk ze sztuczną murawą i pełnowymiarowych hal, w których można grać w piłkę przez cały rok. Dodajmy, że powstało do tego roku 170 mniejszych boisk. Potężne podwaliny były więc widoczne, ale co po fundamentach, jeśli nie ma cegieł do budowy domów. Jednak z czasem i one się pojawiły.

W 2010 roku na wyspie gejzerów było 17 boisk ze sztuczną murawą i pełnowymiarowych hal, w których można grać w piłkę przez cały rok. Dodajmy, że powstało do tego roku 170 mniejszych boisk.

W 2007 roku na Euro U-17 w Belgii dostała się reprezentacja tego skandynawskiego kraju. Tam niby zebrali bęcki. Trzy porażki, dziesięć bramek straconych przy jednej strzelonej i ostatnie miejsce w grupie chluby nie przynosi, ale samo znalezienie się w gronie ośmiu topowych drużyn w danej kategorii wiekowej dla Islandczyków było sukcesem. Jakieś znajome twarze z tamtej kadry? Strzelcem jedynego gola był chociażby Kolbeinn Sigborsson.

W piłce seniorskiej wciąż dramat. Eliminacje skończone na ostatnim i przedostatnim miejscu w grupie z trzema wygranymi na 20 rozegranych spotkań. W Polsce prezes federacji byłby już spalony na stosie, wbity na pal i usmażony żywcem jednocześnie, ale Islandczycy są cierpliwą nacją. Informacja dla statystyków: 2010 rok zakończony na 112. miejscu. Ch**, du** i kamieni kupa, jak to mawiał jeden z polskich ministrów.

2011

Francja wciąż walczy z własnymi demonami i rozlicza się z buntownikami z RPA…

Natomiast w Islandii ogłaszają święto narodowe i wykonanie planu 10-letniego. Przynajmniej w federacji piłki nożnej tak robią. W czerwcu 2011 roku młodzieżowa reprezentacja tego niewielkiego kraju gra na mistrzostwach Europy U-21 w Danii. Niby nic wielkiego, ale nasza reprezentacja od lat na tej najważniejszej dla młodzieżowej piłki imprezie nie była. A Islandczykom się to udało. W kadrze Eyjólfura Sverrissona był człon obecnej drużyny, która zachwyciła wszystkich na Euro. Sigborsson, Sigurdsson, Gunnarsson i kilku innych. 16 z nich grało już wtedy w zagranicznych klubach! A jeszcze dziewięć lat temu na palcach obu rąk można było policzyć piłkarzy z profesjonalnych drużyn w Europie. Ostatecznie Islandczykom zabrakło gola, by wyjść z grupy, ale pokazali się z bardzo obiecującej strony. No i dali kibicom nadzieję, że za rok może dwa schodami wespną się do pierwszej reprezentacji.

W październiku 2011 roku pierwszą drużynę przejął Lars Lagerbäck. Zastał ją na 104. miejscu. Jakie cele zostały mu postawione? Podnieść islandzki futbol z kolan.

2014

Francuzi mają za sobą średnio udane Euro 2012, w którym odpadają w pierwszym meczu po fazie grupowej. Kadrze, będącej symbolem multikulturalizmu, brakuje charakteru i dawnej klasy. Laurent Blanc pozostaje bezsilny. W 2013 roku Francja ląduje na 20. miejscu w Rankingu FIFA. Przekaz jest prosty: źle się dzieje w państwie francuskim… Kolejnego utalentowanego pokolenia nie widać. W Brazylii niby nie grają źle, ale odpadają z pierwszym wymagającym przeciwnikiem. Nie są w stanie przeciwstawić się Niemcom.

W 2014 roku Skandynawowie budzą się w nowej rzeczywistości. Trzy lata pracy z Larsem Lagerbäckiem dały więcej islandzkiej piłce niż 20 poprzednich. Z chłopca do bicia, losowanego z 6. koszyka, który posiada jednego względnie rozpoznawalnego zawodnika w kadrze, stali się drużyną niewygodną dla każdego. Eliminacje do mistrzostw świata w Brazylii skończyli na porażce w barażach. Recepta na sukces według Lagerbäcka była prosta, zgodnie z zasadą: „zmieniamy szyld i jedziemy dalej”. Szwed zdolne pokolenie, które osiągnęło sukces na Euro U-21, w stosunku jeden do jednego przeniósł do dorosłej reprezentacji, wzmacniając zdolny zespół o kilku doświadczonych zawodników. Da się zrobić? Da!

2015

Reprezentacja prowadzona przez Deschampsa rozgrywa serie meczów sparingowych. „Les Bleus” na papierze wyglądają wybitnie dobrze, ale nie potwierdzają tego na boisku. Przegrywają regularnie, w kadrze są niesnaski, pojawia się konflikt na linii Benzema – Valbuena. Kończą rok na 25. w miejscu w Rankingu.

Islandczycy w poprzednich eliminacjach pokazali, że mają potencjał, ale dopiero teraz z przytupem weszli do europejskiego futbolu. Trafili do grupy śmierci z Holandią, Czechami i Turcją. Wyszli z niej po ośmiu kolejkach, ogrywając dwukrotnie „Oranje”. Koniec końców zajmują 2. miejsce za Czechami, ale i tak są odkryciem całych eliminacji. O wysepce robi się głośno. Telewizje przylatują filmować niezwykły sukces podopiecznych Lagerbäcka, a sam trener zostaje uznany za magika. Dowiadujemy się historii o trudnych początkach kariery wielu piłkarzy itd. W biurze prezesa islandzkiej federacji piłki nożnej najistotniejsi ludzie piłki kraju odpalają cygara i popiją whisky. Jest pięknie. Plan sprzed 15 lat przyniósł efekty, choć niewiele na to wskazywało. Obecnie w Islandii co piąty mężczyzna uprawia futbol. Są sukcesy i stworzenie sportu masowego. O to wszystkim chodziło. Dla statystyków: Skandynawowie kończą na 36. miejscu w Rankingu.

***

I koniec… Rok 2016 doskonale znacie. Euro, Euro, Euro. Obie reprezentacje odliczały dni do turnieju. Miały jednak zupełnie inne cele. Francuzi muszą wygrać turniej. Dla narodu, dla kraju, dla przyzwoitości. Natomiast Islandczycy jechali na mistrzostwa Europy, by kontynuować swoją opowieść. Nie było presji ani frazesów o wygraniu całego turnieju. Nie oszukujmy się, nikt przy zdrowych zmysłach w to nie wierzył. Obie reprezentacje spotkały się tak jak przed siedemnastoma laty, ale w nieco innych okolicznościach. Wtedy półamatorska kadra Islandii przyjechała na ścięcie, teraz, by powalczyć z gospodarzami o awans do półfinału! Wygrali Francuzi, bo wygrać musieli. Dla outsiderów piłka bywa jednak bolesna, ale my i tak nie zapomnimy o sukcesie Skandynawów. Była to bezsprzecznie najpiękniejsza historia tego Euro, a ich długa droga pokazuje, że w pełni zasłużona i wypracowana.

Au revoir, Islandio. Widzimy się za dwa lata w Rosji!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze