Inter Mediolan z ostatnią szansą na sukces?


Inter w piątek stanie przed szansą na zdobycie pierwszego trofeum za kadencji Antotnio Conte. Czy podoła temu wyzwaniu?

21 sierpnia 2020 Inter Mediolan z ostatnią szansą na sukces?
albawaba.com

Oceniając dotychczasowe wyniki drużyny Antonio Conte, nie można powiedzieć niczego złego, przynajmniej patrząc tylko na tabelę. Nie licząc odpadnięcia na etapie grupy w Lidze Mistrzów, wszystko się zgadza. W końcu drugie miejsce w Serie A i półfinał Pucharu Włoch to nie byle jakie osiągnięcie. Jednak całej niebieskiej części Mediolanu marzy się jedna rzecz – trofeum, którego jak na razie nie ma. Dlatego do piątkowego starcia „Nerazzurri” podejdą z wielką motywacją.


Udostępnij na Udostępnij na

Bardzo często w świecie piłki słyszy się, że dany zespół nie urósł jeszcze do takiego, który mógłby sięgnąć po mistrzostwo. Po prostu w pewnych momentach brakuje nie tyle umiejętności, co bardziej siły mentalnej. W tym roku to określenie idealnie pasuje do Interu. Nowy projekt prowadzony przez Antonio Conte miał jeden cel – przywrócić drużynie ze Stadio Giuseppe Meazza blask i respekt na całym świecie. Letnie transfery choćby w postaci Romelu Lukaku potwierdzały, że władze mediolańskiego klubu bardzo poważnie podeszły do sprawy.

„Nerazzurri” trochę sami sprawili, że jeśli dzisiaj patrzymy na tabelę Seria A, to drugie miejsce traktujemy jako swego rodzaju rozczarowanie, a powinno być przecież inaczej. Progres, jaki poczyniła cała drużyna, widać bowiem nie tylko na boisku, ale również na papierze. Przecież fani mediolańskiego zespołu już od blisko dekady nie oglądali swoich podopiecznych choćby na tym drugim miejscu. Ostatnim razem udało się to w rozgrywkach 2010/2011. Warto też zwrócić uwagę na liczbę punktów dzielącą w tym roku mistrza od wicemistrza. Wyniosła ona zaledwie jeden, a przecież w ostatnich latach Inter regularnie tracił do pierwszej drużyny co najmniej 20 oczek.

Lukaku i spółka mieli, na przestrzeni ostatniego roku, jeden problem – głupio tracili punkty. Na przykład w starciach na koniec roku z Lecce, Atalantą czy Cagliari, kiedy trzy razy z rzędu remisowali 1:1. Również kilka wpadek zaliczyli po wznowieniu rozgrywek, wtedy to na boisku prezentowali wzloty i upadki, rozbijając Brescię 6:0, a następnie przegrywając z Bologną 1:2 i dzieląc się punktami z Hellasem po starciu zakończonym wynikiem 2:2. Nie potrafili takich spotkań, kolokwialnie mówiąc, przepychać, co przy dwóch bezpośrednich porażkach z Juventusem zaważyło na końcowym wyniku.

Prężenie muskułów

Na korzyść Interu przemawia z pewnością fakt, że od początku, gdy tylko przyjechał do Niemiec, jest w doskonałej formie. Mecz z Szachtarem był prawdziwym pokazem siły z jego strony. Taktyka dobrana przez Antonio Conte sprawdziła się w stu procentach. „Nerrazurri” idealnie ustawili się pod drużynę z Ukrainy, która nie mogła stworzyć sobie dogodnej sytuacji. Byli przede wszystkim kapitalnie zorganizowani. Równie dobrze sprawdził się plan na grę w ofensywie, w której podania za linię obrony wysoko ustawionego przeciwnika były po prostu zabójcze. Świetnie współgrała ze sobą trójka defensorów. Z dobrej strony zaprezentował się Stefan De Vrij, co przy doświadczeniu Diego Godina i dojrzałej gry Alessandro Bastoniego sprawiło, że blok defensywny zasłużenie zebrał dużo pochwał.

Warto też pochwalić Nicolo Barellę. Były piłkarz Cagliari z każdym kolejnym spotkaniem wygląda coraz lepiej. Pracuje cały czas dla drużyny i widać, że uczy się, aby więcej dawać zespołowi, a mniej wchodzić w niepotrzebne pojedynki czy starcia z rywalami. Asysta przy pierwszym golu była tylko idealnym zwieńczeniem występu 23-latka. Już teraz włoskie gazety piszą, że rozwinął się do takiego poziomu, którego wciąż nie osiągnął 27-letni Marco Veratti. Kwestia bardzo sporna, ale to nie zmienia faktu, że reprezentacji narodowej rośnie zawodnik na długie lata.

O duecie „LuLa” w zasadzie wszystko już chyba zostało powiedziane, ale i tak trzeba go pochwalić za półfinałowy mecz. Obaj zaliczyli po dublecie i w dużej mierze przyczynili się do awansu swojej drużyny. Zarówno Argentyńczyk, jak i Belg przekroczyli w tym sezonie barierę 20 trafień we wszystkich rozgrywkach. Co ciekawe, Romelu Lukaku brakuje tylko jednego trafienia, aby wyrównać osiągniecie Ronaldo (34 gole) w trakcie jego pierwszego sezonu w niebiesko-czarnej koszulce. Mają kogo obawiać się piłkarze Sevilli. Nie było bowiem na Stadio Giuseppe Meazza takich dwóch skutecznych i rozumiejących się napastników od czasów Adriano i Obajemiego Martinsa.

Seryjny zdobywca

Inter zagra w finale Ligi Europy jako pierwsza włoska drużyna od 1999 roku. Wtedy był to jeszcze Puchar UEFA, a w decydującym meczu zagrała Parma z „Gigi” Buffonem w bramce. Mimo że do upragnionego zwycięstwa został tylko jeden krok, łatwo z pewnością nie będzie. Sevilla to przecież prawdziwy fachowiec, jeśli chodzi o Ligę Europy. Wygrywała te rozgrywki trzy razy z rzędu w ostatnich latach. Tym razem nie ma co prawda na ławce Unaia Emery’ego, ale to niczego nie zmienia, bo obecna drużyna Julena Lopeteguiego jest bardzo mocna. Hiszpan nauczył swoich podopiecznych ofensywnego, kreatywnego, ale zarazem dobrze zorganizowanego futbolu. Jego zespół jest idealnie zbalansowany i silny mentalnie. Nie boi się nikogo. Wychodzi na boisko z myślą, że chce pokazać swój pomysł na grę bez większego zainteresowania, z kim danego dnia przychodzi mu się zmierzyć.

Antonio Conte musi odpowiednio ustawić swój zespół, żeby wyeliminować najgroźniejsze ogniwa drużyny z Andaluzji. Bardzo ważne będzie zabezpieczenie bocznych stref boiska oraz wyeliminowanie środka pola, a w szczególności Evera Banegi, który jest mózgiem całego zespołu. To właśnie Argentyńczyk decyduje, kiedy drużyna ma przyspieszyć, a kiedy zwolnić. Z drugiej strony włoski szkoleniowiec nie może wyłącznie skupić się na przeciwniku. Przykład takiego zachowania mogliśmy zaobserwować w ćwierćfinałowym starciu między Manchesterem City i OL. Wszyscy wiemy, jak skończyło się to dla Guardioli oraz „Obywateli”.

Krok do przodu

„Nie zaczniesz zwyciężać z dnia na dzień, zwłaszcza jeśli nie wygrywałeś przez dziewięć lat”. Sławne zdanie Antonio Conte po przegranym półfinale z Napoli odbija się echem do dziś. Wysłał wtedy jasny sygnał światu – nie jesteśmy gotowi na walkę o najwyższe cele. Tak to wtedy zabrzmiało. Widać było, że Włoch bardzo by chciał, ale pewnych rzeczy nie przeskoczy. Piątkowy finał w Kolonii będzie więc niezwykle ważnym wydarzeniem dla niego i zawodników. Okaże się wtedy, czy porażki w lidze i pucharach czegoś ich nauczyły.

Udało nam się dostać do finału Ligi Europy UEFA pomimo małego rozczarowania, że ​​nie przeszliśmy przez fazę grupową Ligi Mistrzów. Szklanka jest w połowie pełna, ponieważ [to rozczarowanie] pozwoliło nam odbyć o wiele bardziej udaną podróż w Lidze Europy niż w Lidze Mistrzów. Myślę, że ten zespół, z wieloma młodymi, niedoświadczonymi graczami, potrzebował tego – mówił UEFA.com Antotnio Conte.

Inter potrzebuje zasmakować, jak to jest zdobyć trofeum. Swoją ciężką pracą zasłużył sobie choćby na jedno i nie podlega to żadnej dyskusji. Liga Europy nie należy do najbardziej prestiżowych rozgrywek, ale od czegoś trzeba zacząć. Nie od razu przecież Rzym zbudowano. Fani z pewnością mają nadzieję, że jeden puchar wywoła lawinę kolejnych, że pociągnie za sobą następne. Nie ma się co dziwić, bo w tym sezonie dostali namiastkę wszystkiego, czego oczekiwali, z jednym wyjątkiem – choćby jednego małego, końcowego triumfu, na który czekają już dziesięć lat.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze