Za każdym razem, gdy nasza reprezentacja mierzy się z jakimś przeciwnikiem czy to w meczu o najwyższą stawkę, czy też w mniej istotnym pojedynku, całymi siłami skupiamy się, żeby udowodnić wyższość nad swoim rywalem. To naturalne, o to chodzi w sporcie. Postanowiliśmy jednak, na przekór narastającej atmosferze walki, docenić naszego niedzielnego przeciwnika. Oto pięć przyczyn, dla których warto kochać Kazachstan!
Trochę na poważnie, trochę na wesoło. Kazachstan nie jest raczej miejscem znanym z pierwszych stron gazet. Za co najbardziej uwielbiamy ten wielki, poradziecki kraj?
1) Za Borata
Borat: podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej. Taka jest pełna nazwa kultowego już filmu z brytyjskim komikiem, Saschą Baronem Cohenem. Co prawda to produkcja amerykańska, niemniej główny bohater jest przecież sympatycznym Kazachem. Paradokumentalna forma, bezczelnie obnażająca wszelkie przywary narodu Wielkiego Brata zza Oceanu, świetna rola Cohena, no i „Jak się masz?!” jako podstawowe przywitanie. Nawet jeśli sam Kazachstan występuje tu wyłącznie jako stereotyp Dzikiego Wschodu i braku cywilizacji, a plenery kręcono w Rumunii, uśmiechnięty wąsacz trzymający gwieździsty sztandar podnoszący swoje kciuki nie pozwala nam powiedzieć złego słowa na tę postsowiecką prezydencką republikę. Borat potrafi rozbawić nawet jako prezenter stacji muzycznej.
2) Za fristajlo
Druga perełka z Kazachstanu, tym razem z tamtejszego „Idola”. Jak żartują internauci, od tego wideo zaczął się współczesny Internet, a postać młodego improwizującego Kazacha przybrała miano kultowej. To chyba jeden z pierwszych prawdziwych viralów, które dziś wrosły w klimat młodego społeczeństwa XXI wieku. Rytm, wyczucie, wokal, czysty talent. Właśnie tym ujął widzów anonimowy do dziś twórca. Nie przynudzając dłużej, przypomnijmy sobie tamten czas. Pora na fristajlo!
3) Za dystans do samych siebie
Kazachowie niejeden raz udowadniali, że nie są narodem obrażalskim. Bufonada zdecydowanie nie jest ich domeną. Przykłady? Wracamy do punktu pierwszego, czyli Borata. Gdy film bił rekordy popularności na całym świecie, pierwotnie zanosiło się na to, że władze republiki pozwą autorów o zniesławienie ich nacji. Szybko jednak zreflektowali się, uznając, że takiej „reklamy” nie zrobił im jeszcze nikt. Jedna z czołowych gazet uznała produkcję za film roku, twierdząc, że jeszcze nikt nie pokazał stereotypów na temat wschodniej części byłego Związku Radzieckiego (oberwało się przecież także Uzbekistanowi) w tak zabawny sposób.
Mało? Lecimy dalej. Mistrzostwa Azji w strzelectwie, Kuwejt. Zwyciężczyni, Maria Dimitrenko, z Kazachstanu staje na podium i odbiera złoty medal. Zamiast hymnu swojego kraju słyszy jednak piosenkę z wymienianego już kilka razy w tym tekście filmu. Zamiast o orle i o wolności jest o tym, że Kazachstan to największy producent potasu na świecie i o wynalazcy toffi i paska do spodni. Dimitrenko godnie słucha „hymnu”, po czym nie może powstrzymać śmiechu. Cała sytuacja, choć żenująca, faktycznie była przecież zabawna.
Jeden Kazach powiedział kiedyś, że jego ojczyzna kojarzy się z: Boratem, korupcją, ropą i pustynią. Ale kocha swój kraj. I za to też duży szacunek.
4) Za Astanę
Nie chodzi wcale o tę piłkarską. Stolica republiki, która przeciętnemu Europejczykowi kojarzy się z totalną dziczą, zaskakuje niesamowitą wręcz nowoczesnością i przepychem. To taki Dubaj nieco dalszego Wschodu. Co prawda społeczeństwo nadal odczuwa potężne nierówności, pieniądze z ropy idą na utrzymywanie mimo wszystko autorytarnych rządów prezydenta Nazarbajewa, jednak rozwój gospodarczy w kraju jest imponujący. Przeciętne zarobki w Kazachstanie są co prawda zbliżone do najniższej krajowej w Polsce, koszty życia są jednak o wiele niższe. 60 groszy za bochenek chleba, dwa złote za dużą butelkę coli, 1,70 za paczkę papierosów (to akurat tłumaczy niską średnią długość życia). Dobrze zarabiający człowiek mieszkający w efektownej stolicy naprawdę ma tam raj.
5) Za kolarstwo
Nie każdy lubi ten sport, wielu wytyka współczesnemu kolarstwu nieczystą grę w postaci masowego dopingu. Każdy jednak, kto emocjonuje się wyścigami rowerowymi, wie, że bez pieniędzy z Kazachstanu byłoby o wiele gorzej. Wszystko dzięki wielkiemu Aleksandrowi Winokurowowi, bohaterowi narodowemu, dwukrotnemu medaliście olimpijskiemu (mistrz z Londynu). Jego wpływ na kolarstwo był na tyle wielki, że w 2007 roku powstała zawodowa grupa Astana. Dziś to jedno z największych mocarstw w tym sporcie, wielki rywal grupy Sky. Fani dwóch kółek powinni doceniać, pozostali po prostu podziwiać.
Czy ktoś jeszcze nie przekonał się, że Kazachstan warty jest sympatii?