Z jednej strony co jakiś czas słychać narzekania, że kluby ekstraklasy za mało korzystają z zawodników z jej bezpośredniego zaplecza, z drugiej – piłkarze z I ligi nie zawsze sprawdzają się w najbliższej klasie rozgrywkowej. Tak czy inaczej: za nami 15 kolejek na drugim poziomie rozgrywkowym, a więc wystarczająco dużo czasu, by zapisać jakieś nazwiska.
Poniższa lista nie będzie mocno oczywista. Brakuje na niej nazwisk zawodników, którzy swoje już w ekstraklasie zagrali (Kamil Drygas) czy tych, o których głośno od dawna (Grzegorz Goncerz). Dziesięciu piłkarzy, którzy albo w ekstraklasie nie grali, albo zostali rzuceni na zbyt głęboką wodę i szybko z niej wypadli, ale teraz znajdują się w takiej formie, że powinni dać radę. O kim mowa?
Przemysław Szymiński (Wisła Płock)
Dla niego ekstraklasa byłaby zupełnie nową przygodą, wydaje się też, że kwestią czasu jest to, aż w końcu do niej trafi. Nie był nawet pełnoletni, gdy debiutował w II lidze w barwach Rozwoju Katowice na jakże odpowiedzialnej pozycji stopera. Powoli budował swoją pozycję w drużynie, w międzyczasie odbił się od Górnika Zabrze, w którym rozegrał dwa mecze w młodej ekstraklasie. Rok temu uznał, że jest za dobry na trzeci poziom rozgrywkowy i podjął bardzo mądrą decyzję o wskoczeniu o szczebel wyżej. Wisła Płock okazała się klubem idealnym – szybko wywalczył miejsce w składzie i był o krok od awansu do ekstraklasy. Nie udało się, jednak do Szymińskiego większych pretensji nie było – 21-letni obrońca spisywał się bardzo dobrze. W tym sezonie tylko potwierdza duże umiejętności. Sprawa wydaje się prosta – albo awansuje z Wisłą, albo ktoś „możny” zdecyduje się dać mu szanse o siebie. Nazwisko zdecydowanie do zapamiętania.
Damian Byrtek (Chrobry Głogów)
Przypadek odwrotny. Byrtek w bardzo młodym wieku zadebiutował w ekstraklasie w barwach Podbeskidzia, w pojedynczych meczach pokazywał, że coś z niego może być. Zdarzały mu się jednak dość szkolne błędy, przez co klub zdecydował się wypożyczyć go do I ligi, do Okocimskiego. Tam nie spisywał się wybitnie, co spowodowało, że po powrocie do klubu macierzystego dostał nakaz ogrywania się jeszcze szczebel niżej, w Rakowie Częstochowa. Stamtąd trafił do Chrobrego Głogów, gdzie gra do dziś. Pod okiem Ireneusza Mamrota Byrtek rozwinął się znacząco. Teraz jest skałą, bardzo trudną do przejścia. To odpowiedzialny zawodnik, niezwykle trudny do ogrania, lider defensywy rewelacji tegorocznych rozgrywek. Gdy się patrzy na to, co momentami wyprawiają obrońcy klubu z Bielska-Białej, aż żal, że ich wychowanek musi udowadniać umiejętności ligę wyżej. W Podbeskidziu, w takiej formie, byłby pewniakiem do gry.
Oliver Praznovsky (GKS Katowice)
Najnowsze odkrycie. Przyszedł już we wrześniu, po rozwiązaniu kontraktu ze słowackim Rużomberokiem. Jak dotychczas wygląda na złoty strzał klubu z Katowic. Wysoki, twardy zawodnik, od którego odbijają się rywale. Znakomity w odbiorze, ale – uwaga – nieźle czujący się z piłką u nogi. W charakterystyce gry przypomina Tomasza Jodłowca i na podobnej pozycji jest ustawiany w „Gieksie”, choć przychodził do klubu jako obrońca. Ma 24 lata, wchodzi więc w najlepszy dla piłkarza wiek. Jeśli jego pierwsze mecze w barwach nowego klubu nie są przypadkiem, jeśli forma z października utrzyma się, długo w Katowicach nie zabawi. Obecnie wybiegani i silni zawodnicy grający w środku pola to skarb, który w posiadaniu chciałby mieć każdy trener, spodziewać się więc można, że kluby z ekstraklasy będą miały w swoich notesach zapisane nazwisko „Praznovsky” i przy najbliższej sposobności zaczną o niego wypytywać.
Łukasz Matusiak (Zagłębie Sosnowiec)
Przypadek, który może nieco zadziwiać. Tak, ten facet ma już 30 lat, ale jakie to ma znaczenie? Był już w ekstraklasie, reprezentował barwy Polonii Bytom, ale tak naprawdę nigdy nie dostał szansy na zaistnienie (trudno szansą nazwać trzy mecze). Obecnie pełni rolę generała środka pola w Zagłębiu Sosnowiec i robi to znakomicie. Odbiór piłki – czołówka ligi, długie prostopadłe podania i przerzuty – chyba najlepsze na zapleczu ekstraklasy. Do tego niesamowity spokój w grze – od Matusiaka bije taka pewność siebie, że trudno nie ufać jego umiejętnościom. Wydaje się, że zawodnik dojrzał do gry w mocniejszym klubie. Spokojnie może grać na wysokim poziomie jeszcze przez ładnych parę lat, więc cała dolna połówka tabeli naszej ligi powinna poważnie rozważyć jego ściągnięcie. W innym wypadku będzie musiał zjawić się w ekstraklasie razem z Zagłębiem.
https://youtu.be/Ws3HqVnprkY
Michał Nalepa (Arka Gdynia)
Jeden z najmłodszych w zestawieniu, bo zaledwie 20-letni zawodnik. Środkowy pomocnik Arki Gdynia dostał poważną szansę na pokazanie się już w zeszłym sezonie. Wykorzystał ją w pełni – zagrał w 33 meczach na 34 możliwe w I lidze, w większości będąc wyróżniającą się postacią. Umiejętnie grający w destrukcji, do tego potrafiący znakomicie przymierzyć z dystansu. Gracz kadry U-20, regularnie powoływany na mecze w ramach Turnieju Czterech Narodów. Dzięki dobrze ułożonej stopie wyznaczony do wykonywania stałych fragmentów gry. Jedyne, co może martwić ewentualne kluby z ekstraklasy, to przypadek Michała Rzuchowskiego, który odchodził z Arki z podobnym do Nalepy statusem bardzo zdolnego młodego pomocnika i zupełnie odbił się od Ruchu Chorzów. Z młodymi zawodnikami nigdy nie wiadomo, niemniej Nalepa ma umiejętności, dzięki którym powinien dać radę wyżej.
https://youtu.be/VF7THEJUbvM
Dawid Szymonowicz (Stomil Olsztyn)
Przypadek zbliżony do powyższego. Także dwudziestoletni, także zawodnik kadry reprezentującej Polskę na Turnieju Czterech Narodów, gra na podobnej pozycji – choć jest bardziej defensywnie usposobionym zawodnikiem. W lecie był na testach w niemieckiej Arminii Bielefeld, ostatecznie jednak został w Olsztynie, gdzie jest niezastąpiony. Typowy gracz od czarnej roboty, bardzo zdyscyplinowany taktycznie, bardzo pożyteczny dla zespołu. Blask zarezerwowany jest dla innego piłkarza, który znajdzie się w zestawieniu, Szymonowicz skupia się na tym, by jak najrzadziej dochodziło do sytuacji pod bramką Stomilu. Trenerzy lubią takich piłkarzy, można więc przypuszczać, że wychowanek Polonii Lidzbark Warmiński w niedługim czasie dostanie propozycję gry w mocniejszym klubie. Może wróci temat wyjazdu do Niemiec?
Marcel Gąsior (Chrobry Głogów)
O wielkim talencie Marcela mówiło się już w czasach, gdy grał w juniorach Legii. Już jako zawodnik drużyny z młodej ekstraklasy miał propozycję gry w klubie z 2.Bundesligi, temat ostatecznie jednak upadł – zawodnik liczył na przebicie się w stołecznym klubie. Dlaczego się nie udało? Kto wie, może gdyby był rok starszy, miałby więcej szczęścia? (Rocznik 1992 niemal w całości otrzymał szanse w pierwszym zespole, Gąsior urodził się w 1993). Wielunianin od dwóch lat z małym okładem ze zmiennym szczęściem gra w pierwszej lidze, ostatnio znów imponuje tym, z czego był znany w Legii. Rosły środkowy pomocnik jest świetnie wyszkolony technicznie i co ważne, umie z tej techniki zrobić pożytek. Teraz współtworzy chyba najlepszy środek pola w I lidze (z Szymonem Drewniakiem i Damianem Sędziakiem), co stanowi wielkie zaskoczenie. Gąsior to ósemka, ale bardzo przydatna w ofensywie – z pewnością ma potencjał na znacznie, znacznie więcej niż bycie gwiazdą I ligi.
(Poniżej niesamowita asysta Gąsiora w meczu przeciwko bydgoskiemu Zawiszy)
https://youtu.be/_7gFLjMjZqw
Irakli Meschia (Stomil Olsztyn)
Jak zostało wspomniane wyżej, w Stomilu jest zawodnik, który błyszczy. Na początku sezonu właściwie wszystko kręciło się wokół Ukraińca gruzińskiego pochodzenia, brał udział w każdej akcji ofensywnej zespołu. Później nieco przygasł, ale w pojedynczych akcjach często pokazuje olbrzymi potencjał, znacznie przewyższający poziom olsztyńskiej ekipy. Z racji nazwiska nazywany jest „Messim”, o wiele bardziej pasowałby jednak do niego przydomek „Mesut”, bowiem podobnie jak znakomity niemiecki pomocnik o wiele częściej asystuje, niż strzela bramki. Największym problemem 22-latka jest brak obywatelstwa Unii Europejskiej, przez co kluby dysponujące innymi zawodnikami w podobnej sytuacji najpewniej nie będą nim zainteresowane. Szkoda, bo Maschia mógłby wiele wnieść do klubów, które mają problem ze zdobywaniem bramek (Korona Kielce? Śląsk Wrocław? Podbeskidzie Bielsko-Biała?).
Dawid Ryndak (Zagłębie Sosnowiec)
Drugi z graczy rewelacyjnego beniaminka, występujący na pozycji prawoskrzydłowego. Ryndak to niestrudzony pomocnik mający bardzo dobrą kondycję, wybiegany. Jako osiemnastolatek zagrał jeden mecz w ekstraklasie, w barwach klubu, który teraz reprezentuje i którego jest wychowankiem. Po pięknej bramce zdobytej w spotkaniu przeciwko Rozwojowi Katowice zrobiło się o nim głośno, należy jednak uczciwie powiedzieć, że 26-latek zasłużył na rozpoznawalność nie tylko tą bramką. Co jeszcze przemawia za tym, że Ryndak dałby radę w ekstraklasie? Przez ostatnie lata grał na trzecim poziomie rozgrywkowym, odkąd z klubem awansował do I ligi, gra jeszcze lepiej! Stawka najwyraźniej go nie paraliżuje, ciekawe więc, co by było, gdyby mógł rywalizować z jeszcze lepszymi obrońcami. Mecz w Pucharze Polski przeciwko Cracovii pokazał, że potrafi podejść do meczu zupełnie bez respektu dla przeciwnika i być wyróżniającą się postacią.
Arkadiusz Reca (Wisła Płock)
Dwudziestoletni skrzydłowy, zarówno parametrami, jak i stylem gry bardzo przypominający Michała Żyrę. Podobnie porusza się po boisku, jest podobnego wzrostu, lepiej operuje lewą nogą. Wysocy skrzydłowi są ostatnio w cenie, o Recy też mówiło się już w kontekście klubów z ekstraklasy, w czasach, gdy jeszcze grał we Flocie Świnoujście. Niezłe przyspieszenie, dobra technika, coraz wyższa skuteczność pod bramką rywala. I jeszcze coś, co u polskich skrzydłowych jest rzadkością. Umie podnieść głowę w górę, gdy ma piłkę przy nodze. Co w tym trudnego, nie wiadomo, ale 2/3 (optymistyczne założenie) graczy występujących na flankach nie ma tego nawyku. Podobnie jak w przypadku Przemysława Szymińskiego, po sezonie albo znajdzie się w ekstraklasie z Wisłą Płock, albo zapewne trafi do niej w ramach transferu. Zasługuje.
https://youtu.be/AJzAEd69GV8
Szymon Lewicki (Zawisza Bydgoszcz)
Kandydatura nieco kontrowersyjna. Lewicki to typ piłkarza, od którego oglądania bolą oczy. Wysoki, niedysponujący zbyt wysokimi umiejętnościami technicznymi, mało zwrotny. Ale bardzo skuteczny. Typowa „dziewiątka”, umiejąca zagrać „na ścianę”, dobrze zastawiająca się w polu karnym przeciwnika. Odkąd przyszedł do Zawiszy, dość niespodziewanie stał się głównym napastnikiem w zespole (dotychczas grał w klubach z niższych lig). Tacy zawodnicy niby się w ekstraklasie nie sprawdzają, trzeba jednak przyznać, że w Bydgoszczy naprawdę daje sobie radę. W poprzednim sezonie w drugoligowej Legionovii zdobył 14 bramek w 30 meczach, w tym ma już na koncie osiem trafień w 15 spotkaniach. Nieznacznie poprawił więc statystyki. W ekstraklasie jest kilka klubów, gdzie nominalnych napastników jak na lekarstwo. Może warto zaryzykować, nawet jeśli trafienia taki, jak poniżej zdarzają się u niego raz na kilka lat.
Słowo o graczach wypożyczonych
Jak wiadomo, pierwszoligowe rozgrywki są często poligonem doświadczalnym dla młodych zawodników z ekstraklasy, którzy trafiają na zaplecze w ramach wypożyczenia. Uznałem, że trzem zawodnikom należą się szczególne słowa uznania za postawę w swoich klubach. Jeśli niżej wspomniani utrzymają swoją dyspozycję, zdecydowanie zasługują na prawdziwą szansę w ekstraklasie w przyszłym sezonie.
Pierwszym z nich jest Jakub Arak. Wypożyczony z Legii do Zagłębia Sosnowiec snajper, niesłychanie skuteczny pod bramką rywala. Jako osiemnastolatek zdobył siedem bramek w sezonie III ligi, rok później (zeszły sezon) już siedemnaście w II lidze. Jak na razie ma sześć trafień w I lidze w 14 meczach, wydaje się jednak, że będzie tylko lepiej i sezon zamknie z kilkunastoma bramkami na koncie. Podobny wynik w jego wieku osiągał Robert Lewandowski, choć to rzecz jasna zupełnie inny typ zawodnika.
Drugim piłkarzem wartym uwagi jest Hieronim Gierszewski. Pomocnik Lechii Gdańsk, w tym sezonie reprezentujący barwy bardzo młodego GKS-u Bełchatów. 19-letni piłkarz nie zawsze ma siły na rozegranie pełnego spotkania, pokazuje się jednak zwykle z bardzo dobrej strony. Cztery gole i asysta w 13 meczach to bardzo przyzwoity wynik jak na gracza środka pola (ofensywnie usposobionego). Pełny sezon w I lidze powinien pomóc mu ruszyć do przodu. Wtedy zasłuży na szansę w ekstraklasie.
Ostatnim z wymienionych, ale bez wątpienia najbardziej zasługującym na szansę, jest Dawid Kort. Rodowity szczecinianin, wychowanek Pogoni Szczecin, wypożyczony do Bytovii. W swoim obecnym klubie jest bez wątpienia największą gwiazdą. Dwadzieścia lat, 14 meczów, gol i osiem asyst. Jak na rozgrywającego – znakomity wynik. Forma Korta sprawiła, że zaczął on grać w kadrze do lat 20, na co zdecydowanie zasługuje. Jeśli chodzi o kulturę gry, technikę użytkową i wizję – przerasta swoją drużynę o dwie półki. Musi dostać poważną szansę w Pogoni – czeka na to zarówno on sam, jak i kibice szczecińskiego klubu, dopingujący swojemu wychowankowi.