Holendrzy wygrywają bez wysiłku


Rumuni wbili Andorze cztery gole, Węgrzy o jeden więcej. Przed meczem większość kibiców zadawała więc sobie pytanie, ile bramek strzelą niżej notowanym rywalom podopieczni Louisa van Gaala? W Rotterdamie nie oglądaliśmy jednak straszliwej egzekucji, lecz festiwal zmarnowanych szans.


Udostępnij na Udostępnij na

Pod nieobecność Sneijdera w podstawowym składzie wybiegł Rafael van der Vaart, a na skrzydle zadebiutował zawodnik Feyenoordu, Ruben Schaken. Pierwszy z nich otworzył wynik spotkania już w 7. minucie. Holendrzy swobodnie rozgrywali piłkę w środku boiska, aż trafiła ona do gracza Hamburgera SV. Kreatywny pomocnik wykończył koronkową akcję strzałem sprzed pola karnego. Van der Vaart uczcił w ten sposób swój 101. występ w narodowych barwach. Wydawało się, że kolejne gole będą padać w regularnych odstępach czasu. W 14. minucie starcia Lens dośrodkował z lewej strony wprost na głowę Huntelaara. Napastnik tej klasy nie mógł zmarnować takiej okazji, by podwyższyć wynik.

Później jednak w maszynie „Oranje” coś się zacięło. Ekipa w pomarańczowych strojach marnowała swoje sytuacje i chociaż cały czas przeważała, nie potrafiła po raz trzeci znaleźć drogi do bramki strzeżonej przez Gomeza. Kibice gospodarzy zachęcali swoją drużynę do przeprowadzania huraganowych ataków, ale ich ulubieńcy niemiłosiernie pudłowali.

Holendrzy wyszli na drugą połowę z wyraźnym zamiarem sprawienia lania przeciwnikom. Golkiper rywali zaczął być ostrzeliwany od razu po gwizdku sędziego. Nie trzeba było długo czekać na efekty tego stylu gry – w 50. minucie gola w debiucie strzelił Ruben Schaken. Piłkarz z Rotterdamu bardzo cieszył się z bramki zdobytej na macierzystym stadionie De Kuip.

Później jednak motywacja osłabła i wróciła zmora z pierwszej połowy – nieskuteczność. Gospodarze nie potrafili podwyższyć prowadzenia i zaczęli sprawiać wrażenie, jakby nie chcieli zbytnio się forsować przed wymagającym spotkaniem z Rumunią. Natomiast goście byli chyba szczęśliwi, że trudny przeciwnik pokonał ich tylko trzykrotnie.

W ten sposób doczekaliśmy ostatniego gwizdka pana Kulbakova. Holendrzy nie urządzili sobie wielkiego festiwalu strzeleckiego, ale wykonali plan minimum i zachowali sporo sił. Andora nie była w stanie sprawić żadnej niespodzianki w tym spotkaniu i wciąż czeka na pierwsze trafienie w tych eliminacjach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze