Holandia – wiecznie druga


9 lipca 2014 Holandia – wiecznie druga

Holendrzy mają szansę awansować do wielkiego finału.  Warto wspomnieć, że ten zespół trzykrotnie wystąpił w spotkaniu finałowym, ale zawsze brakowało szczęścia.  Teraz pojawiła się szansa na to, aby złą passę przełamać.


Udostępnij na Udostępnij na

„Oranje” od wielu lat są drużyną, która jest jedną z najlepszych zarówno w Europie, jak i na świecie. Jeszcze nigdy w historii mundialu nie udało się im osiągnąć końcowego triumfu, choć parokrotnie byli bardzo blisko zrealizowania celu. Kolejny raz stają przed szansą, aby zrehabilitować się i wygrać mistrzostwa świata. Mądrość szkoleniowca Holendrów, Luisa Van Gaala, sprawia, że są oni nieobliczalni na placu gry. Sternik wicemistrzów świata z 2010 roku potrafi jedną zmianą przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swojego zespołu. Jednak nie zawsze szczęście i zaplanowane działania sprzyjają do samego końca.

Niemiecki koszmar

W 1974 roku Holendrzy byli ekipą, która z rywalami radziła sobie bez większego wysiłku. Ich finezja i polot na boisku sprawiły, że bez większych problemów potrafili wyjść z fazy grupowej, a w dalszej rundzie z dużym animuszem awansować do wielkiego finału. Być może musieliby stawić czoła Orłom Górskiego, ale mecz na wodzie przyniósł zwycięstwo drużyny RFN, która grała jak z nut w turnieju rozgrywanym na własnym terenie. Podczas fazy grupowej najlepsze wrażenie na boisku sprawiał piłkarz występujący wówczas w Ajaxie Amsterdam – Johnny Rep, który trzykrotnie wpakował piłkę do siatki. Później pierwsze skrzypce w zespole odgrywali Johan Cruijff oraz Johan Neeskens, którzy nie mieli litości dla przeciwnika. Holandia grała bajecznie i do spotkania finałowego dotrwała bez porażki, tylko raz remisując w fazie grupowej ze Szwecją.

W finale rozgrywanym w Monachium faworytem byli oczywiście gospodarze. Jednak Holendrzy nie byli wcale postawieni na straconej pozycji, co odzwierciedliło się w drugiej minucie gry, kiedy „Oranje” na prowadzenie wyprowadził Johan Neeskens. Później do głosu doszli piłkarze RFN, którzy za sprawą Paula Breitnera i Gerda Mullera odnieśli zwycięstwo nad Holandią. Był to prawdziwy szok dla tego zespołu, który jak burza przechodził każdą kolejna fazę.

Nieudana rehabilitacja

Cztery lata później w Argentynie piłkarze reprezentacji Holandii mieli okazję do rewanżu za to, co wydarzyło się w RFN. Tym razem problemy zaczęły doskwierać ekipie prowadzonej przez Ernsta Happela, na tle łatwych rywali udało się z ledwością wyjść z grupy. Później było już o niebo lepiej, a sam finał dawał naprawdę dużo nadziei na to, że wszystko potoczy się lepiej niż podczas poprzedniego mundialu. Na spotkanie na Estadio Monumental w Buenos Aires „Oranje” byli podbudowani wygraną przeciwko Italii. To sprawiło, że w fazie pucharowej wyszli z grupy jako liderzy i wystąpili drugi raz z rzędu w wielkim finale.

Początek nie był udany dla „Pomarańczowych”. ponieważ do głosu doszli Argentyńczycy. Świetna organizacja gry gospodarzy turnieju zaowocowała tym, że przez dłuższy okres byli oni na prowadzeniu. W 82. minucie holenderskich kibiców ukontentował Dick Nanninga, doprowadzając do remisu. W dogrywce Arbiliselestes grali bardzo mądrze taktycznie i zdobyli dwa gole, zdobywając mistrzostwo świata. Holandia kolejny raz była pogrążona w wielkim smutku, choć przez chwilę wydawało się, że nic dwa razy w życiu się nie zdarza.

Hiszpańska perfekcja

Holendrzy w XXI zaraz po wyjściu z grupy odpadali z każdego turnieju. Nie było to wykorzystanie całego potencjału zespołu, który miał wielokrotnie szansę na wielki sukces. Największą katastrofą było niezakwalifikowanie się do mundialu w Korei i Japonii, co uznano za spory sabotaż, bo personalnie Holendrzy mogli się bić o najwyższe cele. Piłkarze dowodzeni przez Van Marwijka bez większych kłopotów przebrnęli fazę grupową. Po wyjściu z grupy E mieli naprawdę dużo farta oraz umiejętności, gdyż w znaczący sposób się nie pomylili. Można było się spodziewać, że ta drużyna będzie miała szansę na zwycięstwo w afrykańskim championacie, bo sam styl gry holenderskiej reprezentacji był na bardzo wysokim poziomie. Największym sukcesem w drodze do finału było pokonanie w ćwierćfinale Brazylii, która postawiła naprawdę trudne warunki, ale spryt „Oranje” spowodował, że nie dali się oni zwieść i mogli podążać drogą chwały.

Sam finał był sporą zagadką w kwestii tego, kto zwycięży, bo z jednej strony pojawił się zespół, który gra bardzo regularnie, natomiast z drugiej Hiszpanie, którzy przecież dwa lata wcześniej sięgnęli po mistrzostwo Europy w Austrii i Szwajcarii. Mecz w Johannesburgu był toczony na wysokim poziomie. Oba zespoły wymieniały się wzajemnie ciosami, aby jeszcze przed końcem dogrywki przesądzić o losach spotkania. Stało się tak za sprawą Andresa Iniesty, który w trudnych chwilach potrafił zachować zimną krew. Rozczarowanie na twarzach holenderskich piłkarzy było widać gołym okiem, bo sami mieli świadomość, że byli bardzo blisko zrealizowania celu.

Holandia pokazała się z doskonałej strony. Przegrała tylko jedno spotkanie, jednak to najważniejsze. Liczą oni na to, że zła passa kiedyś się skończy i uda się wiele zwojować w niedzielę na Maracanie. Luis Van Gaal chce w wyborny sposób zakończyć współpracę ze swoją reprezentacją i przy okazji zrehabilitować się za pierwszą nieudaną kampanię w roli selekcjonera „Oranje”, kiedy to nie awansował do mistrzostw świata w 2002 roku.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze