Za nami już 35. kolejka Primera Division. Miała ona wyjaśnić wszystkim kibicom w Hiszpanii kilka wątpliwości odnośnie ostatecznych rozstrzygnięć. I wszystko wskazuje, że tak właśnie się stało.
Pierwszą rzeczą, jaka miał zostać wyjaśniona w minionym tygodniu, była sytuacja Atletico Madryt. Podopiecznych Diego Simeone czekał wyjazdowy mecz z Valencią, od którego, w kontekście dalszej walki, miało wiele zależeć. „Rojiblancos” wykonali swój plan koncertowo i trzeba będzie raczej ogłosić już ten zespół zwycięzcą bieżących rozgrywek La Liga. Ciężko przypuszczać przecież, aby Levante i Malaga w dwóch najbliższych kolejkach było w stanie w jakikolwiek sposób zagrozić tej drużynie. W ostatnim tygodniu przyjdzie im co prawda mierzyć się jeszcze z Barceloną, ale w przypadku wygranych z dwoma wyżej wymienionymi drużynami, jedyny ich problemem będzie udane zaprezentowanie w szpalerze, jaki gospodarze na Camp Nou będą musieli im przygotować.
Kibice i piłkarze w Katalonii, z pewnością chcieliby już, aby ten sezon wreszcie się dla nich skończył. Najpierw przyszło im się zmierzyć z odpadnięciem z Ligi Mistrzów, potem doszedł jeszcze kryzys w La Liga i porażka w finale Copa del Rey. Teraz, ten utytułowany klub musi pogodzić się ze śmiercią Tito Vilanovy, który w piątek odszedł z tego świata po ciężkiej i wyniszczającej chorobie nowotworowej. Pod górkę mieli także podczas ostatniego meczu ligowego, kiedy przegrywali już 0:2 z Villarrealem, lecz ostatecznie, głównie dzięki graczom „Żółtej Łodzi Podwodnej” udało im się przynajmniej w kilku procentach poprawić nastrój w Katalonii. Wracając do tego starcia, nie sposób przejść obojętnie wobec skandalicznego zachowania jednego z kibiców zgromadzonych na El Madrigal, który rzucił bananem w kierunku Daniego Alvesa. Brazylijczyk obrócił wszystko w żart, jedząc owoc, ale Villarreal był bezlitosny i ukarał niesfornego fana dożywotnim zakazem stadionowym.
Na pochwałę nie zasługują także kibice Realu Madryt, którzy najpierw na Santiago Bernabeu stają razem do minuty ciszy dla uczczenia pamięci Tito Vilanovy, a później przez większość starcia z Osasuną Pampeluna głośno śpiewali „puta Barca”, czego tłumaczyć nie potrzeba, bo wszyscy znają znaczenie tych słów. Sami zawodnicy zaprezentowali się zdecydowanie lepiej, bez większego wysiłku pokonując Osasunę, która, jak to ma w zwyczaju, daleka jest na wyjeździe od formy, jaką prezentuje na El Sadar. Ponownie przypomniał o sobie wracający po kontuzji Cristiano Ronaldo, który dwoma fenomenalnymi strzałami z dystansu stał się pierwszym piłkarzem na hiszpańskich boiskach, który czwarty sezon z rzędu kończy z ponad 30 trafieniami na koncie. Jednakże marzenia o mistrzowskim tytule, mimo dogodnego terminarza, będą musieli najprawdopodobniej odłożyć na przyszły sezon.
Wyjaśniła się już raczej kwestia najwyższego miejsca w tabeli, podobnie jest także w przypadku pierwszej lokaty poza „pudłem”. Athletic Bilbao bez najmniejszej trudności, po pięknym golu Susaety bezpośrednio z rzutu rożnego(!), a także Muniaina i Herrery pokonał Sevillę, mając już teraz aż sześć punktów przewagi nad zespołem prowadzonym przez Emery’ego. Były trener Valencii zdecydował się na wystawienie w pierwszym składzie dwóch napastników, ale zapomniał przy okazji, że przydałby się jeszcze ktoś, kto był im piłkę dograł. W efekcie zespół wyszedł na San Mames z trzema defensywnymi pomocnikami w podstawowej jedenastce, a na ławce usiedli Marin, Vitolo i przede wszystkim Rakitić.
Ta kolejka ostatecznie przypieczętowała także spadek Betisu Sevilla, który stracił nawet matematyczne szanse na utrzymanie w Primera Division. W tym miejscu należałoby wyróżnić byłego napastnika reprezentacji Polski, Wojciecha Kowalczyka, który tuż po podpisaniu umowy z zespołem z Andaluzji przez Damiena Perquisa, przewidział, że zespół zostanie zdegradowany. Nie wiemy czy zrobił to ironiczne, czy był przekonany o jakiś „nadprzyrodzonych” zdolnościach byłego gracza Sochaux. Wiemy za to, że mimo upływu lat „Kowala” nie opuszcza jeszcze skuteczności, tym razem nie na boisku, a w przedsezonowych przewidywaniach.
Nie rozumiem autora tekstu - Nikt w Madrycie nie lubi
Barcelony, a w Barcelonie nie przepadają za Realem.
Teksty typu "Puta Barca" czy "Puta Madrid", to u nich
"normalne". Uczcili Vilanovę? Owszem. Więc w czym
problem? Z tego co mi wiadomo, to Katalończyk nie
nazywał się Barcelona Vilanova i te okrzyki nie
były skierowane w jego stronę.
tak trzeba po prostu ( ͡° ͜ʖ ͡°)