Poprzednia runda Primera Division przyniosła nam mnóstwo niespodziewanych rozstrzygnięć. Po raz pierwszy od dawna jednocześnie w tej samej kolejce punkty straciły zarówno Real, Barcelona, jak i Atletico.
Na pierwszy ogień poszła Barcelona, która z całej grupy kandydatów do mistrzostwa miała najłatwiejsze zadanie. Na Camp Nou przyjechało Getafe, które do mocarzy przecież nie należy. Podopieczni Gerardo Martino po raz kolejny zagrali jednak bardzo słabo, co spowodowało, że walczący o utrzymanie mały klub z okolic Madrytu, wyjechał z Katalonii z bardzo cennym jednym „oczkiem”. Wtedy wydawało się, że „Duma Katalonii” bezpowrotnie utraciła szansę na obronienie wywalczonego sezon temu tytułu najlepszej drużyny w Hiszpanii.
W niedzielę wydarzyło się jednak coś, czego chyba żaden kibic w Hiszpanii nie brał pod uwagę. Najpierw porażkę z o nic niewalczącym Levante zaliczyło Atletico, a następnie wieczorem Real Madryt „rzutem na taśmę” uratował jeden punkt w starciu z Valencią. Te dość zaskakujące rozstrzygnięcia spowodowały, że walka o tytuł mistrza kraju zapowiada się niezwykle ciekawie. Trzeba przyznać, że najwięcej w tej kolejce zyskała Barcelona, zaś straciła przede wszystkim ekipa prowadzona przez Diego Simeone.
Cały czas jednak zespół „Rojiblancos” ma wszystko w swoich rękach i dzięki dwóm zwycięstwom w meczach z Malagą i Barceloną, bez względu na inne rozstrzygnięcia, zostanie największym wygranym obecnego sezonu ligowego. Zespół z Katalonii, aby w ogóle liczyć na jedyne trofeum w tym roku, musi nie tylko wygrać w ostatniej kolejce z finalistą obecnej edycji Ligi Mistrzów oraz Elche, ale przede wszystkim liczyć na Real Madryt, który musiałby stracić punkty w jednym z trzech ostatnich meczów, gdyż jedno starcie „Królewscy” rozegrają w środę w ramach odrabiania zaległości. Ich rywalami będą kolejno Real Valladolid, Celta Vigo i Espanyol Barcelona.
Szczególnie ciekawie prezentuje się ostatnio ten drugi zespół, który od jakiegoś czasu prowadzi Luis Enrique. Były piłkarz Barcelony stworzył naprawdę bardzo ciekawy zespół, który w ostatnich czterech meczach zanotował aż trzy zwycięstwa i dołożył do tego jeden remis. Ciekawostką jest, że ta dobra ostatnio dyspozycja rozpoczęła się w momencie, gdy główny architekt tego projektu zaczął być wymieniany jako najpoważniejszy kandydat do zastąpienia „Taty” Martino. Dziennikarze katalońskiego „Sportu” uchwycili nawet trenera Celty w momencie, gdy spotkał się z jednym z przedstawicieli Barcelony. Spekuluje się, że dogadywano wówczas ostatnie elementy jego kontraktu z „Blaugraną”, zaś w Madrycie wszyscy dopatrują się spisku i specjalnej „motywacji” dla drużyny z Vigo, aby wygrała właśnie z zespołem ze stolicy Hiszpanii.
Wielkie powody do radości mieli piłkarze z Bilbao, którzy w ostatniej kolejce ligowej zapewnili sobie udział w Lidze Mistrzów, przynajmniej w fazie eliminacyjnej. To wielki sukces przede wszystkim trenera Ernesto Valverde, który z zespołu rozbitego po odejściu Marcelo Bielsy, stworzył drużynę, która napędziła wiele strachu zarówno Realowi, Barcelonie, jak i Atletico. Oby w przyszłej edycji zaprezentowali się lepiej niż Real Sociedad San Sebastian, który swoją grą przyczynił się do kompromitacji Primera Division. W przeciwieństwie do Getafe i dwóch zespołów z Walencji, które sprawiły, że w Hiszpanii będą jeszcze emocje. Dla jednych jest to zaskoczenie, dla drugich radość.