Przed kibicami na całym świecie najsmutniejszy okres w roku. Kończą się wszystkie najlepsze ligi, w tym także, już w najbliższy weekend, liga hiszpańska.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że ciężko wskazać sezon, w którym walka o tytuł najlepszej drużyny w kraju Mistrzów Świata i Europy była aż tak emocjonująca. Zarówno Real, Barcelona, jak i Atletico do końca mieli przyjemność brać udział w tym szalonym wyścigu. Z pociągu wypadł co prawda zespół prowadzony przez Carlo Ancelottiego, ale pozostałe ekipy ciągle gnają w kierunku tabliczki z napisem – zwycięzca Primera Division.
Niewiele brakowało, aby wszyscy poznali ostateczne rozstrzygnięcia już w poprzednią niedzielę. Działo się wiele niespodziewanych rzeczy i niewiele brakowało, aby spełniły się marzenia kibiców Atletico o świętowaniu pod pomnikiem Neptuna, tak jak wymarzył sobie na okładce jeden z madryckich dzienników. Podopieczni Diego Simeone, który kilka dni temu zdecydował się na założenie profilu na Twitterze, śledzonego już przez ponad 250 tysięcy użytkowników, potrzebowali do tego zwycięstwa nad Malagą oraz straty punktów najgroźniejszych rywali. Ten drugi warunek został spełniony, ale niespodziewanie nadszedł problem z realizacją tego pierwszego, jak mogłoby się wydawać łatwiejszego. Goście z Andaluzji zdołali jednak wywieść jeden punkt i sprawili wspólnie z Elche i Celtą, że walka dalej będzie trwała.
Czekać więc będzie wszystkich niesamowity finisz, w którym emocji z pewnością będzie co niemiara. Na Camp Nou zmierzą się ze sobą Atletico Madryt i Barcelona i ten mecz zdecyduje, kto okaże się wielkim zwycięzcą sezonu 2013/2014. Oczywiście w uprzywilejowanej sytuacji będą gracze ze stolicy, którym do fety wystarczy tylko remis, ale trzeba pamiętać, że Manchester City pokazał w tym sezonie w Anglii, że nie liczy się to, kto dłużej był na fotelu lidera, lecz to, kto zakończy na tej pozycji całą kampanię.
Ten sezon jest o tyle ciekawy, że zapowiada nam się także emocjonująca walka o utrzymanie, bo na razie wiemy tylko tyle, że „leci” Betis. Pozostałe drużyny, w tym także Valladolid, Osasunę czy Granadę, czeka nerwówka i spoglądanie na to, co wydarzy się u rywala. Postronnym kibicom pozostaje wierzyć, że tym razem wszystko rozstrzygnie się jak najbardziej sportowo i nie będziemy świadkami takich kontrowersji, jak w poprzednich latach.
Tak więc, czy chcemy czy nie, czeka nas finał. Taki czy inny. Dla jednych będzie radość, dla innych płacz. Ale takie jest życie, taka jest piłka. Później Hiszpanom, a także kibicom zostaje już tylko emocjonowanie się derbami Madrytu w finale Ligi Mistrzów. Spokojnie, w sierpniu wszystko wróci do normy.
Jaki bilans bramkowy mają Atletico i Barcelona?