Historia pewnego upadku


Dekada chudych lat Liverpoolu – geneza i skutki

24 kwietnia 2018 Historia pewnego upadku

Koniec ery Rafaela Beniteza w Liverpoolu do trzeciego roku panowania Jürgena Kloppa na Anfield Road – to zakres dat marazmu, w jakim przez dekadę tkwił 18-krotny mistrz Anglii. Teraz klub z Merseyside wrócił do europejskiej czołówki. Warto jednak przeanalizować krok po kroku, co wpłynęło na upadek Liverpoolu. Oto jego historia.


Udostępnij na Udostępnij na

Jest 8 kwietnia 2008 roku. Po emocjonującym zwycięstwie 4:2 nad Arsenalem na Anfield Road Liverpool świętuje awans do półfinału Ligi Mistrzów. Zespół Rafaela Beniteza ma w swoim składzie takich graczy, jak: Steven Gerrard, Jamie Carragher czy Fernando Torres. Kwalifikacja „The Reds” do następnej fazy nie jest niespodzianką. Odkąd hiszpański menedżer przejmuje zespół z Anfield Road, Liverpool na dobre zadomowia się w ścisłej europejskiej czołówce.

W półfinale „The Reds” mierzą się z Chelsea. Remis na własnym boisku 1:1 stawia zespół Beniteza w niekomfortowej sytuacji. Po zaciętym rewanżu na Stamford Bridge Liverpool odpada po dogrywce. Choć porażka z ligowym rywalem na europejskiej arenie boli, to kibice „The Reds” z optymizmem patrzą w przyszłość.

Latem Rafael Benitez dostaje jasne instrukcje od właścicieli klubu Toma Hicksa i George’a Gilletta – chcesz zwiększyć budżet, musisz kogoś sprzedać. Wybór Hiszpana pada na Xabiego Alonso. Juventus nie spełnia jednak oczekiwań finansowych Liverpoolu, dzięki czemu rozgrywający pozostaje na Anfield Road. To z kolei uniemożliwia pozyskanie Garetha Barry’ego z Aston Villi – gracza bardzo cenionego przez Beniteza. Zamieszanie latem 2008 roku okazuje się pierwszym krokiem Liverpoolu ku przepaści.

(prawie)Mistrzostwo i pamięć Alonso

Sezon 2008/2009 upływa kibicom Liverpoolu na emocjonowaniu się wyścigiem o mistrzowski tytuł. Mimo pięknej i skutecznej gry w skali całej kampanii „The Reds” przegrywają walkę o tytuł z Manchesterem United, tracąc do „Red Devils” cztery punkty. Na Anfield Road Fernando Torres ze Stevenem Gerrardem tworzą niesamowity duet rozumiejący się bez słów, który media nazywają „Torrard”. Mimo kolejnej nieudanej próby odzyskania tytułu eksperci podkreślają, że zespół Beniteza przy dwóch, trzech wzmocnieniach może w następnej kampanii spełnić marzenia o mistrzostwie. Lato brutalnie weryfikuje marzenia kibiców.

Ważne, aby każdego roku pozyskiwać dobrych i właściwych graczy. W tym będzie tak samo. Wiemy, że mamy dobrych zawodników i trudno będzie znaleźć lepszych, ale musimy to zrobić. Pracujemy nad celami transferowymi i postaramy się zrobić wszystko tak szybko i tak tanio, jak to tylko możliwe – mówi pod koniec kwietnia 2009 roku szkoleniowiec „The Reds”.

Cel menedżera jest jeden – Gareth Barry. Hiszpański szkoleniowiec w osobie zawodnika Aston Villi widzi idealne dopełnienie Stevena Gerrarda. Nie bez podstaw. W reprezentacji Anglii obaj gracze tworzą bardzo dobrze rozumiejący się w środku pola duet. Wszystko komplikuje włączenie się Manchesteru City do walki o Barry’ego. Petrodolary przekonują gracza Aston Villi do odrzucenia zakusów Liverpoolu i dołączenia do „The Citizens”. Fiasko starań o Anglika komplikuje jeszcze bardziej transferowa saga z Xabim Alonso w roli głównej.

Świetna forma Hiszpana zwraca uwagę Florentino Pereza. Real Madryt wpisuje Xabiego Alonso na szczyt swojej listy życzeń. Po zeszłorocznych próbach wypchnięcia z Anfield Road Hiszpan jest otwarty na przenosiny do Madrytu. Większego problemu z transferem nie robi także Benitez. Początkowe oferty zawierające fundusze plus graczy zostają odrzucone przez Liverpool. Ostatecznie transakcja zamyka się w kwocie 30 milionów funtów. Druga linia „The Reds”, nazywana jedną z najlepszych na świecie, w składzie Steven Gerrard – Xabi Alonso – Javier Mascherano zostaje rozbita.

Na Anfield Road panuje smutek po stracie świetnie wyszkolonego technicznie Hiszpana. Jednak życie nie znosi próżni, a Benitez na miejsce Alonso ma już swojego następcę. Wybór hiszpańskiego szkoleniowca pada na rozgrywającego AS Roma Alberto Aquilaniego. Kwota aż 20 milionów euro, które Liverpool płaci za pozyskanie Włocha, wzbudza obawy, ale pewien umiejętności gracza jest Benitez.

Alberto to fenomenalny zawodnik. Jest urodzonym zwycięzcą i ma już spory bagaż doświadczenia mimo zaledwie 25 lat. Jestem zachwycony z osiągnięcia z nim porozumienia – nie kryje ekscytacji hiszpański menedżer „The Reds”.

Radości Beniteza nie podzielają kibice. W momencie transferu do Liverpoolu Włoch leczy kontuzję, co znacznie opóźnia debiut Aquilaniego w barwach „The Reds”. Pierwszy mecz dla Liverpoolu zawodnik rozgrywa dopiero pod koniec października.

Zwolnienie, strajki  i bankructwo

Odejście Alonso mocno wstrząsa zespołem. Druga linia bez Hiszpana nie jest już tak efektywna, a skutki są zatrważające. Liverpool w Premier League zajmuje odległą siódmą lokatę. Jednak co gorsza zespół Beniteza nie potrafi pierwszy raz od lat zakwalifikować się do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Pozycja hiszpańskiego menedżera w klubie podupada. Atmosferę podgrzewa jeszcze bardziej Albert Riera, który w wywiadzie dla Radia Marca używa kontrowersyjnego stwierdzenia.

Liverpool jest jak tonący okręt – za te słowa Hiszpan zostaje zawieszony, by po sezonie opuścić klub po zaniżonej cenie. Po latach stwierdzenie Riery zostaje rozpatrywane jako przepowiednia nadchodzącego kataklizmu.

Ostatnią szansą na sukces w sezonie 2009/2010 jest Liga Europy. Liverpool dobrze radzi sobie w rozgrywkach pocieszenia. W pokonanym polu pozostawia m.in. Benficę i Lille, docierając do półfinału. Tam czeka Atletico Madryt. W pierwszym meczu Liverpool przegrywa w Hiszpanii 0:1 po golu Forlana, a arbiter nie uznaje prawidłowo strzelonej bramki Gerrarda.

Nóż na gardle sprawia, że mobilizacja na Anfield Road przekracza wszelkie normy. Liverpool wychodzi na prowadzenie za sprawą Aquilaniego. Już w dogrywce wynik podwyższa Yossi Benayoun, a Anfield Road wpada w euforię. Atletico odpowiada jednak za sprawą trafienia Forlana. Trafienia, które eliminuje Liverpool z rozgrywek.

Po zakończeniu sezonu Benitez zostaje zwolniony z funkcji menedżera „The Reds”. Decyzja amerykańskich właścicieli dzieli kibiców na dwa obozy. Jedni w osobie Hiszpana widzą człowieka, który nadal, mimo jednego słabego sezonu, będzie gwarancją utrzymania Liverpoolu w europejskiej czołówce. Za złe wyniki winią właścicieli – Hicksa i Gilletta – którzy klub traktują niczym bankomat.

Druga grupa fanów „The Reds” opowiada się za zwolnieniem Beniteza. Brak walki o tytuł mistrzowski, odpadnięcie z Ligi Mistrzów w fazie grupowej oraz porażka w półfinale Ligi Europy uznają za rozczarowanie. Ostatecznie protesty tych pierwszych nie zmieniają nic i Hiszpan żegna się z posadą. Na Anfield Road dobiega końca era sukcesów. Era Beniteza.

Jeszcze kilka miesięcy wcześniej na światło dzienne wychodzą dokumenty, które pokazują, w jak tragicznej sytuacji finansowej znajduje się Liverpool. W 2007 roku Hicks z Gilletem kupują klub za zaciągnięta pożyczkę wartości 300 milionów funtów. Raty spłacają za fundusze zarobione przez zespół z Anfield Road. Proceder amerykańskich właścicieli sprawia, że klub staje w obliczu bankructwa. Widmo przejęcia Liverpoolu przez Royal Bank of Scotland i wprowadzenia zarządu komisarycznego, co wiąże się z odjęciem przynajmniej dziewięciu punktów, rozsierdza kibiców „The Reds”. Organizowane są marsze i pikiety pokazujące nienawiść sympatyków do właścicieli klubu. Kibice Liverpoolu zbierają ponadto fundusze, aby wykupić klub z rąk Hicksa oraz Gilleta.

Znowu Amerykanie, pół roku z Royem i KFC

Uciszyć frustrację sympatyków Liverpoolu choć na chwilę ma ogłoszenie nowego menedżera zespołu. Pepe Reina – golkiper „The Reds” – proponuje osobę Manuela Pellegriniego, który ma poniekąd kontynuować pracę Beniteza. Amerykańscy właściciele wraz z zarządem widzą sprawę inaczej. Roy Hodgson po dotarciu z przeciętnym Fulham w sezonie 2009/2010 do finału Ligi Europy na tyle imponuje osobom decyzyjnym w Liverpoolu, że zostaje nowym szkoleniowcem drużyny „The Reds”. Anglik ma za zadanie zatrzymać gwiazdy zespołu i przywrócić po rocznej przerwie klub na top.

To moje największe wyzwanie, jakie podejmę w swojej trenerskiej karierze, i jestem z tego powodu zachwycony. Oczekuję jak najszybszego spotkania z zawodnikami i fanami w Melwood – nie kryje ekscytacji po podpisaniu umowy Hodgson.

Już poczynania Anglika na rynku transferowym wprawiają kibiców Liverpoolu w konsternację. Pozyskanie w miejsce Javiera Mascherano odchodzącego do Barcelony Christiana Poulsena, a także zakup Paula Konchesky’ego dają jasny sygnał, że Hodgson mentalnie jest nadal w Fulham.

Kwestię transferów przysłania jednak wielkimi krokami zbliżająca się sprzedaż klubu. Chętnych nie brakuje. Chiński biznesmen Kenny Huang obiecuje spłatę długu i wzmocnienie zespołu klasowymi graczami. Publicznie mówi o chęci pozyskania Lionela Messiego, jeśli zostanie właścicielem klubu.

Zarząd Liverpoolu decyduje się jednak na ofertę w wysokości 300 milionów funtów amerykańskiego konsorcjum New England Sports Ventures. Kwota nie satysfakcjonuje Hicksa i Gilleta. Sprawa trafia do sądu, lecz ostatecznie Amerykanie przegrywają, a klub przechodzi w ręce NEVS.

Czeka nas dużo pracy, ale mamy dobrą organizację, finanse i naprawdę dobrych strategów – opisuje swoje plany właściciel spółki John W. Henry.

Kibice sceptycznie podchodzą jednak do kolejnych Amerykanów w klubie. Po latach rządów Hicksa i Gilleta ludzie zza oceanu niechętnie są widziani przez sympatyków na wysokich stanowiskach w Liverpoolu. Postrzeganie NESV, które zmienia w marcu 2011 roku nazwę na Fenway Sports Group (FSG), ulega zmianie po planach spłaty zadłużenia i wyjścia na prostą.

Gdy opada kurz po zmianie właścicieli, wszyscy spoglądają na poczynania zespołu. Drużyna pod wodza Hodgsona prezentuje się fatalnie, grając najczęściej w kratkę. Miejsce w środku tabeli i całkowity brak pomysłu na rozegranie akcji wzbudzają frustrację na Anfield Road. Do tego stopnia, że na murze ośrodka treningowego Melwood kibice sprejem demonstrują swoje niezadowolenie w formie wymownego napisu „Hodgson OUT”.

Z każdym tygodniem bliżej świąt Bożego Narodzenia na stadionie słychać głośniejsze skandowanie KFC! KFC! (Kenny for Christmas). W ten sposób sympatycy Liverpoolu domagają się zwolnienia Anglika oraz zastąpienia byłego szkoleniowca Fulham legendą „The Reds”, Kennym Dalglishem.

Wymienił prawdziwą jakość na śmieci, nigdy nie pokazał ani odrobiny ambicji, ani śladu pasji, wyalienował ważnych graczy i zmienił nas w drużynę ze średniego stołu. W erze Premier League nie było ani jednej gorszej osoby – oceniają  bez ogródek na jednym z internetowych forów działalność Roya Hodgsona w Liverpoolu sympatycy „The Reds”.

Zgodnie z życzeniem kibiców 8 stycznia 2011 roku władze klubu zwalniają Anglika. Miejsce Hodgsona zajmuje Kenny Dalglish. Efekt nowej miotły sprawia, że Liverpool wychodzi ze środka tabeli i zajmuje na koniec sezonu szóstą lokatę. FSG docenia pracę Szkota, który ma kontynuować pracę z zespołem „The Reds” w kolejnej kampanii.

Lato upływa na wcielaniu przez amerykańskich właścicieli filozofii „Moneyball” na grunt Liverpoolu. Strategia oparta na analizie danych statystycznych pomagających m.in. w rekrutacji graczy ma zapewnić „The Reds” podobny sukces do Bostonu Red Sox – zespołu również należącego do grupy FSG. W „Moneyball” zakochany jest przede wszystkim John W. Henry. Liverpool opiera ruchy transferowe na statystykach i analizie potencjału graczy. Na Anfield Road wprowadzają nową politykę transferową. Klub ma pozyskiwać głównie graczy poniżej 26. roku życia, których w przypadku dobrej oferty można sprzedać ze sporym zyskiem. Nowa polityka transferowa sprawia, że Liverpool wzmacniają m.in. Jordan Henderson, Stewart Downing oraz Charlie Adam.

Transfery i zmianę sposobu rekrutacji zawodników brutalnie weryfikuje boisko. W Premier League Liverpool gra przeciętnie. Co gorsza zespół kilka dni po pozyskaniu Luisa Suareza w zimowym oknie transferowym w atmosferze skandalu opuszcza na rzecz Chelsea jedna z gwiazd – Fernando Torres. Drużyna jest przybita, a ambicje kibiców spełnia jedynie w krajowych pucharach. „The Reds” wygrywają Puchar Ligi, a w finale Pucharu Anglii przegrywają z Chelsea. To jednak nie przesłania tylko 8. lokaty w lidze i braku awansu do Ligi Mistrzów. Kenny Dalglish zostaje zwolniony z funkcji menedżera Liverpoolu, a FSG szuka idealnego kandydata do swojej wizji zespołu.

Książka i podrasowana tiki-taka

Głównymi kandydatami do objęcia funkcji menedżera „The Reds” są Roberto Martinez oraz Brendan Rodgers. Obaj szkoleniowcy wpisują się w kanon wymagany przez amerykańskich właścicieli. Młody trener ma dojrzewać wraz z zespołem. Martinez niechętnie zapatruje się na wizję pracy z komitetem transferowym. Hiszpan preferuje swobodę w pozyskiwaniu nowych graczy. Z tego powodu kandydatura szkoleniowca Wigan zostaje definitywnie odrzucona.

Inaczej przedstawia się sytuacja Rodgersa. Irlandczyk z Północy nie widzi przeszkód we współpracy z komitetem transferowym, a na spotkanie z amerykańskimi właścicielami przynosi opasłą księgę własnego autorstwa. Publikacja zawiera strona po stronie instrukcje, plany oraz koncepcję szkoleniowca, jak ma wyglądać zespół Liverpoolu. FSG jest zachwycone. Amerykanie podpisują z Rodgersem trzyletnią umowę i zwiastują nadejście nowej ery na Anfield Road.

Od początku pracy Irlandczyk z Północy wprowadza wielkie zmiany. Pozbywa się zasłużonych zawodników, jak: Dirk Kuyt, Craig Bellamy czy Maxi Rodriguez. Wprowadza inny styl gry oparty na wymianie licznych podań i pressingu po stracie piłki.

Media spekulują, czy wszyscy zawodnicy są w stanie dopasować się do wizji Rodgersa. Na myśli mają przede wszystkim Andy’ego Carrolla. Rosły napastnik zapewnia, że nie ma problemu ze zmianą stylu. Inaczej widzi to menedżer. W celu pokazania, że Anglik nie pasuje do jego koncepcji, daje zagrać napastnikowi w sparingu ledwie osiem minut. To powoduje frustrację Carrolla, a Rodgersowi daje potrzebny argument do pominięcia rosłego napastnika w swoich planach.

W miejsce zawodników niepasujących według Irlandczyka z Północy do koncepcji nowego Liverpoolu były szkoleniowiec Swansea City sprowadza graczy pasujących. Joe Allen ma zostać liderem środka pola, a Fabio Borini odpowiadać za zdobywanie bramek. Większe wrażenie od pozyskania wymienionych graczy robi wypożyczenie z Realu Madryt Nuriego Sahina.

Całkowita zmiana stylu gry powoduje, że Liverpool ma wielkie problemy z wygrywaniem, co skutkuje zadomowieniem się w środku tabeli. Rodgers uspokaja, że nauka nowego sposobu rozgrywania akcji musi trwać. Menedżer ma wsparcie właścicieli, którzy doceniają Irlandczyka z Północy m.in. za wprowadzenie na stałe do składu pierwszego zespołu młodziutkiego Raheema Sterlinga.

W zimowym oknie transferowym Liverpool dokonuje dwóch wzmocnień. Transfery Philippe Coutinho i Daniela Sturridge’a okazują się strzałem w dziesiątkę. „The Reds” zwiększają siłę ataku, a Brazylijczyk dodaje finezji w środku pola. Oba wzmocnienia to pomysł komitetu transferowego. Mimo realnego wpływu na grę nowych graczy w sezonie 2012/2013 nie udaje się już nic osiągnąć.

Przerwa przed kolejną kampanią upływa pod znakiem oferty Arsenalu wartości 40 milionów i jeden funt za Luisa Suareza, która ma aktywować klauzulę odejścia zawodnika. Błędne informacje londyńczyków sprawiają, że klub ze stolicy się ośmiesza. Z Wengera i Arsenalu śmieje się cały świat. Do śmiechu nie jest Suarezowi. Chce odejść, wpada w konflikt z Rodgersem, a w całej sytuacji w roli negocjatora występuje Steven Gerrard. Różnicę zdań udaje się wyjaśnić i ostatecznie urugwajski snajper wraca do treningów z pierwszym zespołem. Kibice „The Reds” czują ulgę.

Poza sagą Suareza kibice pasjonują się innymi roszadami w składzie. Rogers postanawia wypchnąć z klubu Pepe Reinę – ostatni symbol ery Beniteza na Anfield Road. Zastępuje go Simonem Mignoletem pozyskanym z Sunderlandu. Klub wzmacniają ponadto m.in. Kolo Toure i Mamadou Sakho.

Sezon 2013/2014 Liverpool zaczyna z przytupem. Po czterech kolejkach „The Reds” są liderem rozgrywek, mając na koncie dziesięć punktów. Wszystko nabiera jednak tempa po powrocie z zawieszenia Luisa Suareza. Urugwajczyk wraz z Danielem Sturridge’em tworzy niesamowity duet napastników, który media nazywają „SaS”.

Rodgers manewruje taktyką, tak by znaleźć miejsce w składzie dla pary snajperów oraz wspomagającego ich młodziutkiego Raheema Sterlinga. Szkoleniowiec Liverpoolu często poświęca jednego obrońcę na rzecz gracza ofensywnego. To przynosi efekty. Liverpool jeszcze trzy kolejki przed końcem jest liderem tabeli. Jednak porażka „The Reds” w domowym starciu z Chelsea spycha klub na 2. lokatę za sprawą gorszego bilansu bramkowego od Manchesteru City. Liverpool przegrywa tytuł na ostatniej prostej.

Po zakończeniu kampanii Rodgers zostaje wybrany przez trenerów na menedżera sezonu, a klub ogłasza podpisanie nowej czteroletniej umowy ze szkoleniowcem. Wszystko zmierza ku lepszemu, jednak wtedy pojawia się znaczący problem – Suarez chce odejść.

Regres, odejście legendy i narcyzm Rodgersa

Powtórka serialu z Urugwajczykiem w roli głównej elektryzuje kibiców do absurdalnego poziomu. Codzienne informacje o postawie Suareza na treningach oraz jego zachowaniu – czy się uśmiecha, czy jest smutny – zalewają internet.

Targi z Barceloną trwają praktycznie przez cały mundial. „Blaugrana” nie chce płacić klauzuli odstępnego w wysokości 75 milionów funtów. Przedstawiciele klubu z Katalonii proponują transakcję łączoną – pieniądze plus zawodnik, a konkretnie Alexis Sanchez. Liverpool przystaje na ofertę. Wszyscy czekają na decyzję Chilijczyka.

Sanchez opiera się przeprowadzce na Anfield Road. Chce przejść do Arsenalu. Decydującym czynnikiem jest spotkanie z Arsene’em Wengerem, który fatyguje się podczas urlopu do Brazylii przekonać Chilijczyka do transferu. W tym samym czasie Rodgers każe wysyłać pochwalne SMS-y Stevenowi Gerrardowi do Sancheza, co ma według Irlandczyka z Północy przekonać zawodnika do transferu na Anfield Road. Nie przekonuje.

Suarez ostatecznie odchodzi za 75 milionów funtów. Duże pieniądze powodują problemy na Anfield Road. Rodgers zaczyna walczyć z komitetem transferowym o decydujące zdanie w rekrutacji graczy. Przegrywa to starcie. Oprócz Rickiego Lamberta zdecydowana większość graczy, którą kontraktuje Liverpool, to wybory komitetu. Rodgers jednak nie odpuszcza walki o władzę, a podbudowany nagrodą menedżera sezonu wykazuje wielką pewność siebie, która przeradza się powoli w pychę.

Sezon 2014/2015 jest wyjątkowy dla „The Reds”. Po latach nieobecności wracają do Ligi Mistrzów. Ponadto miniony sezon rozpala apetyty kibiców. Liderem ofensywy po odejściu Suareza zostaje namaszczony Daniel Sturridge. Anglik łapie jednak kolejne kontuzje, co jest wielkim ciosem dla zespołu. Co więcej, duża liczba nowych graczy w kadrze powoduje brak zgrania w zespole. To rzutuje na wyniki.

Liverpool nie potrafi awansować ze słabej grupy Ligi Mistrzów. Lepszy od „The Reds” okazują się Real Madryt i szwajcarskie Basel. Dla Liverpoolu to kompromitacja. Jednak prawdziwym ciosem jest styczniowa deklaracja Stevena Gerrarda, że nie przedłuży wygasającej po sezonie umowy. Jednym z powodów jest brak możliwości zagrania na Santiago Bernabeu przeciwko Realowi. Rodgers w tym spotkaniu wystawia rezerwowy skład, dając odpocząć podstawowym graczom. Logika Anglika jest prosta – skoro nie może grać w takich spotkaniach, nie chce odgrywać drugoplanowej roli i woli odejść.

Skysports.com

Słabe wyniki w lidze, ośmieszenie klubu na europejskiej arenie i pycha na konferencjach prasowych – kibice z tygodnia na tydzień coraz głośniej domagają się zwolnienia Irlandczyka z Północy. Problemu nie widzi Rodgers.

Myślę, że nie ma lepszego kandydata na to stanowisko (menedżera Liverpoolu – dop. red.) niż ja. Taka jest prawda. Trzy miesiące temu nazwano mnie taktycznym geniuszem. Teraz przegraliśmy kilka meczów i już nie jestem taki dobry. Ale taki jest futbol – stwierdza szkoleniowiec tuż przed kompromitacją, wyjazdowym blamażem ze Stoke City zakończonym wynikiem 6:1.

Liverpool zajmuje na koniec sezonu 2014/2015 jedynie 6. lokatę i nie kwalifikuje się do następnej edycji Ligi Mistrzów. Rodgers staje się ponadto pierwszym menedżerem w historii klubu, który w ciągu pierwszych trzech lat piastowania funkcji nie zdobywa żadnego trofeum. Ku zaskoczeniu wszystkich, lecz nie Irlandczyka z Północy, szkoleniowiec zachowuje posadę.

Z klubu odchodzi kolejna podpora zespołu – Raheem Sterling. Rodgers natomiast dostaje kolejną szansę i kontrolę nad wzmocnieniami zespołu. Sprowadza przede wszystkim graczy z Premier League: Christiana Benteke, Danny’ego Ingsa, Jamesa Milnera i Nathaniela Clyne’a. Za sprawą komitetu klub z Anfield Road wzmacnia także Roberto Firmino. Transfer Brazylijczyka odbija się w świecie szerokim echem. Kibice w osobie Firmino widzą nową podporę ofensywy, marginalizując pozostałe wzmocnienia. Sympatykom „The Reds” imponują przede wszystkim niesamowite zdolności techniczne zawodnika.

To nie przeszkadza Rodgersowi ustawiać Brazylijczyka po prawej stronie ofensywy, gdzie zawodnik ewidentnie traci swoje atuty. Na środku gra zawodnik wskazany przez szkoleniowca Liverpoolu – Christian Benteke. Belg nie potrafi się jednak odnaleźć w stylu preferowanym przez Irlandczyka z Północy. Media i kibice prześmiewczo wypominają, że były gracz Aston Villi to ten sam typ napastnika co Andy Carroll, czyli zawodnik, którego Rodgers z miejsca odrzucił. Atmosfera wokół szkoleniowca jest coraz gorsza. W Rodgersa nie wierzą już kibice i domagają się odejścia menedżera. Nie wierzą w Rodgersa także zawodnicy „The Reds”, a co najważniejsze, zarząd klubu.

Klopp zbawca The Kop

Po zwolnieniu Irlandczyka z Północy w październiku 2015 roku amerykańscy właściciele rozważają tylko dwie kandydatury – Carlo Ancelottiego oraz Jürgena Kloppa. Wybór pada na niemieckiego szkoleniowca, który słynie z dobrej współpracy z dyrektorami sportowymi oraz  z rozwoju młodych graczy. Kibice entuzjastycznie witają Kloppa w Liverpoolu, uznając zakontraktowanie byłego trenera Borussii Dortmund za krok milowy w drodze powrotnej na szczyt. Każda wypowiedź Niemca wlewa morze nadziei w serca sympatyków „The Reds”.

Podjąłem pracę w Liverpoolu nie dlatego, że Liverpool się do mnie zgłosił, lecz dlatego, że wierzę w ten zespół i w jego potencjał. Musimy przestać wątpić, a zacząć wierzyć – mówi Klopp na pierwszej konferencji prasowej. Nie rzuca słów na wiatr.

Zamiast rewolucji kadrowej w styczniowym oknie transferowym Klopp wypożycza tylko Stevena Caulkera oraz kupuje Marko Grujicia. 19-letni Serb w ramach umowy do końca sezonu gra jednak w macierzystym klubie – Crvenie Zveździe Belgrad. Klopp stawia na graczy, których zastaje w Liverpoolu.

Zawodnicy „The Reds” szybko przyswajają gegenpressing – styl gry preferowany przez Niemca, polegający na intensywnym pressingu oraz jak najszybszym przejściu z obrony do ataku. Poligonem doświadczalnym są rozgrywki ligowe, co rzutuje na małą liczbę zdobytych punktów. Zupełnie inaczej jest w pozostałych rozgrywkach. W Pucharze Ligi „The Reds” przegrywają w finale z Manchesterem City dopiero po serii rzutów karnych. Jednak prawdziwą wisienką na torcie dla kibiców Liverpoolu są rozgrywki Ligi Europy. Na kontynencie podopieczni Kloppa spisują się fantastycznie. W pokonanym boju pozostawiają m.in. Manchester United, Borussię Dortmund oraz Villarreal. „The Reds” przegrywają co prawda w finale z Sevillą, jednak powrót magicznych europejskich nocy na Anfield Road jest optymistycznym prognostykiem. W pamięć kibiców szczególnie zapada rewanżowe starcie z BvB.

Mimo wszystko porażka z Sevillą komplikuje plany Kloppa. Brak kwalifikacji do Ligi Mistrzów jest potężną przeszkodą w pozyskiwaniu klasowych graczy. Ekipie z Anfield Road odmawia w ostatniej chwili Mario Götze, choć kontrakt jest praktycznie gotowy do podpisania. Liverpool udaje się jednak wzmocnić kilkoma ciekawymi graczami. Barwy „The Reds” przybierają m.in. Sadio Mane, Loris Karius, Joel Matip oraz Georginio Wijnaldum. Klopp zaczyna budować kręgosłup zespołu.

Przed rozpoczęciem sezonu 2016/2017 wzmocnieniu ulega także sztab szkoleniowy. Nowym współpracownikiem menedżera Liverpoolu zostaje Andreas Kornmayer – specjalista od przygotowania fizycznego. Podczas przedsezonowego tournee w Stanach Zjednoczonych „The Reds” wchodzą na wyższy poziom gegenpressingu.

Początek sezonu pokazuje pozytywne zmiany. Mane z Matipem szybko wkomponowują się w zespół. Coraz ważniejszą rolę w drużynie odgrywa ustawiany na szpicy Roberto Firmino. Liverpool gra tak, jak chce Klopp. Szybko, skutecznie i agresywnie w odbiorze. Do czasu. W listopadzie widać pierwsze oznaki zmęczenia praktycznie po całym zespole. Kolejne miesiące to wymęczone zwycięstwa, ale już w styczniu nadchodzi kryzys. W ciągu zaledwie tygodnia Liverpool odpada z obu krajowych pucharów, a miejsce w czołowej czwórce jest poważnie zagrożone. Ostatecznie kryzys udaje się zażegnać, a „The Reds” w ostatniej kolejce zapewniają sobie grę w eliminacjach do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów, czyli wypełniają plan minimum.

Latem jednym z głównych celów Kloppa jest znalezienie ostatniego elementu, dzięki czemu ofensywa Liverpoolu będzie kompletna. Do Mane i Firmino Niemiec chce dołączyć gracza szybkiego, kreatywnego i skutecznego. Nazwiskiem na czele listy Kloppa jest Julian Brandt. Zawodnik Bayeru Leverkusen domaga się jednak zapewnienia o grze w podstawowym składzie, czego odmawia menedżer Liverpoolu. Kolejnym celem staje się Julian Draxler. Jednak pół roku po transferze do PSG pozyskanie Niemca jest niemożliwe. Liverpool sięga po trzecią opcję – Mohameda Salaha z AS Roma.

Kibice „The Reds” są sceptycznie nastawieni do pozyskania Egipcjanina, pamiętają o nielicznych występach zawodnika w barwach Chelsea. Jednak już pierwsze mecze towarzyskie pokazują, że Salah jest znaczącym wzmocnieniem. Wszystko układa się po myśli Kloppa, jednak dzień przed rozpoczęciem sezonu następuje diametralny zwrot – Philippe Coutinho składa prośbę o transfer. Brazylijczyk chce wymusić odejście do Barcelony i zgłasza „kontuzję” pleców.

To potrząsa zespołem i rzutuje na słaby start Liverpoolu w lidze. Co więcej, „The Reds” już we wrześniu odpadają z rozgrywek Pucharu Ligi, choć już z Coutinho w składzie. Jednak z tygodnia na tydzień Liverpool odbudowuje swoją pozycję w lidze, by po wyjazdowym zwycięstwie w piętnastej kolejce nad Brighton 5:1 zakotwiczyć na 4. miejscu. Gdy sytuacja „The Reds” w ligowej tabeli się stabilizuje, wielkimi krokami zbliża się zimowe okno transferowe.

Cztery dni przed otwarciem Liverpool oficjalnie informuje o zakupieniu Virgila van Dijka – jednego z najlepszych środkowych obrońców ligi. Euforia z faktu pozyskania Holendra mija po kilku dniach, bo powraca temat transferu Coutinho do Barcelony. Tym razem transakcja dochodzi do skutku. Brazylijczyk staje się już zimą graczem „Blaugrany”. Media rozpoczynają giełdę z nazwiskami następców Coutinho. Klopp szokuje środowisko piłkarskie i decyduje, że w tym oknie nikt.

Staje się rzecz nieprawdopodobna. Po stracie najlepszego gracza paradoksalnie Liverpool zaczyna grać lepiej. Odpowiedzialność za konstrukcję akcji spoczywa na całym zespole, co zwiększa efekt zaskoczenia. Niebezpieczeństwo na przeciwnika czeka z każdej strony. Świetnie zaczyna współpracować ofensywne trio Mane – Firmino – Salah. To wszystko sprawia, że Liverpool bez problemu pokonuje fazę grupową Ligi Mistrzów, a następnie w 1/8 FC Porto. W ćwierćfinale „The Reds” mierzą się z Manchesterem City.

Na Anfield Road Liverpool pewnie wygrywa z „The Citizens”3:0. Sześć dni później na Etihad Stadium podopieczni Kloppa również zwyciężają, tym razem 2:1. Liverpool jest w półfinale. Pierwszy raz od dziesięciu lat i dwóch dni. Dekada chudych lat oficjalnie dobiega końca. Liverpool znów jest w ścisłej europejskiej czołówce.

Historia upadku Liverpoolu powinna być przestrogą i cenną lekcją dla innych klubów. Eksperymenty z kolejnymi szkoleniowcami, brak kontynuacji pracy poprzednika, rewolucje w kadrze zespołu, a przede wszystkim brak pomysłu, na jakiej zasadzie ma działać klub, nie zaprowadzą do sukcesów. Wiedzą to już na Anfield Road. Dziesięć lat nauki spowodowało, że ta lekcja zostanie zapamiętana na długi czas.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze