Historia Euro – część 3


Po wspaniałym występie Francji na mistrzostwach Europy kolejne reprezentacje kreowały nowe legendy. Na futbolowej mapie Starego Kontynentu pojawiały się też następne kraje. Piłka nożna stała się zaborcza, chciała docierać jeszcze dalej i oferować coraz więcej. Jej ekspansja była nie do zatrzymania.


Udostępnij na Udostępnij na

Poprzednia część artykułu dostępna pod tym linkiem: Historia Euro – część 2

Statek z szyldem „mistrzostwa Europy” płynął dalej. Im dalsze przemierzał wody, tym większą zyskiwał sławę. Co cztery lata z jeszcze większą dumą pokazywał swoje oblicze w innych portach. Z nowymi gośćmi na pokładzie, którzy pracowali na jego reputację, nie było trudno zdobyć zarówno sportowy, jak i marketingowy szczyt. W latach 1988-1996 Euro stało się medialnym kolosem, oglądanym przez miliony widzów nie tylko na Starym Kontynencie, ale też na całym świecie. Stało się marzeniem kibica, który chciał brać udział w tym piłkarskim święcie i poczuć od środka tę niesamowitą atmosferę. Mistrzostwa Europy przeistoczyły się w maszynę hurtowo produkującą pozytywne emocje.

Reprezentanci Danii po strzeleniu drugiej bramki w meczu z Niemcami
Reprezentanci Danii po strzeleniu drugiej bramki w meczu z Niemcami (fot. dvdsport.com.ua)

W 1988 roku statek zakotwiczył w Niemczech. O miejsce na pokładzie walczyły 32 drużyny. Szczególnie udanie zaprezentowali się Anglicy, którzy stracili tylko jeden punkt w grupie kwalifikacyjnej. Gary Lineker i spółka rozgrywali mecze, w których dosłownie dewastowali rywali, najbardziej odczuła to Turcja, która wróciła z Londynu z bagażem ośmiu bramek. Świetnie grała również Holandia, która trafiła do jednej grupy z Polską. „Oranje” również postanowili sobie urządzić festiwal strzelecki, a ich ofiarą padła drużyna Cypru. Wynik 8:0 został jednak unieważniony, gdyż cypryjski golkiper został trafiony butelką w głowę. Powtórzony mecz zakończył się wynikiem 4:0. Ci sami Cypryjczycy, dostający lanie od kogo popadnie, sprawili psikusa „Biało-czerwonym”. Polacy, choć wyszli z niezwykle ofensywnym nastawieniem, zremisowali bezbramkowo z outsiderem. Ten wynik mówi wszystko o kolejnych nieudanych dla Polski eliminacjach mistrzostw Europy. Kryzys przezwyciężył też Związek Radziecki. Ekipa Walerija Łobanowskiego okazała się najlepsza w zmaganiach grupy trzeciej i po kilku gorszych latach znów znalazła się wśród najlepszych w Europie, wyrzucając za burtę obrońców tytułu – Francuzów. Do rundy finałowej przeszły też Hiszpania, Włochy, Dania i Irlandia, stawkę uzupełnił gospodarz – RFN.

W rundzie finałowej swoją dominację potwierdzili gospodarze. Mistrzowie Europy z lat 1972 i 1980 z łatwością poradzili sobie z Danią i Hiszpanią, tracąc punkt jedynie w remisowym starciu z Włochami. Lepszy bilans bramkowy pozwolił drużynie Franza Beckenbauera, w której prym wiedli Juergen Klinsmann, Rudi Voeller, Lothar Matthaeus czy Andreas Brehme, awansować z pierwszego miejsca. W grupie B było znacznie bardziej dramatycznie. Zaczęło się od sensacyjnej porażki Anglii z Irlandią 0:1. Potem byliśmy świadkami skromnego zwycięstwa 1:0 Związku Radzieckiego nad Holandią, w ten sposób dwa najlepsze zespoły z rundy kwalifikacyjnej musiały się zmierzyć w potyczce o być albo nie być. Anglicy rozegrali niezłe spotkanie, ale „Pomarańczowi” mieli w swoich szeregach van Bastena, który popisał się hat-trickiem. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 3:1. Holendrzy poradzili sobie również z Irlandią, która zremisowała wcześniej z ZSRR, i zagwarantowali sobie tym samym awans z drugiego miejsca w grupie. Faworytami półfinałów byli zwycięzcy grup, a szczególnie na awans liczyli gospodarze. Pojedynek RFN – Holandia przeszedł do historii Euro. Gole padały dopiero po przerwie, zarówno reprezentacja RFN-u (Lothar Matthaeus), jak i Holandii (Ronald Koeman) wykorzystały szansę z rzutów karnych. O losach awansu przesądziła 88. minuta. Marco van Basten został uruchomiony przez Jana Woutersa prostopadłym podaniem, pozornie za mocnym, jednak as Milanu rozpaczliwym wślizgiem sięgnął futbolówkę i skierował ją do siatki obok zdezorientowanego Immela. Holandia w finale! Niemcy w rozpaczy. W drugim meczu radziecka maszyna nadspodziewanie łatwo poradziła sobie z Włochami, rozpracowując „Azzurrich” w ciągu dwóch minut (gole Litowczenki w 60. i Protasowa w 62. minucie). W finale nadarzyła się więc Holendrom okazja do rewanżu za mecz w fazie grupowej, a dla naszych wschodnich sąsiadów do potwierdzenia swojej wyższości nad „Pomarańczowymi”.

W finale w roli faworyta występował ZSRR. Zespół Walerija miał wielki atut, którym było doskonałe zgranie. Wystarczy powiedzieć, że w finale zagrało siedmiu zawodników z Dynama Kijów (ósmy wszedł z ławki). Holendrzy mieli jednak w swoich szeregach wielką trójkę: Ruuda Gullita i Marco van Bastena (wówczas piłkarze Milanu) oraz Franka Rijkaarda (wtedy jeszcze Saragossa, ale już za chwilę dołączy do kolegów w Milanie). To właśnie Gullit napoczął radziecką maszynę w 33. minucie. W drugiej połowie swoją piątą bramkę w turnieju zanotował van Basten, ustalając wynik spotkania. Ale o tym golu nie wystarczy powiedzieć, że padł. Akcję zainicjował Arnold Muhren, który posłał długiego loba w kierunku van Bastena. Ten znajdował się w niezwykle trudnej sytuacji, ale zdecydował się na strzał z powietrza z wyjątkowo ostrego kąta. Bomba „Marco Unico” powędrowała dość niezwykłą trajektorią tuż pod poprzeczkę bramki ZSRR, bezradny Dasajew był w szoku. Podopieczni trenera Łobanowskiego mieli jeszcze okazję do zdobycia gola kontaktowego, lecz van Breukelen obronił rzut karny wykonywany przez Biełanowa. Holandia – dwukrotny wicemistrz świata – w końcu sięgnęła po trofeum na arenie międzynarodowej.

25.06.1988 Monachium HOLANDIA – ZSRR 2:0 (1:0)
Gullit 33’, van Basten 54’
HOLANDIA: van Breukelen – van Aerle, R.Koeman, Rijkaard, van Tiggelen – Wouters, Gullit, Muhren, E.Koeman – Vanenburg, van Basten
ZSRR: Dasajew – Demianienko, Chidjatulin, Alejnikow, Rac – Litowczenko, Zawarow, Michajliczenko, Gocmanow (68’ Bałtacza) – Protasow (71’ Pasulko), Biełanow

„Pomarańczowi” w świetnym stylu przebrnęli też przez kwalifikacje do kolejnych mistrzostw Europy, które miały się odbywać w Szwecji. Co prawda Holendrzy zostali poskromieni w bezpośrednim starciu z Portugalią, lecz ostatecznie okazali się najlepsi w grupie czwartej, gromiąc po drodze m.in. Maltę 8:0 (pięć bramek van Bastena). Prawdziwy show dali jednak Francuzi. „Trójkolorowi” wygrali w swojej grupie absolutnie wszystko, Jean-Pierre Papin i Eric Cantona błyszczeli blaskiem prawie tak jasnym jak osiem lat wcześniej Michel Platini. A łatwego zadania nie mieli, bo w grupie oprócz Islandii i Albanii grała też Hiszpania i Czechosłowacja. Swoją siłę potwierdził też ZSRR, który w finałach będzie już występował jako Wspólnota Niepodległych Państw. Tradycyjnie rundę kwalifikacyjną niemal bez zająknięcia przeszli Niemcy (po raz pierwszy wystąpiła zjednoczona drużyna Niemiec). Rewelacyjnie spisywali się również Jugosłowianie. „Plavi” zanotowali tylko jedną wpadkę, na własnym boisku z Danią, poza tym wygrali wszystko, stając się jednym z faworytów Euro. Jednak wojna domowa zadecydowała, że Jugosławia nie pojechała na mistrzostwa Europy, ustępując miejsca drugiej w fazie grupowej Danii. A Polska? W niezwykle trudnej grupie z Anglią, Irlandią i Turcją spisała się nie najgorzej, ale o wszystkim przesądziła porażka z ekipą Albionu. Europejska elita wciąż była poza naszym zasięgiem.

Grupa A finałów mistrzostw Europy 1992 była niezwykle dziwna. Z czwórki Francja, Anglia, Szwecja, Dania do kolejnej fazy awansowała ostatnia dwójka, wyrzucając za burtę dwójkę faworytów. Szczególnie pamiętne były występy Duńczyków, o których szerzej piszemy pod tym linkiem: FJW: Duński dynamit. Ton w grupie B nadawała Holandia, która po raz kolejny upokorzyła Niemców, pokonując ich w stosunku 3:1. Z dwójką Bergkamp – van Basten zespół „Oranje” miał prawo uważać się za kandydata numer jeden do sięgnięcia po końcowe trofeum, ale zawodnicy zupełnie się nie spodziewali, że w półfinale Dania da z siebie trzy razy więcej, niż do tej pory była w stanie, i brutalnie przerwie pomarańczowy sen o obronie tytułu. Ze snu przebudzona została także Szwecja, która po dobrych występach w fazie grupowej musiała uznać wyższość Niemców w półfinale.

Wszystko wskazywało na to, że mistrzem Europy zostaną Niemcy. Jednak Dania, która nie miała grać w Euro, skoro już doszła do finału, to postanowiła postawić w nim wszystko na jedną kartę. Przewaga była po stronie faworytów, ale już po 18 minutach wynik brzmiał 1:0 dla Danii po trafieniu Johna Jensena. Na 12 minut przed końcem spotkania szał radości wśród duńskich kibiców wywołał Kim Vilfort, który znalazł sposób na pokonanie Bodo Illgnera i zagwarantował swojej drużynie tytuł mistrza Europy.

26.06.1992 Goeteborg DANIA – NIEMCY 2:0 (0:0)
Jensen 18’, Vilfort 78’
DANIA: Schmeichel – Piechnik, L.Olsen, K.Nielsen – Sivebaek (66. Christiansen), Vilfort, J.Jensen, B.Laudrup, Christofte, H.Larsen – Povlsen
NIEMCY: Illgner – Buchwald, Helmer, Kohler – Reuter, Hassler, Sammer (46’ Doll), Effenberg (81’ Thom), Brehme – Klinsmann, Riedle

Finały mistrzostw Europy w 1996 roku zapowiadały się wyjątkowo ekscytująco. Po raz pierwszy miały one się odbywać w Anglii, której reprezentacja automatycznie stała się głównym faworytem turnieju. Przebieg eliminacji kazał stawiać w tej roli również Hiszpanów, którzy wyprzedzili m.in. broniących tytułu Duńczyków (ostatecznie Dania awansowała z drugiego miejsca). Klasę pokazali też Czesi, Chorwaci, Portugalczycy, (tradycyjnie) Niemcy oraz Rosja. Ten ostatni zespół nie zaznał smaku porażki w fazie kwalifikacyjnej, zdobył 34 gole, tracąc ledwie pięć. Warto zauważyć, że pierwszy awans w historii wywalczyły drużyny Turcji i Szwajcarii. Debiutantami w finałach Euro były też Chorwacja i Bułgaria. Niewiele brakowało, by w przedbiegach odpadła reprezentacji Holandii, która ustąpiła pola Czechom i zgromadziła zbyt mało punktów, by awansować z drugiego miejsca. Podobny los spotkał Irlandię – i to właśnie te dwa zespoły rozegrały baraż o ostatnie wolne miejsce w turnieju. Sprawę rozwiązał Kluivert, jego dwie bramki dały Holendrom przepustkę na turniej w Anglii. Polacy również nie zachwycili. Pod wodzą trenera Henryka Apostela zdarzały się co prawda wspaniałe mecze i pamiętne chwile, jak na przykład 5:0 ze Słowacją czy 1:1 na St. Denis z Francją (bramkarz Polaków – Andrzej Woźniak – po świetnym występie zyskał przydomek „Książe Paryża”), lecz brzemienne w skutkach okazały się porażki z Izraelem i Słowacją. Na koniec zanotowaliśmy jeszcze kompromitujący remis z Azerbejdżanem.

W turnieju finałowym po raz pierwszy oglądaliśmy 16 drużyn. To oznaczało więcej ciekawych spotkań i więcej emocji. Grupę A zdominowała Anglia, wskazując miejsce w szeregu Holendrom (4:1) i Szkotom (2:0) oraz remisując ze Szwajcarią (1:1). Prym w ekipie Albionu wiódł Alan Shearer, który strzelił w tych spotkaniach cztery gole. W grupie B Francja wyprzedziła Hiszpanię, choć z dobrej strony pokazała się Bułgaria, mająca w swoich szeregach znakomitego Christo Stoiczkowa. Niemcy wygrali grupę C, wyprzedzając Czechów (w bezpośrednim starciu Niemcy wygrali 2:0 po golach Ziege i Moellera) oraz odprawiając z kwitkiem zawsze mocnych Włochów i dobrze dysponowanych Rosjan. W grupie D szalały Portugalia i Chorwacja, które pokazały nie tylko piękną, ale też skuteczną grę. W ćwierćfinałach było jeszcze goręcej. Atmosfera była tak napięta, że w meczach Anglii z Hiszpanią i Francji z Holandią nie padły żadne bramki i do rozstrzygnięcia potrzebne były rzuty karne (awansowały Francja i Anglia). Dopiero „jedenastka” Juergena Klinsmanna w starciu Niemiec z Chorwacją pokazała, że w tej fazie też mogą padać bramki. W tym meczu doczekaliśmy się jeszcze dwóch, jednej dla Niemców i jednej dla Chorwatów, przepustkę do kolejnej rundy wywalczył więc dwukrotny mistrz Europy. W ostatnim ćwierćfinale Czesi po fantastycznym lobie Poborsky’ego pokonali 1:0 Portugalczyków. O ile w 1/4  finału stawka mogła wiązać nogi piłkarzom, o tyle w półfinale niemal je odcinała. Czesi bezbramkowo zremisowali z Francją i o awansie naszych południowych sąsiadów zadecydowały karne. W meczu Anglii z Niemcami o paraliżu nie było mowy. Obie ekipy wzniosły się na poziom godny spotkania finałowego, każda drużyna dała z siebie wszystko, zmuszając rywali do tego samego. Szybkie gole wpłynęły na zwiększenie i tak ogromnych emocji, które towarzyszyły rywalizacji tych drużyn. Wspaniałych ofensywnych akcji było mnóstwo, równie dużo znakomitych interwencji mieli bramkarze i tak do 120. minuty. Aż żal się robiło, kiedy w serii rzutów karnych jedna drużyna musiała odpaść. Jednak wszyscy piłkarze wykonywali rzuty karne wręcz perfekcyjnie, dziesięć strzałów i dziesięć goli, jedenasty był Gareth Southgate… Po jego strzale cała Anglia zamilkła. Formalności dopełnił Andreas Moeller.

Niemcy w finale. Do tego już się zdążyliśmy przyzwyczaić. Tym razem naprzeciwko stanęli Czesi, czyli doszło do powtórki z 1976 roku. Wtedy nasi południowi sąsiedzi prowadzili już 2:0, lecz w końcówce dali sobie strzelić dwa gole. Czesi, wówczas jeszcze wspólnie ze Słowakami, lepiej wykonywali rzuty karne i sięgnęli po tytuł mistrza Europy. W 1996 roku również zaczęło się po ich myśli. Patrik Berger strzałem z jedenastego metra wyprowadził podopiecznych Dusana Uhrina na prowadzenie. Scenariusz sprzed 20 lat wydawał się powtarzać, kiedy na kwadrans przed końcem stan meczu wyrównał Bierhoff. Dogrywka trwała pięć minut. Oliver Bierhoff raz jeszcze przechytrzył Petra Koubę i marzenia Czechów o ostatecznym triumfie umarły w mgnieniu oka. Obowiązująca wówczas zasada złotego gola uniemożliwiła gonienie wyniku, więc to Niemcy – po raz trzeci – zostali mistrzami Europy.

30.06.1996 Londyn NIEMCY – CZECHY 2:1 (0:0, 1:1)
Bierhoff 74’, 95’ – Berger 59’ k
NIEMCY: Koepke – Strunz, Babbel, Sammer, Helmer – Eilts (46’ Bode), Scholl (70’ Bierhoff), Hasler, Ziege – Klinsmann, Kuntz
CZECHY: Kouba – Hornak, Kadlec, Suchoparek, Rada – Bejbl, Nedved, Poborsky (88’ Smicer), Nemec – Berger, Kuka

Najnowsze