W historii futbolu rzadko zdarzało się, żeby jeden zespół zdominował wszelkie możliwe rozgrywki. Zwycięstwo na arenie światowej rzadko szło w parze z triumfem na własnym kontynencie. Był jednak zespół, który dokonał wyjątkowo niezwykłej sztuki. Urugwaj jednocześnie cieszył się z tytułu mistrza olimpijskiego i Ameryki Południowej, dokładając jeszcze tytuł mistrza świata, choć wówczas w Ameryce Południowej dominowała już Argentyna.
Urugwaj w 1924 roku dał fantastyczny popis na igrzyskach olimpijskich. Już w pierwszej rundzie faworyzowani piłkarze z Jugosławii przecierali oczy ze zdumienia. Na siedem goli „Celestes” rywale nie potrafili odpowiedzieć ani jednym trafieniem. W kolejnej rundzie sposobu na zatrzymanie mistrzów Ameryki Południowej nie znalazła też ekipa USA, która została odprawiona z bagażem trzech goli. Nawet gospodarze – Francuzi – nie byli w stanie przeszkodzić w triumfalnym pochodzie „Urusów”. Wysokie zwycięstwo 5:1 po czterech golach Hectora Scarone musiało wzbudzić szacunek wśród kibiców. W półfinale Urugwaj dostał małej zadyszki, lecz udało się odnieść skromne zwycięstwo 2:1 z reprezentacją Holandii. W finale jednak nie było żadnych wątpliwości. Bramki Petrone, Cei i Romano zagwarantowały złoty medal dla Urugwaju i udowodniły, że futbol południowoamerykański może być lepszy niż europejski.

W tym samym roku mistrzowie olimpijscy potwierdzili swoją dominację i obronili tytuł najlepszej drużyny na swoim kontynencie. Za sprawą genialnego Pedro Petrone, który niemal w pojedynkę uporał się z ekipą Chile, i Andresa Mazaliego, który tylko raz podczas całego turnieju wyciągał piłkę z siatki, „Celestes” znów cieszyło się z ostatecznego triumfu. Jednak w sztuce bramkarskiej klasą sam dla siebie był argentyński golkiper, Americo Tesoriere. Broniący na co dzień bramki Boca Juniors zawodnik był niepokonany w całym turnieju. Co ciekawe, miało to miejsce już po raz drugi, gdyż wcześniej, w szczęśliwym dla „Albicelestes” 1921 roku, również nikt nie znalazł sposobu na pokonanie Argentyńczyka. W 1925 roku ten wyjątkowy golkiper jako kapitan swojej drużyny po raz drugi triumfował z Argentyną w Copa America, choć rangę tego sukcesu nieco zmniejsza nieobecność Urugwaju. Rok 1926 ponownie należał do mistrzów olimpijskich. Hector Scarone i Hector Castro niczym wytrawni drapieżnicy atakowali bramkę rywali i łącznie trafili do siatki 12 razy (Scarone trafił pięciokrotnie przeciwko debiutującej Boliwii, a Castro zaliczył cztery trafienia z Paragwajem). Takiej sile ofensywnej nikt nie potrafił się oprzeć, „Urusi” zwyciężyli we wszystkich czterech meczach, tracąc zaledwie dwa gole.
W kolejnej edycji Copa America, rozgrywanej po raz pierwszy na stadionach w Peru, Urugwajczycy musieli uznać wyższość Argentyny. Wówczas po raz pierwszy na mistrzostwach Ameryki Południowej zagrali Luis Monti i Raimundo Orsi, dwaj piłkarze, którzy kilka lat później zdobyli mistrzostwo świata w barwach reprezentacji Włoch. Urugwaj w tej edycji spisywał się doskonale, lecz w bezpośrednim starciu z „Albicelestes” zabrakło szczęścia. Samobójczy gol strzelony w 85. minucie przez Canavessiego zdecydował o zwycięstwie 3:2 Argentyńczyków. Następnie cały świat ekscytował się igrzyskami olimpijskimi w Amsterdamie, gdzie oprócz obrońców tytułu mistrzowskiego zjawiła się również ekipa mistrzów Ameryki Południowej (swój epizod zaliczyła też rreprezentacja Chile, która odpadła w rundzie wstępnej). W pierwszej rundzie gwiazdy z wschodniej strony La Platy zafundowały prawdziwy horror ekipie USA, zwyciężając 11:2, z kolei Urugwaj gładko rozprawił się z Holandią, strzelając dwie bramki i nie tracąc żadnej. W kolejnej fazie Argentyńczycy nie zatracili skuteczności i pokonali Belgów 6:3, natomiast „Celestes” pogrzebali marzenia Niemców, zwyciężając 4:1. Egipt nie był godnym rywalem dla Argentyńczyków w półfinale, zespół trenera Jose Lago Millana zaaplikował Afrykanom sześć goli, nie tracąc żadnego. Znacznie trudniejszą przeprawę mieli obrońcy tytułu. Reprezentacja Włoch dzielnie walczyła, ale ostatecznie uległa gwiazdom zza oceanu 2:3. Finał był absolutnie wyjątkowy. Futbolowa wojna o światową dominację pomiędzy dwoma najsilniejszymi zespołami z Ameryki Południowej przeniosła się do Europy. Mecz po dogrywce zakończył się remisem 1:1, potrzebny był więc dodatkowy pojedynek, żeby rozstrzygnąć losy olimpijskiego złota. W drugim meczu minimalnie lepszy okazał się Urugwaj i tacy piłkarze, jak Scarone, Andrade, Nasazzi czy Cea po raz drugi mogli się cieszyć z ostatecznego triumfu na arenie olimpijskiej.
Rok później do starcia pomiędzy dwoma najsilniejszymi drużynami świata doszło na arenie kontynentalnej i tym razem górą była Argentyna. Świetnie spisał się również Paragwaj, który w ostatecznym rozrachunku zdołał wyprzedzić wicemistrzów olimpijskich. Prawdziwym testem miały być jednak mistrzostwa świata w 1930 roku, które miały zostać rozegrane w Urugwaju, bo któż inny bardziej zasługiwał na organizację tego turnieju, jeśli nie dwukrotni mistrzowie olimpijscy. Zarówno Urugwajczycy, jak i Argentyńczycy szli jak burza przez turniej. Obie ekipy pewnie zwyciężyły w swoich grupach i zgodnie wygrały po 6:1 w półfinale. Finał rozegrany na legendarnym stadionie Centenario w Montevideo był szalenie emocjonujący. Urugwaj jako pierwszy strzelił gola, lecz to Argentyńczycy schodzili do szatni w lepszych nastrojach. Druga połowa należała jednak do „Urusów”, którzy za sprawą Cei, Iriarte i Castro zwyciężyli 4:2. W ten sposób ekipa „Celestes” skompletowała wszystkie możliwe triumfy w owym czasie, jednocześnie dzierżyła miano mistrzów olimpijskich i mistrzów świata, zdobywając również w ówczesnym dziesięcioleciu trzykrotnie tytuł najlepszej drużyny Ameryki Południowej. Urugwaj był pierwszą drużyną, która tak mocno zdominowała rozgrywki piłkarskie na świecie, zasługując na miano mitycznych bogów futbolu.
Na początku lat 30. Amerykę Południową dotknął potężny kryzys gospodarczy. Kolejna edycja Copa America odbyła się dopiero w 1935 roku, a zwycięzcą byli niezawodni Urugwajczycy (z legendarnych mistrzów olimpijskich i mistrzów świata grali już tylko Jose Nasazzi i Hernan Castro). Ten triumf był jednak zmierzchem futbolowych bogów, gdyż w kolejnych latach ekipa „Celestes” nie potrafiła nawiązać do wielkich sukcesów z lat 20. Urugwajczycy nie zdecydowali się nawet na udział w mistrzostwach świata w 1934 roku, lecz południowoamerykańskich akcentów we Włoszech nie zabrakło. Co prawda zarówno Argentyna, jak i Brazylia odpadły już w pierwszej fazie rozgrywek, lecz bez dwójki Latynosów w składzie, Montiego i Orsiego, tytuł mistrzowski dla gospodarzy nie byłby taki oczywisty. Włosi przejęli pałeczkę po Urugwaju w sztafecie mistrzów świata i przez kilka lat uchodzili za najlepszą reprezentację świata, lecz w Ameryce Południowej swoją potęgę budowali już Argentyńczycy. Triumf w Copa America w 1937 roku był dopiero preludium do późniejszych sukcesów. Mało kto wie, że Argentyńczycy mieli w latach 40. jedną z najsilniejszych drużyn być może nawet w całej historii futbolu.
Urugwaj nie mial sobie mocnych,wtedy grali tacy
piłkarze jak:Hector Scraone,Hector Castro ,Pedro Cea
,Jose Nasazzi,Pedro Petrone czy tez Jose Andrade.
Tak jak USA by zebrało swoich najlepszych
zawodników(w kosza), to by Hiszpanie, Turcy czy
Rosjanie nie mieli nic do powiedzenia.
VISCA EL BARCA
FORZA NERRAZZURI