Hannover 96, czyli powrót do elity z przytupem


Beniaminek Bundesligi zachwyca na początku sezonu

19 października 2017 Hannover 96, czyli powrót do elity z przytupem

Osiem kolejek, prawie 1/4 sezonu za nami. Hannover 96, typowany na jednego z najpoważniejszych kandydatów do spadku, zajmuje miejsce w środku tabeli. Miejsce przyjmowane przez sympatyków "Roten" z niedowierzaniem, ale i lekkim niedosytem, jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało. Podopieczni trenera Breitenreitera wrócili do ligi w wielkim stylu, nie siedząc cichutko, jak na beniaminka bez potężnego kapitału (Hoffenheim czy Leipzig) przystało, tylko rozpychając się łokciami. Metamorfoza Hannoveru zaczęła się już w drugiej lidze, ale dopiero teraz zespół naprawdę pokazuje, na co go stać. I choć w dalszym ciągu celem nadrzędnym jest tylko utrzymanie, to uważam, że miejsce poniżej dziesiątego będzie porażką.


Udostępnij na Udostępnij na

Żeby się podnieść, należy najpierw upaść

Trudno uwierzyć, że jeszcze półtora roku temu miasto, klub i kibice byli w minorowych nastrojach, niepewni przyszłości. Na spadek z Bundesligi zanosiło się długo, już od późnych czasów Slomki. Posadę na pięć kolejek przed końcem sezonu 14/15 przejął od Korkuta Frontzeck i choć zespół utrzymał się w dramatycznych okolicznościach w ostatnim meczu o być albo nie być z Freiburgiem, to więcej w tym było szczęścia niż rozumu. Nie dziwiło specjalnie, że po rundzie jesiennej Frontzeck musiał odejść. Choć strata do bezpiecznego miejsca wynosiła tylko punkt, to perspektyw nie było żadnych, nie przy nim. Eksperci zgodnie przyznawali, że pomimo utrzymania był to stracony czas, zwykła gra na przeczekanie, byle jeszcze jeden dzień w BL, byle następny.

O okresie Schaafa należy zapomnieć, trzy punkty w 11 meczach i to przeciwko innemu spadkowiczowi – VfB. Po klęsce 0:3 w derbach z Hamburgiem kierownictwo klubu nareszcie zaczęło myśleć długofalowo i postawiło na młodego Stendela, dla którego miał to być debiut w roli pierwszego trenera w seniorskiej piłce. Nie był to jednak człowiek anonimowy, od dawna jest związany z Hannoverem. Najpierw asystent w rezerwach, potem opiekun zespołów U-17 i U-19. Godnie dokończył sezon i zaczęła się drugoligowa przebudowa. Celem był awans już po roku, klubu nie było stać na generowanie strat przez dłuższą stagnację. Ewentualna błyskawiczna kampania zakończona sukcesem w dłuższej perspektywie mogła z kolei okazać się zbawienna, o czym później.

Druga liga

Po raz pierwszy od bardzo dawna można było być zadowolonym z okienka transferowego, choć dopiero po przyjściu Heldta, o którym również później, będzie można mówić, że nastała nowa jakość. Odeszli m.in. Zieler, Kiyotake, ale sprowadzenie Harnika za darmo, Bakalorza za darmo, Hübnera za zaledwie 0,5 mln euro czy Füllkruga to majstersztyk. Hannover miał wziąć ligę w cuglach, atmosfera po dwóch kolejkach była świetna, ale od meczu z Bochum coś zaczęło szwankować. Na koniec rundy jesiennej drugie miejsce. Wynik lepszy niż gra, defensywa nie była monolitem, coraz częściej popełniała podobne błędy co w niedawnej bundesligowej kampanii.

Cały czas Stendelowi sprzyjało jednak szczęście, podobne jak Frontzeckowi. Właściciel klubu Martin Kind był cierpliwy, ale doskonale widział, co się dzieje, i że ta drużyna nie przetrwa wyścigu z VfB, Eintrachtem i naciskającym Unionem z tyłu. Kluczem do zmiany, prawdopodobnie najważniejszej w ostatnich latach w Hannoverze, była klęska 0:2 w Karlsruhe i remis 0:0 z St. Pauli. Nie można już było ignorować ostrzeżeń, tylko reagować. Mimo iż pojawiało się wiele, nawet w polskich mediach, krytycznych opinii o stylu zwolnienia Stendela, to jednak czas pokazał, że była to najlepsza decyzja, jaką mógł w tamtym czasie podjąć Kind.

Era Breitenreitera

Andre Breitenreiter, człowiek związany z Hannoverem 96 i ogólnie całym regionem. Urodzony w podhanowerskim Langenhagen wychowanek „Roten” pierwsze szlify trenerskie zbierał w czwartoligowym Havelse, sensacyjnie awansował z biednym jak mysz kościelna Paderborn do Bundesligi i choć po roku z niej spadł, to jednak tego osiągnięcia nikt mu nie zabierze. Zwłaszcza że praktycznie do ostatnich kolejek miał realne szanse na utrzymanie, a po czterech pierwszych meczach sezonu nawet przewodził całej stawce. Następny przystanek w Gelsenkirchen był nieudany, wsiadł na zdecydowanie zbyt wysokiego konia, choć trzeba przyznać, że i tak „Königsblauen” prezentowali się o niebo lepiej niż później za Weinzierla.

Po pół roku bezrobocia zawitał do Hannoveru i z marszu wygrał kluczowy mecz z Unionem 2:0. Przede wszystkim zmienił ustawienie zespołu z preferowanego przez Stendela 4-2-3-1 na 4-4-2 z podwójną „szóstką” Bakalorzem i Schmiedebachem. O ile doppel 6 było wykorzystywane poprzednio, to Schmiedebach i tak był za głęboko cofnięty w stosunku do zmiany za Breitenreitera, a wariant z Füllkrugiem i Harnikiem jednocześnie na boisku od początku był dla nowicjusza science fiction. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Rozmowy motywacyjne, psycholog, zmiana koncepcji treningowej. Małe kroczki, ale rodziło się coś więcej niż tylko zaufanie na linii trener–zawodnicy. Coś, co ostatni raz można było zaobserwować podczas kampanii Hannoveru w sezonie 2010/2011, gdy zdobyli czwarte miejsce w BL. Atmosfera swoje, wyniki swoje.

Koszmarna wpadka z Aue i stracony gol w doliczonym czasie gry mogły kosztować awans. Na szczęście przyjaciele z Bielefeld zagrali najlepszy mecz od czasów epoki Wichniarka, gromiąc Braunschweig 6:0 i dając Hannoverowi awans na tacy. Nie muszę mówić, jaka feta była wtedy na HDI-Arena po każdym golu Arminii pokazywanym na telebimie. Awans wywalczony, ale to był dopiero początek pracy Breitenreitera. Najciekawsze miało przyjść wraz z powrotem do Bundesligi.

Horst Heldt

Krótko przed zmianą trenera w kwietniu dokonano drugiej ważnej roszady. Martina Badera, który łączył obowiązki dyrektora sportowego i menedżera, zastąpił Horst Heldt. Dołączył później do niego Martin Zuber. Powiedzieć, że to kolejny strzał w dziesiątkę, to nic nie powiedzieć. Heldt miał swoje do udowodnienia, rozstanie z Schalke stanowiło ujmę na jego ambicji, o czym wielokrotnie wspominał w wywiadach. O samej filozofii Heldta kiedy indziej, bo jest to temat na długi materiał.

Za jego sprawą w letniej przerwie sprowadzono błyskawicznie Ostrzolka, Schweglera, Korba i Essera jako zabezpieczenie dla ewentualnej kontuzji Tschaunera. Pomyślano również o przyszłości i akademii juniorskiej, której do tej pory nie przyglądano się z należną uwagą. Zatrudnienie Tarnata jako jej szefa i zakontraktowanie Ballera z BMG oraz Emghamesa z Bayernu to kolejny plus. Zwłaszcza Baller już za niedługo będzie ważnym ogniwem seniorskiej drużyny. Na następne transfery trzeba było czekać, ale Bebou z Fortuny niewiarygodnie wzmocnił zespół na skrzydle. Jonathas po debiucie z Schalke i zwycięskim golu narzekał na uraz. W końcu wrócił na mecz z Eintrachtem znowu jako joker.

Ale to nie koniec, Heldt jest po słowie z Ujahem, którego można doskonale pamiętać z jego występów w Werderze i Köln. Nie udało się go wyciągnąć już teraz mimo pomocy Schmadtke, ale po zakończeniu sezonu w Chinach Nigeryjczyk ma zasilić zespół Hannoveru. Heldt zatrzymał także ostatecznie w drużynie Karamana, o którego usilnie starało się kilka bundesligowych drużyn.

Martin Harnik Fussballgott

To, że Breitenreiter potrafi wyciągnąć z zawodników wszystko, co najlepsze, było już widać za czasów Paderborn, ale od początku sezonu 17/18 szkoleniowiec sprawia, że jego podopieczni grają na 200% możliwości. Niechciany w Hamburgu Ostrzolek jest motorem napędowym po lewej stronie. Z Sane zrobił najlepszego środkowego obrońcę w lidze. Miały na to wpływ regularne wizyty u psychologa, Salif znany był z gorącej głowy i temperamentu. Problemy zniknęły, jak ręką odjął. Decyzja, żeby postawić na Tschaunera w bramce, również okazała się trafiona. Znakomity bilans to także jego zasługa.

A jakie były opinie na Twitterze przed sezonem? Że Esser po dobrych występach w Darmstadt na pewno wygryzie Tschaunera z bramki. Nie będę pokazywał palcami, kto jako jeden z garstki nielicznych bronił Philippa i był pewny swego. Planów nie pokrzyżowała Andre nawet kontuzja Priba. Karaman wymiennie z Klausem z asekurującym Schweglerem perfekcyjnie zdają egzamin. Ale to nic, to, co stało się z Harnikiem, to już metamorfoza stulecia. I tutaj zasługa wędruje w pierwszej kolejności do Stendela. Od sezonu 11/12 nie przekroczył dziesięciu bramek (w sezonie 15/16 zaledwie dwie), po przyjściu do Hannoveru od razu zdobył 17, teraz po ośmiu spotkaniach ma na koncie pięć goli, a mógł mieć nawet więcej. Wystarczy dać mu grać i pokazać, że się w niego wierzy bez zastrzeżeń. Martin ma to do siebie, że potrafi zmieścić piłkę w niemożliwej, akrobatycznej sytuacji i jednocześnie zmarnować strzał na pustą bramkę z trzech metrów (vide z Gladbach). Dlatego tak bardzo utarł się już w Hannoverze slogan Martin Harnik Fussballgott.

Spitzenreiter

Sezon zaczęto dość niemrawo, mecz w Mainz długo nie układał się po myśli gości. To FSV stwarzało sytuacje, atakowało. Jedna z dwóch groźnych kontr 96 i gol. Nerwowa końcówka i jakże ważne trzy punkty od razu na inaugurację sezonu. Drugie spotkanie miało przynieść odpowiedź, na co naprawdę stać ten zespół. Pojedynek z Schalke był dodatkową motywacją zarówno dla trenera, jak i Heldta. Zastosowany pressing przez bite 90 minut to była najwspanialsza rzecz, jaką widziałem.

Niezmordowane siły wszystkich zawodników i ta determinacja, jakby od punktów w tym meczu zależała ich przyszła kariera. I to wejście Jonathasa jako jokera, i gol przy bodajże czwartym czy piątym dotknięciu piłki. Spotkanie w Wolfsburgu to cios za cios, obie drużyny chciały wygrać bez kalkulacji. W końcu derby i Hamburger SV, po zwycięstwie 2:0 Hannover po raz pierwszy od 1969 roku został liderem tabeli. Sen trwał dalej. Zmarnowany karny Freiburga w następnym meczu, liczne okazje SCF, a mimo to trzy punkty na wyciągnięcie ręki, gdyby nie błąd w kryciu Ostrzolka.

Stało się jasne, że Breitenreiter raz, że stworzył mocny zespół, ale i że szczęście stoi po jego stronie. Mecz z Köln z kolei, zakończony 0:0, to ogromny niedosyt, Bebou szalał na skrzydle, ale piłka nie chciała znaleźć drogi do siatki. Strasznie szkoda, że się nie udało, bo „Koziołki” będą spadkowiczem. Pierwsza przegrana dopiero w siódmej kolejce i to po karnym w doliczonym czasie gry w Gladbach. Jak napisał jeden z lokalnych dzienników, ”taka porażka to jak zwycięstwo”.

Po przerwie reprezentacyjnej i rozbudzonych już do granic możliwości oczekiwaniach Eintracht Frankfurt wylał kubeł zimnej wody na rozpalone głowy kibiców. Pierwsza bramka zawalona na własne życzenie, ale od razu beniaminek wziął się do roboty. Sane pięknie znalazł się przy rzucie rożnym i tylko potwierdził swoją najwyższą klasę w tym sezonie. Kilka późniejszych kontr gospodarzy mogło zakonczyć się bramkami. Gol Rebica w samej końcówce to efekt lekkiego braku krycia, ale przy tak perfekcyjnym strzale naprawdę trudno mieć pretensje. Druga porażka z rzędu, media zaczynają pisać o kryzysie. Bzdura. Zwykły pech, nic szczególnego.

Ausverkauft

Głód Bundesligi w Hannoverze był ogromny. Średnia widzów w bieżącym sezonie to ponad 47 tysięcy. Gdyby nie potężna ulewa podczas meczu z Köln, to byłoby 100% w pierwszych trzech domowych spotkaniach. Takich liczb dawno tu nie widziano. Zwiększyła się także, i to dość znacznie, liczba członków klubu. Teraz wynosi ona ponad 20 tysięcy, a nie jest to wcale takie tanie.

Perspektywy

Breitenreiter świetnie ustawił zespół, asekuracja w obronie stoi na bardzo wysokim poziomie. Oczywiście błędy indywidualne zdarzają się i będą się dalej zdarzać, to nie Bayern. Ważne, że trener nauczył swoich zawodników pewnych schematów, które zdają egzamin, i jako kolektyw Hannover wygląda bardzo dobrze. Gra z kontry to najpoważniejszy atut, jak również stałe fragmenty gry. Hannover płynnie przechodzi z 4-4-2 z doppel 6 na 4-3-3, a nawet 4-5-1, ale każdy następny mecz będzie trudniejszy i trudniej będzie zaskoczyć przeciwnika.

Gdzie widać braki? Atak, na to utyskuje Breitenreiter i nad tym będzie usilniej pracował na treningach, co już sam zdążył przyznać. Wielu wskazuje kalendarz na główną przyczynę takiej, a nie innej lokaty Hannoveru. Naturalnie jest w tym sporo racji, ale trzeba jednak wyjść na boisko i punkty wyszarpać. W Bundeslidze nikt za darmo ich nie oddaje – no chyba że jesteś Hamburgiem i grasz przeciwko Bayernowi. Do tego postawa Köln, Werderu (który sonduje Frontzecka – powodzenia haha) i tradycyjnie HSV daje dodatkowy ogromny komfort psychiczny zawodnikom.

Natomiast jednego można być pewnym – najgorsze chwile i ciemne chmury znad HDI-Arena odfrunęły i ponownie można zaśpiewać „Alte Liebe” bez obawy, a raczej z wiarą w kolejne pełne emocji i walki 90 minut. Hannover ma wszystko, żeby zapisać kolejną piękną kartę w swojej bundesligowej historii.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze