Nie było niespodzianki na legendarnej Maracanie, gdzie zmierzyły się ekipy Hiszpanii i Tahiti. Na pożarcie skazywani byli mistrzowie Oceanii, co było wręcz oczywiste. Tak też się stało, ponieważ Hiszpanie zaaplikowali rywalom aż dziesięć bramek. Cztery były autorstwa Fernando Torresa, trzy Davida Villi, dwie Davida Silvy i jedna Juana Maty. Reprezentacja Tahiti mimo wysokiej porażki dzielnie walczyła o choćby honorowe trafienie.
W tym meczu trudno było doszukiwać się innego scenariusza, jak pewne zwycięstwo Hiszpanów. Tahiti nie miało absolutnie nic do stracenia i mogło pokusić się o choćby kilka groźnych akcji.
Początek spotkania był bardzo spokojny. Żadna z drużyn nie rzuciła się na piłkę i w efekcie panowała atmosfera niczym z meczu towarzyskiego. Już w 5. minucie Fernando Torres wpadł w pole karne i z ostrego konta trafił do siatki. Po golu podopiecznych Vincenta del Bosque zarysowywała się przewaga Hiszpanii. Pięć minut po pierwszym golu mogło być 2:0, jednak tym razem Torres zmarnował dogodną okazję. Reprezentanci Tahiti dobrze sobie radzili i bez kompleksów walczyli o każdą piłkę. Po 25 minutach pierwszej połowy nic nie wskazywało na to, że mierzyły się drużyny zajmujące 1. i 138. miejsce w rankingu FIFA.
Mistrz Oceanii prezentował się całkiem przyzwoicie, tym bardziej, że jego rywalem była najlepsza drużyna na świecie. Piłkarze Tahiti próbowali przedzierać się przez formację defensywną Hiszpanii, jednak robili to indywidualnie. Mimo że wyglądało to całkiem efektownie, to jednak nie przynosiło oczekiwanego rezultatu. W 30. minucie Hiszpanie w końcu stworzyli sobie stuprocentową sytuację. Torres wyszedł na świetną pozycję, po której wydawało się, że musi paść gol. Nic bardziej mylnego. Fernando postanowił podawać, co było fatalnym rozwiązaniem. Minutę później nie pomylił się Silva, który otrzymał kapitalne podanie od Davida Villi.
Po niepowodzeniach Torresa w ostatnich minutach, tym razem zachował się jak należy. Świetnie poradził sobie z bramkarzem i wynik na tablicy to 3:0. Rozstrzelali się piłkarze „La Furja Roja”. Czwartego gola zdobył David Villa, który dostał podanie ze skrzydła i z dużym spokojem skierował piłkę do siatki. Pierwsze czterdzieści pięć minut mimo wyniku, który oczywiście był wysoki i mało zaskakujący, było bardzo ciekawe, głównie z uwagi na serce, jakie wkładali w grę piłkarze Tahiti. Hiszpanie mieli problemy przez pół godziny, ale później wszystko wróciło do normy.
Druga połowa rozpoczęła się akcją, po której padł piąty gol. Już w 48. minucie David Villa z pięciu metrów wpakował piłkę do siatki. Reprezentanci Hiszpanii robili już, co chcieli. Mistrzowie Oceanii opadli z sił. W 57. minucie Hiszpanie skonstruowali piękną akcję, po której Torres zaliczył swoje trzecie trafienie. Kilka chwil później bramkarz Tahiti nie złapał prostego strzału, dzięki czemu do piłki dopadł Villa i wbił ją do bramki. Dwie minuty później do listy strzelców goli dołączył Juan Mata, który uderzył celnie z kilkunastu metrów. Strzelaninę urządzili sobie piłkarze Hiszpanii i kompletnie nic nie mieli już do powiedzenia ich rywale.
W 78. minucie szansę na kolejną bramkę dostał Torres, tym razem z rzutu karnego. Uderzył jednak zbyt mocno i piłka jedynie musnęła poprzeczkę. Fernando podrażniony tym kiepskim strzałem jeszcze w tej samej minucie po wznowieniu gry zdążył wbić swego czwartego gola. Mimo tak ogromnej przewagi bramkowej Hiszpanów, piłkarze Tahiti nie przestawali walczyć. Na pewno nie można im było odmówić serca do walki, jednak umiejętności były już po stronie rywali. Na minutę przed końcem Silva dobił rywala i zaliczył dziesiątą bramkę dla Hiszpanii. Dwucyfrowym wynikiem zakończyło się zatem spotkanie drużyn z zupełnie innych piłkarskich światów. Na pochwałę za walkę do końca zasługują jednak mistrzowie Oceanii. Hiszpanie zademonstrowali zwyczajnie swoją siłę.
Dobrze, że La Furja Roha podeszła do meczu z
szacunkiem do rywala; fajny mecz choć nie da się
ukryć, że "trochę" jednostronny, ale i tak
ciekawszy od meczu Brazylia-Japonia, który wiał
nudą. Z takim nastawieniem reprezentacja Tahiti
mogła by śmiało powalczyć z kadrą Waldka i kto
wie może by wyszli z tego starcia zwycięsko, bo
zaangażowania i pomysłu na grę im nie brakuje
czego nie można powiedzieć o naszej reprezentacji
:)
Pierwsze co chciałbym napisać, to to, że Tahiti
bardzo mnie zaskoczyło. Zagrali niezły mecz
(szczególne plusy dla Vahirua'y, Chong Hue i
conajmniej dwóch Theau). Udowodnili, że nie są
byle jakim San Marino czy Andorą, tylko mistrzem
Oceanii. Co do samej Hiszpanii, nie zaskoczyli mnie.
Rozegrali mecz na dobrym poziomie, ale czy można
źle zagrać wygrywając 10-0? Po tym meczu jestem
pewien, że pozwalanie Torresowi na wykonywanie
karnych nie jest dobrym pomysłem na zwiększenie
skuteczności (podobnie przestrzelił w wygranym 3-1
meczu ze Steaua'ą). Najbardziej denerwowało mnie:
1.Wspominanie przez komentatorów plotek nt.
odejścia Maty wyciągniętych z katalońskich gazet
(a dokładniej tego, że Mourinho go nie chce).
2.Umniejszanie Tahiti do poziomu wcześniej
wspomnianego San Marino.
P.S.
Czy bramkarz Tahiti nie przypominał wam trochę z
wyglądu Maartena Stekelenburga?