Głowa do góry, Elias Andersson też umie w piłkę grać


Nie ma Sinkgravena, ale to nic straconego

30 czerwca 2023 Głowa do góry, Elias Andersson też umie w piłkę grać
Dariusz Skorupiński

Mówiło się, że do Poznania trafi Daley Sinkgraven, który reprezentuje jeszcze barwy Bayeru Leverkusen. Jak jednak wiemy, do tego transferu nie dojdzie. Z tego też powodu kibice nie są zadowoleni, bo chcieli mieć w swojej drużynie absolutnego kozaka, kogoś, kto nie miałby prawa się nie sprawdzić. Do klubu trafi jednak Elias Andersson. Z tego miejsca trzeba kibiców Lecha pocieszyć – Szwed również umie grać w piłkę.


Udostępnij na Udostępnij na

Jest już więcej niż pewne, że do Poznania trafi Ali Golizadeh, Irańczyk gotowy do gry będzie na przełomie sierpnia i września. Natomiast drugim transferem „Kolejorza” zostanie Elias Andersson. Jednak Szwed również nie zasili zespołu od razu. Stanie się to dopiero po prestiżowym meczu Djurgardens z Malmo, który zostanie rozegrany 18 lipca.

W artykule wypowiedział się Marek Wadas, ekspert od ligi szwedzkiej oraz prowadzący konto Szwedzka Piłka na Twitterze.

Kopiuj-wklej Rebocho?

Elias Andersson przychodzi do Lecha, aby zapełnić lukę, która powstała po odejściu Pedro Rebocho. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że do „Kolejorza” przeniesie się Daley Sinkgraven, ale wiemy już, że do tego transferu nie dojdzie. Według Sebastiana Staszewskiego Holender jest poza zasięgiem jakichkolwiek polskich klubów. Wróćmy już do zawodnika, który w Poznaniu będzie występować. Dużo mówi się w kontekście Anderssona o tym, iż jest to ofensywny boczny obrońca, a więc taki, jaki w Lechu jest pożądany. W „Dumie Wielkopolski” jednak mówiąc o ofensywnym bocznym obrońcy, myślimy o kimś, kto będzie schodził z piłką bardziej do środka i rozgrywał. Andersson jest jednak trochę innym piłkarzem. Ze względu na specyfikę gry Djurgardens heatmapa Szweda przypomina bardziej prostą linię aniżeli łuk. Wynika to z faktu, iż w tej ekipie kładzie się mocny nacisk na dośrodkowania. Boczni obrońcy z tego powodu, choć pracują na całej szerokości boiska, najczęściej znajdują się w pobliżu linii bocznej.

Nie jest jednak powiedziane, że Andersson nie odnajdzie się w takiej grze, jaką preferuje się w trzeciej drużynie PKO Ekstraklasy minionego sezonu. Powody, aby myśleć, że Szwed odnajdzie się w ekipie z Poznania, są, i to naprawdę mocne. W końcu 27-latek jako boczny obrońca gra w zasadzie półtora roku, wcześniej był środkowym pomocnikiem. Takie granie, jakie proponuje Lech, może więc mu odpowiadać, bo on zna tę pozycję. Możemy mieć jednak co do tego wątpliwości, o których będziemy pisać później, a które są związane z właściwie tym samym, o czym pisaliśmy przed chwilą. Szwed jest więc swego rodzaju zagadką i pewność co do tego, czy odnajdzie się w Lechu, będziemy mieli w zasadzie dopiero wtedy, gdy już zagra w trykocie „Kolejorza”.

– Jeśli już mówimy o samej charakterystyce zawodnika, to zaliczył dużą przemianę w 2022 roku. Wtedy trenerzy Djurgardens spróbowali go na lewej stronie obrony. Początkowo ta decyzja była średnio odbierana zarówno przez kibiców, jak i ekspertów. Koniec końców to jednak okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo bardzo dobrze przystosował się do pozycji, i teraz Lech go ściąga do siebie nie jako środkowego pomocnika, ale jako bocznego obrońcę. To ofensywnie usposobiony obrońca, co też wynika z tego, że większość kariery grał w środku pola i ofensywa nie była mu obca. Dużo dośrodkowuje, ale to też wynika z samej taktyki Djurgardens, która opiera się na zasypywaniu przeciwnika dośrodkowaniami, które w jego przypadku stoją na niezłym poziomie. W tamtym sezonie Elias Andersson zaliczył sześć asyst i zdobył dwie bramki, grając cały czas jako lewy obrońca – mówi dla iGola Marek Wadas.

Drugie życie po zmianie pozycji

Jak już wspomnieliśmy, Elias Andersson rozpoczął karierę jako środkowy pomocnik, tam jednak nie szło mu tak dobrze, jak by tego oczekiwano. W Djurgardens nie mógł przebić się do składu, wypożyczono go więc do Mjallby AIF, gdzie występował nawet w roli ofensywnego pomocnika. Wrócił pod koniec 2021 roku. Po powrocie wiosną 2022 roku grał jeszcze jako środkowy pomocnik, ale rozegrał już kilka spotkań jako boczny obrońca. Potem całą drugą część sezonu spędził, grając na boku obrony, co przełożyło się na kilka goli i asysty, ale przede wszystkim w końcu Andersson odnalazł swoje miejsce na placu gry.

– Trenerzy wspominali, że przed tym sezonem Eliasa czeka dużo pracy przede wszystkim w destrukcji. Gra defensywna w środku pola a gra defensywna na boku obrony, to są dwa zupełnie inne sporty. Cały czas widać u niego pewien progres, co prawda Djurgardens w tej rundzie nie gra jakoś rewelacyjnie i ja bym powiedział, że zawodzi. Natomiast ja, tak samo jak kibice, uważam, że był to jeden z najlepszych zawodników tej rundy. Bardzo duży postęp, cały czas się rozwija. Zmiana pozycji uratowała mu karierę – mówi Wadas.

– Zapowiedzi były huczne, bo Lech wspominał o jakimś kozaku, Sinkgraven rzeczywiście takim był, natomiast to była taka dosyć szokująca plotka transferowa, bo zawodnik może mierzyć w Eredivisie. Mnie może się wydawać, że to jest piłkarz na PKO Ekstraklasę. Dwumecz Lecha z Djurgardens trochę zaprzecza temu, co zaraz powiem, ale nie wydaje mi się, żeby któraś z tych lig była wyraźnie mocniejsza. Mimo wszystko poziomem są porównywalne. Dla przykładu Karlstrom nie miał tak udanego początku w Poznaniu, a potem stał się ulubieńcem kibiców. Natomiast czy Andersson to jest ten kozak, o którym mówili włodarze Lecha? Nie jestem pewien. Z drugiej strony nie chcę też wieszać już psów, bo piłkarz poczynił ogromny postęp na przestrzeni ostatniego półtora roku. Gdyby rozpatrywać go jako środkowego pomocnika, nigdy w życiu nie byłoby takiego tematu, a po zmianie pozycji rozkwitł, rozwija się cały czas. Jestem zdania, że sobie poradzi w PKO Ekstraklasie, chociaż ta pierwsza runda może być trudna. Należy pamiętać, że Elias Andersson jest cały czas pod grą, w Polsce rozgrywki jeszcze nie ruszyły, a Szwedzi mieli w zasadzie niecałe trzy tygodnie przerwy, więc będzie też łatwiej się oswoić, tym bardziej że jest też trójka innych Szwedów. Myślę, że jeśli Andersson będzie odgrywać podobną rolę jak Pedro Rebocho, to kibice Lecha nie powinni odczuć większej różnicy, a kto wie? Może będzie nawet lepiej – dodaje.

I w tym miejscu przechodzimy do wątpliwości, o których wspominaliśmy wcześniej. Elias Andersson grał jako lewy obrońca, ale nie w taki sposób, jak oczekuje się tego w Lechu. Trzymał się bocznej linii i raczej nie zapędzał się do środka pola. A w Poznaniu raczej będzie to robił. Niby fakt, że grał jako środkowy pomocnik, właściwie powinien mu w tym pomóc, a jednak ta gra w środku pola nie wychodziła mu tak dobrze jak na boku obrony. I w tym miejscu pojawia się pytanie: jak gra Lecha wpłynie na Anderssona? Bo odpowiedź na to pytanie jest niejednoznaczna. Z jednej strony powinno to wypalić, z drugiej możemy mieć obiekcje.

Sytuacja win-win

Rozczarowanie kibiców faktem, że do klubu przychodzi Elias Andersson, a nie Daley Sinkgraven, nie powinno być już takie duże, bo zgodnie z informacjami Sebastiana Staszewskiego, nie było nawet tematu Holendra w Lechu. To też jest jednym z czynników, dla których transfer Anderssona to sytuacja win-win. W końcu Lech pozyska piłkarza, który jest na papierze na odpowiednim poziomie i może sobie na niego pozwolić. Dodatkowo nie zapłaci dużo, a daje też zarobić Djurgardens, którym za pół roku wygasa umowa z zawodnikiem. Do tego Andersson zmienia klub na lepszy, jednocześnie pomoże jeszcze drużynie w następnych ważnych spotkaniach, na pewno zarobi więcej, a do „Kolejorza” przyjdzie, będąc w gazie. Do tego Djurgardens ściągnęło już sobie jego następcę.

– Jeżeli patrzymy na liczby, to jest tylko żółta kartka w 13 meczach, więc rzeczywiście pod tym kątem nie wygląda to dobrze. Strzelił dwa gole w Pucharze Szwecji. Nie martwiłbym się tym, bo on pomimo braku liczb jest w formie. Djurgardens słabo zaczęło sezon i teraz powoli się odbudowują. Z tego względu transfer 18 lipca, bo teraz rozgrywki wracają po 3-tygodniowej przerwie. Nie uważam, żeby mocno obniżył loty, jeśli zespół gra słabiej, to mimochodem piłkarze też grają gorzej. To jest odpowiedni moment na zmianę klubu, tym bardziej że z końcem roku kalendarzowego wygasa mu kontrakt, więc to była idealna okazja, żeby klub mógł zarobić, a zawodnik przejść do lepsze zespołu – kończy Wadas.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze