Gdzie są dziś młodzi królowie?


Rozgrywki Młodej Ekstraklasy trwają nieprzerwanie od sezonu 2007/2008. MESA w założeniu ma kształtować, kreować i dostarczać młodych zawodników do drużyn seniorskich. Czy tak właściwie jest? Czy piłkarze, którzy wiedli prym w swoich drużynach, zdobywając tytuły mistrzowskie czy tytuły króla strzelców ME, zdołali zrobić przeskok z piłki młodzieżowej do piłki seniorskiej i stanowią o sile drużyn seniorskich? Tekst ten przedstawi, jak potoczyły się losy najskuteczniejszych zawodników pięciu edycji rozgrywek Młodej Ekstraklasy.


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwszym historycznym królem strzelców Młodej Ekstraklasy był Marcin Wodecki. Pochodzący z Rybnika napastnik w pierwszej edycji ME w barwach Górnika strzelił 17 bramek. Wychowanek RKP Rybnik przybył do Zabrza w 2007 roku, kiedy to ówczesny klub Wodeckiego ROW Rybnik podpisał z Górnikiem umowę o współpracy. „Pszczółka” był jednym z pierwszych graczy, który na mocy tej umowy przeszedł do zabrzańskiej drużyny. W pierwszej drużynie „Górników” zadebiutował 8 marca 2008 roku w wygranym 3:0 meczu z Jagiellonią Białystok. W kolejnym sezonie ligowym Wodecki dołączył do pierwszej drużyny i w trakcie rundy jesiennej wystąpił w 11 spotkaniach, jednak tylko trzy rozpoczynał w pierwszym składzie. Nie strzelił też żadnej bramki, co dla napastnika jest kompromitującym wynikiem. Działacze Górnika Zabrze postanowili wypożyczyć 20-letniego wówczas piłkarza do zespołu Odry Wodzisław Śląski. W drużynie „Niebiesko-czerwonych” wystąpił w dziewięciu spotkaniach i strzelił jedną bramkę. Swojego premierowego gola w ekstraklasie zdobył w wygranym 2:1 meczu z Jagiellonią Białystok. Kolejną rundę również spędził w drużynie z Wodzisławia Śląskiego. W 17 ligowych występach strzelił trzy gole. Po rocznym pobycie w zespole z Wyżyny Śląskiej Wodecki powrócił do Górnika Zabrze, występującego wtedy na zapleczu ekstraklasy. „Górnicy” już po pierwszym sezonie banicji  zdołali wrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej, a „Pszczółka” rozegrał 11 meczów, strzelając dwie bramki. Kolejny sezon był dla Marcina Wodeckiego najlepszy w karierze. W rozgrywkach ligowych 2010/2011 wystąpił w 22 spotkaniach i czterokrotnie wpisywał się na listę strzelców. Górnik zajął dobrą szóstą pozycję w lidze, a gra Wodeckiego w dużym stopniu się do tego przyczyniła. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o pozytywne aspekty kariery Wodeckiego. Sezon 2011/2012 był raczej słaby w wykonaniu 24-letniego napastnika (16 spotkań, dwa gole), a statystyki z obecnego sezonu są wręcz przykre – 14 minut w zremisowanym meczu z Legią Warszawa 2:2. Jak twierdzi Grzegorz Ignatowski, redaktor prowadzący iGol.pl oraz oddany kibic zabrzańskiej drużyny, piłkarz „Górników” miał pecha: – Marcin Wodecki początkowo uchodził za duży talent. Pech chciał, że w Zabrzu nigdy nie był pierwszoplanową postacią, lepiej radził sobie choćby na wypożyczeniu w Odrze Wodzisław. Być może talent z Rybnika musi odejść z klubu przy ulicy Roosevelta, żeby pokazać pełnię swoich możliwości, a te są niemałe, bo przecież zdarzały się momenty, kiedy pokazywał dużą klasę nawet na szczeblu ekstraklasy.

Jakub Kaszuba spędził trzy lata w Cracovii
Jakub Kaszuba spędził trzy lata w Cracovii (fot. Rafał Rusek /iGol.pl)

Trzeba dodać, że w pierwszym sezonie rozgrywek ME drugi w  klasyfikacji najlepszych strzelców był Artur Sobiech.  W barwach młodzieżowej drużyny Ruchu Chorzów zdobył 16 bramek. W następnym sezonie został włączony już do pierwszego zespołu „Niebieskich”. W ciągu dwóch lat spędzonych w Chorzowie „Abdul” we wszystkich rozgrywkach zagrał 57 razy, strzelając 16 goli. Został również ogłoszony odkryciem ekstraklasy sezonu 2008/2009. Szczególnie dobry był sezon drugi, w którym Sobiech w lidze dziesięciokrotnie pokonywał bramkarzy rywali. Dobra postawa dwudziestolatka spowodowała, że właściciel Polonii Warszawa, Józef Wojciechowski, zdecydował się na wyłożenie niespełna czterech milionów złotych za sprowadzenie młodego napastnika. Sezon w Polonii był równie udany. W 23 meczach ligowych strzelił dziewięć bramek, czym zapracował sobie na kolejny transfer. Tym razem zgłosił się po niego reprezentant Bundesligi, Hannover 96. Niemcy wyłożyli za Sobiecha ponad milion euro i podarowali mu koszulkę z numerem dziewiątym. W Bundeslidze początek miał ciężki. W swoim debiucie z BVB już po czterech minutach gry zobaczył czerwoną kartkę. Pierwszy sezon zakończył na 16 występach i trzech bramkach (jednej w lidzie i dwóch w LE). Obecny sezon jest zdecydowanie lepszy. Sobiech wywalczył sobie miejsce w składzie, strzelił parę bramek i znacznie wzmocnił swoją pozycję w Hannoverze. Aczkolwiek ostatnimi czasy 22-latek zaciął się trochę i usiadł na ławce rezerwowych. Znając jednak charakter i ambicję młodego napastnika, wkrótce powróci do pierwszego składu. Sobiech jest również powoływany do reprezentacji prowadzonej prze Waldemara Fornalika. „Abdul” debiutował jeszcze za kadencji Franciszka Smudy w 2010 roku i był w 23 osobowej kadrze na Euro 2012. Na swoim koncie ma osiem występów i jedną strzeloną bramkę w seniorskiej reprezentacji Polski. O opinię na temat napastnika Hannoveru zapytaliśmy jednego z szefów ligi niemieckiej naszego serwisu, Artura Dylewskiego: – Sobiech przede wszystkim jest zawodnikiem pracowitym i ambitnym. Udowodnił to, nie odchodząc z Hannoveru, gdzie konkurencje ma ogromną. Schlaudraff, Ya Konan, Diouf i Abdellaoue to zawodnicy, którzy z powodzeniem mogliby zasilić większość klubów europejskich. „Ślimak” walki jednak się nie boi i coraz częściej wychodzi w pierwszym składzie. To typowy snajper, który potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Pokazał to chociażby w meczu z RPA, w którym doszedł do kilku sytuacji, które w normalnych warunkach wykorzystałby bez wahania. Zabrakło jednak nieco umiejętności technicznych, co na pewno jest wadą, tak jak brak szybkości i przeciętna technika. Jest jednak świetny w powietrzu, dobrze czuje się z obrońcą na plecach, a przede wszystkim nadal jest młody. To nadal przyszłość zarówno piłki klubowej, jak i reprezentacyjnej. Jeśli będzie w formie, to moim zdaniem powinien grać w reprezentacji zupełnie na szpicy, przed Lewandowskim. Jego umiejętności w zupełności go do tego predysponują. Jeśli będzie nadal tak ciężko pracował i rozwijał się, to za dwa, trzy sezony zgłoszą się po niego jeszcze lepsze kluby.

W drugiej edycji rozgrywek Młodej Ekstraklasy mistrzem został Ruch Chorzów, a koronę króla strzelców zdobył Kamil Biliński. Jak dotąd zdobył on największą ilość bramek w sezonie – 21. Dodatkowo Bilińskiemu przyznano nagrodę dla najlepszego zawodnika rozgrywek. Urodzony w 1988 roku piłkarz skalą talentu porównywalny był do Roberta Lewandowskiego. Niestety, na porównaniach się skończyło. Nie zdołał przebić się do składu Śląska Wrocław, więc postanowiono odesłać go na wypożyczenie do niższej ligi. Takim oto sposobem Biliński występował w takich klubach jak Znicz Pruszków, Górnik Polkowice czy Wisła Płock. Najlepiej wiodło mu się w Płocku, gdzie w 37 występach, strzelił 18 bramek. Po zakończeniu okresu wypożyczenia Biliński wrócił do Śląska, z którym nadal miał ważny kontrakt. Nie był on jednak przewidywany do regularnej gry. Były zapytania z innych klubów ekstraklasy, ale Śląsk nie chciał puścił zawodnika za przysłowiowe frytki. I wtedy to pojawiła się oferta z Żalgirisu Wilno. Działacze obu drużyn dogadali się, a Biliński podpisał półtoraroczny kontrakt. 24-letni napastnik w obecnym sezonie ma znakomite statystyki – 13 meczów i 10 goli – a Żalgiris ciągle walczy o tytuł mistrza. Jak sam twierdzi, wyjazd na Litwę był bardzo dobrym wyborem: –  Nie wyjechałem do Wilna z musu, bo na 100% znalazłbym sobie jakiś klub w Polsce, ale chodziło też o to, by podnosić swoje umiejętności. Nie żałuję tego kroku, bo rozegrałem dwa mecze w Lidze Europy, a teraz walczę o mistrzostwo kraju i jakby nie patrzeć, przeskok dla mnie był duży, bo wcześniej broniłem się przed spadkiem z 1. ligi, a teraz walczę o europejskie puchary. W Żalgirisie pokazuję, że potrafię grać w piłkę. Jak twierdzi redaktor prowadzący iGol.pl, Grzegorz Ignatowski, Bilińskiemu nie dano w Polsce prawdziwej szansy: – Kamil Biliński od początku przejawiał nieprzeciętny talent strzelecki. Jednak w Śląsku nie dawano mu zbyt wielu szans na występy. Wypożyczenia też mu niezbyt pomogły, dopiero w lidze litewskiej Biliński został właściwie wkomponowany w zespół i od razu okazało się, że jest to maszynka do strzelania bramek. Biliński będzie strzelał, jeśli się umie z niego korzystać.

Trzecim z kolei królem strzelców ME był Jakub Kaszuba. 24-latek pochodzący z Gdyni i tam też stawiający pierwsze piłkarskie kroki, w sezonie 2009/2010 w barwach Cracovii zdobył 13 goli i to zapewniło mu wygranie klasyfikacji najlepszych strzelców ME. W ciągu trzech lat spędzonych w Krakowie „Kasza” rozegrał tylko 22 ligowe spotkania, strzelając dwie bramki. Po przygodzie z Cracovią Kaszuba wrócił na Pomorze. Występował w Bałtyku Gdynia i Kaszubi Kościerzyna w niższych klasach rozgrywkowych. Na zrobienie większej kariery, niestety, się nie zapowiada.

Superduet Polonii – Wszołek i Teodorczyk
Superduet Polonii – Wszołek i Teodorczyk (fot. Rafał Rusek /iGol.pl)

Za to kolejny młody król strzelców ma wszelkie predyspozycje, aby zrobić dużą karierę piłkarską. Łukasz Teodorczyk, bo  nim tu mowa, w IV edycji rozgrywek ME zdobył najwięcej bramek (15) oraz został uznany za najlepszego jej piłkarza. Wychowanek Wkry Żuromin przeniósł się do Polonii Warszawa w 2010 roku. Po dobrym sezonie w ME dostał szansę w pierwszej drużynie „Czarnych Koszul”. 21-latek zadebiutował w ekstraklasie już wcześniej, 30 października 2010 roku w meczu z Jagiellonią, ale dopiero w obecnym sezonie jest wiodącą postacią stołecznej drużyny. Zanim jednak tak się stało, młody napastnik nabierał ekstraklasowego doświadczenia jako rezerwowy. W poprzednim sezonie w 11 spotkaniach strzelił trzy bramki. Obecnie wraz z Pawłem Wszołkiem stanowią znakomity duet. Napastnik rodem z Żuromina w ośmiu dotychczasowy kolejkach ligowych strzelił trzy bramki i zanotował trzy asysty. Jego przyjaciel z boiska zdążył już zadebiutować w barwach reprezentacji Polski, a nawet zagrać w meczu eliminacyjnym przeciwko Anglii. Teraz kolej na Teodorczyka. Selekcjoner Fornalik zapowiedział już, że napastnik Polonii może spodziewać się powołania na listopadowy mecz z Urugwajem. O opinię na temat napastnika „Czarnuch Koszul” poprosiliśmy byłego szefa polskiej ligi serwisu iGol.pl Łukasza Grabowskiego: – Teodorczyk jest jednym z nielicznych piłkarzy, którzy dobre występy w ME przełożyli na seniorską wersję rozgrywek. Chłopak potrafi prosto kopnąć piłkę dwa razy pod rząd, do tego sporo widzi i matu ulubione słówko ekspertówinstynkt strzelecki. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że on w Polonii świetnie współpracuje z Wszołkiem. Ciekaw jestem, jak wyglądałaby jego gra bez wsparcia reprezentanta Polski.

Ostatnim królem strzelców ME był również zawodnik Polonii Warszawa, Michał Grunt. Wychowanek Zagłębia Sosnowiec w 25 meczach strzelił 14 bramek. Po sezonie spędzonym w ME nie otrzymał jednak szansy w drużynie seniorów, więc postanowił wrócić do Sosnowca. Obecnie w rozgrywkach, w których występuję klub znad Brynicy, czyli w grupie zachodniej drugiej ligi, były król strzelców Młodej Ekstraklasy wystąpił w siedmiu meczach, nie wpisując się ani razu na listę strzelców.

Należy wspomnieć też o aktualnych rozgrywkach MESY. Po dwunastu rozegranych kolejkach najwięcej bramek na koncie ma zawodnik Pogoni Szczecin, Kamil Zieliński. 18-latek strzelił już dziewięć bramek. Wychowanek Sparty Gryfice niedawno podpisał zawodowy kontrakt z „Portowcami” i czeka na swoją szansę w pierwszej drużynie. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, ale mamy nadzieję, że młodzian pójdzie śladami Sobiecha czy Teodorczyka, a nie Wodeckiego i Kaszuby.

Komentarze
~kula124 (gość) - 12 lat temu

Myślę, że źle przedstawiliście Wodeckiego,
szczególnie równając jego sytuację z sytuacją
Kaszuby. Owszem, Marcin nie gra w I składzie, jednak
jest w silnym zespole z T-Mobile Ekstraklasy. Nie
wolno też zapominać, że nie gra od od dłuższego
czasu w ataku, a na boku pomocy, przez co zdobywanie
bramek ma znacznie utrudnione.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze