W poprzednim odcinku "Futbolatorium" zajmowaliśmy się problemem nadużywania alkoholu przez piłkarzy, wypadałoby więc skupić się również na drugim wielki nałogu. Palenie i futbol – jak to wygląda zdaniem naukowców?
Papieros. Kawałek papierka z filtrem wypełniony suszem tytoniowym. Co w nim jest takiego, że niemal co trzeci dorosły Europejczyk zaczyna i kończy nim dzień? Nikotyna, odpowie zapewne pod nosem większość z Was. Jak się jednak okazuje, osławiona substancja aktywna, dzięki której palenie łączy się z przyjemnością, najprawdopodobniej nie jest aż tak uzależniająca, jak się powszechnie uważa. Tłumaczyć by to mogło, dlaczego o wiele łatwej zrezygnować z e-papierosa niż z klasycznych wyrobów tytoniowych. W wyniku spalania tej całkiem ładnej rośliny powstaje bowiem, wraz z tysiącami innych substancji, pewien związek o działaniu antydepresyjnym – harmina. Jej pochodne stosowane są w leczeniu ciężkich zaburzeń psychicznych i bardzo szybko wywołują uzależnienie.
Jeszcze kilka dekad temu wizerunek piłkarza z papierosem czy cygarem był czymś zupełnie naturalnym i oczywistym. Sportowiec uprawiający tak męską dyscyplinę kojarzony być musiał z „męskimi” atrybutami. Sytuacja zaczęła zmieniać się wraz z postępującą profesjonalizacją. Skoro zarabiasz grube pieniądze i zdzierasz z właściciela klubu, przyjemności takie jak kopcenie zostaw sobie na czas po karierze. Nie trzeba było przecież nikogo przekonywać, jak bardzo negatywny wpływ na wydolność i formę sportową zawodnika ma osadzająca się w jego płucach smoła. W tej chwili przyłapany przez trenera czy fotoreportera piłkarz puszczający dymek z ust ma zwykle przechlapane.
W zeszłym tygodniu pisałem o badaniach Holendrów, którzy wykazali, że dziewięć procent piłkarzy niebezpiecznie nadużywa alkoholu. Co ciekawe, do palenia przyznało się znacznie mniej, bo zaledwie 4% badanych. Szwedzki team wykazał z kolei, że podobnie jak w przypadku alkoholu, w Skandynawii częściej palą piłkarki (22%) niż piłkarze (18%), choć badanie było przeprowadzone w nieco inny sposób (pytanie brzmiało: „Czy w czasie kariery kiedykolwiek paliłaś/paliłeś papierosy?”).
Wyniki pokazują bardzo pozytywny trend. W 1998 roku we Francji opublikowano wyniki dochodzenia grupy badawczej z jednego z najsłynniejszych tamtejszych szpitali, w której do nałogu tytoniowego przyznało się 36% ankietowanych piłkarzy Ligue 1 i Ligue 2. Świadomość więc wzrasta, a przypadki rodem z szatni Arsenalu należą już do rzadkości.
Zasadnicze pytanie brzmi, jak zwykle zresztą w takich wypadkach, „dlaczego?”. Co skłania piłkarzy do palenia? Złe nawyki? Brak profesjonalizmu? Otóż nie zawsze. Czasami to intuicyjna „pomoc” dla niszczonej ciągłym stresem psychiki. W tym momencie padnie opinia niepopularna, bardzo niezgodna ze światowymi programami do walki z tytoniem, którą jednak potwierdza wiele rzetelnych publikacji naukowych. Palenie papierosów, przy całej litanii okropnych konsekwencji zdrowotnych, ma jednak kilka dobrych stron. Powyżej było o antydepresyjnej harminie. W przypadku przewlekłego stresu potrafi ona ukoić zszargane nerwy. Nikotyna zaś, przez podnoszenie poziomu dopaminy w mózgu, niweluje stres i daje poczucie chęci stawienia czoła problemom, znacznie usprawnia też myślenie logiczne (właśnie dlatego palący prawie nie zapadają na chorobę Alzheimera).
Żeby jednak nie wyjść na zwolennika tytoniu podstawionego przez wielkie koncerny, trzeba powiedzieć także o tych gorszych stronach. Substancje zawarte w dymie to piekielnie silne mutageny (czynniki uszkadzające DNA). Zdrowy organizm ma niezawodne systemy naprawcze, po kilkunastu latach ciągłego wystawiania na próbę dochodzi jednak do ich awarii, co skutkuje totalną katastrofą, jaką są choroby nowotworowe. Przeciętny palacz żyje od czternastu do siedemnastu lat krócej niż osoba niepaląca. Dla sportowca nie do przyjęcia jest postępujące nawet w przypadku regularnego treningu zmniejszenie pojemności płuc. Bardzo szybko dochodzi do poważnego spadku formy fizycznej.
Wnioski końcowe? Nie jest źle, badania pokazują, że piłkarze-palacze to już przeszłość. Tym zaś, których do dymka bardzo ciągnie, kluby powinny proponować jakieś alternatywy. Kwestia radzenia sobie ze stresem to coś, czego lekceważyć nie wolno, w innym wypadku cierpi forma sportowa, a co za tym idzie – pogarsza się stan mentalny zawodnika. Lepiej zrobić coś, żeby tego błędnego koła nie dało się zamknąć.
Ciekawe tylko ilu z nich się przyznało w tych badaniach...
W tym samym badaniu 9% przyznało, że "ryzykownie nadużywa alkoholu", więc pewnie większość raczej nie kłamała. Myślę jednak, że "okazjonalnie" dalej pali z połowa...