Człowiek jest, z biochemicznego punktu widzenia, istotą bardzo dziwną. Spośród znajdujących się w jego organizmie 400 000 różnych białek dysfunkcja jednego może okazać się śmiertelna w skutkach lub w zupełnie niespodziewany sposób zmienić jego życie. Naukowcy z Barcelony opublikowali wyniki badań wskazujących na to, że kontuzje mięśniowe mogą być efektem nieodpowiedniego wariantu jednego lub kilku genów.
W jednym z odcinków „Futbolatorium” opisywaliśmy odkrycie badaczy z Rosji, sugerujące istnienie genów piłkarskiego talentu. Katalończycy dowiedli zaś, że oprócz wyjątkowego szczęścia i hojnego obdarowania przez naturę piłkarz może być niebywałym pechowcem i za pomocą z pozoru nieistotnych dla uprawiania sportu genów – mieć wyjątkową podatność na kontuzje mięśniowe.
Urazy w obrębie tkanki mięśniowej odpowiadają mniej więcej za jedną trzecią czasu przerwy od treningu w karierze przeciętnego zawodowego sportowca. Średnio co szósta kontuzja tego typu jest odnowieniem dawnego urazu. Właściwie od zawsze piłkarzy dzielono na podatnych i odpornych w kontekście problemów mięśniowych, do których dochodzi bez kontaktu z przeciwnikiem. Chyba każdy kibic w Polsce jest w stanie wskazać, kto z dwójki Lewandowski i Błaszczykowski częściej pauzuje z powodu kontuzji.
Naukowcy z Barcelony postanowili przebadać zawodników, cóż za zaskoczenie, „Dumy Katalonii”. W badaniu udział wzięło 74 piłkarzy z każdej możliwej grupy wiekowej. Określono pełen profil genetyczny każdego uczestnika i skojarzono go z historią jego urazów. Pełna analiza genomu pozwoliła wytypować kilka genów, które miałyby odpowiadać za urazy mięśniowe. Przyjrzano się dokładnie ich polimorfizmowi (występowaniu różnych wariantów tego samego genu). Efekty? Bardzo interesujące i zaskakujące zarazem.
Pierwszy z genów, których wpływ na kontuzje jest istotny statystycznie, to HGF. Koduje on białko o tej samej nazwie, czyli czynnik wzrostu hepatocytów (komórek wątroby). Obecność niekorzystnego wariantu HGF zwiększała częstotliwość urazów mięśniowych mniej więcej o 5% w porównaniu z najlepszą możliwą wersją. Co więcej, zły gen wydłużał czas dochodzenia do pełnej sprawności o kolejne 40%. Wygląda więc na to, że HGF pełni w naszym organizmie jeszcze jakąś, dotychczas nie poznaną, funkcję.
Kolejnym intrygującym przypadkiem jest SOX15. To czynnik transkrypcyjny (białko regulujące powstawanie innych białek), którego korelacja z kontuzjami jest wręcz oczywista. Gorszy dla sportowca wariant równa się ponaddwukrotnemu wzrostowi częstotliwości urazów mięśniowych. Ogółem SOX15 w największym stopniu oddziaływał na mięśnie piłkarzy – korzystna odmiana umiejscawiała zawodnika w gronie najrzadziej kontuzjowanych, niekorzystna – w grupie stałych klientów ośrodka rehabilitacyjnego.
Ostatnim ciekawym genem mającym wpływać na zdrowie futbolistów jest LIF (jego produkt to czynnik hamujący białaczki). O ile nie ma on bezpośredniego przełożenia na występowanie urazów, o tyle wyraźnie wpływa na czas dochodzenia do siebie i długość przerwy. Jeśli LIF i HGF występują w najkorzystniejszych wariantach, wtedy przeciętny czas zwolnienia od treningów spada z 28 do 19 dni. Jest różnica.
Co nam dają wyniki badań? Najprościej byłoby usiąść i zasmucić się nad losem pechowej grupy mających nieodpowiednią pulę genową. Terapia genowa nie wchodzi w grę – raczej mało kto dla nieco wyższej odporności na kontuzje zaryzykuje białaczkę. Konwencjonalnego leczenia nie ma, podatni podatnymi niestety zostaną przez całe życie. Jedyne, co można zrobić w tym momencie, to w specjalny sposób zaplanować trening dla zawodników zaliczających się do grupy poszkodowanych przez naturę; w grę wchodzi też wprowadzenie odpowiedniego żywienia, by choć trochę zmniejszyć prawdopodobieństwo zakończenia meczu na noszach. Tak niewiele i tak wiele zarazem.