Kiedy myślimy o dopingu w sporcie, w pierwszej kolejności przychodzi nam do głowy kolarstwo, w którym co roku „wpada” ktoś znany i właściwie żadna legenda ostatnich dwóch dekad nie była „czysta”, następnie wszelkiej maści biegi – tam w zasadzie każdego zwycięzcę ktoś posądził o nieuczciwość. Co jednak powiedzieć na temat piłki, w której bardzo rzadko zdarzają się dyskwalifikacje z powodu stosowania nielegalnych środków?
Od samych początków zawodowej rywalizacji sportowej uczestnicy szukali różnych sposobów na to, by w jakiś sposób zwiększyć możliwości swojego organizmu. Już po II Wojnie Światowej rozwój farmacji doprowadził do wielkiej plagi nadużywania różnorakich środków, w czym prym wiodły Niemcy (wbrew powszechnej opinii nie tylko NRD). W przypadku piłki nożnej nie był to jednak częsty proceder, jedyną większą aferą było oskarżenie piłkarzy Dynama Berlin o posiłkowanie się amfetaminą przed meczami w europejskich pucharach (w 1983 roku).
Pierwszym prawdziwie głośnym przypadkiem było stosowanie kokainy przez Diego Maradonę, ten jednak nie robił tego raczej w celach dopingowych, nie potrafił jednak zahamować swojego nałogu i wpadł podczas kontroli w 1991 roku. Trzy lata później podczas mundialu w jego organizmie wykryto efedrynę, zdarzenie to zakończyło reprezentacyjną karierę wielkiego piłkarza. Od tego momentu doszło do zaledwie kilku większych skandali na tym polu z udziałem futbolistów.
Choć typów substancji dopingujących jest wiele, w piłce nożnej potencjalne zastosowanie mają w zasadzie trzy typy substancji:
1) Stymulanty
Badania niemieckich naukowców z 2008 roku sugerują, że wśród zawodowców niedozwolone substancje stymulujące stosuje mniej więcej jeden zawodnik na stu. Inne, nienaukowe źródła sugerują, że ten istotny typ narkotyków jest w gronie piłkarzy bardzo popularny w czasie, w którym nie dochodzi do kontroli antydopingowych (przerwa międzysezonowa). Innymi słowy, pojawiają się sugestie, jakoby zawodnicy lubili używać stymulantów w zupełnie niesportowych celach – dowiedzieć się tego można choćby ze słynnej książki „Agent”, w której autor sugeruje, że transport kokainy bywa niepisanym elementem umów kontraktowych.
Stymulanty to zbiorcza nazwa substancji, które działają pobudzająco na układ nerwowy. W wyniku czego serce bije szybciej, łatwiej jest zachować skupienie, nie ma problemów z podejmowaniem decyzji. Stosowane długoterminowo ułatwiają też zachowanie prawidłowej masy ciała, nawet przy nietrzymaniu diety. Do wad zaliczamy piekielnie silny potencjał uzależniający (o podłożu psychicznym) oraz szybkie wyniszczanie organizmu, który po przyjęciu stymulantów pracuje przez jakiś czas na 150% fizjologicznych możliwości. Najpopularniejszymi środkami dopingującymi z tej grupy są: pochodne amfetaminy, kokainy i efedryny. Na ich stosowanie „wpadli”, poza wspomnianym wyżej Maradoną, tacy piłkarze jak Adrian Mutu (kokaina) czy nasz Jakub Wawrzyniak (pseudoefedryna).
2) Sterydy anaboliczne
Wbrew opinii niektórych na temat stosowania sterydów anabolicznych, w piłce wymaga to wielkiej ostrożności i uwagi, żeby nie osiągnąć efektu odwrotnego od zamierzonego. W sportach wytrzymałościowych, a do takich zaliczamy „kopaną”, przesadny rozrost mięśni nie wróży niczego dobrego. Przy odpowiednich dawkach wzrasta jednak wydolność organizmu, poprawia się też siła fizyczna. Wad jest jednak o wiele więcej niż zalet, a długotrwałe stosowanie większości steroidów wiąże się z szeregiem bardzo poważnych działań niepożądanych.
Badanie dotyczące częstotliwości stosowania sterydów przez piłkarzy napawa optymizmem, okazuje się bowiem, że odsetek badanych przez Niemców piłkarzy, którzy mieli podwyższone stężenie tych substancji we krwi, wyniosło tylko 0,4%. Dodajmy do tego, że niektórzy „dopingują się sami” przy zwiększonym wysiłku (nadaktywność nadnerczy), wychodzi więc na to, że mało kto decyduje się na stosowanie sterydów. Czasem zdarza się też zupełnie przypadkowe i nieświadome spożycie substancji o działaniu anabolicznym. O celowe zażywanie oskarżono (i później ukarano) choćby takich piłkarzy, jak: Edgar Davids, Mohamed Kallon, Manuele Biasi (wszyscy nandrolon), Abel Xavier (dianabol) i Dawid Nowak (stanozolol)
3) Hormony
W piłce stosuje się je niezwykle rzadko, choćby z powodu bardzo łatwej wykrywalności. Najpopularniejszym środkiem dopingującym w historii jest erytropoetyna, znana jako EPO. Ten produkowany przez nerki hormon przyspiesza dojrzewanie krwinek, przez co w znaczący sposób poprawia wytrzymałość i wydolność organizmu. Przyjmowany sztucznie w krótkim czasie jest w stanie zmienić sprintera w długodystansowca. Wykrycie zbyt wysokiego poziomu EPO u piłkarzy właściwie nigdy się nie zdarzyło (zero pozytywnych testów pod szyldem UEFA), a sami zawodnicy zdają sobie sprawę, że substancję tę można wykryć poprzez najprostsze badanie krwi.
Sadzić, palić, zalegalizować?
Co jakiś czas jak bumerang wraca kwestia ewentualnej legalizacji wszelkich form dopingu farmakologicznego u sportowców. Głównym argumentem zwolenników takiego rozwiązania jest założenie, że skoro „wszyscy biorą pod stołem”, to i tak oglądamy wyścig zbrojeń niemający nic wspólnego z naturą. O ile w przypadku kolarstwa i w mniejszym stopniu lekkoatletyki takie podejście jest dość racjonalne (choć okropnie niebezpieczne, gdyż wymusza na „czystych” przyjmowanie niebezpiecznych substancji), o tyle w piłce absolutnie nie powinno być na nie zgody. Przez lata decydowała kombinacja talentu, treningu i współpracy międzyludzkiej, bynajmniej nie na poziomie piłkarz-farmaceuta. Niech ten stan w najbliższych tysiącleciach nie ulegnie zmianie.