W historii polskiego futbolu było niewielu piłkarzy, o których można z pełnym przekonaniem mówić, że są gwiazdami europejskiego bądź światowego formatu. Nie tak dawno prezentowaliśmy sylwetkę jednego z nich – Ernesta Wilimowskego – teraz postaramy się przybliżyć postać gracza równie utalentowanego i pechowego jak „Ezi”. Jest nim Włodzimierz Lubański.
Niespotykany talent
Urodził się 28 lutego 1947 roku w Sośnicy, obecnie dzielnicy Gliwic. W miejscowym klubie, w którym prezesem był jego ojciec, jako dziesięciolatek stawiał pierwsze piłkarskie kroki. Szybko okazało się, że mały Włodek jest obdarzony niespotykanym talentem. Już wtedy dysponował świetną techniką, szybkością i zadziwiającą skutecznością. Wkrótce trafił do najmocniejszego zespołu w mieście, Piasta Gliwice, gdzie pod okiem trenerów dalej się rozwijał. Bywało, że rozgrywał po dwa mecze dziennie, z rywalami w wieku swego ojca. Nie przeszkodziło mu to jednak w świetnej grze, niedostatki fizyczne nadrabiał wyszkoleniem technicznym i szybkością. Jego talent nie umknął szkoleniowcom juniorskiej reprezentacji Polski, do której powołano go w 1961 roku (jako czternastolatka!).
Niedługo później, w przerwie zimowej sezonu 1962/1963, po wybitnie utalentowanego zawodnika zgłosił się ówczesny potentat – Górnik Zabrze. Pobyt wśród wybitnych, wielce utytułowanych zawodników (od 1958 roku zabrzanie wywalczyli trzy brązowe medale mistrzostw Polski, dwa tytuły, a raz – właśnie przed sezonem, w którym dołączył do nich Lubański – wicemistrzostwo), wielu reprezentantów Polski, nie zamknął przed młodym gliwiczaninem drogi do pierwszego składu. Zaczynał co prawda jako zmiennik, ale debiut w jednej z najlepszych drużyn w Polsce w wieku szesnastu lat był nie lada wydarzeniem w historii polskiej piłki. Stał się on faktem w kwietniu 1963 roku, w meczu Pucharu Polski z Ruchem Chorzów. Górnik przegrał ten mecz 0:3 i odpadł z rozgrywek, a Lubański, który pojawił się na boisku po przerwie, oddał strzały w słupek i poprzeczkę.
Debiut ligowy i reprezentacyjny
Tydzień później, w meczu ligowym z Arkonią Gdynia, w debiucie ligowym, zdobył swoją pierwszą bramkę dla zabrzan (Górnik wygrał 4:0). Lubański wystąpił w każdym meczu do końca rozgrywek, a swoją świetną grą wydatnie przyczynił się do zdobycia tytułu mistrza Polski. Niebawem po zakończeniu sezonu młodzian dostąpił zaszczytu gry w pierwszej reprezentacji Polski, a okazją do debiutu był mecz z Norwegią. 4 września 1963 roku Lubański został najmłodszym reprezentantem – oraz jak się miało okazać, strzelcem bramki – w historii „Biało-czerwonych” (tego dnia liczył dokładnie 16 lat i 188 dni. W tym kontekście śmieszne wydają się opinie niektórych polskich trenerów, którzy graczy 23-24-letnich uważają za perspektywicznych). Polacy odprawili w tym meczu Skandynawów z bagażem dziewięciu goli, nie tracąc przy tym żadnego.
Dwa tygodnie później Lubański zadebiutował w Pucharze Mistrzów, w rundzie wstępnej przeciwnikiem Górnika była Austria Wiedeń. Do wyłonienia zwycięzcy potrzeba było aż trzech meczów (nie było wtedy dogrywek), ostatecznie zabrzanie zwyciężyli z bilansem 3:2. W następnej rundzie przeciwnikiem Górnika była praska Dukla, w pierwszym meczu na własnym stadionie Lubański i spółka pokonali Czechosłowaków 2:0. Wynik ustalił w 49. minucie właśnie młodziutki napastnik mistrza Polski. Rewanż w Pradze zakończył się jednak blamażem (1:4) i Górnik musiał się pożegnać z europejskimi pucharami.
Okazja do rewanżu przyszła już rok później. Górnik obronił mistrzowski tytuł, dystansując trójzespołową grupę pościgową. Tym razem los skojarzył zabrzan z prażanami już w rundzie wstępnej. Już w 5. minucie meczu w stolicy Czechosłowacji Lubański wyprowadził górników na prowadzenie. To jednak tylko rozdrażniło gospodarzy, którzy strzelili rywalowi cztery bramki. Wynik sprzed roku zatem powtórzył się. W rewanżu w Zabrzu Górnik pokonał co prawda Czechosłowaków 3:0, lecz w dodatkowym meczu w Duisburgu gole już nie padły, a w wyniku losowania poprzez rzut monetą (sic!) mistrzowie Polski ponownie odpadli.
Dominacji ligowej ciąg dalszy
W kolejnym sezonie Górnik już po raz trzeci z rzędu okazał się najlepszy na własnym podwórku, wyprzedzając Szombierki Bytom. Na dokładkę zdobył jeszcze Puchar Polski, wygrywając w finale z Czarnymi Żagań 4:0. Zabrzanie po raz kolejny sposobili się do występu w Pucharze Europy, podobnie jak przed dwoma laty rywalem był mistrz Austrii – tym razem LASK Linz. Nie sprawił on problemów zabrzanom, którzy awansowali do kolejnej rundy. Lubański co prawda nie zdobył w dwumeczu bramki, ale zupełnie inaczej było w barwach reprezentacji Polski. „Biało-czerwoni” występowali w eliminacjach do angielskiego mundialu, zaś na przełomie października i listopada rozgrywali dwumecz z Finlandią i Włochami. W pierwszym z tych meczów, wygranym przez Polaków aż 7:0, kapitalną partię rozegrał 19-letni napastnik Górnika, który zdobył cztery gole. Futbol był wtedy jednak zdecydowanie mniej wyrównany niż obecnie, dlatego już w następnym meczu, w Rzymie, Polacy zostali rozbici przez Squadra Azzura 6:1. Honorowe trafienie zaliczył Włodzimierz Lubański. Mistrzostwa świata okazały się dla nas nieosiągalne.
Z mieszanymi uczuciami przystępował zatem Lubański do pierwszej rundy Pucharu Europy. Ponownie rywalem był mistrz zza południowej granicy, tym razem Sparta Praga. Niestety, Górnik dwukrotnie przegrał i już po raz trzeci z rzędu odpadł w początkowej fazie rozgrywek. Mimo porażek na międzynarodowej arenie, w Polsce nadal na Górnika nie było mocnych. Tym razem zabrzanie zdystansowali Wisłę Kraków, natomiast królem strzelców został zdobywca 23 bramek, Włodzimierz Lubański. Puchar Europy to niestety następne niepowodzenie, co prawda trzy gole 20-latka w dwumeczu pozwoliły wyeliminować mistrza NRD, Vorwarts Berlin, ale już kolejna faza, w której przeciwnikiem był CSKA Sofia, przyniosła porażkę 3:4. Rok 1966 nie był zbyt udany dla Lubańskiego w reprezentacji, strzelił tylko jednego gola w majowym pojedynku z Węgrami.
Z Anglikami po raz pierwszy
W następnych 12 miesiącach było już lepiej, napastnik Górnika ustrzelił dublet w meczu eliminacji ME z Belgią oraz zdobył honorową bramkę w przegranym 1:2 meczu z ZSRR w Moskwie. 18 trafień Lubańskiego w lidze i kolejna korona króla strzelców wydatnie przyczyniły się do zdobycia po raz piąty z rzędu mistrzostwa Polski. Piąty raz Górnik stawał więc w szranki z mistrzami innych europejskich nacji. Tym razem los oszczędził Ślązakom czempionów z Austrii i Czech, w rundzie wstępnej przeciwnikami byli Szwedzi, a konkretnie Djurgardens Sztokholm. Dwa trafienia Lubańskiego w meczu w Chorzowie (3:0) oraz zwycięstwo na wyjeździe (1:0) oznaczały awans do kolejnej fazy, w której rywalem było Dynamo Kijów. Mistrzowie ZSRR w rundzie wstępnej pokonali obrońcę tytułu, Celtic Glasgow, więc szanse zabrzan na awans uznawano za niewielkie. Po raz kolejny jednak świetnie zaprezentowali się napastnicy Górnika: Zygfryd Szołtysik, zdobywca wyrównującego gola w meczu w Kijowie, oraz Włodzimierz Lubański, który strzelił bramkę dającą niespodziewane zwycięstwo 2:1. Rewanż w Chorzowie zakończył się remisem i górnicy po raz pierwszy w swojej historii awansowali do ćwierćfinału Pucharu Mistrzów. Tam czekał na nich potentat europejskiej piłki, Manchester United, który odbudował się już w pełni po pamiętnej katastrofie lotniczej z Monachium. W pierwszym spotkaniu, na Wyspach, Górnik przegrał 0:2 i na nic zdało się rewanżowe zwycięstwo 1:0 po golu – jakżeby inaczej – Lubańskiego. Odpadnięcie z turnieju tym razem, z takim rywalem, nie przynosiło jednak ujmy, co docenili elektorzy tytułu piłkarza roku w Polsce, kierując trofeum w ręce młodego napastnika.
Rok 1968 przyniósł koniec hegemonii Górnika w lidze. Zespół z Zabrza uplasował się na trzecim miejscu, dając się wyprzedzić warszawskiej Legii oraz Ruchowi Chorzów. Niemniej Lubański wciąż pozostawał w wyśmienitej dyspozycji – trzeci sezon z rzędu został najlepszym polskim strzelcem, zdobywając rekordową liczbę 24 bramek. Równie udany był dla 22-latka ten rok, patrząc przez pryzmat występów w reprezentacji. Sześć bramek w siedmiu meczach (w tym hat-trick z Turcją) nie pozostawiały złudzeń, kto jest najlepszym polskim napastnikiem. Brak mistrzostwa nie musiał oznaczać absencji w europejskich pucharach, Górnik zdobył bowiem drugi za kadencji Lubańskiego Puchar Polski. Zamiast jednak stanąć w szranki z Lewskim Sofia w ramach Pucharu Zdobywców Pucharów, oba zespoły (podobnie jak Union Berlin, Dynamo Moskwa i ETO Gyor) nie przystąpiły do rozgrywek.
Rok 1969 to kolejna porażka w lidze, za jaką należy uznać miejsce tuż za plecami mistrza – Legii Warszawa. Dla Lubańskiego był to ponownie dobry sezon, napastnik Górnika ani myślał oddawać korony króla strzelców, którą – z wynikiem 22 bramek – zdobył po raz czwarty z rzędu. Zabrzanie obronili Puchar Polski, co pozwoliło im na ponowny start w PZP. Tym razem zespół przystąpił do rozgrywek. Olympiakos Pireus został pokonany w dwumeczu 7:2, zaś w następnej rundzie dwa razy po 3:1 pobici zostali „Rangersi” z Glasgow. Połowę goli w dwóch ostatnich meczach zdobył bohater niniejszego artykułu. W ćwierćfinale pokonany został niedoszły rywal sprzed roku, Lewski Sofia, zaś Lubański zdobył jedną z bramek. Do historii polskiej piłki przeszedł mecz półfinału PZP, w którym rywalem Górnika była AS Roma. W pierwszym meczu padł remis 1:1, w rewanżu, rzutem na taśmę (wykorzystany karny w 90. minucie) do dogrywki doprowadził Lubański, a zaraz po jej rozpoczęciu wyprowadził swój zespół na prowadzenie. W 120. minucie Włosi jednak wyrównali i potrzebny był mecz dodatkowy. Ten również nie przyniósł rozstrzygnięcia (1:1 – Lubański ’40 – Capello ‘57), więc o awansie do finału decydował rzut monetą. Szczęście uśmiechnęło się do Górnika.
Z Anglikami po raz drugi…
Ostatecznym rywalem zabrzan był Manchester City, zaś mecz odbył się w Wiedniu. Górnik, niestety, przegrał to spotkanie 1:2, ale finał europejskich rozgrywek to i tak najlepsze osiągnięcie dla polskiego klubu. Popularność Lubańskiego w kraju sięgnęła wtedy zenitu, podkochiwały się w nim nastolatki, śpiewano o nim piosenki, był bohaterem prasy. W pewnym momencie kariery okrągły milion dolarów za jego kartę zawodniczą oferował Real Madryt. Transfer zablokowały jednak władze.
W roku 1970 Górnik ponownie dał się wyprzedzić w lidze Ruchowi i Legii, zaś Lubański stracił koronę króla strzelców. W reprezentacji zdobył zaledwie dwie bramki, co w porównaniu z dziesięcioma sprzed roku (połowa w meczu z Luksemburgiem) należy uznać za spadek formy. Ponownie za to zdobył Puchar Polski, a występ w PZP zakończył się znowu na Manchesterze City, tyle że już w ćwierćfinale (osiem goli Lubańskiego w siedmiu meczach). Drugi udany występ na europejskiej arenie przyniósł kolejny tytuł piłkarza roku.
Lata 1971 i 1972 można sklasyfikować niejako wspólnie, gdyż zakończyły się one dla Górnika powrotem na ligowy tron, a do tego tryumfem w Pucharze Polski. Zabrzanie odpadli jednak najpierw z Marsylią (runda wstępna, jedna bramka Lubańskiego) oraz z Dynamem Kijów (druga runda, również jedna bramka). 1971 rok Lubański zakończył z sześcioma trafieniami dla „Biało-czerwonych”, zaś 12 miesięcy później, w roku IO w Monachium, zdobył pięć goli. Napastnik został nawet zauważony przez dziennikarzy „France Football”, którzy uznali go za siódmego najlepszego zawodnika Europy 1972 roku.
… i po raz trzeci
Fantastycznie Lubański zaprezentował się w reprezentacji w roku 1973, a właściwie na przestrzeni między marcem a czerwcem. „Biało-czerwoni” zagrali wtedy pięć meczów, w których Włodek zdobył aż siedem bramek, zaś za najważniejszą – i chyba słusznie – uchodzi ta strzelona 20 czerwca, dająca Polsce historyczne zwycięstwo 2:0 nad jedną z najlepszych reprezentacji świata – Anglią. Jak dobrze wiemy, wygrana ta otworzyła nam drogę do historycznego remisu na Wembley i w efekcie awansu na wspaniałe Weltmeisterschaft 1974. Lubański (grając z opaską kapitańską) w czerwcowym meczu w Chorzowie doznał fatalnej kontuzji, zderzając się z Royem McFarlandem.
Uraz ten zastopował fantastyczną karierę napastnika. Zerwane więzadła kolanowe oraz odprysk kości sprawiłyby nawet teraz sporo problemów lekarzom (co pokazuje np. uraz Łukasza Garguły). Gwiazdę tego formatu co Lubański powinni jednak operować światowej klasy fachowcy, a zrobili to zwykli wyrobnicy, którzy – kolokwialnie mówiąc – zawalili zabieg. Sam napastnik przyznaje, że obecnie tak nieskuteczne zabiegi są zaskarżane przez zawodników do sądu, jednak wtedy realia były inne. Lubański wrócił co prawda w kwietniu 1974 na mecz z Ruchem, lecz zagrał tylko 45 minut i zniknął z ligowych boisk na kolejny rok. Powrót wiosną 1975 roku był zaledwie epizodem. Wszyscy widzieli, że Lubański jest cieniem piłkarza sprzed urazu. Bramka zdobyta w wyjazdowym meczu z Lechem oraz występ w meczu z Zagłębiem Sosnowiec były ostatnimi akordami w barwach Górnika. Fantastyczną karierę w jego barwach zakończył liczbą 234 występów i 155 bramek.
Lubański swoją przygodę z futbolem kontynuował w Lokeren, klubie belgijskiej ekstraklasy. Tam odbudował się, strzelając 82 bramki w 192 występach. Po zakończeniu siedmioletniego epizodu we Flandrii grał jeszcze w drugiej lidze francuskiej (Valenciennes, Stade Quimper), w której został królem strzelców. Wrócił do reprezentacji, pojechał na mundial, ale trener Jacek Gmoch trzymał go na ławce rezerwowych. W latach 1976-1980 zdobył zaledwie dwie bramki, w tym ostatnią w pożegnalnym meczu z Czechosłowacją. 48 goli w 75 oficjalnych meczach to i tak dorobek, którego szybko nikt nie przebije. Karierę zakończył w wieku 40 lat, w Racingu Mechelen.
Po zawieszeniu butów na kołku Lubański zrobił kursy trenerskie i szkolił młodzież w Mechelen. Parał się menedżerką, ma również licencję trenerską FIFA. Przez pewien czas prowadził własną kawiarnię, a młodszym kibicom dał się poznać jako współkomentator meczów reprezentacji Polski.