Futbol jest wielki: „Święty Romario”


10 kwietnia 2009 Futbol jest wielki: „Święty Romario”

Zastanawiając się o kim napisać w kolejnym artykule z cyklu "Futbol jest wielki", przeczytałem dziś na jednym z portali informację o karze wynoszącej prawie 17 tysięcy dolarów odszkodowania kibicowi, którego pobił znany brazylijski piłkarz. Sześć lat temu niezadowolony fan klubu Fluminense rzucił bowiem kilka żywych kurczaków na boisko podczas treningu drużyny. Szybko w stronę owego kibica ruszył trener klubu i jeden z zawodników, wymierzając mu bolesną "karę". Kim był ów piłkarz? To nikt inny jak Romário da Souza Faria, wielka legenda brazylijskiej piłki, który powiedział kiedyś o sobie: "Na początku był Pele, potem był Maradona, a teraz jestem ja".


Udostępnij na Udostępnij na

Nigdy nie lubiłem trenować. Nie widzę sensu w bieganiu wokół boiska. Ludzie mówią, że za mało trenuję, ale ja nie trenowałem, mając 19 lat, więc czemu mam trenować teraz?! Dlaczego wciąż strzelam tyle goli? Bo zawsze nienawidziłem bramkarzy – mówił Romario w wieku 39 lat, kiedy z 22 bramkami na swoim koncie został królem strzelców ligi brazylijskiej.

Romario, po prezenterze

Romario szybko miał na swoim koncie 500 goli
Romario szybko miał na swoim koncie 500 goli (fot. xinhuanet.com)

Romario da Souza Faria urodził się 29 stycznia 1966 roku w Rio de Janeiro „po to, by strzelać gole”. Tutaj karierę rozpoczynał, tutaj ją też zakończył. Jego ojciec Edevair był robotnikiem w fabryce farby, matka Manuela zajmowała się domem. Mieszkali w Jacarezinho, osiedlu zabudowanym barakami z kartonu i blachy na przedmieściach Rio. Rodzicie dali mu na imię Romario, ponieważ uwielbiali prowadzącego brazylijskiego programu „Don Romario, człowiek ze słownikiem”, który wyjaśniał znaczenie trudnych słów. Ojciec powtarzał mu wtedy: W Brazylii jest tylu dobrych graczy, że albo jesteś najlepszy, albo nie znaczysz nic. Krnąbrny i inteligentny, chamski, czasem bezczelny, ale kochany. „Malutki” (El Baixinho), jak nazwali go kibice, ale jednak wielki. Taki był Romario, strzelec 1002 goli w swojej karierze.

Nie ma najmniejszego sensu abym opisywał wszystkie 14 klubów, w których w różnych momentach swojej kariery grał Romario. To był po prostu fenomen, genialny napastnik i piłkarski obieżyświat, który zwiedził niemalże pół globu. Poczynając od brazylijskiego Vasco de Gama, przez amerykańskie Miami FC, australijski Adelaide United czy katarski Al-Sadd, po hiszpańską FC Barcelonę. Niejednokrotnie wzbudzał kontrowersje, potrafił zwyzywać trenera, media, nawet zlekceważyć kibiców, ale jednak zawsze potrafił się wybronić. Kiedy trzeba było – bramki strzelał.

Gwiazdor dyskotekowych parkietów

Karierę rozpoczynał w CR Vasco de Gama, grając w swym ukochanym klubie w latach 1985-1987 i strzelając w 113 meczach 73 gole. Były to jednak tylko spotkania ligowe. We wszystkich meczach Romario w trykocie Vasco de Gama, a było ich 410, Brazylijczyk strzelił 326 bramek. Młodziutki, niezwykle utalentowany szybko trafił do Europy. W PSV Eindhoven przez 4 lata występów zdobył w lidze 98 bramek, a we wszystkich 165 spotkaniach w barwach PSV strzelił 163 gole z imponującą średnią 0.98 bramki na mecz. Kibice go kochali, trenerzy nienawidzili. – To fenomenalny piłkarz, ale nie da się go trenować. Gdy liczyłem graczy obecnych na zajęciach, Romario brakowało. Widziałem, jak sobie szedł do szatni, i wołałem go, żeby wrócił na trening, ale on to ignorował. Wybaczasz mu jednak wszystko, bo to fenomen. – mówił po latach Bobby Robson, trener Romario w PSV.

1 lipca 1990 w wygranym przez PSV Eindhoven 15:0 towarzyskim meczu z surinamskim Rodan 2000 Romario zdobył pierwszy raz w swoim życiu 5 goli w jednym spotkaniu, osiągniecie to powtórzył jeszcze 31 marca 1996 w meczu Vasco – Olaria (6:2), w ramach mistrzostw stanu Rio de Janeiro.

Romario po przyjeździe do Europy nie miał zamiaru uczyć się języków. Wydawało się, że choć w Brazylii kochany był przez rodaków, którzy wybaczali mu jego występki, to jednak na Starym Kontynencie rządzi żelazna dyscyplina i tutaj buńczuczny piłkarz sobie nie poradzi. Jakże błędna była to teza! Romario robił co chciał. W Holandii praktycznie co noc chodził na dyskoteki, regularnie spóźniał się na treningi, kłócił się z kolegami i… masowo strzelał bramki. Szybko przyszła więc kolej na największego giganta w karierze niesfornego Brazylijczyka – FC Barcelonę.

W klubie ze stolicy Katalonii przez dwa lata zdobył 53 gole w 84 meczach. – Za kogo on się uważa, że śmie do mnie mówić w ten sposób?! – powiedział w tamtych latach Romario, kiedy ówczesny trener a dziś żywa legenda Barcelony Johann Cruyff stwierdził, że Brazylijczyk nie powinien noc przed meczem spędzać na dyskotekowym parkiecie. – Trener to ważna postać, ale on prędzej przegra mecz, niż go wygra. To piłkarze wygrywają mecze. Niech trenerzy przestaną im przeszkadzać. – stwierdził Romario kilka lat później.

Romario w Barcelonie 1993/1994:

Po Barcelonie „El Baixinho” zapragnął wrócić do kraju. Przeniósł się więc do Flamengo Rio de Janeiro, najpopularniejszego klubu w Brazylii i Ameryce Południowej. Mimo, że w jednym sezonie zdobył 31 goli i kolejny w karierze tytuł króla strzelców, postanowił znów wyruszyć na europejskie wojaże. Valencii jednak nie podbił i po pół roku ponownie wrócił do Flamenco. Łącznie w klubie z Rio de Janeiro zdobył 204 bramki.

W 1998 roku zdobywając dwa gole w meczu z Valezem Sarsfield, przespacerował się przed trybuną z argentyńskimi kibicami, pokazując im palec wskazujący. Powiedział wtedy:To kretyni, którzy chcą się pokazać w telewizji.

Bohater „Canarinhos”

Swoim zachowaniem Romario nieraz wzbudzał kontrowersje
Swoim zachowaniem Romario nieraz wzbudzał kontrowersje (fot. taringa.net)

Pisząc o Romario nie można pominąć jego bogatej i często kontrowersyjnej kariery reprezentacyjnej. Z kadrą miał do czynienia już w wieku 20 lat, kiedy to oficjalnie zadebiutował w pierwszym zespole „Canarinhos”. Przygodę z reprezentacją zakończył 19 lat później w 2006 roku. Od początku zaskakiwał techniką i niewiarygodnym wyczuciem w polu karnym. Największy triumf Brazylijczyka w kadrze, a więc Mistrzostwo Świata, przypadł na XV mundial w historii, kiedy to najlepsze reprezentacje świata zawitały do Stanów Zjednoczonych. O sam awans do prestiżowego turnieju było jednak trudno.

W decydującej grze o mundial z Urugwajem, na największym stadionie świata Marakanie, Romario zdobył dwa gole i Brazylia pojechała do USA. W Rio don Edevair ojciec Ramario kupował poranne gazety. „Zbawiciel ojczyzny”, „Święty Romario”, „Ten, który umył duszę Brazylijczyków” – takie tytuły poświęcono jego synowi. Romario, który dzięki ogromnemu poparciu kibiców na mundial pojechał, powiedział wtedy: Ludzie, którzy prowadzą kadrę, boją się mnie.

Tuż przed wyjazdem „Canarinhos” do USA porwano ojca Romario. Piłkarz ogłosił wtedy publicznie, że jeśli porywacze nie uwolnią natychmiast jego ojca, to w samolocie na MŚ wśród kadry Brazylii zabraknie Romario. Trzy dni później całego i zdrowego uwolniono don Edevaira.

USA 1994, cóż to były za mistrzostwa! Po ciężkich bojach w finale Brazylia, po dwudziestoczteroletniej przerwie, pokonała w rzutach karnych reprezentację Włoch, zdobywając tytuł mistrzowski. Co ciekawe, był to najbardziej defensywnie grający zespół „Canarinhos”, jaki kiedykolwiek wystąpił na mundialu. Za największą indywidualność drużyny powszechnie uznano wtedy 28-letniego Romario. Strzelił pięć goli, w tym decydujące o awansie do ćwierćfinału i finału i był o krok od zgarnięcia korony króla strzelców. Bułgar Christo Stoiczkow i Rosjanin Oleg Salenko zaliczyli tylko o jedno trafienie więcej. Partner Romario z ataku Bebeto zdobył trzy bramki. Mimo iż wiele mówiło się o tym, że obaj piłkarze nie darzą się sympatią, to na boisku porozumiewali się bez zarzutu i byli najskuteczniejszym duetem mistrzostw. Łącznie ośmiokrotnie pokonywali bramkarzy rywali, to znaczy, że byli strzelcami 73% wszystkich goli zdobytych przez „Canarinhos” w czasie turnieju. To pokazuje, jak Romario potrafił na boisku zapomnieć o wszelkich prywatnych sympatiach i antypatiach, a kiedy trzeba było, zdobywać gole.

Finał MŚ 1994

Po świetnych występach w Barcelonie i poprowadzeniu reprezentacji do zwycięstwa w MŚ 1994, Romario został uznany przez FIFA piłkarzem roku. Roberto Baggio, który rok wcześniej otrzymał ten tytuł, powiedział wtedy o nim: Romario jest jednym z najlepszych piłkarzy w historii. Ma świetną technikę i osobowość. Jest mistrzem sztuki w polu karnym.

W 1998 roku Romario popłakał się, kiedy okazało się, że nie pojedzie na mundial do Francji. Co prawda był lekko kontuzjowany, ale decyzję o braku powołania wszyscy argumentowali kłótnią z trenerem kadry. Podczas gdy jego koledzy grali na Mistrzostwach Świata, ten zabawiał fanów z całego globu występując w telewizyjnych reklamówkach i wetując sobie niemałymi gażami nieobecność we Francji. W japońskiej reklamie wyrobów gumowych wystąpił bez koszulki i spodenek, a podczas samych MŚ we Francji kibice w Europie mogli oglądać jego gołą pupę w reklamie chipsów Lay’s.

Do Korei i Japonii Romario również nie pojechał przez konflikt z selekcjonerem Luisem Felipe Scolarim. Gdyby nie triumf w całej imprezie Brazylii, media pewnie nigdy nie dałyby Scolariemu spokoju, nie wybaczając mu nie zabrania ich idola na MŚ. Asystenta Scolariego, legendarnego Zico, Romario nazwał wtedy „urodzonym przegranym” i powiesił jego portret na drzwiach toalety w swojej restauracji.

Przez konflikt z Vanderleiem Luxemburgo nie pojechał też na Olimpiadę do Sydney. W mediach wyzywał trenera. – Złoto olimpijskie to jedyny medal, którego mi brakuje. Jeśli Vanderlei da mi szansę, zdobędziemy złoto. Na olimpiadę nie pojechał, Brazylia wygrała.

Romario
Romario (fot. smh.com.au)

Ostatecznie bujną karierę w reprezentacji zakończył definitywnie w 2006 roku, z 73 meczami i 56 bramkami na koncie. Z kadrą miał dwa pożegnalne mecze. Ten ostatni z Gwatemalą (3:0) odbył się w kwietniu 2006 roku. Kończąc reprezentacyjną karierę strzelił dla kadry gola, którego zadedykował córce Ivy pokazując kibicom napis na koszulce „Mam malutką córkę z zespołem Downa. To moja kochana księżniczka”. Dostał za to owacje na stojąco.

Nowy wiek, stary Romario

Z początkiem nowego stulecia wrócił do rodzimego CR Vasco de Gama, gdzie również przez pewien czas był grającym trenerem, następnie przeniósł się do Fluminense FC i katarskiego Al-Sadd. W 2003 roku znów grał dla Fluminense. W kolejnym sezonie ligi brazylijskiej w wieku 39 lat strzelił 22 bramki i zdobył koronę najskuteczniejszego napastnika ligi.

Jak wyjaśnić tak wielką formę z czterdziestką na karku, gdy nie chce się trenować, a mimo to strzelanie bramek przychodzi z łatwością? – Naprawdę kocham piłkę ponad wszystko. To dlatego gram dalej. Poza tym motywuje mnie to, że technicznie wszyscy wokoło są naprawdę słabi. – mówił „El Baixinho”. Na pierwszym miejscu w jadłospisie Romario jest białe mięso, ponadto zajada się kilogramami warzyw i przeróżnych sałatek. Kocha też piłkę nożną plażową. Grał nawet w reprezentacji Brazylii. – Nie jestem jak stary koń, który szybko daje się dogonić. Mówili mi, żebym zakończył karierę, ale udowodniłem, że jeszcze nie czas na to. To moje osobiste zwycięstwo. – mówił świeżo upieczony król strzelców ligi brazylijskiej.

Niemałą sensację wywołała wizyta Romario w Polsce w 2004 roku. Jak się okazało, nie była ona turystyczną wyprawą Brazylijczyka. Gwiazdor padł bowiem ofiarą oszusta, którym był podlubelski biznesmen Piotr O., a do naszego kraju przyjechał zeznawać w procesie przeciw niemu. Polak wyłudził bowiem od Romario 4,8 mln dolarów, budując wcześniej wokół swojej osoby legendę. Z łatwością nawiązywał kontakty z zamożnymi ludźmi z całego świata. Przedstawiał się jako członek szlacheckiego rodu von Hochberg. Z pomocą brazylijskich i angielskich znajomych prezentował się jako genialny spec od finansów. Kiedy opinia ta dotarła do Romario, Brazylijczyk postanowił zatrudnić Polaka jako doradcę finansowego. Spotkał się nawet z polskim biznesmenem, a kiedy ten zdobył już jego zaufanie, Romario przelał na rachunek oszusta miliony dolarów. Był pewien, że to on będzie dysponował środkami zgromadzonymi na rachunku. Gdy zorientował się, że padł ofiarą oszusta, było już za późno.

20 maja 2007 roku Brazylijczyk wpisał się w 48. minucie na listę strzelców w wygranym 3:1 meczu Vasco da Gama ze Sport Recife. Spotkanie zostało przerwane na 16 minut, a na murawę razem z żoną i dziećmi Romario wbiegło pół stadionu. Był to 1000. gol w karierze Romario. – Dedykuję tysięczną bramkę mojej rodzinie i dzieciom. To wspaniały moment w moim życiu. Przede mną tylko jeden piłkarz osiągnął podobną granicę. – powiedział wtedy.

Gol nr 1000 w karierze Romario

Ostatecznie Romario w całej karierze zdobył 1002 bramki. Do tej klasyfikacji uznaje się też jednak gole z meczów sparingowych, juniorskich czy w kategoriach trampkarzy. Wielu kwestionuje te dane, ponieważ jedynym źródłem ich jest sam piłkarz, który powtarza jednak, że i tak FIFA powinna zaliczyć mu około 200 bramek więcej.

Romario definitywnie karierę zakończył w 2008 roku w barwach klubu, w którym przygodę z piłką rozpoczynał – Vasco de Gama. Z futbolem żegnał się jednak już od kilku lat, tym razem na zawsze. Na taką decyzję wpłynął konflikt z trenerem, a także zawieszenie na 120 dni za doping w grudniu 2007 roku. Już wcześniej sugerowano mu zakończyć karierę, m.in. Pele namawiał go do tego. Romario wtedy odpowiedział: Pele powinien wsadzić sobie but do ust. Kiedy Pele nic nie mówi, jest poetą, a teraz gada głupoty.

Brakuje dziś w świecie futbolu takich piłkarzy. Rzadko kiedy niełatwy charakter, samowolka w sposobie życia i odnoszeniu się do przełożonych, łączy się z ogromnym talentem, a co ważniejsze, wykorzystanym talentem. Dziś jak ktoś pyskuje trenerowi, to albo kończy na dywaniku, albo na liście transferowej. Z kolei ci co bramki strzelają, wcale nie lekceważą szkoleniowców. Romario był inny. Ekscentryczny, wybuchowy, czasem dosadny i powalająco szczery. Mimo wszystko jednak wielki. Jak sam kiedyś stwierdził – najważniejszy brazylijski piłkarz od 1970 roku.

Komentarze
~adrain (gość) - 16 lat temu

zajebiaszczy tekst i jeszcze lepszy piłkarz!

~Salas11 (gość) - 16 lat temu

Nic dodać, nic ująć. Kawał dobrej roboty. Widać że
autor się do tego przyłożył. Ciężko jest opisać
karierę i dokonania tak kontrowersyjnego piłkarza jak
Romario, bo w wielu budzi po prostu zbyt wiele
sprzecznych emocji. Niemniej jednak sam zawodnik był
jedyny w swoim rodzaju. Na jego akcje i bramki z
chęcią patrzy się mimo upływu lat. Celna uwaga
autora, że brakuje w dzisiejszym futbolu takich
piłkarzy. Indywidualistów, pewnych siebie,
krytykujących i nie bojących się krytyki. Ciekawie
wplątany polski wątek (osobiście nie słyszałem o tej
aferze), ale kolejny pokazujący ten naród w złym
świetle. Do tego jednak już chyba każdy zdążył się
przyzwyczaić.

Na zakończenie chciałbym zasugerować autorowi, że
mógłby spróbować napisać artykuł o innej gwieździe
brazylijskiego futbolu, choć przez większość fanów
nierozpoznawalnej, bądź zwyczajnie zapomnianej.
Mianowicie o nie żyjącym już mistrzu dryblingu,
legendarnym skrzydłowym - Garrinchy. Z powodu blasku
Pelego w tamtym okresie nie dostrzegano jego
umiejętności, jednak starsi Brazylijczycy utrzymują,
że był od niego lepszy.

Pozdrawiam autora i jeszcze raz podkreślam, świetna
robota.

~Gazofiks (gość) - 16 lat temu

piłkarz legenda i mój idol!!!

~Lukasz (gość) - 14 lat temu

Nigdy nie mogłem odżałować tego że Romario nie
pojechał na MŚ w 1998 roku, jestem przekonany że
wtedy Brazylia by wygrała. Wspaniały piłkarz,
szkoda że już go nigdy nie zobaczymy:(

Mirosław (gość) - 6 lat temu

Ja też nie mogę tego odzalowac chyba wtedy by Francja dostała banki

~Andrzej (gość) - 14 lat temu

Też tak uważam.Ronaldo w latach 1995-1997 tworzył
świetny duet z Romario.Starszy kolega,autorytet na
boisku.Przy nim Ronaldo rozwijał skrzydła.Jak jeden
z nich wyłożył świetnie piłkę a drugi strzelił
bramkę to strzelec bramki chciał się zrewanżować
koledze.Duet z Bebeto to już nie było to.Chyba
nawet otwarcie Ronaldo o tym mówił,iż wolałby
grać z Romario.Póżniej doszedł Ronaldinho i było
słynne 3xR

~lukasz (gość) - 14 lat temu

Fajny artykuł, ale jest mały bład. Na igrzyska do
Sydney faktycznie Romario nie pojechał, ale Brazylia
wtedy nie zdobyła złota ;)

~boro10in1 (gość) - 13 lat temu

Romario, to wg. mnie obok Pele i Maradony najlepszy
piłkarz wszech czasów. Piłkarz nie wystarczy, że
dobrze gra, tak jak Cruyf, czy Zidane. On musi
czarować, a poza tymi trzema piłkarzami nikt tego
nie umiał, no może Ronaldo, ale jego kariera
skończyła się nagle w finale MS 98. Śmieszy mnie
jak zachwycają się messim, ale to widać ludzi albo
bardzo młodzi, albo ze słabą pamięcią.

Mirosław (gość) - 6 lat temu

Ja też nie mogę tego odzalowac chyba wtedy by Francja dostała banki

Najnowsze