Futbol jest wielki: Najstarszy włoski mistrz


Mimo najszczerszych chęci, człowiek nie zatrzyma czasu. Nadal będzie on płynąć, powodując starzenie się i wyznaczając granice sportowych karier. Najczęściej piłkarskie buty zawiesza się na kołku w wieku 35-38 lat. Granica ta jest nieco wyższa dla bramkarzy. Wiek jednak nie stanowi przeszkody w zdobywaniu najwyższych laurów, a przede wszystkim realizacji marzeń. Gdyby nie ogromna siła, wola walki i hart ducha, nie moglibyśmy dzisiaj podziwiać historii pewnego wytrwałego Włocha.


Udostępnij na Udostępnij na

Drużyny pochodzące z Półwyspu Apenińskiego od zawsze słynęły ze świetnej obrony. Za wybornie prezentującymi defensorami nieprzerwanie stał solidny, pewny i skuteczny bramkarz. Golkiperzy z kraju obecnych mistrzów świata nie od dziś zaliczają się do ścisłej czołówki zawodników na tej pozycji na całym globie. Jednym tchem możemy wymienić takich specjalistów, jak Gianluca Pagliuca, Luca Marchegianni, Angelo Peruzzi, Francesco Toldo czy wspaniały Gianluigi Buffon. Żaden z nich jednak nie nosi miana najlepszego portiere (wł. bramkarz) w historii swojego kraju. Ono jeszcze przez długi czas zarezerwowane będzie dla wspaniałego Dino Zoffa.

Urodził się on 28 lutego 1942 roku w Mariano del Friuli. Od najmłodszych lat pasjonował się futbolem, chcąc czerpać z niego jak najwięcej radości. Jednak jego sportowa kariera nie zaczęła się dla niego zbyt pomyślnie. Kiedy miał 14 lat, wydawało się, że drzwi do niej stoją przed nim otworem. Młodziutki Dino przebywał na testach w najznakomitszych klubach swojego kraju – Juventusie Turyn i Interze Mediolan. Jednak w żadnym z nich nie znalazł zatrudnienia. W obu nie zdecydowano się na podpisanie z nim kontraktu ze względu na jego niski wzrost. Zoff jednak nie dał za wygraną. W parciu do przodu pomogły mu przede wszystkim hormony. W ciągu pięciu lat urósł aż o 33 centymetry. W 1961 roku został graczem Udinese Calcio, w którego barwach zadebiutował w Serie A. Swojego pierwszego profesjonalnego sezonu utalentowany golkiper nie wspominał jednak miło. W ciągu całych rozgrywek udało mu się zaliczyć zaledwie cztery występy w lidze. Ponadto jego drużyna zajęła w tabeli ostatnie, 18. miejsce i została relegowana do Serie B. Tam zaczynający swoją sportową przygodę portiere pokazał się z bardzo dobrej strony. Na szczęście jego postawa nie została niezauważona. Po roku przerwy powrócił on do najwyższej klasy rozgrywkowej we Włoszech, lecz tym razem jako gracz Mantovy.

Jego nowy klub nie zaliczał się do głównych sił na Półwyspie Apenińskim. Ambicją drużyny z Manuti nie była walka o mistrzostwo, ale o utrzymanie się w elicie. W pierwszym sezonie pobytu Zoffa na Stadio Danilo Martelli jego ekipa zajęła dopiero 12. miejsce. W następnym Dino musiał przeżyć kolejne przykre doświadczenie. W trwającej cztery lata karierze już po raz drugi znalazł się na ostatnim miejscu w Serie A i został zdegradowany do odpowiednika dzisiejszej polskiej I ligi. Tam jednak on i jego koledzy z boiska przebywali zaledwie rok. Po powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej we Włoszech od razu zanotowali dobry rezultat, plasując się w końcowym rozrachunku na dziewiątej pozycji. Bardzo duży udział w uzyskaniu takiego wyniku miał bramkarz, który, dzięki swojej świetnej postawie, uzyskał sportowy awans. Docenili go szefowie jednej z najbardziej liczących się ówcześnie sił na Półwyspie Apenińskim, SSC Napoli, którzy zdecydowali się na sprowadzenie go do stolicy Kampanii.

Po zasileniu zespołu z Neapolu 25-letni portiere nie musiał długo czekać na sukces. Już w swoim pierwszym sezonie pobytu na Stadio San Poalo „Partenopei” z nim w bramce wywalczyli wicemistrzostwo kraju. Dodatkowo Zoff zwrócił na siebie uwagę Ferruccio Vacareggiego, ówczesnego selekcjonera reprezentacji Włoch. Gra Dino spodobała mu się na tyle, że zabrał go na trzeci w historii turniej o mistrzostwo Starego Kontynentu. Zadebiutował on w wygranym przez „Squadra Azzurra” ćwierćfinałowym dwumeczu z Bułgarią. W półfinale „Błękitni” trafili na mocną ekipę Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Przez cały mecz i dogrywkę żaden z bramkarzy nie skapitulował. O awansie do ostatecznego starcia zadecydowało losowanie rozstrzygnięte na korzyść podopiecznych Vacareggiego. W potyczce o złoty medal już czekała Jugosławia. Piłkarze z Bałkanów dominowali przez cały mecz, a od 39. minuty prowadzili po trafieniu Dragana Dżajicia. Jednak w końcówce Włosi bardzo szczęśliwie wyrównali dzięki Angelo Domenghiniemu. W dogrywce bramki nie padły, więc mecz został powtórzony. W drugim podejściu piłkarze z Półwyspu Apenińskiego nie dali rywalom szans, szybko strzelili dwa dole, zdobywając mistrzostwo Europy.

W następnych sezonach Napoli i Zoffowi nie wiodło się już tak dobrze. Neapolitańczycy ukończyli kolejne dwa sezony na siódmym i szóstym miejscu. Odbiło się to także na formie bramkarza i jego pozycji w oczach Vacareggiego. Ten zabrał Dino na mistrzostwa świata do Meksyku, ale funkcję pierwszego golkipera powierzył Enrico Albertosiemu. Włosi wygrali grupę po zwycięstwie 1:0 nad Szwecją oraz bezbramkowych remisach z Urugwajem i Izraelem. W ćwierćfinale udało im się pokonać 4:1 gospodarzy, a w półfinale po dogrywce 4:3 wyeliminować silnych Niemców. W ostatnim meczu turnieju czekała jednak Brazylia ze słynnym Pele, która rozstrzelała zespół z Europy 4:1.

Po zdobyciu z Napoli trzeciego miejsca w sezonie 1970/71 „Partenopei” uplasowali się w kolejnym dopiero na dziewiątej pozycji. Nie przeszkodziło to Zoffowi w wykonaniu kolejnego kroku w przód w swojej karierze. Po zakończeniu rozgrywek 1971/72 dołączył do ówczesnego mistrza Włoch – Juventusu Turyn. Wystarczył rok gry w barwach „Bianconerich”, by Dino zdobył swój pierwszy czempionat kraju. W kolejnym nie udało się go zawodnikom z Piemontu obronić. Wicemistrz świata stał się wtedy zdecydowanie najlepszym golkiperem na całym Półwyspie Apenińskim. Z łatwością wygrał rywalizację o bluzę z numerem jeden „Squadra Azzurra” podczas mistrzostw świata w Niemczech. Tam jednak Włosi zdecydowanie zawiedli. Gracze Vacareggiego pokonali 3:1 Haiti, zremisowali 1:1 z Argentyną, a awans przegrali, ulegając 1:2 Polsce po pięknych bramkach Andrzeja Szarmacha i Roberta Gadochy.

Bohater niniejszego tekstu wrócił bardzo niezadowolony z Niemieckiej Republiki Federalnej. Po wicemistrzostwie świata przed czterema laty, w którym nie miał udziału, bardzo chciał zakończyć turniej na pierwszym miejscu. Zoff liczył wtedy 32 wiosny. Wydawało się, że najlepsze lata ma już zdecydowanie za sobą, a w najbliższym czasie będzie kończył sportową karierę. Jednak się nie poddał. Wydatnie przyczynił się do zdobycia przez Juventus czempionatu w sezonie 1974/75. W kolejnym roku, ku złości „Bianconerich”, oddali oni tytuł lokalnemu rywalowi – Torino.

Następne rozgrywki przyniosły „Starej Damie” sukces międzynarodowy. Jako że zajęli w lidze drugie miejsce, przystąpili do Pucharu UEFA. W pierwszych dwóch rundach gracze z Turynu musieli zmierzyć się z teamami z Manchesteru. Jednak poradzili sobie zarówno z City, jak i z United. W trzeciej fazie rozgrywek wyeliminowali Szachtara Donieck, w ćwierćfinale uporali się z 1.FC Magdeburg, a w półfinale bez większych problemów odprawili z kwitkiem AEK Ateny. W starciu o trofeum zmierzyli się z Athletic Bilbao. Pierwszy mecz na Stadio Delle Alpi nie ułożył się po myśli klubu ze stolicy Piemontu. Hiszpanie wywieźli stamtąd zwycięstwo 1:0. Jednak podopieczni Giovanniego Trapattoniego nie poddali się, pojechali do Baskonii w bojowych nastrojach i dzięki wygranej 2:1 i większej liczbie goli na wyjeździe zdobyli Puchar UEFA, a Dino Zoff swoje pierwsze i zarazem jedyne międzynarodowe klubowe trofeum. Ponadto „Starej Damie” udało się do tego sukcesu dorzucić także krajowy czempionat.

Rok później Juventus znowu nie miał sobie równych w lidze. Dzięki temu Dino po raz pierwszy w swojej piłkarskiej karierze dwukrotnie z rzędu znalazł się na szczycie tabeli Serie A. Choć miał na liczniku już 36 lat, nikt nie miał żadnych wątpliwości, kto będzie bronić włoskiej bramki na mistrzostwach świata w Argentynie. W pierwszej fazie grupowej gracze z Półwyspu Apenińskiego łatwo pokonali 2:1 Francję, 3:1 Węgry i 1:0 Argentynę. Z pierwszego miejsca awansowali do drugiej rundy grupowej. Tam zremisowali 0:0 z NRF, wygrali 1:0 z Austrią, lecz porażka 1:2 z Holandią spowodowała, że nie awansowali do finału. W meczu o trzecie miejsce starli się z Brazylią i podobnie jak w konfrontacji osiem lat wcześniej, ulegli zawodnikom z kraju kawy.

Kolejny mundial zakończył się dla Zoffa porażką. Jego marzenie o zdobyciu złotego medalu podczas największej piłkarskiej imprezy na świecie pozostało niespełnione. Większość piłkarzy po takim turnieju, jak ten w Argentynie, zapewne zakończyłaby karierę. Włoski bramkarz tymczasem się nie poddał i nie zamierzał opuszczać zielonej murawy. Postanowił jeszcze raz spróbować zrealizować swój cel – zostać mistrzem świata. Nie było to łatwe wyzwanie. Portiere miał już 36 lat i istniało duże prawdopodobieństwo, że nie pojedzie na następny mundial lub zostanie zabrany jako dubler. Chęć spełnienia marzenia była w nim tak silna, że pchała go do jeszcze cięższej pracy. Pomimo zaawansowanego, jak na sportowca, wieku nadal utrzymywał bardzo wysoką formę.

W sezonie po turnieju w Argentynie jemu i Juventusowi udało się wywalczyć zaledwie trzecie miejsce w Serie A. Niepowodzenie w lidze powetowali sobie krajowym pucharem. Kolejne rozgrywki zakończyli jako wicemistrzowie Włoch. Zoff jednak nie dał wygryźć się z pierwszego składu „Squadra Azzurra”, której był kapitanem. W 1980 roku Półwysep Apeniński okazał się gospodarzem czempionatu Starego Kontynentu. Miejscowi kibice liczyli na powtórzenie sukcesu sprzed 12 lat. Ich pupile znowu zawiedli. W grupie poradzili sobie przeciętnie: zremisowali 0:0 z Hiszpanią, pokonali 1:0 Anglików, a bezbramkowy remis z Belgią okazał się ich gwoździem do trumny. Drugie miejsce w grupie dało im możliwość gry jedynie o brązowy medal, który przegrali po rzutach karnych z Czechosłowacją. Kolejna wielka piłkarska impreza zakończyła się dla Dino porażką. Ten jednak miał w perspektywie mundial w Hiszpanii i chęć wygrania go determinowała bramkarza do ciężkiej pracy.

38-letni Zoff nadal utrzymywał wysoką formę. Żaden z golkiperów Juventusu nie miał szans wygrania z nim rywalizacji o miejsce w bramce „Bianconerich”. Choć miał coraz więcej na liczniku, nadal prezentował się wyśmienicie. Okres między Euro 1980 we Włoszech i mundialem 1982 w Hiszpanii turyńczycy dwa razy zakończyli jako najlepsza drużyna Italii. Gdy bohater niniejszego tekstu po raz szósty i ostatni zdobywał czempionat swojego kraju, miał świadomość, że jeżeli teraz nie wróci do domu ze złotym medalem mistrzostw świata, nie zrobi tego już nigdy. „Azzurri” zaczęli ten turniej bardzo niemrawo. Awansowali do kolejnej fazy turnieju, choć w pierwszej zdobyli zaledwie trzy punkty, zaliczając remisy 0:0 z Polską oraz po 1:1 z Peru i Kamerunem. W drugiej rundzie trafili do grupy śmierci, w której znalazły się także Argentyna i Brazylia. Włosi pokazali tam pełnię swoich możliwości. Najpierw uporali się 2:1 z „Albicelestes”, a potem z nawiązką zrewanżowali się „Canarinhos”, pokonując ich 3:2 dzięki hat-trickowi Paolo Rossiego i eliminując z dalszych gier. Bohater tego starcia zapewnił również swojej drużynie zwycięstwo 2:0 nad Polską w półfinale, zdobywając oba gole. W finale zespół prowadzony przez Enzo Bearzota zmierzył się z Niemcami. Choć za faworytów uważano naszych zachodnich sąsiadów, stać ich było jedynie na strzelenie honorowej bramki. Gracze Italii nie dali swoim przeciwnikom absolutnie żadnych szans, aplikując im trzy bramki. Radość Dino Zoffa po ostatnim gwizdku sędziego Arnaldo Cesara Ceolho była nie do opisania. Po wielu latach starań portiere spełnił swoje marzenie i został mistrzem świata. Ponadto zapisał się w historii mundiali jako najstarszy piłkarz, który tego dokonał. W chwili triumfu miał 40 lat, pięć miesięcy i 13 dni.

Rok później Juventus zakończył rozgrywki Serie A na drugim miejscu. Był to ostatni sezon „Bianconerich” z ich wspaniałym bramkarzem w składzie. Po długiej karierze i wielu znakomitych meczach wielki Dino Zoff zdecydował się zawiesić piłkarskie buty na kołku. Nie rozstał się jednak z futbolem. Spróbował swoich sił również jako trener. Jednak w tej części sportowego rzemiosła nie radził już sobie tak dobrze, jak na boisku. W swoim najlepszym sezonie zdobył z Juventusem Turyn Puchar Włoch i Puchar UEFA. W 1998 roku został selekcjonerem reprezentacji swojego kraju, z którą wziął udział w Euro 2000. Włosi przez turniej szli jak burza. W rundzie grupowej pokonali kolejno 2:1 Turcję, 2:0 Belgię i 2:1 Szwecję, by w ćwierćfinale odprawić 2:0 Rumunów. W półfinale z Holandią mieli dużo szczęścia („Pomarańczowi” nie wykorzystali w czasie meczu dwóch rzutów karnych), ale pokonali ją po konkursie jedenastek. W finale na widelcu mieli Francuzów, ale ci w końcówce wyrównali i wygrali dzięki złotej bramce Davida Trezeguet.

Chociaż kariera piłkarska Dino Zoffa nie jest bogata, jak chociażby Lwa Jaszyna, warta jest przekazywania. Hart ducha, wola walki i niezwykła determinacja pozwoliły Włochowi na spełnienie marzenia – zdobycie mistrzostwa świata. Ponadto sześć razy został mistrzem kraju, raz zdobył jego puchar, a raz wygrał Puchar UEFA. Należą do niego dwa rekordy. Został najstarszym piłkarzem, który wygrał mundial.W latach 1972-74 w meczach reprezentacji nie puścił gola przez 1142 minuty. IFFHS sklasyfikowała go na trzecim miejscu spośród bramkarzy XX wieku po Lwie Jaszynie i Gordonie Banksie. Czego uczy nas jego historia? Warto mieć marzenia i warto dążyć do tego, żeby je spełnić. W końcu jego kariera jest najlepszym dowodem na to, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Komentarze
~t_78 (gość) - 16 lat temu

Futbol jest wielki...
Ale facet który ustawiał meczu już chyba nie
bardzo...?
Temu sprzedawczykowi tuż przed mistrzostwami
skończyła się 2letnia kara za kupczenie meczami...
To ma być gwiazda?
następny artykuł poproszę o Nicińskim...

Najnowsze