Wcale nie trzeba sięgać wzrokiem za oceany, by znaleźć wielką futbolową gwiazdę. I w Polsce były wielkie piłkarskie autorytety, o których jakże często dziś zapominamy. Brazylijczycy mieli bowiem kiedyś Pelego, Holendrzy Cruijffa, Anglicy Bobby'ego Moore'a, a Polacy Kazimierza Deynę. "Kaka", jak nazywali go kibice, do dziś jest niedoścignionym wzorem dla wielu młodych piłkarzy, a lata gry Deyny w kadrze narodowej, to czas największych sukcesów reprezentacji Polski.
Starogard Gdański. To tu 23 października 1947 roku na świat przyszedł Kazimierz Deyna. Deynowie nie byli Kaszubami, choć miejsce zamieszkania mogło na to wskazywać, byli jednak Kociewiakami. Nazwisko rodowe przyszłego reprezentanta Polski brzmiało Deja, lecz pradziadek głównego bohatera tego tekstu, ze strachu przed więzieniami dopisał do nazwiska litery „y” i „n”. Dwa lata po wojnie urodził się więc przyszły wielki piłkarz reprezentacji Polski.

Kaziu Deyna od dzieciństwa kochał piłkę. W okrutnej powojennej rzeczywistości to futbol był dla dzieci jedną z nielicznych przyjemności wśród biedy i niedostatku. W wieku 11 lat utalentowany młody chłopiec zapisał się do szkółki przy klubie Włókniarz Starogard Gdański. Tam grał do 19-tego roku życia, przechodząc z biegiem czasu do coraz wyższych sekcji gdańskiego klubu. W roku 1966 zainteresował się nim ŁKS Łódź (za poleceniem komunistów od 1949 roku oficjalna nazwa brzmiała Włókniarz Łódź).
Deyna rozpoczyna wielką karierę
Choć o młodego piłkarza starały się też pobliskie Lechia Gdańsk i Arka Gdynia, to ten za poręczeniem trenera rezerw ŁKS-u i byłego reprezentanta Polski Leszka Jezierskiego trafił przed sezonem 1966/67 do Łodzi. W pierwszym meczu rezerw łódzkiej drużyny z udziałem Deyny przeciwko Włókniarzowi Białystok, zwany później „Generałem”, Deyna strzelił pięć goli. Zaraz dostrzegł go trener pierwszej drużyny Longin Janeczek i już w kolejnym meczu Deyna zagrał w podstawowym składzie ŁKS-u. Co ciekawe, był to ostatni mecz popularnego „Kaki” w tym klubie…
Mierzący 180 cm napastnik, grający czasem również jako ofensywny pomocnik, trafił wtedy do klubu, z którym nierozerwalnie łączy się jego piłkarska kariera, klubu, z którym kojarzony jest do dziś – Legii Warszawa. W stołecznej ekipie grał przez kolejne 13 lat.
Samo przejście Deyny do ekipy z Warszawy było jednak nietypowe. Od dawna bowiem młody piłkarz, który był poborowym, nie stawiał się na wezwania do armii. Warto pamiętać, że Legia była wtedy klubem wojskowym, zarządzanym przez żołnierzy. Ówczesny gen. Zygmunt Huszcza, prezes Centralnego Wojskowego Klubu Sportowego „Legia” Warszawa, zaproponował trenerowi ŁKS-u w zamian za brak powołań do armii kilku piłkarzy łódzkiego klubu, sprowadzenie do Warszawy Deyny. W Łodzi zgodzili się na to i tak też Kazimierz Deyna na trwałe związał swe życie z „Wojskowymi”.
Genialny piłkarz
Choć początkowo „Kaka” grał w ataku z Robertem Gadochą, to jednak z biegiem czasu zaczęto stawiać go w pomocy. Jak się okazało, 20-letni piłkarz tam sprawdzał się najlepiej. „Kaz” imponował techniką, świetnymi i dokładnymi podaniami, rewelacyjnym dryblingiem. Nie był to jednak „zwykły” drybling – on po prostu czarował piłką. Ci, którzy mieli okazję widzieć jego sztuczki techniczne na żywo, niejednokrotnie mówili, że triki Davida Beckhama czy Cristino Ronaldo do zwodów „Generała” nawet się nie umywają. Potrafił bez opanowania piłki z zegarmistrzowską precyzją podać na dużą odległość do partnera ustawionego optymalnie, a zarazem w miejscu dla przeciwników nieoczekiwanym. Takim jednym zagraniem błyskawicznie zmieniał układ sił na boisku, jak mówią fachowcy: „odwracał grę”. Lepiej w tamtych czasach nie potrafił czynić tego chyba nikt na świecie.

Kiedy minęło sześć ostatnich minut w meczu pucharowym Saint Etienne – Legia (0:1), Stade Geoffrey Guichard zamarł. Reporter radia RTL powiedział tylko: – Nie byłem na Maracanie, kiedy w finale mistrzostw świata Urugwaj wygrywał z Brazylią, ale teraz już wiem jak wyglądała tam żałoba. Ja to teraz widzę przed sobą. Czapki z głów przed Polakami. Miejmy odwagę powiedzieć, że byli lepsi. I zapamiętajmy nazwisko – Casimir Deyna. Kiedyś będziemy dumni z tego, że grał na naszym stadionie.
Deyna – najlepszy polski piłkarz XX wieku:
Deyna rozkochał w sobie wszystkich kibiców Legii. Nazwano go największym piłkarzem XX wieku. Mówiono wtedy Legia, myślano Deyna. Myślano Deyna, mówiono Legia. „Kaz” był wtedy największym bohaterem „Wojskowych”, jedną z najbardziej charakterystycznych postaci w Warszawie. Z Legią Deyna zdobył dwukrotnie tytuł mistrza Polski (1969, 1970) i Puchar Polski (1973). „Generał” rozegrał w niej 304 mecze, strzelając dla klubu 94 gole; w obu klasyfikacjach ustąpił tylko starszemu klubowemu koledze Lucjanowi Brychczemu.
Reprezentacja Polski
Kazimierz Deyna to też wybitny reprezentant Polski. W kadrze narodowej grał w latach 1968-1978. 103 razy wystąpił w reprezentacji Polski; 97 razy w oficjalnych spotkaniach. Debiutował 24 kwietnia 1968 r. w meczu z Turcją (8:1) i wtedy jeszcze nie strzelił gola. Rok później (20.04.1969) w obfitującym także w bramki meczu z Luksemburgiem strzelił „swoje” dwa gole. Ogółem dla zespołu biało-czerwonych zdobył ich 45.
Deyna w 1972 roku na niezapomnianych Igrzyskach Olimpijskich w Monachium zdobył z reprezentacją Polski złoty medal. Był mózgiem drużyny prowadzonej przez Kazimierza Górskiego. Jego dwa gole przesądziły o wygranej w finałowym meczu turnieju olimpijskiego z Węgrami (2:1), choć to przeciwnicy prowadzili w tym spotkaniu. Deyna był rozgrywającym zespołu narodowego, a został królem strzelców igrzysk – 9 goli. Zasłynął silnymi i celnymi strzałami z dystansu. Szczególnie warte uwagi są dwa gole „Kaki” w finale olimpijskim (drugi niemal z linii końcowej boiska!).

W 1974 roku Deyna grał jako kapitan ma MŚ w Republice Federalnej Niemiec. Jego sławne, podkręcane „rogale” sprawiały kłopoty najlepszym bramkarzom na świecie. W meczu grupowym MŚ ’74 w Stuttgarcie z Włochami, słynny Dino Zoff nie miał szans przy jego strzale z dystansu, po precyzyjnym podaniu Henryka Kasperczaka. Strzał był tak silny, że rozleciał się „adidas” Deyny…, a Włosi, wówczas wicemistrzowie świata, „wylecieli” z turnieju. Polacy ostatecznie zajęli trzecie miejsce, przegrywając w słynnym „Meczu na wodzie” z gospodarzami turnieju 0:1. W spotkaniu o trzecie miejsce pokonaliśmy Brazylię. Królem strzelców niezapomnianego turnieju został Grzegorz Lato z siedmioma golami na koncie. To wtedy niemieccy dziennikarze nazwali Deynę „Generałem”…
Dwa lata później Polacy na Igrzyskach w Montrealu zajęli drugie miejsce. To był jednak koniec sukcesów Deyny w reprezentacji.
Choć można by pomyśleć, że powinien być idolem wszystkich ówczesnych obywateli naszego kraju, to niestety za grę w Legii znienawidziły go rzesze Polaków. Doszło nawet do tego, że podczas meczów reprezentacji Polski rozgrywanych na Stadionie Śląskim największe gwizdy rozlegały się, gdy przy piłce był… Deyna.
W kolejnych eliminacjach do MŚ Kazimierz Deyna strzelił Portugalii gola bezpośrednio z rzutu rożnego. Dzięki tej bramce w Chorzowie, Polska zajęła pierwsze miejsce w grupie i awansowała, lecz tym razem wbrew oczekiwaniom furory na turnieju nie zrobiła. Na tych mistrzostwach Deyna zagrał też ostatni oficjalny mecz w reprezentacji. Miało to miejsce 21 czerwca 1978 roku. Polska przegrała z Brazylią 1:3.
Gol z rzutu rożnego:
Fenomen
Deyna, jako pierwszy polski piłkarz, zajął 3. miejsce (za Holendrem Johanem Cruyffem i Niemcem Franzem Beckenbauerem) w plebiscycie tygodnika „France Football” za rok 1974 (w 1972 r. był 6).
Deyna został nawet odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Był tak popularny, że zaangażowano go do filmu Johna Hustona „Ucieczka do zwycięstwa” („Victory”), w którym zagrał obok takich sław piłki nożnej, jak Brazylijczyk Pele i Robert Moore z Anglii. Akcja tego dramatu z 1981 roku rozgrywa się w niemieckim obozie jenieckim. Znawcy faszystowskiej propagandy organizują tam mecz piłki nożnej.

W listopadzie 1978 roku Kazimierz Deyna trafił do angielskiego Manchesteru City. Prezes klubu (Peter Swales) zapłacił za najlepszego polskiego rozgrywającego 110.000 funtów. Polak Anglii jednak nie podbił. Podczas trzech lat gry w Manchesterze w 41 meczach strzelił 13 bramek.
Pożegnalny mecz Deyny (Legia vs. Manchester):
Pożegnanie
Deyna karierę kończył karierę w USA, w San Diego Sockers (81-88) i Tijuana Legends (88-89). 1 września 1989 zginął w wypadku samochodowym w USA. Pochowany jest na cmentarzu El Camino Memorial Park w San Diego.
Kazimierz Deyna – legenda futbolu, wielki piłkarz, niesamowity, bo z jednej strony prosty i skromny, z drugiej nietuzinkowy, człowiek. Dziś, pomimo upływu lat, jakże często krytykowany przez oponentów Legii. Futbol powinien łączyć, nie dzielić. Deyna dla polskiej piłki miał niesamowite zasługi, szkoda tylko, że tak często pseudo-fani, zawistni maniacy, którym tak wiele to miana prawdziwych kibiców brakuje, potrafią mieszać z błotem prawdziwe legendy polskiego futbolu. Polacy, jak zwykle zresztą, nie dostrzegają tego, co mają. O „Generale” zawsze trzeba jednak pamiętać. I temu między innymi ma służyć ten tekst. Ku pamięci prawdziwego bohatera!
„Cudze chwalicie, swego nie znacie”. W myśl tego przysłowia dziś w cyklu „Futbol jest wielki” było o Polaku – Kazimierzu Deynie. Nie musimy bowiem wcale patrzeć gdzieś daleko za ocean, szukając piłkarskich bohaterów, autorytetów i przykładów w innych krajach. I u nas, na polskim podwórku, byli piłkarze, których dziś warto naśladować. Bo Polski futbol również ma piękną historię, a właśnie dziś, i może szczególnie dziś, kiedy mówimy, że i liga, i reprezentacja nie grają na zadowalającym nas poziomie, warto spojrzeć w przeszłość. Mamy bowiem od kogo uczyć się i kogo naśladować. Bo futbol jest wielki. I wierzę, że właśnie ten wielki futbol do kraju nad Wisłą jeszcze powróci!
kolejny swietny tekst futbol jest wielki!!! brawo dla
was za ten cykl. A sam pilkarz na prawde super!
Deyna to moim zdaniem najlepszy polski pilkarz lat
70-tych i nie tylko nie powinno sie o nim zle mowic
tylko dlatego ze gral w Legii Ale zato jak gral
powinno sie go zawsze szanowac....Wielki Pilkarz
Pomyślec że mógł podbic Europę gdyby nie idiotyczny
przepis ówczesnych władz, pozwający Polskim piłkarzom
na wyjazd do zagranicznych (a może raczej zachodnich)
klubów po ukończeniu 30 roku życia. A chciał go
Manchester United... Tak system i propaganda zamknęły
mu drogę do prawdziwych sukcesów i sławy, przez co
musiał zadowolic się jedynie krajowymi trofeami i
uwielbieniem kibiców. Warto jeszcze dodac że w
pamiętnym meczu z Portugalią w ramach kwalifikacji do
Mistrzostw Świata w Argentynie, gdy Deyna strzelił
bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego, cały stadion od
pierwszego gwizdka sędziego wygwizdywał strzelca
bramki niemiłosiernie. Powodem tego był fakt, iż
spotkanie rozgrywane było w Chorzowie, a tamtejsi
kibice Ruchu nie przepadali za stołeczną Legią,
której zawodnikiem był wówczas "generał" i w ten
sposób chcieli wyrazic swoją dezaprobatę. Zrobili to
na tyle skutecznie, że kapitan biało-czerwonych
oburzony tym zajściem, po zakończeniu meczu
oświadczył, że po raz ostatni wystąpił w
reprezentacji przed Polską publicznością. Słowa
dotrzymał, a gdyby nie bezmyśnośc Chorzowskich fanów
pewnie jeszcze parę lat grałby z orłem na
koszulce.
Na Mundialu w Argentynie w meczu z gospodarzami
imprezy był też sprawcą niemałej sensacji (oczywiście
na skalę krajową) Otóż w tym spotkaniu nieomylny do
tego momentu 31-letni wówczas Deyna po raz pierwszy w
swojej karierze nie wykorzystał rzutu karnego.
Krążyły słuchy że po feralnym incydencie w Chorzowie,
Polak nie potrafił znaleźc w sobie chęci i motywacji
do gry dla reprezentacji.
Ciekawy pomysł autora felietonu, aby przedstawic
bliżej sylwetkę Polskiego piłkarza, który przez
tragiczną śmierc 20 lat temu staje się w kraju coraz
bardziej zapominany. O ile starsi kibice (w tym mój
ojciec) wciąż go pamiętają i podziwiają, o tyle już
współczesne pokolenie ma mgliste pojęcie o skali
talentu, jaki posiadał ten piłkarz.
Jak zwykle brawo za rzeczową treśc tekstu, choc tym
razem zostały pominięte dośc istotne momenty i
zdarzenia w karierze Kazia Deyny, więc ośmieliłem się
dodac co nieco od siebie. :) Pozdrawiam.
Nie rusz Kazika, bo zginiesz...
Pamiętam(sorki jestem za młody-widziałem) jak Ci
DEBILE Kormele gwizdali na śląskim gdy DEYNA zdobywał
bramkę bezpośrednio z kornera... bodajże z
Portugalią... BYŁ WIELKI !!!
Pamiętam(sorki jestem za młody-widziałem) jak Ci
DEBILE Kormele gwizdali na śląskim gdy DEYNA zdobywał
bramkę bezpośrednio z kornera... bodajże z
Portugalią... BYŁ WIELKI !!!
Najpierw napisałem... później napisałem...
Dziękuję, gdyż ostatnio krytykowałem was iż skupiacie
sie na ameryce... Wilimowskiego tez warto byłoby
opisać...
Najpierw napisałem... później napisałem...
Dziękuję, gdyż ostatnio krytykowałem was iż skupiacie
sie na ameryce... Wilimowskiego tez warto byłoby
opisać...
Najpierw napisałem... później napisałem...
Dziękuję, gdyż ostatnio krytykowałem was iż skupiacie
sie na ameryce... Wilimowskiego tez warto byłoby
opisać...
BRAWO !!!!!!!!!!!
Choc go nie było mie na świecie jak grał to i tak
jest dla mnie wzorem. DZIEKIK KAZIU
"Tam grał do 19-tego roku życia, przechodząc z
biegiem czasu do coraz wyższych sekcji gdańskiego
klubu. " TO BYL STAROGARDZKI KLUB !!!!!!!!!! A NIE
GDANSKI
To jak go uwielbiali kibice POLSCY tak pisze to z
duzej litery po tym jak wspominam jego pozegnanie na
stadionie Legii gdzie jako Otwocczak .a tak sie to
pisze.zegnalem go wraz z KIBICAMI z calej Polski tak
z Warszawy jak i z Zabrza Sosnowca Szczecina i innych
miast tak docenia sie ludzi ktorzy dla pilki zrobili
cos na co bedziemy musieli jeszcze troche poczekac