Przed drugim meczem półfinałowym faworyt był niezaprzeczalnie jeden. Na papierze bowiem piłkarze wybitni mierzyli się z graczami niezłymi, w większości anonimowymi, którzy sprawili na turnieju kilka niespodzianek. Tak było z Chorwacją i Belgią w fazie grupowej, następnie z Hiszpanią, a na dodatek z Portugalią w ćwierćfinale. To sprawiło, że reprezentacja Maroka stała się największym czarnym koniem mistrzostw świata w Katarze. Ich drogę do finału kończy zaś Francja. Aktualny mistrz świata ma dzięki temu szansę na obronę tytułu w niedzielę. Jego dzisiejszym oponentom zostaje mecz o trzecie miejsce.
Francja pokonała Maroko. Spodziewane? Jednak tak. Piękny sen afrykańskiej drużyny kończy się w półfinale. „Trójkolorowi” wykorzystali wszystkie błędy rywala, a sami okazali się drużyną kompletną na każdej płaszczyźnie. W defensywie, w ofensywie i jako ogólny kolektyw po prostu rozegrali Maroko. Zorganizowane, ale nie na tyle, aby pokonać tak wielki zespół. Rozbieżność poziomowa uwypukliła się natomiast w wyniku. Pewnych rzeczy się po prostu nie przeskoczy.
#MAR zostawiło mnóstwo serca na boisku, ale to było za mało. Marokańczycy znaleźli swojego pierwszego pogromcę.#FRA wygrywa 2:0 i zagra w finale #Qatar2022. Staną oni przed szansą na obronę tytułu.#FRAMAR #FIFAWorldCup #Mundialove pic.twitter.com/5dMQztl22G
— iGol (@igolpl) December 14, 2022
Problemy Maroka
Przed meczem zdawaliśmy sobie sprawę, że nie wszyscy piłkarze reprezentacji Maroka byli w pełni dysponowani na to spotkanie. Najgłośniej mówiło się o Romainie Saissie i Jawadzie El Yamiqu, czyli o fundamentalnych postaciach w defensywie. Byli to prawdziwi liderzy formacji obronnej, toteż szczególnie przeciwko tak mocnemu arsenałowi był to niemały kłopot. I już od początku spotkania widać było, że Maroko popełnia wyjątkowo dużo błędów. Oczywiście dzięki samej Francji, która naciskała i wymuszała błędy, jak mogła. Pewne pokłady winy mogły natomiast wynikać z nieoptymalnej formy tych graczy. I faktycznie, było to w niektórych momentach widoczne. Chociażby przy okazji akcji bramkowej. Wówczas przez nieuwagę jednego z obrońców Kylian Mbappe otrzymał futbolówkę w dogodnej do strzału pozycji. Choć uderzenie mu nie wyszło, piłkę dobił Theo Hernandez.
THEO, 𝘤𝘦𝘪𝘯𝘵𝘶𝘳𝘦 𝘯𝘰𝘪𝘳𝘦, HERNANDEZ 🥋
🇫🇷1-0🇲🇦 | #FRAMAR | #FiersdetreBleus pic.twitter.com/YOgFsPobhv
— Equipe de France ⭐⭐ (@equipedefrance) December 14, 2022
Ogółem największym problemem Maroka w konfrontacji z Francją był brak tak kompletnych graczy, jak ci w niebieskich koszulkach. Raz po raz wspomniany wcześniej Mbappe, Giroud, czy Dembele sprawnie uciekali przed rywalem. I przewaga cały czas rosła. A wraz z nią otwierało się i musiało zaryzykować Maroko. Problem w tym, że ryzyko wiązało się z odsłonięciem. Afrykańczyków często ratowało szczęście, a nie faktyczne umiejętności neutralizacji. Ba, w większości sytuacjach niebezpieczeństwo było zażegnywane w dosłownie ostatniej chwili. Marokańczycy balansowali na bardzo cienkiej linie. Zupełnie inaczej niż na poprzednich etapach mistrzostw świata. Dwie szybkie zmiany nie są tu przypadkiem. Trener postawił źle.
Cisnęli, szukali, próbowali
Końcówka pierwszej połowy dała nadzieję na lepszą przyszłość dla reprezentacji Maroka. Mecz zaczął się od gola Hernandeza, a potem toczył się z nutką przewagi Francji. Ta zachowała pełny spokój aż do ok. 40 minuty spotkania. Dopiero wtedy Maroko się odpaliło i zaczęło wykorzystywać pojedyncze mankamenty w grze rywala. No i doszło do kilku sytuacji podbramkowych. I warto tu dodać, że Francja momentami również musiała liczyć na szczęście. Broniła się w wielu sytuacjach podobnie jak rywale – w ostatniej chwili. Raz na bok piłkę sparował Lloris, a innym razem zespół musiał ratować ostatni wycofany obrońca. Choć były to tylko momenty, przecież właśnie dzięki nim Marokańczycy unieszkodliwiali poprzednie ofiary. Bronili się, a w chwilach słabości rywala atakowali – i to jak skutecznie.
Niby mówi się, że o przegranych nikt nie pamięta, ale jak tu za 20 lat mamy zapomnieć o TAKIEJ drużynie Maroka?
To ile oni pokazali ambicji, piłkarze z trenerem i kibice będąc tam – to wszystko powoduje, że mieliśmy do czynienia w Katarze z wyjątkowym połączeniem ❤️💚 #FRAMAR pic.twitter.com/Nx8mfs7ioM
— Marcin Ziółkowski (@MrcinZiolkowski) December 14, 2022
Z Francją wyszli nieco bardziej ryzykownie niż wcześniej, ale to było spowodowane zapewne wynikiem. Większość sytuacji trudno było nazwać natomiast nawet sytuacjami – a to przez to, że były tłumione w zarodku. Tymi wspomnianymi chwilami pokazali jednak, że potrafią sprzeciwić się nawet potencjalnemu mistrzowi świata. Bez tremy, z determinacją – to naprawdę mogło się udać!
Francja nie poradziła sobie tak gładko
Francja nie odpuszczała, bo jej wynik 1:0 nie do końca pasował. „Trójkolorowi” nie byli pewni zwycięstwa, więc od początku dążyli do zabicia spotkania. Po kilku próbach dochodziło natomiast do odpowiedzi – dodać trzeba, że całkiem ambitnych i groźnych. Maroko pokazało, że ma szanse na odwrócenie wyniku, a z minuty na minutę podchodziło coraz wyżej. Jak na to reagowali mistrzowie świata z 2018 roku? A no tak, że dostępu do bramki musieli bronić zawodnicy, którzy rzadko kiedy wracają. Często było to paniczne wybicie bądź spektakularna obrona bramkarza. Francja miała wręcz szczęście, że nie straciła żadnej bramki. Było blisko. Jej piłkarze przegrywali raz za razem w fizycznych pojedynkach i długimi fragmentami byli słabszą stroną widowiska.
I ktoś serio jeszcze mówi, że Lloris broni w kadrze tylko za zasługi..
— Trójkolorowa Piłka (@Trojkolorowa_) December 14, 2022
Kolektywem we wszystkich momentach nie był może zespół sam w sobie, ale w głównej mierze jednak defensywa, zabijająca mecz, i robiąca to na tyle dobrze, że nie możemy mieć co do niej większych pretensji. Rywale oddali zaledwie dwa celne strzały w 90 minut, a nie ma w tym żadnego przypadku… Łatwo nie było, ale Francuzi bronili się fantastycznie. I w taki też sposób wygrali.
Francja w finale. Tam czeka Argentyna
Stało się! Francja po raz czwarty w historii zagra w finale mistrzostw świata! To już w niedzielę. „Trójkolorowi” staną przed szansą, aby zostać dopiero trzecim zespołem w historii, który obroni to trofeum. A szanse są duże. I nie chodzi tu o deprecjonowanie Argentyny. Oni w meczu z Chorwacją udowodnili, że jakości im w absolutnie żadnym stopniu nie brakuje. Argumentem przemawiającym zaś za Francją jest to, że o nich możemy powiedzieć właściwie to samo. Maroko postawiło dziś arcytrudne warunki. Piłkarze z Afryki byli groźni z przodu i nie dawali zbyt dużego pola do popisu gwiazdom francuskiej drużyny. Momentami zmuszało to „Trójkolorowych” do gry pragmatycznej i nudnej, ale jakże skutecznej. Gola strzelił Hernandez, a przypieczętował ich triumf Kolo Muani. Ostatecznie Francuzi nie wygrali może pewnie, natomiast w pełni zasłużenie.
O dobrej postawie Maroka warto, a nawet trzeba wspomnieć. „Lwy Atlasu” były jedynymi reprezentantami piłki afrykańskiej i nie zawiodły. Na przestrzeni turnieju pojawiały się różne zarzuty. A to nie umieją atakować, a to przechodzą dalej „na farcie”. I tak, było w tych awansach na pewno dużo szczęścia. Niczego jednak Maroku nie wolno odbierać. Piłkarze z Afryki byli skazywani na porażkę cały czas, a mimo wszystko grają aż tutaj. To nie jest tylko kwestia fuksa. Dla nich turniej wbrew pozorom się nie kończy. Zostaje im mecz o trzecie miejsce, w którym faworytami będą jednak Chorwaci. Maroka jednak ponownie skreślać NIE WOLNO! Byli o krok od finału i na przestrzeni całego turnieju grali genialnie przez wielkie G. Wygrywali już z lepszymi, więc czemu i z Chorwacją mieliby nie zaskoczyć? Zmierzyli się już z nimi na początku turnieju. Nie było rozstrzygnięcia, do którego tym razem dojdzie już za kilka dni.