Reprezentacja Francji nie bez trudu, lecz awansowała do przyszłorocznych mistrzostw świata w RPA. Gola otwierającego wynik zdobył Robbie Keane, a wyrównał dopiero w 104. minucie William Gallas. Bramka dla podopiecznych Raymonda Domenecha nie powinna zostać jednak zaliczona, bowiem wcześniej w umyślny sposób piłkę ręką zagrał Thierry Henry.
Środa to czas spotkań towarzyskich, lecz także rewanżowych meczów barażowych. W jednej z tych konfrontacji podopieczni Raymonda Domenecha podejmują na własnym terenie reprezentację Irlandii. W sobotniej potyczce to „Trójkolorowi” zwyciężyli, czym znacznie przybliżyli się do przyszłorocznego mundialu. „The Boys in Green” pokazali jednak, że ambicja i wola walki w rewanżu może zdziałać cuda. Tak miało być na terenie Francuzów.
Początek spotkania nie obfitował w sytuacje podbramkowe. Podobnie jak przed czterema dniami, tak i teraz inaugurujące fragmenty z obu stron były bardzo nerwowe. Gospodarze pod bramką Irlandii zawitali dopiero w dziesiątej minucie, lecz nie stworzyli sobie dogodnej okazji. Dopiero w 25. minucie gorąco zrobiło się w polu karnym „Trójkolorowych”. Błąd, wybijając futbolówkę głową, popełnił Sebastien Squillaci, a szykującego się do uderzenia z pięciu metrów Robbiego Keane’a w ostatniej chwili uprzedził Hugo Lloris. Słabo grający Francuzi zostali ukarani przez tego, który zapowiadał walkę do końca na terenie przeciwnika, a mianowicie Robbiego Keane’a. Świetną akcję lewym skrzydłem przeprowadził Damien Duff, który po dynamicznym wejściu w pole karne wyłożył, jak na tacy, piłkę napastnikowi Tottenhamu. Temu nie pozostało nic innego, jak skierować ją do bramki. Z pewnością była to ogromna niespodzianka, lecz Irlandczycy z przebiegu pierwszych 30 minut bardziej na gola zasłużyła niżeli „Trójkolorowi”.
Do przerwy rezultat nie uległ zmianie, a poważnych zagrożeń pod którąś z bramek mieliśmy jak na lekarstwo. Warto jednak powiedzieć, że Irlandczycy do szatni schodzili z wynikiem, na który w pełni zasłużyli. Francuzi nie potrafili zaś przełamać bardzo dobrze zorganizowanej defensywy gości. Z pewnością nie takiej premierowej odsłony spodziewali się kibice, którzy z nadzieją liczyli na lepsze drugie 45 minut. Po wznowieniu gry to Francuzi częściej atakowali, stwarzając coraz to groźniejsze akcje. W 61. minucie w arcytrudnej sytuacji rywala mógł postawić Damien Duff. Irlandczyk stanął oko w oko z Llorisem, lecz nie wytrzymał presji i jego strzał nie zatrzymał się w siatce „Trójkolorowych”, a w rękawicach golkipera.
Gospodarze próbowali na wszelkie sposoby strzelić upragnioną bramkę, jednak świetnie dysponowany tego dnia blok defensywny przyjezdnych rozbijał większość ataków przeciwnika. W 73. minucie powinno być już praktycznie po zawodach. W sytuacji sam na sam z bramkarzem francuskim stanął Robbie Keane. Irlandczyk jednak zamiast próbować uderzenia, zdecydował się minąć piłkarza Olympique Lyon. Kapitan „The Boys in Green” za daleko wypuścił sobie futbolówkę i nie był już w stanie skierować jej między słupki. Do końca meczu obie ekipy grały już ostrożnie, by nie utracić jakże cennej bramki. Mieliśmy zatem dogrywkę.
Dodatkowe 30 minut
W dodatkowym czasie gry obie jedenastki ustabilizowały swoją grę i spokojnie przeprowadzały akcje ofensywne. Nie mieliśmy wielu niebezpiecznych dla rywala sytuacji. W 98. minucie tę passę przełamać mógł Nicolas Anelka, który miał wyborną szansę do strzelenia wyrównującego gola. Francuz jednak postanowił w teatralny sposób przewrócić się w polu karnym i strzału nie oddał. W 104. minucie rezultat jednak się zmienił. „Trójkolorowi” zdołali wyrównać, lecz bramka została zdobyta nieprawidłowo i pozostawia mnóstwo kontrowersji. Po dośrodkowaniu w pole karne z rzutu wolnego już wydawał się być na spalonym jeden z piłkarzy gospodarzy. Futbolówkę przy końcowej linii otrzymał Henry, który w wyraźny sposób podał ją ręką do Williama Gallasa, a ten nie miał już problemów z trafieniem do pustej bramki.
To Francuzi ostatecznie awansują do przyszłorocznego mundialu. Po dobrym meczu na Wyspach u siebie zaprezentowali się słabo, lecz w dogrywce szalę zwycięstwa przechylili na swoją korzyść. Irlandczycy znów zagrali ambitnie i bardziej niż Francja zasłużyli na to, by w 2010 roku pojechać na Czarny Ląd.