Francja – Niemcy, kolejny epizod krwawej historii


Półfinał z historią w tle

7 lipca 2016 Francja – Niemcy, kolejny epizod krwawej historii

Hektolitry krwi wylanej na polach bitew. Setki kleksów postawionych na dyplomatycznych dokumentach. Tysiące ludzkich dramatów, burzliwych romansów, szpilek wbijanych raz po raz w zadki, czy to francuskie, czy niemieckie. A dziś cała ta rywalizacja, cała wielowiekowa tradycja starć tych dwóch nacji sprowadzi się do meczu. Ale nie byle jakiego. Do meczu, który znów, niczym wojenne potyczki, będzie elektryzował całą Europę. Mecz Francja – Niemcy, którego stawką będzie finał Euro 2016.


Udostępnij na Udostępnij na

Francja historycznie lepsza

Jednak nieznacznie to chyba nieodpowiednie słowo. Annały, zapiski, kroniki, stare, pożółkłe karty zakurzonych książek mówią, że na dziesięć spotkań francusko-niemieckich na zielonej murawie pięciokrotnie zwyciężali Francuzi, czterokrotnie tryumf odnosili Niemcy, a tylko raz wszyscy, solidarnie złożyli broń.

Warto jednak podkreślić, że większość spotkań, w których zwyciężali żabojadzi Trójkolorowi, to nic nie znaczące, nikogo nie interesujące, nieważkie, mecze towarzyskie. Takie mecze o pietruszkę, bez ewentualnych laurów czy medali. Czyli Francuzi dobrze czują się w starciach z Niemcami. Ale tylko, jak nie ma o co grać. Bo, gdy przychodzi do walki o stawkę, to…

Dumni Francuzi zamieniają się we Francuzików. Trzęsą im się nóżki, spodenki stają się mokre, zaczynają wydzielać niekoniecznie przyjemne zapachy. Kurczowo łapią się maminej spódnicy, szlochają, tulą się do swojego ukochanego misia.

W meczach rangi mistrzowskiej czterokrotnie dochodziło do takich starć i trzykrotnie to niemiecka kiełbasa dominowała nad francuskim ślimakiem. Tylko raz, w czasach, gdy Ziemia miała być jeszcze płaska, a szczytem technicznych osiągnięć było koło, czyli w roku 1958, Francja pokonała Niemców. Ale do dziś nie ustalono czy, aby na pewno, grano w piłkę nożną. Wynik 6:3 może wskazywać na kilka kijów, krążek i śmieszne kaski.

Replay w wersji niemieckiej?

Na ostatnim mundialu obie drużyny zmierzyły się w ćwierćfinale. Wtedy lepsi byli Niemcy, którzy wysłali Francuzów w podróż do domu. Zadecydowały, jak mawia klasyk ostatnich tygodni, detale, niuanse. Stały fragment gry – rzut wolny. Wrzutka Kroosa, Varane zdemolowany przez Hummelsa, główka ówczesnego defensora Borussi Dortmund. Lloris w bramce – obok piłka. Niemcy tryumfowali 1:0.

Francuscy kibice mogą się jednak pocieszać, w końcu Hummels w półfinale nie zagra, wyeliminowały go żółte kartki. Nie zagra także Varane, a więc dwóch bohaterów tamtego meczu, negatywny  i pozytywny (ocena w zależności od punktu siedzenia) będą się jedynie przypatrywać.

Piłkarskie Verdun?

Verdun. Miasto, a właściwie miasteczko. 20 000, takie Polkowice. Nie, nie znajdziemy lepszego porównania ludnościowego. Verdun polskimi Polkowicami. I nie wiemy, kto powinien się bardziej martwić tym porównaniem. Chyba jednak jego autor. A, to ja. No trudno, widać na górnolotne zdania przyjdzie jeszcze czas. Oby w tym życiu.

Wracając do tematu…

Historycznie miasto w północno-wschodniej części Francji to kolebka zarówno kraju położonego nad kanałem La Manche, jak i naszych zachodnich sąsiadów. To tam, w roku 843, między wnuków Karola Wielkiego, podzielono potężne Imperium Franków. Podział ten stał się fundamentem do powstania Francji. I Niemiec.

Miasto, które, na dobrą sprawę, można nazwać, dość umownie, za miejsce narodzin dwóch wielkich europejskich państw zostało splamione krwią niemieckich i francuskich żołnierzy. To tam miała miejsce najkrwawsza bitwa I wojny światowej.

Piekło Verdun – prawie milion ofiar. Trwająca blisko dziesięć miesięcy jatka. Rzeźnia, symbol okrucieństwa wojny okopowej. Wojny, na wyniszczenie.

Dlaczego o tym wspominamy? Bo miejscem takiej samej bitwy w okopach może stać się Stade Velodrome. Marsylia może stać się piłkarskim Verdun.

Okopią się – jedni i drudzy. Będą czekać. Na błąd, pomyłkę popełnioną nieopatrznie, przez jednego szeregowego, głupotę. Będą czekać, by ten błąd, by tę pomyłkę wykorzystać. Wykorzystać bezwzględnie, okrutnie, ostatecznie, nie dając szansy na ripostę.

Choć tak po prawdzie, jeśli mamy się trzymać historyczno-wojennego aspektu, to wolelibyśmy Blitzkrieg zamiast wojny okopowej.

Oby tylko Francuzi nie rzucili broni.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze