Jeśli wierzyć mediom, posada Quique Setiena wisi na włosku. Kluczowe w kwestii kwestii potencjalnego zwolnienia miało być między innymi starcie z Atletico. Wtorkowa rywalizacja na Camp Nou nie pozwoliła jednak nawet na chwilę odetchnąć sympatykom Barcelony. Oba zespoły podzieliły się bowiem punktami. Tym samym mistrzostwo kraju ucieka "Dumie Katalonii" w coraz szybszym tempie.
Starcia FC Barcelona z Atletico Madryt rozgrywane są od pierwszej połowy ubiegłego wieku. Dzisiejsza potyczka miała jednak znacznie większy wydźwięk niż zazwyczaj, szczególnie dla „Dumy Katalonii”, w wykonaniu której obecny sezon jest najgorszym od lat. Sytuacji nie poprawiają włodarze klubu, którzy zdecydowali się wymienić dobrze prosperującego Arthura na Miralema Pjanicia z Juventusu, co rozwścieczyło kibiców.
Rzeczywistość na Camp Nou wygląda naprawdę nieciekawie, a styczniowa zmiana trenera na zbyt wiele się nie zdała. Wystarczyło zaledwie kilka miesięcy, by zaczęto dyskutować o zwolnieniu Quique Setiena, który nie zdołał narzucić drużynie swojego unikatowego stylu. Według niektórych mediów Hiszpan miał nawet dostać ultimatum obejmujące dwa spotkania, w tym dzisiejsze z Atletico.
Oczywiście nie ma sytuacji bez wyjścia, o czym starał się przekonywać Gerard Pique. – Pamiętajcie jedno, jesteśmy Barceloną i to jeszcze nie koniec. Walka do końca jest częścią naszego DNA. We wtorek wszyscy idziemy razem – napisał Hiszpan w swoich mediach społecznościowych.
Recordeu una cosa, som el Barça i això encara no s’ha acabat. Lluitar fins al final forma part del nostre ADN. Cap ben alt i el dimarts, anirem a totes!
— Gerard Piqué (@3gerardpique) June 28, 2020
Dzisiejszy pojedynek Barcelony z Atletico jednak zapowiadał się interesująco jeszcze z kilku innych powodów.
Pojedynek dwóch geniuszy bramkarskiego rzemiosła
Oba zespoły, które przystąpiły do hitu na Camp Nou, mogą pochwalić się wybitnymi bramkarzami. I choć obecny sezon w wykonaniu Jana Oblaka i Marca-Andre ter Stegena jest dość szablonowy, to ich liczby i tak robią duże wrażenie. Słoweniec w dotychczasowej kampanii zgromadził 14 czystych kont (drugie miejsce w klasyfikacji). Dorobek Niemca jest minimalnie mniej okazały i liczy 12 spotkań bez straty gola (czwarte miejsce w klasyfikacji).
Nie jest więc przypadkiem, że nazwiska tych zawodników często możemy usłyszeć w dyskusji na temat najlepszych golkiperów świata. Wydawać się może, że z efektywności bardziej słynie ter Stegen, ale dotychczas liczby zwykle przemawiały za jego dzisiejszym rywalem – Janem Oblakiem.
📌 Duelo de grandes!
🧤 Marc-André Ter Stegen🇩🇪 🆚 Jan Oblak🇸🇮
🏟 Camp Nou pic.twitter.com/ucatyLh3PA— SmartGoalkeeper (@SmartGoalkeeper) June 30, 2020
– Bardzo trudny wybór, bowiem dla mnie obaj są w światowej czołówce i obaj wiele dają swoim zespołom. Nie raz wygrywali swoim kolegom spotkania, zatrzymując strzały, których teoretycznie nie dało się obronić. Zatem jeśli chodzi o przydatność dla drużyny, to uważam, że obaj są tak samo przydatni swoim ekipom.
Po prostu nie potrafię wskazać w tym przypadku bramkarza, który daje więcej swojej drużynie. Oni są najlepsi w swoim fachu na całym świecie i jestem pewien, że gdyby nie oni, to zarówno Atletico, jak i Barcelona miałyby zdecydowanie mniej punktów – potwierdza Michał Król, nasz redakcyjny ekspert od ligi hiszpańskiej.
Pechowiec Costa. Problemów Barcelony ciąg dalszy
Piłkarze obydwu zespołów od samego początku zabrali nas na istny rollercoaster. Fajerwerki pojawiły się już w pierwszych minutach gry, czego potwierdzeniem było groźne uderzenie z dystansu Ivana Rakiticia. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść. W 11. minucie gospodarze wywalczyli rzut rożny. Po dośrodkowaniu na pole karne Diego Costa zmienił kierunek lotu piłki, czym zupełnie zmylił Jana Oblaka. Kluczowy przy rozegraniu tego stałego fragmentu okazał się natomiast ruch Sergio Busquetsa.
Na odpowiedź Atletico nie trzeba było długo czekać. Yannick Carrasco popisał się fenomenalnym rajdem, który został przerwany nieprzepisowo w polu karnym. Sędzia wskazał na wapno. Do piłki podszedł Diego Costa, lecz jego zamiary rozczytał ter Stegen. Bramkarz Barcelony przy strzale Hiszpana wyszedł jednak przed linię bramkową. Alejandro Hernandez zarządził tym samym powtórzenie „jedenastki”.
Wykonawcę zmeniono na Saula, który już po chwili cieszył się z gola wyrównującego. Do końca pierwszej połowy nie zobaczyliśmy już bramek, ale spotkanie nadal utrzymywało wysokie tempo, co zdecydowanie mogło się podobać. Druga część meczu także zaczęła się od mocnego uderzenia, a konkretniej kolejnego podyktowanego rzutu karnego. Tym razem faulowany był Nelson Semedo, a Leo Messi nie pomylił się i w urokliwy sposób wyprowadził „Dumę Katalonii” na prowadzenie.
Tak zabawić się z Oblakiem? Tylko Messi. Piękna panenka 🔥#LaZabawa –
— Kamil Warzocha (@WarzochaKamil) June 30, 2020
Czy to koniec „jedenastek” w tym spotkaniu? Nic bardziej mylnego, 61. minuta. Na murawę ponownie pada Carrasco, a decyzja arbitra jest dość kontrowersyjna – rzut karny. Do futbolówki znowu podchodzi Saul i z drobnymi problemami umieszcza ją w bramce. A więc cztery bramki, trzy z karnych.
Do końca tego meczu żaden z bramkarzy nie musiał już wyciągać piłki z bramki, a oba zespoły podzieliły się punktami. Wynik ten najbardziej na rękę jest Realowi Madryt. „Królewscy” w tej kolejce zmierzą się z Getafe. W przypadku zwycięstwa powiększą oni przewagę nad Barceloną do czterech punktów. Wówczas szanse „Blaugrany” na tytuł mistrzowski spadną właściwie do minimum.