Manchester City zdobył dwa punkty w sześciu spotkaniach – tak przedstawia się bilans drużyny z klubami zajmującymi pierwsze pięć miejsc w tabeli Premier League. Skąd biorą się tak słabe występy zespołu, który aspiruje przecież do tytułu mistrza Anglii, a więc drużyny lepszej niż wszystkie... których pokonać się nie udało?
Liga to nie puchar, ją wygrywa się meczami ze słabszymi. Ale czy aby na pewno? „Obywatele” nie wygrali w żadnym starciu z rywalami takimi jak: Leicester City, Tottenham Hotspur, Arsenal oraz Manchester United. Bilans: dwa punkty w sześciu spotkaniach. Efekt? Jak na razie czwarte miejsce z sześciopunktową stratą do sensacyjnego lidera. Czy tego spodziewaliśmy się po pretendentach do tytułu?
Tendencja spadkowa
Aby przybliżyć skalę problemu, zajmijmy się liczbami. Cztery strzelone i jedenaście straconych – tak przedstawia się bilans bramkowy, przy czym warto zauważyć, że wszystkie gole zdobyte przez podopiecznych Manuela Pellegriniego padły w meczach przegranych, dokładnie po jednej na mecz. Bezbramkowe remisy z Leicester i Manchesterem United (oba wyjazdowe) zapewniły jedyny dorobek punktowy, którym dzisiaj mogą „pochwalić się” zawodnicy z Etihad Stadium.
https://www.youtube.com/watch?v=WNrSC_4B940&ab_channel=Premierteam
Komplet porażek: 1:4 z Tottenhamem i 1:2 z Arsenalem (obie na wyjeździe, obie w rundzie jesiennej), a także domowe 1:3 z Leicester i 1:2 w ostatnim meczu z ekipą Mauricio Pochettino. Co to oznacza? Otóż to, że najlepszym wynikiem w potyczkach z bezpośrednimi rywalami do tytułu jest bezbarwne 0:0 z Leicester na King Power Stadium pod koniec grudnia. Zestawianie nie ma jednak sensu bez porównań, a w nich zawodnicy z niebieskiej części Manchesteru wyglądają nadzwyczaj niekorzystnie.
Idąc od miejsca piątego: United zdobyli trzy oczka (a więc już więcej niż ich sąsiedzi zza miedzy) w zaledwie czterech rozegranych spotkaniach, również nie wygrywając żadnego z nich. Trzeci Arsenal ma zdecydowanie najlepszą formę z top five, w pięciu spotkaniach bowiem aż cztery razy schodzili z murawy jako zwycięzcy, tylko raz dzieląc się punktami z Tottenhamem. Ci ostatni natomiast w sześciu meczach zgarnęli osiem oczek. Lider z Leicester zagrał już siedem razy (co jest jedną z przyczyn, wedle których do końca sezonu podopieczni Ranieriego mają najłatwiejszy terminarz), zdobywając przy tym dziewięć punktów.
Jak w takim razie można w ogóle porównywać z powyższymi zespołami (a przynajmniej z tymi, które w tabeli są wyżej niż City) ekipę z Etihad Stadium? Warto sprawdzić, jak wyglądała ich forma z zespołami, które ostatecznie kończyły ligę w top five w sezonach mistrzowskich, a więc 2011/2012 oraz 2013/2014. A więc na tym samym etapie rozgrywek pierwszej kampanii zakończonej sukcesem Manchester City miał na koncie pięć spotkań, wszystkie wygrał.
20 lutego 2014 roku miał zaś również pięć spotkań, tym razem trzy zwycięstwa i dwie porażki. Tendencja spadkowa?
Być może, jednak wśród tych ośmiu wygranych trafiały się takie, jak pamiętne 6:3 z Arsenalem czy 6:1 z Manchesterem United. Dzisiaj takie scenariusze wydają się nieprawdopodobne, a przecież w 37. kolejce Aguero i spółka będą mierzyć się z Arsenalem. To, że mecz zostanie rozegrany na Etihad, nie ma chyba wielkiego znaczenia…
6 – Manchester City have taken just six points against the other teams in the top 8. Weakness. pic.twitter.com/SEDZM2t0UH
— OptaJoe (@OptaJoe) February 15, 2016
Trzon w strzępach
Gdzie należy szukać przyczyn fatalnej dyspozycji Manchesteru? Jednym z najpoważniejszych powodów tak słabych wyników są kontuzje kadry, a właściwie jej najważniejszych piłkarzy. Tajemnicą poliszynela jest, że „Obywatele” są przynajmniej cztery razy groźniejsi, kiedy na boisku występują wspólnie Kompany, Toure, Silva i Aguero, aniżeli kiedy wyżej wymieniony trzon zespołu jest rozdzielony. W trwających rozgrywkach jest jednak niemal niemożliwe, aby wyżej wymienioną czwórkę zobaczyć razem na murawie.
Jedynie Yaya Toure (który jednak daleki jest obecnie od swojej optymalnej dyspozycji) wystąpił we wszystkich sześciu spotkaniach z zespołami z top five. Drugi w tym zestawieniu Aguero ma pięć spotkań na koncie, dalej Silva – 3 oraz Kompany (kapitan) – zaledwie dwa. Całą czwórkę mogliśmy zobaczyć na murawie od pierwszej minuty tylko raz – w ostatnim, przegranym meczu z Tottenhamem. Wcześniej trzy razy na boisku pojawiła się trójka graczy.
Abstrahując od zdrowia, przynajmniej trzech muszkieterów straciło formę. O ile David Silva, który zyskał (nie)oczekiwanego rywala do składu w postaci Kevina De Bruyne’a, dalej pokazuje piłkarski kunszt, o tyle Toure i Aguero to cienie piłkarzy z poprzednich sezonów. Kompany, kiedy już pojawia się na placu gry, również nie zachwyca, ale u niego można znaleźć usprawiedliwienie w postaci braku rytmu meczowego. Toure i Aguero natomiast nie zostawiają na boisku nawet połowy tego, do czego mogliśmy się już przyzwyczaić. Topowi zawodnicy poprzednich kampanii dzisiaj zawodzą na całej linii – a jak można wygrywać bez liderów?
Nie można pominąć samego szkoleniowca. Pellegrini, który spędza swoje ostatnie miesiące na ławce klubu, nie jest już w stanie zmobilizować wygranej przecież drużyny do dalszego wysiłku. Wszyscy w drużynie czekają na Guardiolę, wiedząc, że ten zrobi olbrzymią wyprzedaż, wobec czego bardziej niż na Premier League koncentrują się na Lidze Mistrzów, gdzie mogą przecież wpaść na Bayern prowadzony jeszcze przez Hiszpana. Chilijski analityk nigdy nie był dobrym motywatorem, a jego obecne stanowisko wydaje się wprost adekwatne do zaangażowania jego podopiecznych. Mieszanka wybuchowa, która może sprawdzać się w Birmingham, ale nie na White Hart Lane, na którym to stadionie gospodarze po prostu czują głód zwycięstwa.
Sezon na straty?
Czy Manchester City stać na zwycięstwo w lidze? Nie zapominajmy, o jakiej klasy zespole mówimy. Biorąc pod uwagę terminarze i fakt, że „The Citizens” już teraz mają sześć oczek straty do lidera, laury mogą przelecieć graczom z Eithad Stadium koło nosa. Pamiętacie początek sezonu, kiedy podopieczni chilijskiego trenera mieli pięć zwycięstw z rzędu bez straconej bramki, a De Bruyne pokazywał, że wart jest każdego wydanego na niego funta?
Fani „Obywateli” większą uwagę poświęcają Lidze Mistrzów czy samemu Capital One Cup, gdzie ich ulubieńcy zmierzą się w finale z Liverpoolem. Mecz może być szczególnie istotny dla obu ekip, może się bowiem okazać, że i jedni, i drudzy nic oprócz Pucharu Ligi Angielskiej w tym sezonie nie zdobędą. Piłka angielska w kryzysie? Może nowy trenerski narybek coś zmieni. Przecież nie tylko Guardiola przyjedzie na Wyspy – van Gaal ma już spakowaną walizkę.