Carlo Ancelotti ma problem. Jego zespół z każdym kolejnym spotkaniem kreuje sobie coraz mniej okazji strzeleckich. Everton nie potrafi znaleźć drogi do bramki rywali, przez co zaczyna gubić punkty. Na razie są to tylko pojedyncze wpadki. „The Toffees” nie powinni jednak ich ignorować. Pokazują one bowiem, jak bardzo Everton cierpi, gdy jego kluczowi gracze nie mogą wybiec na murawę.
Na początku sezonu zachwycaliśmy się grą ofensywną podopiecznych Carlo Ancelottiego. Jego piłkarze bez większych przeszkód pokonywali kolejnych przeciwników. Z czasem jednak Everton wyhamował. Na wierzch zaczęły wypływać kolejne wady, jakie posiadał zespół z Goodison Park. W ostatnich tygodniach szczególnie jednak po oczach bije niemoc piłkarzy „The Toffees” w kwestii kreowania sytuacji. Pod nieobecność Jamesa Rodrigueza i Lucasa Digne’a żaden z zawodników nie potrafi wziąć odpowiedzialności za stwarzanie okazji swoim partnerom.
Sam James Rodriguez nie wystarczy
Przyjście Jamesa Rodrigueza wlało spore pokłady optymizmu w serca fanów Evertonu. Wraz z transferem pojawiły się pytania, czy Kolumbijczyk będzie w stanie nawiązać do swoich najlepszych lat z Realu Madryt. Okazało się, że tak, i to bez większych kłopotów. 29-latek, mimo że dołączył do zespołu dosyć późno i nie przepracował w pełni letniego okresu przygotowawczego, z marszu wskoczył do wyjściowej jedenastki. Zagrał w pierwszych sześciu meczach, w których zdobył trzy bramki i trzy asysty. Było widać, że jest w formie. Brał ciężar gry na siebie i chciał uczestniczyć w każdej akcji, a Carlo Ancelotti bardzo go chwalił: – Był kluczowym zawodnikiem w tym spotkaniu. W drugiej połowie strzelił fantastycznego gola i zanotował fantastyczną asystę. Prezentuje jakość, którą widziałem w nim w Madrycie oraz Monachium – mówił po meczu z West Bromem wygranym przez jego zespół 5:2.
James Rodriguez w tym sezonie ma na swoim koncie w Premier League trzy bramki i trzy asysty, mimo że jego dorobek nie uległ poprawie od szóstej kolejki. W Evertonie jest niekwestionowanym liderem w kreowaniu sytuacji. Pod tym względem wyprzedza drugiego Richarlisona aż o 12 stworzonych okazji. Jego współczynnik „oczekiwanych asyst” jest również najwyższy w zespole. To obrazuje, jak zależni są „The Toffees” od swojego kolumbijskiego rozgrywającego, co oczywiście nie jest dobre. Ostatnie spotkania z Sheffield i West Hahamem pokazały bowiem, że pod jego nieobecność zespołowi Carlo Ancelottiego brakuje właśnie kogoś, kto potrafiłby zaskoczyć jednym podaniem obronę przeciwnika.
Contento por mi primer doblete en Premier League. ✌🏼😁 well done guys 💙 @Everton pic.twitter.com/SorUFJtGDG
— James Rodríguez (@jamesdrodriguez) October 3, 2020
Everton w tym sezonie w ofensywie ma dwa oblicza. Jedno, gdy gra z Jamesem Rodriguezem, a drugie, gdy brakuje go na boisku. W meczach z Sheffield i West Hamem miał to drugie. W pierwszym spotkaniu z ostatnią drużyną w tabeli udało się co prawda wygrać, ale już wtedy drużynie Carlo Ancelottiego stwarzanie sytuacji szło jak po gruzach. Dopiero mecz z ekipą Łukasza Fabiańskiego pokazał, ile Everton traci naprawdę pod nieobecność Jamesa Rodrigueza. Przez 90 minut bił w zasadzie głową w mur i nie potrafił przebić się przez obronę przyjezdnych. Współczynnik „oczekiwanych goli” wyniósł w tym meczu zaledwie 0.4, co było najgorszym wynikiem w tym sezonie.
Absencja Lucasa Digne’a
Everton bardzo ucierpiał na absencji Jamesa Rodrigueza. To oczywiste, ale również w meczach z Sheffield i West Hamem było widać, że na lewej obronie brakuje Lucasa Digne’a. Można odnieść wrażenie, że wpływ Francuza na grę „The Toffees” jest niedoceniany. Na ustach wszystkich pozostaje James Rodriguez, a mało kto docenia byłego zawodnika Barcelony. Dopiero jego kontuzja sprawiła, że grę Lucasa Digne’a zaczęto mocniej doceniać. 27-latek w tym sezonie zaliczył już cztery asysty. Średnio w trakcie jednego spotkania kreuje swoim partnerom aż 2.44 sytuacji. Jest to dziewiąty najlepszy wynik w lidze, jeśli pod uwagę wzięlibyśmy tylko bocznych obrońców.
Warto również wspomnieć, że Lucas Digne w tym sezonie najwięcej razy decydował się na crossowe podania w swoim zespole. Poniekąd może to przypominać grę Trenta Alexandra-Arnolda czy Andrewa Robertsona z Liverpoolu. Z tym że Francuz robi to oczywiście rzadziej od wspomnianej dwójki ze względu na styl gry Evertonu. Nie zmienia to jednak faktu, że Lucas Digne stał się fundamentalnym ogniwem zespołu Carlo Ancelottiego. Widać też, że przyjście Jamesa Rodrigueza bardzo mu pomogło. Kolumbijski rozgrywający często schodzi bowiem do środka pola. Szuka wtedy podłączającego się lewą stroną Lucasa Digne’a, a ten próbuje znaleźć dośrodkowaniem partnerów znajdujących się w polu karnym. To bardzo charakterystyczna akcja Evertonu w tym sezonie. W taki właśnie sposób padły już trzy bramki dla „The Toffees” – raz w meczu z Liverpoolem i dwa razy w starciu z Fulham.
Od momentu kontuzji Lucasa Dinge’a, jeśli Everton grał ustawieniem z czwórką obrońców, na lewej stronie defensywy występował Ben Godfrey. Młody Anglik nie dość, że był sprowadzany na Goodison Park z myślą o grze jako jeden ze stoperów, to jest prawonożny. To bardzo utrudnia mu granie w akcjach ofensywnych. 22-latek nigdy nie będzie piłkarzem pokroju Lucasa Dinge’a. Nie można tego od niego oczekiwać, więc dla Carlo Ancelottiego powrót swojego podstawowego lewego defensora będzie jak gwiazdka z nieba. Bez niego Everton traci bowiem wiele wariantów rozegrania piłki.
Nowe, pragmatyczne podejście
Absencja Jamesa Rodrigueza i Lucasa Dinge’a zmusiła Carlo Ancelottiego to zmiany stylu gry. Jego zespół pod nieobecność dwójki wymienionych piłkarzy nie mógł już grać tak jak do tej pory. Musiał zmienić podejście. Włoch zaczął od korekty ustawienia z czwórki obrońców na system z trójką stoperów z Aleksem Iwobim na lewym wahadle. To nie wyglądało źle, ale po przegranej z Leeds i remisie z Burlney Carlo Ancelotti wrócił do swojego ustawienia z czwórką defensorów. Z tym że na bokach obrony musieli grać Ben Godfrey i Mason Holgate, czyli nominalnie dwaj środkowi obrońcy. Everton rozegrał w tym ustawieniu kolejne trzy spotkania: z Chelsea, Leicester City i Arsenalem. Każde z nich wygrał. Była to zasługa taktyki włoskiego szkoleniowca, który chciał, aby jego drużyna grała niżej i czekała na kontry.
Za mecze z Chelsea, Leicester City i Arsenalem Everton zebrał sporo pochwał. W końcu zespół był przetrzebiony kontuzjami, a mimo to udało się zgarnąć komplet punktów. „The Toffees” nie odczuli tak mocno nieobecności swoich dwóch liderów, ale było to bardzo złudne uczucie. W kolejnych dwóch spotkaniach z Sheffield i West Hamem role się odwróciły. To Everton miał piłkę, a rywale ustawili się na swojej połowie. Wtedy dopiero na światło dzienne wypłynęły problemy zespołu Carlo Ancelottiego, który nie wiedział, jak zabrać się do próby rozmontowania obrony rywali. – W ostatnim okresie mieliśmy mecze, w których broniliśmy się głównie, a następnie kontratakowaliśmy i czuliśmy się komfortowo. W porównaniu z ostatnim meczem mieliśmy wyższe posiadanie piłki, ale nie byliśmy w stanie operować futbolówką tak, jak chcieliśmy – powiedział Carlo Ancelotti po meczu z West Hamem.
I tu dochodzimy do sedna problemu Evertonu. Carlo Ancelotti chce, aby jego zespół konkurował z najlepszymi w Anglii i bił się o trofea. Można grać futbol oparty na kontratakach, ale problem pojawia się, gdy w meczach ze słabszymi rywalami trzeba przejąć inicjatywę. To cechuje najlepszych, a „The Toffees” takiej cechy jeszcze nie mają. Dużo w tym momencie może zależeć od drugiej linii Evertonu. Na razie liczby środkowych pomocników z Goodison Park nie powalają, a James Rodriguez i Lucas Digne potrzebują wsparcia. Sami tego wózka mogą nie dać rady dopchać do mety.
Gdzie szukać rozwiązań?
Dla Evertonu priorytetem w tym momencie musi być doprowadzenie Jamesa Rodrigueza i Lucasa Digne’a do optymalnej dyspozycji. Kolumbijczyk wszedł już co prawda w drugiej połowie meczu z West Hamem, a w sobotnim pucharowym starciu z Rotherhamem będzie już prawdopodobnie gotowy do gry w pełnym wymiarze czasu. To z pewnością świetna informacja dla Carlo Ancelottiego i wszystkich sympatyków „The Toffees”.
Zupełnie inaczej wygląda jednak sytuacja z lewym obrońcą Evertonu. Lucas Digne po urazie kostki dopiero stopniowo wraca do zajęć. Na razie nie ma dokładnych przesłanek, kiedy można spodziewać się ewentualnego powrotu Francuza do wyjściowej jedenastki. Carlo Ancelotti zapewnia jednak, że jego defensor niedługo wznowi treningi z zespołem. Jest więc nadzieja, że na przełomie stycznia i lutego 27-latek będzie do dyspozycji włoskiego szkoleniowca. Do tego czasu najprawdopodobniej podstawowym lewym obrońcą wciąż będzie Ben Godfrey, co nie jest najlepszą informacją.
Czy można zatem spodziewać się zimowych wzmocnień ze strony Evertonu? Mimo braków kadrowych nie jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Marcel Brands, dyrektor sportowy klubu z Goodison Park, nie jest zwolennikiem zimowych wzmocnień. Od 2018 roku, kiedy zaczął pracę, dokonał w styczniu tylko jednego transferu. Był nim młodzik, Jarrad Branthwaite, którego sprowadzono za niecały milion funtów. Carlo Ancelotti musi więc wykrzesać wszystko to, co najlepsze z zawodników, których posiada w swojej drużynie. Jeśli pozostali środkowi pomocnicy zaczną odciążać Jamesa Rodrigueza, a przy tym Lucas Digne wróci na boisko, Everton będzie mógł śmiało myśleć o europejskich pucharach jesienią.