Dla Polaków i Ukraińców największa piłkarska impreza w historii, dla reszty Europejczyków kolejny wielki turniej o panowanie na Starym Kontynencie. Euro 2012 miało wykreować polskich herosów, tymczasem okazało się, że najwięksi bohaterowie są z innych nacji. I choć "Biało-czerwoni" zawiedli na całej linii, to organizacyjnie turniej wypadł znakomicie i zapisał na kartach historii kolejne niezwykłe gole, emocjonujące mecze i ikoniczne momenty...
Z wielu względów dla Polaków Euro 2012 miało być imprezą szczególną. Byliśmy gospodarzami, mieliśmy ogromny głód sukcesu po nieudanych ostatnich turniejach, trafiliśmy do zdecydowanie najsłabszej grupy i mieliśmy pokolenie w pełni mogące konkurować z grupowymi rywali. Niestety, piłkarsko wypadliśmy fatalnie, ale same mistrzostwa stworzyły bardzo ważny rozdział w polskiej historii, do którego do dziś wraca się z ogromnym sentymentem.
Klątwa gospodarza
Gdy w kwietniu 2007 roku Polsce i Ukrainie przyznano europejski czempionat, w obu krajach zaczęło się wielkie odliczanie do największej imprezy w ich piłkarskiej historii. Dla nas drugi turniej mistrzostw Europy, dla naszych wschodnich rywali – debiutancki. Organizacyjnie oba kraje absolutnie sprostały oczekiwaniom, jednak piłkarsko zarówno Polska, jak i Ukraina poniosły bolesną klęskę.
Trzeba postawić sprawę jasno, w porównaniu z resztą grup nasza wydawała się śmiesznie łatwa. Z europejskich tuzów w grupie B były Portugalia, Holandia i Niemcy, w C – Hiszpanie i Włosi, a w D – Francuzi i Anglicy. Grupę A tworzyły w zasadzie same średnie reprezentacje, żadna jakoś specjalnie się niewyróżniająca. Ale jak wszyscy pamiętamy, ani ten fakt, ani to, że graliśmy przy swoich kibicach, nie sprawił, że zespół Franciszka Smudy wspiął się na reprezentacyjne wyżyny.
Mecz otwarcia z Grecją w pierwszej połowie wyglądał bardzo dobrze, jeden gol Lewandowskiego był niewielkim wymiarem kary, ale po przerwie gra się posypała. Szybka strata gola, czerwona kartka Szczęsnego, heroiczna obrona rzutu karnego przez Tytonia – koniec końców remis 1:1 można było rozpatrywać jako sprawiedliwy. Identycznym wynikiem zakończył się mecz z Rosją – prawdopodobnie nasz najlepszy na turnieju – zatem sytuacja przed meczem o wszystko z Czechami była jasna. Wygrywamy – gramy dalej, nie wygrywamy – zabijamy swoje nadzieje na awans.
W skąpanym w intensywnym deszczu Wrocławiu zaczęliśmy batalię o wszystko z południowymi sąsiadami. I podobnie jak z Grecją rozegraliśmy tylko pierwszą połowę. W drugiej niesforne bicie głową w czeski mur, nieudane ataki, aż w końcu przyjęty sztylet w plecy, który wymierzył nam Jiracek. 0:1, mimo walki do ostatnich minut wynik się nie zmienił. Z impetem zostaliśmy wyrzuceni z turnieju, zajmując ostatnie miejsce w najsłabszej grupie, Czesi zaś awansowali dalej.
Mimo że Ukraińcy swój występ na turnieju zakończyli w tej samej fazie co Polacy, to ich klęska była znacznie mniej haniebna. Mecz otwarcia wygrali dzięki dwóm golom Andrija Szewczenki, później jednak doznali porażek z Francją oraz Anglią (kolejno 0:2 i 0:1), ale do końca byli bliscy sprawienia niespodzianki i wyrzucenia z turnieju Francuzów. Zatem mimo trudnej grupy byli w stanie sprawić kłopoty największym i pozostawić po sobie przyzwoite wrażenie.
Euro 2012 okazało się trzecim z rzędu turniejem rangi mistrzowskiej, w którym gospodarze nie byli w stanie awansować do fazy pucharowej. W 2008 roku zarówno Austria, jak i Szwajcaria po słabym turnieju zakończyły grę po trzech meczach grupowych. Dwa lata później Republika Południowej Afryki nie była w stanie awansować do 1/8 finału, a w roku 2012 Polska i Ukraina pociągnęły serię nieszczęść reprezentacji, które imprezy mistrzowskie kończyły już po fazie grupowej.
Hiszpańska dominacja
Do turnieju Hiszpanie przystępowali jako obrońcy tytułu mistrza Europy sprzed czterech lat i aktualni mistrzowie świata. Dzierżyli miano hegemonów światowego futbolu, ale jak wiadomo, panowanie nie może trwać wiecznie. I wielu wówczas wróżyło Hiszpanii upadek i oddanie prymu w Europie innej reprezentacji. Jak się jednak okazało, brutalna siła „La Furia Roja” znowu dała o sobie znać, na polsko-ukraińskich boiskach podopieczni Vicente del Bosque nie mieli sobie równych.
Co wręcz niewiarygodne, pierwszy mecz Hiszpanii na Euro 2012 był jedynym, w którym stracili gola. W 60. minucie meczu z Włochami Antonio di Natale pokonał Ikera Casillasa i od tego czasu ówczesny bramkarz Realu Madryt więcej już na turnieju nie skapitulował. 510 minut bez straty gola – niebywały wynik. Piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego przejechali się po całej Europie i kolejny raz potwierdzili, że byli poza zasięgiem innych reprezentacji. Co więcej, był to dla nich trzeci mistrzowski turniej z rzędu, w którym w fazie pucharowej nie stracili żadnego (!) gola. 10 meczów, wszystkie na zero z tyłu – szaleństwo.
Co więcej, dokonali tego, grając w kilku meczach bez nominalnego napastnika. W obu spotkaniach z Włochami, a także w rywalizacji z Francją rolę najbardziej wysuniętego zawodnika miał odgrywać Cesc Fabregas. Mimo że na turniej del Bosque zabrał trzy nominalne „dziewiątki” – Torresa, Negredo oraz Llorente – to nie korzystał wcale z ich usług z dużą częstotliwością. Negredo zagrał od pierwszej minuty tylko w półfinale przeciwko Portugalii, natomiast Torres zaczynał w wyjściowej jedenastce w dwóch meczach grupowych. I mimo braku częstej gry ówczesny napastnik Chelsea, zdobywając trzy gole na Euro 2012, został królem strzelców turnieju.
Zresztą indywidualnie Hiszpanie także byli bezkonkurencyjni. Iker Casillas przepuścił przez cały turniej jednego gola, więc naturalnie został uznany za najlepszego bramkarza mistrzostw. W formacji obronnej duet Ramos – Piqué był nie do przejścia, a do tego swoją markę znakomitą grą zbudował Jordi Alba. Najważniejsza indywidualna nagroda dla najlepszego piłkarza Euro 2012 trafiła w ręce Andresa Iniesty, dla którego polsko-ukraiński turniej był kolejnym, w którym on stanowił o sile środka pola „La Furia Roja”.
Europejscy statyści
Hiszpanie doskonałą grą stali się symbolem Euro 2012, ale wiele reprezentacji zupełnie odwrotną dyspozycją dało kompletnie o sobie zapomnieć. Słysząc niektóre historie z tamtego turnieju, można zadać sobie nawet pytanie: oni w ogóle tam grali? Tak, grali, ale powodów do zapamiętania ich gry nie ma zbyt wielu. Ba, nawet lepiej byłoby pewnie wyprzeć z pamięci dokonania niektórych zespołów.
W pierwszej kolejności, niestety, mamy na myśli reprezentację Polski. Gigantyczny zawód, bez dwóch zdań, dla wielu pewnie nawet największy ze wszystkich wspomnień związanych z kadrą Polski. Nasz turniej, pełne biało-czerwone stadiony, nadzieje gigantyczne (zresztą jak co imprezę) i na końcu z wielkim hukiem pęknięty balon. Drugie mistrzostwa Europy z rzędu nam nie wyszły, a dla kibiców to wcale nie miał być koniec czarnej historii polskiej piłki.
Z grupy A zawiedli nie tylko Polacy. Swoją drogą przed turniejem pewnie 90% ankietowanych na pytanie, które reprezentacje awansują z „polskiej” grupy, odpowiedziałoby Polska oraz Rosja. Los okazały się przekorny. Zespół Dicka Advocaata zaczął turniej wyśmienicie, rozbijając we Wrocławiu Czechów 4:1. Remis w drugim meczu z Polakami sprawiał, że do awansu wystarczyło nie przegrać z Grekami. Ale w ostatnim spotkaniu „Sborna” się posypała i po porażce 0:1 pożegnała się z turniejem. A przecież niebezpodstawnie liczono, że Rosjanie będą w stanie nawiązać do niesamowitej gry podczas Euro 2008.
Podobne rozczarowanie mieli prawo przeżyć kibice „Oranje”, którzy zobaczyli kompletnie inne oblicze swojej reprezentacji w porównaniu z Euro 2008. Wówczas Holendrzy zdominowali grupę śmierci z Włochami, Rumunią oraz Francją, wygrywając wszystkie trzy mecze i awansując do ćwierćfinału z bilansem bramkowym 9:1. Euro 2012 okazało się całkowicie kontrastowe. Porażka na otwarcie z Danią mocno podcięła skrzydła ówczesnym wicemistrzom świata, a potyczki z Niemcami i Portugalią dopełniły egzekucji. Grupa rzecz jasna była niezwykle wymagająca, ale fakt niezdobycia choćby jednego punktu wywołał niemałą złość w piłkarskiej społeczności Holandii.
Mówimy Irlandia na Euro 2012, myślimy niesamowici kibice. No właśnie, bo z samej gry niespecjalnie można wyciągać jakieś pozytywne wspomnienia. Kibice z Wysp rozkochali w sobie wszystkich Polaków, doskonale bawiąc się na ulicach Poznania oraz Gdańska przed meczami swoich piłkarzy. Walory kibicowskie na najwyższym poziomie, piłkarskie niestety nie. I choć oczywiście w grupie z Hiszpanią, Włochami i Chorwacją Irlandczycy od początku skazywani byli na pożarcie, to jednak gdzieś w głębi duszy „The Boys in Green” liczyli na choćby zalążek walki ze znacznie mocniejszymi rywalami. Na nadziejach się skończyło, 1:3 na otwarcie z Chorwacją, a następnie kolejno 0:4 i 0:2 z Hiszpanią oraz Włochami. Budzenie z europejskiego snu nadeszło błyskawicznie.
Momenty, które napisały historię
Każdy kolejny turniej to kolejne historie, wspomnienia, momenty. I także na boiskach w Polsce i na Ukrainie, w myśl hasła turnieju „Creating history together”, działo się wiele. Ostatnie mistrzostwa Europy w formacie 16-drużynowym przyniosły masę emocji przede wszystkim tych piłkarskich, ale także pozasportowych.
Dla nas, Polaków, Euro 2012 to przede wszystkim trzy momenty uniesień. Dwa z nich miały miejsce już podczas meczu otwarcia z Grecją. Najpierw Robert Lewandowski golem w 17. minucie wspiął się na „wielki, biało-czerwony pomnik”, o którym krzyczał po bramce Tomasz Zimoch. W drugiej połowie szał radości wywołał obroniony przez Przemysława Tytonia rzut karny wykonywany przez Karagounisa. Ostatnim wielkim wspomnieniem był gol Jakuba Błaszczykowskiego przeciwko Rosjanom, który dał nadzieję, że w turnieju Polska będzie w stanie zaistnieć. Niestety, nie zaistniała, a więcej wspaniałych wspomnień się nie doczekaliśmy.
Lewandowski, Tytoń i Błaszczykowski stworzyli historię, ale głównie polską. Na stałe w annałach piłki nożnej zapisał się za to Mario Balotelli. Piłkarz z gigantycznym potencjałem, który wystrzelił w półfinale przeciwko Niemcom. Najpierw bramka w 20. minucie dająca prowadzenie, a później wyjątkowej urody trafienie na 2:0. Historia jednak stworzyła się chwilę później, gdy Balotelli, ciesząc się z gola, zdjął koszulkę i wyprężył mięśnie przed wypełnionym Stadionem Narodowym. „Super Mario” wprowadził Włochów do wielkiego finału, a sam stał się symbolem tamtego historycznego półfinału.
Jak dobrze wiemy, w finale Hiszpanie przejechali się po reprezentacji Włoch. Dwa gole w pierwszej połowie, dwa w drugiej, koniec końców 4:0 – pogrom. A kto wie, może starczyłoby czasu na piątą bramkę i La Manitę, gdyby nie zachowanie Ikera Casillasa z doliczonego czasu drugiej części spotkania? Bramkarz Realu Madryt wykrzykiwał w stronę sędziego, żeby ten zakończył już mecz przy wyniku 4:0, aby okazać szacunek Włochom i oszczędzić im wstydu. „Panie sędzio! Szacunek dla rywala, szacunek dla Włoch, jest już 4:0!” – po tych słowach kapitana Hiszpanów sędzia zakończył mecz finałowy, Casillas zaś nie pierwszy już raz zaprezentował postawę godną noszenia opaski kapitańskiej.
Wyjątkowy i niecodzienny przebieg miał mecz grupowy w Doniecku pomiędzy Ukrainą a Francją. Wraz z rozpoczęciem meczu na Donbass Arenę spadły strugi deszczu, które wraz z silną burzą zmusiły sędziów do przerwania spotkania na ponad 45 minut. Zawodnicy w pośpiechu opuszczali murawę, kibice chowali się gdzie mogli przed deszczem, a dziennikarze próbowali ratować swoje laptopy przed kompletnym zalaniem. Sceny rodem ze Stadionu Narodowego, kiedy bardzo silne opady uniemożliwiły rozegranie meczu Polska – Anglia. Całe szczęście po dłuższej przerwie i ryzyku przełożenia spotkania oba zespoły wróciły na boisko. Na wypełnionej kałużami murawie lepiej odnaleźli się Francuzi, którzy wygrali spotkanie 2:0.
Euro 2012 w statystykach
Mistrzostwa Europy to też liczby. Porównania z innymi turniejami tej rangi, zestawianie ich ze sobą, liczne analizy. 31 meczów w trzy tygodnie, 76 strzelonych goli, masa emocji. Ostatnia impreza Starego Kontynentu w 16-drużynowym składzie, która była obfita w wiele wyjątkowych i unikatowych zdarzeń.
Zaczniemy sobie jednak od końca. Finał – 4:0. Hiszpania – wygrana pewna i bardzo okazała, to jasne. Ale też wynik ponadprzeciętny, jeśli chodzi o liczbę goli w porównaniu z innymi turniejami mistrzostw Europy. Dotychczas zaledwie dwa razy zdarzało się, żeby w finałowym meczu europejskiego czempionatu padły co najmniej cztery gole – w 1976 roku, gdy Czechosłowacja wygrała z RFN po rzutach karnych, a do 90. minuty było 2:2, a także właśnie w ostatnim meczu Euro 2012.
Na 3:0 w finale z Włochami gola strzelił Fernando Torres – swojego trzeciego na turnieju. Jak się okazało, taki dorobek bramkowy wystarczył do zdobycia Złotego Buta. Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat trzy gole podczas całego turnieju to bardzo mało. W tym wypadku jednak wystarczyło. Choć nie tylko Hiszpan zebrał na Euro 2012 trzy trafienie, takich piłkarzy oprócz niego było jeszcze pięciu – Mario Gomez, Cristiano Ronaldo, Alan Dzagojew, Mario Balotelli oraz Mario Mandzukić. W takiej sytuacji pod uwagę brane są także asysty. Torres i Gomez mieli po jednej, reszta żadnej. A wówczas o przyznaniu Złotego Buta decyduje czas spędzony na boisku – Hiszpan łącznie grał przez 189 minut, Niemiec zaś na boisku spędził 281 minut.
Wielki turniej to także piękne gole. I takowych nie zabrakło także na Euro 2012. Wybranie spośród 76 goli choćby tych 10 najlepszych jest oczywiście niezwykle trudne i w pełni subiektywne, ale w większości wyborów kibice się zgadzali. A tym bardziej jeśli chodzi o trzy najwspanialsze gole turnieju. Na czele większości rankingów znajdował się gol Danny’ego Welbecka przeciwko Szwecji w drugim meczu fazy grupowej, drugą lokatę zajmowała bramka Zlatana Ibrahimovicia przeciwko Francuzom, a trzecią gol Mario Balotellego strzelony Irlandii.
Ciekawą sprawą jest z kolei fakt, że przez 31 meczów turnieju zaledwie jeden gol strzelony został z rzutu wolnego. Jego zdobywcą był Andrea Pirlo, który w pierwszej połowie meczu z Chorwacją strzałem z okolic 22. metra pokonał Stipę Pletikosę. Dla porównania cztery lata później z rzutów wolnych padły cztery bramki, a sam Gareth Bale był strzelcem dwóch z nich.
Z końcem turnieju wybrano także rzecz jasna najlepszą jego drużynę. UEFA nie ograniczyła się jedynie do wyboru jedenastki, lecz zdecydowano się na skompletowanie całej 23-osobowej kadry. Co zresztą nie mogło dziwić, znaczna większość to zawodnicy z reprezentacji będących w top 4 Euro 2012. Konkretnie – aż 21 z 23 piłkarzy to przedstawiciele półfinalistów tamtego turnieju. Pozostała dwójka to Steven Gerrard, pod którego wodzą Anglia odpadła z turnieju po ćwierćfinałowej serii rzutów karnych przeciwko Włochom, oraz Zlatan Ibrahimović, który nawet nie zaznał gry w fazie pucharowej, bo Szwecja pożegnała się z turniejem już w grupie. Poza tym UEFA wyróżniła w drużynie turnieju dziesięciu Hiszpanów, po czterech Włochów i Niemców oraz trzech Portugalczyków.