Eugeniusz Nowicki: „Trener dostał jasny cel. Awans” (WYWIAD)


Prezes Victorii Września m.in. o budowaniu kadry, szkoleniu, finansach i klubowej infrastrukturze

15 września 2020 Eugeniusz Nowicki: „Trener dostał jasny cel. Awans” (WYWIAD)

Piłka nożna w naszym kraju to nie tylko PKO BP Ekstraklasa i Fortuna 1. Liga, to również niższe poziomy rozgrywkowe. W drugiej, trzeciej czy czwartej lidze też można znaleźć zespoły, które radzą sobie nadspodziewanie dobrze, i to na kilku polach swojej działalności. Bez wątpienia takim klubem jest Victoria Września. W obecny sezon „Biało-zieloni” weszli z przytupem. Osiem meczów – siedem zwycięstw i remis. Jaki jest ich cel na tę kampanię? Jak wygląda szkolenie młodzieży? Czy można rywalizować z Lechem i dlaczego Victoria pod kilkoma względami jest stabilną drużyną? Na te i inne tematy udało nam się porozmawiać z jej prezesem – Eugeniuszem Nowickim.


Udostępnij na Udostępnij na

Klub z Wrześni powstał w 1931 roku. Sama nazwa „Victoria” została zapożyczona od nazwy lokalnego browaru, którego właścicielem był Stefan Golcz i który zobowiązał się do wspierania finansowo nowopowstałej drużyny. Na przestrzeni lat nazwa ulegała zmianie, aż w końcu w 1979 roku powrócono do tej z lat 30. ubiegłego wieku. Zespół z Wielkopolski najwyżej w swojej historii grał w 3. lidze. Po raz ostatni na tym poziomie rozgrywkowym występowali w sezonie 2014/2015. Czy uda im się tam powrócić? Imponujący początek obecnej kampanii pokazuje, że są w gronie faworytów do awansu i że wreszcie to może być ten sezon.

Zapraszamy na wywiad.

∗∗∗

Na początek pytanie rozgrzewkowe, dobrze? Jak zaczęła się Pana przygoda z Victorią? Dlaczego postanowił Pan dołączyć do grona osób zarządzających tym klubem? Co Panem kierowało?

Moja historia zaczęła się dawno temu. Gdy mój pierwszy syn miał 7 lat, wtedy związałem się z klubem, w tej chwili ma już 32 lata, zatem minęło już ponad 20 lat. Na początku byłem w zarządzie, ale krótko, bo dwa lata, później zrezygnowałem, ale pracowałem cały czas przy młodzieży. Byłem kierownikiem drużyny. Pomagałem jej, m.in. organizując obozy czy fundusze na normalne funkcjonowanie zespołu. Później, chyba 12 lat temu, wystartowałem w wyborach i teraz jest to moja czwarta kadencja. W pierwszej – przez cztery lata – byłem wiceprezesem. Obecnie natomiast trwa trzecia kadencja na stanowisku prezesa klubu.

Podsumowując, zaczęło się od rodzica zaprowadzającego dziecko na treningi, a skończyło się na zostaniu prezesem klubu. Dobrze, przejdźmy sobie powoli do pytań dotyczących stricte Victorii. Na początek nurtuje mnie jedna rzecz. Września leży bardzo blisko Poznania, zapewne wielu kibiców z pańskiego miasta kibicuje Lechowi. Jak trudno jest rywalizować z tak dużym i silnym w całym regionie zespołem?

Wie Pan co, to za duże słowo, bo my z nimi „rywalizować” nie będziemy. Myślę, że powinniśmy być dla Lecha klubem partnerskim. Od dwóch lat trwają rozmowy, aby nawiązać właśnie taką współpracę. Uważam, że jeżeli są jakieś talenty, to my jesteśmy od tego, żeby ich szkolić i jeśli znajdzie się na niego chętny, to jak najbardziej jesteśmy za tym, aby ci chłopcy poszli do tych większych klubów i tam robili karierę piłkarską. Wracając, to w naszym przypadku jesteśmy kibicami Lecha i to się nie zmieni, ale na swoim podwórku robimy swoją robotę, którą musimy wykonać.

Jak dobrze zrozumiałem, takiego porozumienia o współpracy jeszcze nie ma, prawda? Kiedy można się go spodziewać?

Nie, nie ma podpisanego, ale zaczynamy współpracować poprzez koordynatora grup młodzieżowych. To dopiero zaczyna raczkować. Umowę mieliśmy podpisać w zeszłym roku, ale Lech jej jeszcze nie przygotował. Po prostu cały czas idziemy w tym kierunku, ale jeszcze nie ma finalizacji naszych rozmów, czyli nie możemy mówić, że jesteśmy partnerem Lecha. Jednak wspieramy go i na pewno jeśli się zgłoszą po jakiegoś naszego młodego piłkarza, którego będą chcieli sprawdzić, to jest to dla nas priorytet i nie będziemy robić żadnych przeszkód.

Chcę dopytać jeszcze o Waszych kibiców, bo zapewne spora część z nich nie pojawia się na meczach Victorii, tylko jedzie sobie do Poznania na mecze „Kolejorza”. Wiadomo, zdecydowania wyższa liga, wyższy poziom i co za tym idzie, emocje. Można powiedzieć, że po części sąsiedztwo tak dużej drużyny ma wpływ na to, jak wyglądają u Was trybuny i wpływ do klubowej kasy z dnia meczowego.

Jeśli mecze się nakładają, to jest to logiczne, że ci wierni kibice, którzy chodzą na Lecha od pokoleń, jadą do Poznania, i nie ma co się dziwić, bo tam jest zupełnie inna atmosfera. Chociaż teraz przez COVID-19 trochę inaczej to wygląda. Jednak zauważyłem, że po tej przerwie spowodowanej pandemią u nas na trybunach pojawia się coraz więcej kibiców, ponieważ są głodni piłki, prawda? Poza tym wyniki też robią swoje, więc teraz zainteresowanie jest, ale wiadomo, że jak będzie grał Lech, to duża część kibiców wybierze się na spotkanie do Poznania. Powtarzam, rozumiem to i nie mam z tym żadnego problemu.

Mówiąc o tym, że na trybunach we Wrześni pojawia się coraz więcej kibiców, nawiązał Pan nieco do mojego kolejnego pytania, w którym chciałem dopytać o frekwencję na meczach Victorii. Ilu średnio fanów przychodzi na spotkania?

Wie Pan co, różnie z tym bywa. Były mecze, tak jak te dwa lata temu (przyp. red. sezon 2017/2018), gdy na końcu udało nam się zagrać w barażach, to przychodziło po 300, 400 osób. Najmniej 200. Tylu kibiców jest zawsze. Do tej liczby należy doliczyć jeszcze grono ludzi, których wpuszczamy za darmo, jak młodzież czy przyjaciele klubu. Zatem można powiedzieć, że na naszych spotkaniach jest grubo ponad 250 osób, może nie 300, ale gdzieś koło tego może być.

Chciałbym poruszyć teraz kwestię finansową. Skąd czerpiecie środki na bieżącą działalność? Na czym głównie opieracie swój budżet? Dotacje miejskie, sponsorzy, partnerzy czy może w jeszcze jakiś inny sposób pozyskujecie fundusze?

Przede wszystkim to chylę czoło przed władzami miasta i panem burmistrzem Kałużnym, bo oni są jakby głównym sponsorem klubu. Dostajemy z miasta dotacje na dwie drużyny seniorów, ponieważ mamy w okręgówce zespół rezerw, gdzie gra sama młodzież, oraz pierwszą drużynę w IV lidze. Otrzymujemy również dotacje na zespoły młodzieżowe, które przyznawane są z budżetu gminy. Dzięki temu mamy pieniądze na stypendia, wyjazdy czy na sędziów. Drugą część budżetu opieramy na naszych sponsorach. Mamy na stałe około 35 sponsorów, którzy wpłacają co miesiąc ustalone kwoty w zamian za reklamę. Ponadto ważnym uzupełnieniem są składki płacone przez rodziców chłopców trenujących w klubie na naszą działalność statutową, za co z tego miejsca ja i cały zarząd bardzo dziękujemy.

A czy ten okres pandemii coś zmienił? Czy sponsorzy zaczęli lawinowo się wycofywać ze wspierania klubu?

Właśnie nie, za co chciałbym im z tego miejsca podziękować. Mimo tego, że nie graliśmy, to oni byli z nami. Może cztery firmy czasowo zawiesiły z nami współpracę, ale rozumiem je, bo miały coś wspólnego z gastronomią i to był dla nich trudny okres, ponieważ przez długi czas nie funkcjonowały normalnie. Jednak w tej chwili ci przedsiębiorcy wrócili i nadal chcą nas wspierać.

Jak Pan wspomniał, Victoria ma około 35 sponsorów/partnerów, co jak na czwartoligowy zespół może być lekkim zaskoczeniem. W jaki sposób udało Wam się zbudować tak szerokie i silne więzi z lokalnymi firmami?

Myślę, że to są lata pracy. Chyba zbudowaliśmy to sobie naszą postawą i teraz mają oni do nas stuprocentowe zaufanie bez względu na to, co dzieje się w klubie, ponieważ bywały takie sezony, gdzie byliśmy wysoko w tabeli, ale też i takie, w których nam nie szło, jak np. dwa lata temu. Sponsorzy widzą, że w Victorii robimy dobrą robotę, że jest stabilnie i to chyba dlatego wciąż chcą z nami współpracować. Nie widać sygnałów, że ktoś chciałby zrezygnować. Oczywiście są takie firmy, które w pewnym momencie przestają nas wspierać, ale w ich miejsce przychodzi ktoś nowy. Jedynym „problemem” są zewnętrzne przedsiębiorstwa, które pojawiły się we Wrześni. Nie możemy do nich dotrzeć tak jak do tych rodzimych firm, które nas chętnie wspierają.

Przejdźmy teraz do tematu Waszego piłkarskiego zaplecza. Jak wygląda Wasza infrastruktura? Macie własną bazę treningową czy jest to wynajęte miejsce od miasta?

Mamy cały obiekt, czyli stadion z naszymi pomieszczeniami plus sala gimnastyczna i trybuna od drugiej strony, z których korzystamy i które dostaliśmy od miasta. My to dzierżawimy, bo jest to własnością gminy, użytkownikiem są Wrzesińskie Obiekty Sportowo-Rekreacyjne, a my co roku zawieramy z nimi umowę dotyczącą właśnie dzierżawy. Płacimy za to 10 tysięcy złotych rocznie. Na mocy umowy mamy prawo zarządzać tymi obiektami i staramy się utrzymać je w dobrym stanie, ba, nawet je polepszamy. WOSR wraz z miastem wspierają nas w działaniach renowacyjnych.

A dokładnie jak to wygląda? Ile tam jest boisk treningowych?

Po pierwsze jest główna płyta, na której trenuje pierwszy zespół oraz drużyna Żaków. Mamy również drugie boisko, prawie pełnowymiarowe, bo 100×70 metrów, na którym trenują zespoły młodzieżowe. Jest jeszcze jedno boisko, ale ciut węższe niż takie standardowe, bo 120×50/60 metrów i tam mamy zrobionych kilka małych boisk do treningów dzieci. Może nie jest to stricte baza leżąca gdzieś w innym miejscu, to wszystko znajduje się przy naszym stadionie.

Swoją drogą mogę Panu zdradzić, że chyba jesteśmy jednym z niewielu klubów, w którym staramy się, aby mecze ligowe naszej młodzieży odbywały się na naszym głównym boisku. Dzieje się tak praktycznie w 90%. Uważamy, że to jest podstawa, bo później ten młody piłkarz jest zadowolony z gry, a nie jak pojedzie na wyjazd, gdzie tamtejszy gospodarz „spycha” zespół młodzieżowy na margines, na jakieś boczne boisko, które często jest w złym stanie. Wiadomo, czasami się nie da, ponieważ terminy rozgrywania meczów mogą się pokrywać, ale u nas w większości udaje się przeprowadzić spotkanie na tej głównej płycie.

Skoro wspomniał Pan już o młodzieży, to od razu zapytam. Ile macie grup młodzieżowych? Czy młodzi ludzie chętnie zapisują się do Waszej szkółki czy może od razu chcą iść do akademii Lecha Poznań?

We Wrześni najpierw powstała akademia Waldemara Przysiudy. On był kiedyś u nas trenerem, dlatego namawialiśmy go do założenia takiej szkółki piłkarskiej. Następnie zobaczyliśmy, że tych dzieci jest bardzo dużo, więc sami postanowiliśmy założyć swoją akademię. Później powstała trzecia szkółka w naszym mieście i była nią Szkółka Piłkarska FOX, a teraz jest jeszcze Akademia Piłkarska Reissa. Jak widać, jest w czym wybierać. Jednak przez to ta młodzież zaczęła się w pewien sposób rozchodzić po tych wszystkich szkółkach, ale od zeszłego roku doszliśmy do porozumienia z dwoma akademiami – tą Waldemara Przysiudy oraz SP FOX.

Podpisaliśmy z nimi – za pośrednictwem burmistrza, który był w to zaangażowany – wieloletnią umowę dotyczącą współpracy między naszymi trzema szkółkami piłkarskimi. Przeprowadzają oni nabory dla dzieci od 2 do 10 lat i później ich szkolą, a następnie w wieku tych 10 lat jest selekcja i ci najlepsi przechodzą do nas. Gotowi do gry i gotowi, aby kontynuować swoją przygodę z piłką już w naszych barwach. Myślę, że jest to dobry ruch, bo wtedy już te dzieci w miarę wyselekcjonowane, przygotowane do gry bezpośrednio trafiają do naszego klubu.

A czy te dwie akademie, z którymi współpracujecie, często prowadzą nabory?

Cały czas, bo wie Pan, w przypadku dzieci jest ciągła rotacja. Z tego, co wiem, to w każdym momencie można dołączyć do tych akademii. Chodzi o to, aby te dzieci uprawiały sport, żeby one się jak najwięcej ruszały, przebywały na świeżym powietrzu, żeby się integrowały, a selekcję robi się dopiero później. Nie można w wieku sześciu czy siedmiu lat tych dzieci dzielić na lepszych i gorszych, jak na razie musi być przede wszystkim dobra zabawa.

Dopiero po skończeniu dziesięciu, jedenastu lat należy ukierunkowywać te dzieci stricte na piłkę, bo w tym wieku widać już, kto ma jakie predyspozycje. W tej chwili tak to u nas funkcjonuje i myślę, że dalej pójdzie to w dobrym kierunku. Obecnie mamy trzy zespoły młodzieżowe, wszystkie grają w Lidze Wielkopolskiej, ponadto w każdej kategorii wiekowej mamy swoją drużynę, aż do Żaków, bo oni zaczęli u nas trenować przed wspomnianą już współpracą z innymi akademiami.

Teraz coś bardziej bieżącego, tzn. obecna kadra. W jaki sposób ją kompletowaliście, jak dobieraliście piłkarzy i czy ta kadra bardzo różni się od tej z poprzedniego sezonu?

Jako klub staramy się opierać swoją kadrę przede wszystkim na wychowankach, ale nie zawsze się to udaje. Był taki moment, w którym praktycznie 80% stanowili wychowankowie, a pozostałe 20% drużyny piłkarze z zewnątrz, tzn. osoby z innych miejscowości, z okolic do 50 kilometrów. Wiadomo jednak, że czasy się zmieniają, ludzie ciągle się przemieszczają, szukają pracy nie tylko w miejscu swojego zamieszkania, mają szkołę, studia czy też rezygnują z kariery, to wtedy trzeba posiłkować się tymi piłkarzami z zewnątrz. Na dzisiaj mamy ośmiu graczy z rejonu, a pozostali to nasi wychowankowie (przyp. red. kadrę Victorii Września stanowi 23 zawodników).

Od zeszłego roku kadra praktycznie się nie zmieniła, ponieważ z powodu sytuacji, jaka miała miejsce, poprzednie rozgrywki zakończyliśmy w listopadzie. Zimą przyszedł do nas nasz wychowanek, który przebywał w Kleczewie, Jakub Groszkowski oraz pozyskaliśmy Filipa Brzostowskiego i Mikołaja Kistowskiego. Sezon już nie ruszył, a oni zostali. Tego lata żadnego transferu nie przeprowadziliśmy, więc można powiedzieć, że ta kadra jest stabilna.

Mhm, a ta stabilność dotyczy również tego, co było na przestrzeni ostatnich kilku lat? Chodzi mi o to, czy ta stabilność, o której Pan wspomniał, nie jest tylko chwilowa, sezonowa.

Zawsze jest rotacja tych dwóch, trzech zawodników, maksymalnie czterech. Ja zawsze mówię tak: „Jeżeli nie zmieniasz trenera, to musisz w kadrze trochę piłkarzy zmienić”, czyli wychodzę z założenia, że szatnię należy regularnie wietrzyć. Staramy się swoich zawodników utrzymywać jak najdłużej, o ile spełniają oczekiwania. Natomiast tych z zewnątrz w zależności od tego, czy pasują trenerowi do koncepcji, to wtedy ktoś tam sam kończy albo szuka sobie innego klubu. Różnie to bywa, ale większych roszad staramy się nie robić. Staramy się działać długofalowo, przez co piłkarze nam ufają, ponieważ jesteśmy stabilni pod wieloma względami, m.in. w wypłacalności wynagrodzeń. Nigdy nikomu nic nie zalegaliśmy i to jest najważniejsze.

Wspomniał Pan nieco o trenerze. Od dwóch lat jest nim Tomasz Bekas.

Tak, tak. Przyszedł w trakcie sezonu 2018/2019.

Z sezonu na sezon idzie mu coraz lepiej. W tym sezonie…

W ogóle to już w zeszłym roku byśmy awansowali, tylko nam pandemia przeszkodziła (śmiech).

Domyślam się. Wielu klubom pokrzyżowała ona plany. Część zespołów, które grały w poprzedniej kampanii, teraz się wycofała i nie obserwujemy ich w tegorocznych rozgrywkach.

Trener dostał jasny cel. Awans. W okresie zimowym miał zrobić dwa, trzy transfery, żeby wzmocnić zespół, ponieważ dwóch naszych piłkarzy zrezygnowało ze względu na kontuzje. W ich miejsce należało kogoś ściągnąć, aby uzupełnić lukę, jaka się utworzyła po ich odejściu. Trener zapytany, czy ta kadra, którą ma w tej chwili, jest w stanie wywalczyć awans, stwierdził, że tak. Uznaliśmy, że jeżeli tak twierdzi, to my jako zarząd zrobimy wszystko, aby wykonać ten jeden krok, krok do trzeciej ligi. Na tę chwilę realizuje postawiony przed nim cel i robi to naprawdę dobrze. Takiego startu, jaki mamy teraz, jeszcze nigdy Victoria nie zaliczyła.

Trochę uprzedził Pan moje ostatnie pytanie, które dotyczyło celu, jaki sobie postawiliście przed tym sezonem. Teraz to chyba jasne. Dla klubu z Wrześni liczy się tylko upragniony awans, prawda?

Ja wraz z zarządem zawsze mówiliśmy jasno, nawet jak byliśmy w swoim słabszym okresie, budujemy zespół, który będzie grać o najwyższy cel. Nie jest tak, że gramy o awans, bo mamy pieniądze. Nie, to nie jest prawdą. Szczerze muszę panu powiedzieć, że nie jesteśmy wcale klubem, który płaci najwięcej. Pod tym względem jesteśmy w środku stawki. Nie płacimy piłkarzom po 2 czy 3 tysiące złotych, jak to bywa w pozostałych czwartoligowych drużynach. My naszym zawodnikom mówimy tak: „Panowie, taka kwota, ale za to stabilność. Za dobrą robotę, którą wykonacie, będzie premia m.in. za awans”. Oni nam ufają.

Do IV ligi nie może przyjść gracz i powiedzieć, że on chce z tego żyć. Piłka to tylko dodatek. Na przykład jest student, który grając, ma możliwość dorobienia. Pensje muszą być realnymi kwotami, które jesteśmy w stanie zagwarantować. Trener też wie o tym, że nie dostanie zawodników klasowych, z pewnym doświadczeniem, których pensja będzie wyższa, bo my nie chcemy tego robić. Wie Pan, nie ściągnę piłkarza za 3 tysiące złotych, skoro młody chłopak gra za 1000 czy 1200 złotych. A gdybyśmy pozyskali takiego, nazwijmy to droższego, zawodnika, to wie Pan, co wtedy się dzieje?

Na pewno większości drużyny by się to nie spodobało.

No dokładnie. A jeszcze jakby ten gracz by się nie wkomponował do zespołu? Podpisze się z takim jakąś umowę i trzeba mu tyle płacić, a ci młodzi chłopcy grają za tzw. frytki i muszą zapierdzielać. Chcemy być stabilnym klubem i nie chcemy się zadłużać. A co do awansu to jesteśmy gotowi, bo miasto Września stać na to, żeby była u nas dobra, trzecia liga

Wszyscy piłkarze Victorii łączą pracę, studia z grą w piłkę, prawda?

Tak, wszyscy są amatorami. W naszym zespole nie ma ani jednego zawodowca, który utrzymuje się wyłącznie z gry w piłkę. I na tę chwilę nie przewidujemy, aby się to zmieniło.

Nawet po awansie do trzeciej ligi?

Po awansie? Nie ma na to szans. Oczywiście, że będziemy szukać piłkarzy, bo wiadomo, że po awansie będziemy potrzebować wzmocnień, ale na pewno nie będą to zawodowi zawodnicy. Będą to stricte amatorzy, którzy chcą jeszcze pograć i pokazać się kibicom. Po prostu na tę chwilę nie jesteśmy jeszcze przygotowani, aby być klubem zawodowym.

Wracając jeszcze do trenera Bekasa i tego bardzo dobrego początku w Waszym wykonaniu. Siedem zwycięstw z rzędu w pierwszych siedmiu spotkaniach robi spore wrażenie. Trochę sobie posprawdzałem i w poprzednim sezonie na tym samym etapie mieliście 10 punktów mniej, zaś wtedy gdy zrobiliście ostatni awans do trzeciej ligi, to po siedmiu kolejkach zgromadziliście 14 „oczek” na swoim koncie. To pokazuje, jak dobrze zaczęliście te rozgrywki i jak historyczny – już teraz – jest to sezon. Wiem, że to dopiero początek, ale to po prostu zmierza w dobrą stronę, w stronę awansu.

Chciałbym, aby tak było, ale wie Pan, chcieć a móc to dwie różne rzeczy. Piłka jest przewrotna. Obecnie drugi zespół w tabeli ma tylko dwa punkty straty, następne kolejno cztery i sześć (przyp. red. stan na 11 września) To naprawdę niewiele, zwłaszcza że dziś przy tej liczbie meczów nie jest problemem odrobienie tych siedmiu, ośmiu punktów. Wystarczy wpaść w dołek, jedna, druga porażka, lekka zadyszka i przewaga topnieje, prawda? Wiemy, o co gramy, nie robimy tego na wariackich papierach. Pracujemy spokojnie, trener ma postawiony cel i jak się uda, to będzie super, ale nikt nam już teraz nie zagwarantuje, że na pewno awansujemy.

Czy gdyby nie udało się awansować, to czy stanowisko trenera Bekasa będzie zagrożone? Czy może jednak ma on na tyle stabilną pozycję, że raczej nic to nie zmieni?

Trudno powiedzieć, co będzie w czerwcu. Na tę chwilę mamy z nim podpisaną umowę do końca czerwca i jeżeli nie będzie awansu, to najpierw będziemy musieli ocenić, jaki będzie klimat, atmosfera w drużynie i wokół niej.

Oglądając mecze Victorii, można dojść do wniosku, że trener Bekas preferuje dość ofensywny styl gry, co potwierdzają również statystyki. 26 zdobytych goli w siedmiu spotkaniach. Ponadto całkiem niezła gra w obronie, bo sześć straconych bramek (przyp. red. rozmowa została przeprowadzona przed ostatnią kolejką PROEKO IV Liga).

Nie, nie. Za dużo straconych. Ostatnio chyba mniej traciliśmy. W tym sezonie zdarzyła się nam wpadka, ale to nic nie szkodzi. Staramy się grać ofensywnie i to nas cieszy.

W kilku spotkaniach wpadło po pięć goli, prawda?

Wpadło i szkoda, że w starciu z Polonią Leszno te trzy wpadły, ale do naszej siatki. Nie powinny wpaść, bo widzi Pan, było już 5:0 i piłkarze myśleli, że jest po meczu. Nagle dwa rzuty rożne dla przeciwników i zrobiło się niebezpiecznie.

Zatem zaleca Pan większą koncentrację swoim zawodnikom.

Trener cały czas uczula na to swoich podopiecznych, ciągle nad tym pracujemy. Natomiast teraz się cieszymy, że w ostatnich spotkaniach udało się kilka razy zagrać na zero z tyłu. Mamy dobrych chłopaków w defensywie, mamy dobrych zawodników w ofensywie, gdzie na chwilę obecną wyróżnia się Mikołaj Jankowski, który ma strzelonych osiem bramek w tych siedmiu spotkaniach (przyp.red. obecnie ma 9 goli w 8 meczach). Chłopak ma 20 lat, więc staramy się go promować. Mamy jeszcze kilku młodych zdolnych, jak Szymański, który w ostatnim meczu z GKS Dopiewo dostał swoją szansę i od razu w 60. minucie strzelił bramkę. Piłkarz ma 19 lat i strzela pierwszego gola w karierze. Po tak dobrym wejściu teraz trener ma „problem”.

Problem bogactwa, prawdziwy ból głowy w pozytywnym znaczeniu oczywiście.

Ale to bogactwo jest potrzebne. U nas nie ma żadnych zgrzytów między zawodnikami. Nie ma, że ten gra mniej, a ten drugi więcej. Oni wiedzą, że muszą walczyć o skład. Za darmo nie ma awansu i za darmo nikt nie da im miejsca w drużynie.

Cóż, pozostało mi tylko życzyć Panu i Victorii Września zrealizowania postawionych sobie celów. Życzę tego upragnionego awansu.

Nie dziękuję, ale przydałoby się. Myślę, że Września jest takim fajnym, pięknym miastem, że środki by się na to znalazły i gdyby udało się awansować, to miasto oraz sponsorzy klubu nas wesprą, co pozwoli nam nie tylko do tej trzeciej ligi awansować, ale też się w niej na dłużej utrzymać. Na spokojnie, gdzieś w środku tabeli, bo o drugiej lidze nie ma co marzyć, ale ta trzecia liga jest na tę chwilę dla nas idealna.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze